|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce Płeć:
|
|
Wysłany: 17:35 :36 , 16 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Rozdział 12
Proszę słuchajcie też muzyki, bo ona jest odzwierciedleniem rozdziału. Teledysk również, szczególnie ten.
Muzyka przewodnia rozdziału 12: http://www.youtube.com/watch?v=zRIbf6JqkNc
Mów do mnie tym miękkim głosem
Widzę coś w twoich oczach
Nie zwieszaj głowy w rozpaczy
I proszę cię, nie płacz
Wiem, jak się czujesz, tam w środku
Byłem tam przed tobą
Coś w tobie przechodzi przemianę
Nie dostrzegasz?
Nie płacz dziś w nocy
Wciąż cię kocham
Nie płacz dziś w nocy
Nie płacz dziś w nocy, nad tobą wciąż wiszą niebiosa
Nie płacz dziś w nocy
Uracz mnie szeptem
Podaruj mi westchnienie
Obdarz mnie pocałunkiem, zanim powiesz: żegnaj
Nie musisz tego znosić tak źle
Nie musisz tego tak tłamsić
Wciąż będę o tobie myślał
I o czasach, które mamy już za sobą, kochanie
Nie płacz dziś w nocy
Wciąż cię kocham
Nie płacz dziś w nocy
Nie płacz dziś w nocy, nad tobą wciąż wiszą niebiosa
Nie płacz dziś w nocy
I proszę, wspomnij, że nigdy nie łgałem
I proszę, wspomnij, co noszę w sobie teraz
Musisz teraz pójść własną drogą
Ale będzie dobrze, kochanie
Jutro poczujesz się lepiej
Gdy nadejdzie świt,
Nie płacz dziś w nocy
Nigdy już nie płacz
Kochanie, może kiedyś, któregoś dnia
Nie płacz nie płacz
Nie płacz dziś w nocy
-Guns 'N' Roses-Don't cry.
To jakieś deja vu, albo sen. No, bo jak wytłumaczyć fakt, że po raz kolejny słyszę dobijający dźwięk aparatur, białe ściany i wszystko mnie boli? Czuję się jakby mnie wyjęli wprost z sali sądowej ze starciem matek nastolatków, oskarżających mnie o propagowanie zabijania i satanizmu w piosenkach. O co zresztą będę miał rozprawę. Szczytem moich marzeń było opowiadań bandzie niedołężnych, cnotliwych kobitek i gburliwych, lojalnych patałachów, którzy nie potrafią poświęcić dosłownie chwili na rozwiązanie przesłania w piosenkach.
Mosiężne drzwi zaskrzypiały, a spoza nich wyłonił się w rzeczy samej Pan, jak mówiła plakietka Jonson.
-Próba samobójcza się nie powiodła, Panie Barrecie.-powiedział znad kartek.
-Że próba samobójcza?-krzyknąłem podnosząc się do pozycji siedzącej. Od razu znać dała o sobie głowa.
-Posłuchaj, jestem lekarzem od 20 lat, więc nie wciskaj mi, że nie próbowałeś się zabić. Miałeś w sobie i koło siebie tyle heroiny, że normalnemu narkomanowi starczyłoby to na 2 tygodnie-jęknął ze znudzeniem.
Przemilczałem. Nie będę się pogrążał. Daruję sobie rozmowę z lekarzykiem, bo i tak wie lepiej. Wręcz zdumiewa mnie ta siła instynktu.
Kolejna godzina sam na sam z myślami. Wolałbym już namolnego Stevena przy boku, rozpamiętującego błogie uniesienia miłosne z Groupies, niż bezwartościowe wylegiwanie się na tym skrzypiącym łożu, co nie zdarza się często. I te dobijające tykanie. Z racji, że jestem człowiekiem wybrednym jak i denerwującym, same, głośne wchodzenie po schodach wprawia mnie w stan złości emocjonalnej.
-Cześć-szepnął mi nieśmiało, znajomy dziewczęcy głos. Dziennikareczka we własnej osobie! Nie ma to jak upragnione odwiedziny!
-Czołem!-krzyknąłem wpatrując się w jej postać. Ta wyraźnie skrępowana odwróciła wzrok, co szczerze rozbawiło mnie.
Jak on śmie! Wielka mi gwiazda muzyki! Zwykły, ,,ołowiany portfel''. Jeszcze się szczerzy! Powinien mi dziękować na tych obdartych kolanach, że ma jakieś towarzystwo, a nie lampić się na mnie jak cielę na malowane wrota! Z chęcią bym podeszła i trzepnęła nim tak, że w oka mgnieniu znikłby mu ten natrętny, chytry uśmieszek.
-Czym zawdzięczam Twoje przybycie?-zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Słyszałam, że nie trzymasz się najlepiej. Na własne oczy chciałam to zobaczyć i opisać-powiedziałam chytrze. Przez ułamek sekundy widziałam zmieszanie na jego twarzy, przeplatany zmieszaniem, ale już po tej chwili na twarzy pojawiła się uśmiechnięta 'maska'.
-Jak sama dostrzegasz mam się nadzwyczaj dobrze. Cóż za porażka dla Twej kariery! Szef nie zapłaci ci premii-mówił poważnym tonem, zakrywając twarz z niby współczuciem jakby przeżywał każde słowo.
-Sam Twój widok na szpitalnym łóżku zaszczepi mój portfel na kilka miesięcy.
Już chciał przerwać mój wywód jakąś szalenie 'mądrą' ripostą, ale przeszkodziła mu w tym pielęgniarka wchodząca na oddział.
A to mała wydra! Umie żmija popalić!
-Po cóż tu przyszłaś?-zapytałem od niechcenia. Jej obecność nie była wszak wskazana.
-Powiedz mi jedno. Dlaczego mnie tak nienawidzisz? Dlaczego, gdy tylko mnie widzisz, zaciskasz szczękę i udajesz, że mnie nie ma? Dlaczego mnie oczerniasz i prowokujesz bez powodu? Co ja Ci zrobiłam?
-Skończ kobieto już!-krzyknąłem poruszony. Kto jak kto, ale ona nie będzie się plątać w nie swoje sprawy.
-Czy to przez tą dziewczynę ze cmentarza?-krzyknęła.
Jak rozjuszony byk biegł w czerwoną ścierę, tak on pędem wstał z łóżka, oderwał wszystkie kable i szedł wprost na nią. Niejednego jego widok mógł przerazić. Przyciemnione oczy ze złości, uwydatnione żyły, napięte mięśnie, zaciśnięta szczęka.
-To nie jest ta dziewczyna! Nie plątaj jej w to!-krzyknął podnosząc pięść. Ta pod wpływem impulsu skuliła się. W jednej chwili cała ta złość przeminęła. Przed oczami stanął mu obraz matki i ojczyma. Identyczna sytuacja, tylko inna perspektywa. Ojczym uderzył jego matkę. Musiał patrzeć razem z siostrą na jej ból i cierpienie, na jej krew i siniaki. Na niemoc zalegającą w jej niebieskich oczach i ruchach. Był przerażony tak samo jak ona teraz. Jedyne co potrafił to przytulić siostrę do piersi.
Nie panował nad ruchami. W jednej chwili pociągnął ją w swoją stronę i otoczył ramionami. Szepcząc jej do ucha uspokajające słowa, zamieniane przez pocałunki składane na jej włosach, czole i dłoniach.
-Cii, spokojne. Nic Ci nie będzie słoneczko-szeptał.
Ołowiany portfel-przezwisko Jimmiego Page'a z uwagi na jego chorobliwe skąpstwo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zeppelina dnia 17:40 :44 , 16 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce Płeć:
|
|
Wysłany: 12:15 :16 , 30 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Rozdział 13/ część 1
Muzyka przewodnia rozdziału 13: http://www.youtube.com/watch?v=kmd6fg0r4Ic
Hej, hej laluniu mówię ci, sposób w jaki się poruszasz
Sprawia, że mam ochotę wycisnąć z ciebie wszystkie soki.
Och, och dziecinko, sposób w jaki kręcisz tą rzeczą
Doprowadzi do tego, że wybuchnie we mnie pożar.
Hej, hej, kochanie, kiedy chodzisz w ten sposób
Wyglądasz jak cukiereczek i nie potrafię trzymać się od ciebie z daleka.
Ach tak, ach tak, ach, ach, ach,
Ach tak, ach tak, ach, ach, ach.
Ale mnie bierze, nie mogę ustać spokojnie,
Moje serce goreje, wciąż pragnę więcej
Oczy płoną ogniem, marzenia o tobie przelatują przez moją głowę
Ach, ach, ach, ach...
Hej mała,och mała,
ślicznotko la,la,la,la,la...
Hej mała,och mała,
ślicznotko la,la,la,la,la...
Hej,nie minęło dużo czasu nim się dowiedziałem,
Co ludzie mają na myśli mówiąc:"skończony".
Przepuściła moją forsę,zabrała samochód.
Opowiadała swoim przyjaciołom,że chce zostać gwiazdą.
Nie wiem kto,ale ktoś mi powiedział,
Że długonogie laski nie mają dusz.
Wszystko o co proszę w swoich modlitwach
To,aby stateczna kobieta stanęła na mojej drodze.
Potrzebuję kobiety,która weźmie mnie za rękę
I nie będzie kłamać,uczyni mnie szczęśliwym człowiekiem
-Led Zeppelin-Black Dog
13 listopada. Listopadowy deszcz. Pada. Można uznać to za znak jak i przyczynę mojego samopoczucia. Jest dopiero 12, a za oknem ani żywej duszy. Ciemne chmury przykryły jasnoniebieskie niebo, dając tym samym powód do mej radości. W takie dni jakakolwiek wizyta byłaby wręcz mało prawdopodobna. Cały dzień dla mnie. Cały dzień ja sam, bez towarzystwa. Doprawdy wspaniały klimat.
Z panną Wendy stosunki się poprawiły. Choć mało mnie to zadowala. Jednak muszę przyznać, że jak na Francuzkę jest wyśmienitą partią do rozmów. Rozświetliła moje mało barwne życie do poziomu ostatecznego. Jednak weszła do niego i nie chce się wynieść. Kolejna znienawidzona zmiana. Nienawidzę zmian. Nienawidzę mieć obowiązków i stresować się nimi. Wolę być wolny, nie przejmować się tym jak wypadnę na koncercie, ani tym jak się on spodoba. Przez to mam więcej niepotrzebnych myśli.
Mimowolnie na myśl o Wendy, mój wzrok przeniósł się na wielki portret Kat, wiszący na ścianie, nad łóżkiem. Jej piękne, faliste włosy, pełne piersi, duże oczy. Wstąpiła Wendy, a odstąpiła Katharine. One nie wiele się różnią. Może kolorem włosów i charakterem. Kat była śmiała, odważna, wiedziała kiedy przestać. Wendy jest nieśmiała, ma cięty język i nie wie kiedy przestać. Przekracza wszelkie granice. Piękne przeciwieństwa. Nawet ruchy mają podobne.
Na myśl przyszło mi jedno. Muszę to zrobić, by przekonać się czy te linijki będą odzwierciedlać mój stan ducha...
Dochodziła 12 w nocy. Po raz kolejny pukałem do jej skrzypiących drzwi w nadziei, że mi otworzy. Za równie 29 stuknięciem otworzyła mi. Jeszcze nie kontaktowała. Stała w ciemnym szlafroku sięgającym jej do połowy ud. Nie ma to jak ciepło w listopadowy deszcz... .
Przetarła leniwie oczy i dopiero wtedy z łaski swej spojrzała na swego gościa. Miała podkrążone oczy.
-Z kąt wiesz gdzie mieszkam?-zapytała cicho opierając się o framugę drzwi wejściowych.
-Nie Twój interes-odparłem ironicznie. Spojrzała na mnie z wyrzutem. Jak widać znów coś popsułem.
-Wpuścisz mnie czy będziemy tak stać?
W niej aż zawrzało. Kilka kosmyków włosów opadła na ramiona tym samym wywiązując się ze starannie spiętych włosów. Twarz jej poczerwieniała i z impetem zatrzasnęła drzwi tuż przed moim nosem. Świetlista gościnność Francuzek. Tak więc nici z nocy w ramionach kobiety.
Przepraszam za długość. Następny rozdział, część będzie dłuższy, bo ostatni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zeppelina dnia 12:30 :54 , 30 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dzieło szatana
Moderatorka
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 919 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z klatki B Płeć:
|
|
Wysłany: 12:25 :21 , 30 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
On nie powinien porównywać Wendy i Kat... To dwie różne osoby podobne do siebie jedynie z wyglądu, a nie z charakteru. Różnią się też tym, że Wedny żyje a Kat nie... Czas się z tym pogodzić.
Podobała mi się scena w szpitalu On nie jest jej obojętny skoro do niego przyszła .
Czekam na nowy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce Płeć:
|
|
Wysłany: 17:30 :37 , 05 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Dzięki wielkie za komentarz
Rozdział 14/część 2-ostatni.
Bardzo Was proszę o przeczytanie poniższego tekstu i oglądnięcie teledysku. On jest całym przedstawieniem życia Syda tak samo jak teledysk i piosenka Don't cry. Są w nich zawarte fakty i momenty z jego życia. Błagam nie omińcie tego!
Muzyka i teledysk przewodni rozdziału 14: http://www.youtube.com/watch?v=8SbUC-UaAxE
Kiedy patrzę w twoje oczy
Widzę powściągliwą miłość
Ale kochanie kiedy cię trzymam
Wiesz, czuję to samo
Nic nie trwa wiecznie
I oboje wiemy, że serca mogą się zmieniać
Ciężko jest trzymać świecę
Na zimnym, listopadowym deszczu
Kończyliśmy z tym przez długi, długi czas
Próbując uśmierzyć ból
Ale kochankowie zawsze przychodzą i zawsze odchodzą
I nikt tak naprawdę nie jest pewien kto dziś odchodzi
Odchodzi
Jeśli moglibyśmy zabrać czas
Aby położyć to na linii
Mógłbym spocząć
Wiedząc że byłaś moja
Cała moja
Więc jeśli chcesz mnie kochać
Kochanie nie powstrzymuj się
Albo skończę idąc
W zimnym, listopadowy deszczu
Czy potrzebujesz trochę czasu... dla siebie
Czy potrzebujesz trochę czasu.... w samotności
Wszyscy potrzebują trochę czasu... dla siebie
Czy wiesz, potrzebujesz trochę czasu.... w samotności
Wiem, że to trudno utrzymywać otwarte serce
Kiedy nawet przyjaciele wydają się ranić cię
Ale jeśli mogłabyś uleczyć złamane serce
Nie byłoby czasu aby cię oczarować
Czasami potrzebuję czasu dla siebie
Czasami potrzebuję czasu dla samotności
Wszyscy potrzebują trochę czasu dla siebie
Czy wiesz, potrzebujesz trochę czasu dla samotności
I kiedy twoje obawy ustąpią
I cienie będą dalej przypominać
Wiem że możesz mnie kochać
Kiedy nie zostaje już nikt aby go obwinić
Więc nigdy nie zważaj na ciemność
Nic nie trwa wiecznie
Nawet zimny, listopadowy deszcz
Czy myślisz, że kogoś potrzebujesz
Czy myślisz że kogoś potrzebujesz
Każdy kogoś potrzebuje
Nie jesteś jedyna
Nie jesteś jedyna
-Guns 'N' Roses-November Rain
Kolejny występ. Kolejne laury. Kolejne tłumy fanów przepychających się na sam początek sali. Nieśmiałe i odważne uśmiechy. Fascynacja. Piękne chwile, które z biegiem przemijają, jednak pamięć pozostaje niezmienna. A w pierwszym rzędzie ona. Urocza dziennikareczka z wybujałą wyobraźnią. Urocza jak zawsze. Doprawdy to był niezmiernie udany koncert i wspaniała atmosfera. Mój ostatni koncert.
-Izzy wszystko w porządku. Nie musicie przyjeżdżać. Nie mam napadów depresji. Czuję się jak nigdy-mówiłem w miarę spokojnym i opanowanym głosem tłumacząc się jak więzień na przesłuchaniu. Od sprawy ze szpitalem prowadzą baczne obserwacje na temat: ''Nie pozwól dołować się Sydowi''. Są namolniejsi niż muchy czy komary. W ciągu dnia przeszło 15 razy poddawany kontroli. Jeśli nie odbiorę mam darmowe towarzystwo pod pretekstem pożyczenia płyty, bądź rady. I jak tu ich nie kochać? Poświęcają mi więcej czasu w tydzień, niż rodzice w osiem lat.
Siedząc na kanapie otoczony potężnym mrokiem oraz kieliszkiem brandy, obracałem w palcach obrączkę. Pozostałość po ukochanej. To już dwa lata! Dwa długie i żmudne lata! Jutro jest rocznica jej śmierci. Pada. Pobraliśmy się w słońcu, a zmarła w listopadowym deszczu. Pamiętam te kłótnie, kłótnie o pistolet, zakończone wielkim wybuchem namiętności. Wtedy było inaczej. To ona wygrała. Gdybym tylko wziął od niej tą przeklętą broń, może by nie popełniła samobójstwa. Jednak zawsze tylko w ostatnich chwilach swojego życia brakuje nam słów i czynów. Zasłaniamy się honorem i dumą, myśląc, że jeszcze szmat czasu, by wszystko wyjaśnić. To nie jest kłamstwo! Było już tyle sprzeczek, a ta poddała kres naszym ścieżką.
Wspominałem o tym, że byliśmy małżeństwem? Może i nie. Ja nie chcę przyjąć tego do świadomości, ale zdjęcia, podróż, pamięć robi swoje. Byliśmy szczęśliwi! Na prawdę szczęśliwi! Dzieciństwo miałem okrutne! Tylko te kilka miesięcy z nią było jedyną radosną chwilą! Chwilą uniesienia! Ale znowu karygodność dała o sobie znać. Już dawno przyjąłem do wiadomości, że jestem męczennikiem własnego umysłu i ciała.
Nie płaczę dlatego, że jej nie ma. Płaczę dlatego, że ofiarowałem jej cząstkę siebie. Była tą pierwszą i jedyną, której to dałem, a ona umarła. Ta cząstka pozostała przy niej. I już jej nie odzyskam. Brakuje mi jednej części do poprawnego funkcjonowania. Mieć jej nie będę i w tym jest źródło mego niebytu.
Również od równego miesiąca mój kontakt z Wendy się pogorszył. Po incydencie pod jej domem unika mnie. To mnie na prawdę dobija. Nie chcę tego, nie chcę tak tego zakończyć. ''Listopadowy deszcz'' musi się stać rzeczywistością.
-Wendy proszę. Wpuść mnie. Błagam...
Lekki trzask. W drzwiach po miesiącu dostrzegłem jej szczupłą sylwetkę, wąską talię. Od ostatniej wizyty schudła. Jej długie nogi stały się jeszcze szczuplejsze, niż wcześniej. Twarz jej wysmuklała i stała się wyraźniej.
-Czego chcesz?-zapytała, ledwo maskując zdenerwowanie. Marna z niej aktorka. Może i niegrzecznie wprosiłem się do środka, ale to nie mogło czekać. Po co tracić czas na zbędne rozmowy, które przerodzą się w godzinne kłótnie?
-Wybacz...za tamto zachowanie-szepnąłem, skutecznie omijając jej wzrok, który wręcz palił. Czułem jej dosadnie piekący wzrok. Pod jego wpływem czułem się osaczony i goły.
-Na wszystko znajdziesz ratunek? Myślisz, że mnie tym przekonasz?!-syknęła wymijając mnie w przejściu. Nie mogło się obejść od wielce przypadkowego szturchnięcia.
-Poczekaj!-krzyknąłem łapiąc ją za rękę i przybliżając do siebie. Wyraźnie miała nieprzespaną noc za sobą. Jej blada i chuda twarzyczka, aż prosiła o odpoczynek od wszelakich problemów, z którymi musi się uporać każdy człowiek. W takich chwilach na prawdę brakuje nam dzieciństwa i jego charakteru. I choć ich miałem wiele, jeszcze za czasów prawdziwej rodziny niewiele wiedziałem o świecie i ta bariera chroniła mnie przed rozczarowaniem i bólem. Wtem z każdym przebytym miesiącem coraz więcej pojmowałem i rozumowałem. Wtedy narastał smutek, rozpacz i nieporozumienie. Minęły te lata kiedy największym zmartwieniem była sztuczka kolegi, której nie potrafiliśmy powtórzyć, zastępując je miesiącami z którymi nie potrafimy żyć.
-Czy tak chcesz to zakończyć? Było nam źle wtedy? Co? No odpowiedz!-krzyczałem do wyrywającej się kobiety.
-Nie! Jak ty mnie traktujesz?! Myślisz, że możesz wpadać tu bez zapowiedzi i bezczelnie się wpraszać? Co? No odpowiedz!-krzyczała. Doprawdy w rozpiętym szlafroku, uwydatniającym jej atuty i tą słodką minką wygląda przeuroczo.
-Nie będę się powtarzał. Przepraszam!-warknąłem i zatopiłem się w jej nabrzmiałych ustach. Z początku zaskoczona i otumaniona leżała w mych ramionach jak kłoda, ale z biegiem momentu zaczęła oddawać zachłanne pocałunki kierując się w sam środek przestronnej sypialni. Jej dłonie niebezpiecznie schodziły wzdłuż mojego karku. Po każdym muśnięciu jej gładkich dłoni na moim ciele wystąpiły mroźne, a jak rzesz przyjemnie ciarki. Wspiąłem ją na rękach tak, że oplotła mnie nogami. Przycisnąłem ją do łóżka i pojedynczo zacząłem składać pocałunki na jej twarzy, wzdłuż jej szyi, na środku dekoltu. Leżący już szlafrok niebezpiecznie plątał się pod nogami. Przyciskając ją lekko do siebie, położyłem na miękkim łożu delektując się widokiem uśmiechniętej twarzy Wendy.
-Jesteś śliczna-szepnąłem jej do ucha po długiej chwili wpatrywania się w jej nagie, przepiękne i zdrowe ciało. Po kilkunastominutowej drodze rozkoszy czułem jak nasze ciała emanowały bezgranicznym ciepłem i empatią. Jak na znak wygięła się w łuk, zapraszając do najdalszych, mokrych i pełnych rozkoszy zakątkach jej ciała. Biorąc ją w me ramiona wszedłem delikatnie całując po wargach. Wydała lekki jęk. Tej jedynej nocy pełnej namiętności doświadczyłem ledwo znajomego uczucia spełnienia od tak dawna. Dzisiaj zostaliśmy połączeni niewidzialnym węzłem, którego żadna sytuacja i uczucie nie zepsuje. Jesteśmy jednością, na śmierć i życie kochanie. Już spała. Nałożyłem na jej palec ten sam pierścionek. Moja część życia i pamiątka. Na zawsze od tego momentu należąca do niej.
Śpij spokojnie aniołku. W tym zimnym, listopadowym deszczu.
Nad ranem z bólem serca wróciłem do domu. Od razu wziąłem papier i zacząłem kreślić linijki nowo powstałego tekstu do piosenki 'November Rain'.
...Czy myślisz, że kogoś potrzebujesz
Czy myślisz że kogoś potrzebujesz
Każdy kogoś potrzebuje
Nie jesteś jedyna
Nie jesteś jedyna-tak wyglądają ostatnie linijki.
Teraz jednakże czeka mnie coś gorszego. Listy pożegnalne. Kocham Was.
Drogie Guns 'N' Roses i Shannonie Hoonie.
Mój czas na tej planecie dobiega końca. Wiem...to może być dla Was trudne, ale proszę! Zrozumcie mnie! Postawcie się na moim miejscu! Nie potrafię już żyć! Chcę być już na tamtym świecie! Tak będzie dla mnie lepiej. Na zawsze pozostaniecie w moim sercu jako Ci najwierniejsi, najprzystojniejsi i najzabawniejsi przyjaciele. Kocham Was czystą, braterską miłością.
Za Waszą troskę, ciepło, wsparcie, ubaw i miłość. Przy Was byłem kimś. Kimś ważnym i szanowanym. Oczekuję od Was jednego! Nie załamujcie się! Idźcie przez życie tak, jak ja nie potrafiłem! Stawiajcie czoła każdemu! Bądźcie silni! Takiego Was zapamiętam! I proszę. Zaopiekujcie się Wendy-moją drugą miłością. Kocham Was bracia! Nie zmieniajcie się! Na zawsze razem!
Kocham Was! Syd Barrett.
Drogi Johnie Lennonie
Przepraszam, że Cię opuszczam, że nigdy się z Tobą nie zobaczę. Pragnę Ci podziękować za Twą troskę o mnie. Za dojście do sławy, bez Ciebie byłbym nikim. Wielbię Ciebie za wszystko. Na zawsze pozostaniesz mym wzorem do naśladowania. Nie zmieniaj się!
Kocham Cię! Syd Barrett.
Droga Wendy
O, pani, jesteś ostatnia i jedyna. Wybacz mi proszę wybacz za to, że mnie nie ma i nigdy nie będzie! Tak będzie dla Nas lepiej! Męczę się w tym świecie. Dziękuję Ci za wszystko. Za wspaniałe chwile, rozmowy, pocałunki, potyczki i tą najwspanialszą chwilę uniesienia. Było mi błogo, słonko. Uświadamiam sobie, że od pierwszego spotkania byłaś dla mnie ważna! Nie mogłem znieść tego jak Cię potraktowałem! Przepraszam moja miła. Czuje, że też byłem dla Ciebie kimś więcej niż tylko rozkapryszonym gwiazdorem. Nigdy takim nie byłem! Ty wiesz jaki jestem, kochanie. Na palcu Twym zostawiłem pierścionek. Jest dla mnie niezmiernie ważny. Trzymaj go przy sobie.
Nie płacz za mną! Nie chcę tego. Znajdź mężczyznę godnego zaufania i szacunku. Weź takiego, który Cię pokocha i da to czego ja nie mogłem Ci dać! Będę nad Tobą czuwał, aniołku. Spotkamy się w niebie! Jedyne co mogę po sobie zostawić dla Ciebie to testament. Pieniądze, piosenki.... . Tylko tyle jestem w stanie Ci ofiarować. Wiem, że mam w Tobie oparcie. Proszę, chcę skromny pogrzeb. Będę nad Tobą czuwał. Nie zmieniaj się!
Jedyne czego pragnę to Twojego szczęścia. Pamiętaj o mnie.
Kocham Cię, Syd Barrett.
Drodzy Fani
Dziękuję Wam za lata koncertów, spotkań i zrozumienia. Za Wasz opór o me dobre imię. Moja cała kariera opierała się na dawaniu Wam szczęścia, nowych doznań. Wszystkie piosenki, poezje wyjęte spod mej ręki były skierowane do Was i dla Was. Patrzenie ze sceny, jak śpiewacie pieśni, ballady, jak wstajecie, by klaskać. Wasze uśmiechy i łzy. Te oznaki człowieczeństwa dawały mi siłę, by przetrwać. By żyć. Jednak nikt nie ucieknie przez mrokiem własnego cienia.
Dążcie dalej z mą muzyką. Nie zmieniajcie się. Nie zapomnijcie o mnie! Niech rock na zawsze zapadnie w sercach każdego człowieka. Bo ona zasługuje na miano oklasków. Ta muzyka nigdy nie zginie!
Kocham Was! Syd Barrett.
Nadszedł czas. Wybiła 23. Wtedy zmarła Kat. Pociągnęła za spust. Wziąłem całe, zapełnione opakowanie z tabletkami nasennymi. Włączyłem muzykę Elvisa Presleya i na zmianę słuchałem na winylu jego i Jimma Morrisona. Rock płynął i zawsze będzie płynąć w mej krwi.
Wziąłem jedną, drugą, trzecią, czwartą... . W nieskończoność, do momentu, kiedy ledwo brałem szklankę alkoholu do ust. Kiedy ledwo chodziłem. Nie ma odwrotu. Usiadłem na łóżku, pełen myśli plątających się wokół Wendy. Już po chwili poczułem nieznośne odurzenie. Nie byłem w stanie myśleć o niczym. Całe życie przeleciało jak na taśmie. Rodzina, dziadek, przyjaciele, pierwsza gitara, spanie na klatkach schodowych, zabawa, kobiety.
Żegnaj Axl, Slash, Duff, Izzy, Steven, Shannon, Johny...Wendy, rodzino. Kocham Was. Witaj Boże. Raju witaj. Wreszcie czuję się wolny!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zeppelina dnia 17:35 :51 , 05 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dzieło szatana
Moderatorka
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 919 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z klatki B Płeć:
|
|
Wysłany: 11:17 :27 , 09 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Męczył się tutaj i był świadomy drogi którą wybiera odbierając sobie życie... W takiej sytuacji to była dla niego chyba najlepsza opcja. Był też egoistą, bo nie pomyślał o tym co będą czuli ludzie którzy zostaną z całym bólem po jego stracie. On jest wolny z dala od problemów, a oni muszą cierpieć... Postawa egoistyczna.
Piękne listy napisał do wszystkich bliskich mu osób.
Dziękuję za tą opowieść. I czekam na kolejne Twoje dzieła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce Płeć:
|
|
Wysłany: 11:55 :14 , 09 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Dziękuję bardzo Dodam jeszcze epilog. Nie sądzę bym tu coś jeszcze wstawiła
A czy był egoistą. Myślał, że jego bliscy zrozumieją jego decyzję, bo jedynie męczył się na tym świecie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zeppelina dnia 11:56 :43 , 09 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce Płeć:
|
|
Wysłany: 17:33 :08 , 22 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Epilog
Muzyka przewodnia opowiadania, epilogu- http://www.youtube.com/watch?v=4ADh8Fs3YdU
Puste przestrzenie - po co żyjemy
Opuszczone miejsca - myślę, że znamy wynik
Dalej i dalej, ktokolwiek wie, czego szukamy
Następny bohater, następna bezsensowna zbrodnia
Za kurtyną pantomimy
Trzymać się linii, ktokolwiek kiedyś zapragnie to wziąć
Przedstawienie musi trwać
Przedstawienie musi trwać
Łamie się me serce w środku
Mój makijaż może spłynąć
Ale uśmiech zostanie
Cokolwiek się zdarzy, opuszczę wszystko dla tej szansy
Kolejne utrapienie, kolejny przegrany romans
Dalej i dalej, ktokolwiek wie, po co żyjemy?
Myślę, że się uczę, muszę być teraz gorliwszy
Wkrótce zawrócę, teraz skręcam za róg
Poza zrywający się ranek
Ale w ciemności boleję za wolnością
Przedstawienie musi trwać
Przedstawienie musi trwać
Ooo łamie się me serce w środku
Mój makijaż może spłynąć, ale uśmiech zostanie
Moja dusza jest barwna niczym skrzydła motyla
Legendy przeszłości dorosną, lecz nigdy nie umrą
Mogę latać - moi przyjaciele
Przedstawienie musi trwać
Przedstawienie musi trwać
Spotkam się z tym z szerokim uśmiechem
Nigdy się nie poddam
Dalej z przedstawieniem
Będę gwoździem programu,
Muszę znalezc wolę wytrwania
Dalej
Dalej z przedstawieniem
Przedstawienie musi trwać...
-Queen-The Show Must Go On
-Guns 'N' Roses jako Guns 'N' Roses
-Syd Barrett jako Syd Barrett
-John Lennon jako John Lennon
,,Po raz pierwszy ujrzał niebo dokładnie w sześć godzin i pięćdziesiąt siedem minut po tym, gdy zadurzyło się w nim całe pokolenie. Co istotniejsze przeżył tym samym swą pierwszą śmierć-tę najwcześniejszą z wielu pomniejszych śmierci, które miały jeszcze nastąpić.
Wszystkie wydarzenia, postrzegane jako całość, bez wątpienia wyznaczały punkt kulminacyjny w jego krótkiej karierze, składając się na dowód uznania, o jakim większość wykonawców, może tylko pomarzyć, a o jakim sam Syd nie fantazjował jako nastolatek. Lecz w godzinach poprzedzających świt Syd nie cieszył się świadomością odniesionego zwycięstwa, nie doświadczał tym bardziej pragnienia, aby zwycięstwo to świętować. Gdy Wendy spała, Syd lekkomyślnie-czy też celowo-wziął więcej tabletek nasennych niż nakazywałby rozsądek. Na skutek przedawkowania jego skóra przybrała odcień morskiej zieleni, a mięśnie zesztywniały na podobieństwo solidnych kabli. Wendy w popłochu zaczęła udzielać mu pierwszej pomocy, co z biegiem czasu było już rutyną.
W ciągu jednego dnia Syd narodził się dla świata, zmarł w sekrecie własnego mroku, wreszcie zaś wskrzeszony został dzięki potędze miłości. Był to wyjątkowy wyczyn-nieprawdopodobny i niemalże niemożliwy-to samo można by wszakże powiedzieć o znaczącej części jego przejaskrawionego życia, począwszy od miejsca z którego pochodził''.
Fragment ,,Pod ciężarem nieba''
Minęło pięć lat od śmierci legendy muzyki!
Chyba nie ma osoby, która zapomniałaby, a już na pewno nie wiedziała o rychłej śmierci młodego, przystojnego i utalentowanego Syda Barretta. Jego poezje i piosenki odzwierciedlały jego samoocenę, humor i jednocześnie zagadkowe postrzeganie świata. Dla jednych-mało rozmowny samotnik i dziwak, da innych-człowiek o wielkiej wyobraźni i poczuciu humoru. Jednak nawet Ci sceptycznie nastawieni do jego sposobu życia, nie potrafią odmówić mu talentowi. Te piosenki trafiają do każdego, budząc skrajne emocje. Od lęku, złości i bólu, bo radość i wolność. Od łez smutku do łez radości. Minęło pięć lat od kiedy, jego ówczesna dziewczyna-Wendy Harrison-znalazła go martwego na pościelonym łóżku. Owocem tej ,,miłości'' jest potomek samego Syda, o tym samym imienu, nadanym jak przypuszczamy, jako hołd dla tragicznie zmarłego Boga. Wendy'iego i Syda wspierają przyjaciele Barretta-członkowie Guns 'N' Roses. Shannon Hoon, zmarł kilka miesięcy później po przyjacielu osierocając roczną już sześcioletnią córkę, na skutek przedawkowania.
Jednego jesteśmy pewni. Pamięć o geniuszu nigdy nie zginie. Jego wkład w muzykę był ogromny.
Magazyn 'Musical Express''.
-Kochanie nie oddalaj się-powiedziała biorąc za rękę oddalającego się syna. W ręku trzymała nowe wydanie gazety upamiętniające śmierć jej pierwszej miłości. Każda wzmianka o nim wprawia ją w stan lekkiej rozpaczy. Minęło wiele miesięcy zanim uświadomiła sobie, że ten sam mężczyzna, z którym była poprzedniej nocy-nie żyje. Wielka rozpacz po tym jak zobaczyła, że w łóżku w którym niedawno przebywał we własnej osobie, poddając się rozkosznym uniesieniom, nie widzi jego uśmiechniętej twarzy i nie czuje delikatnych dłoni na swym ciele. Po tym jak zobaczyła go zimnego na pojedynczym łożu. Potem wszystko potoczyło się jakby z pomocą wehikułu czasu. Ciąża i pomoc kobieciarzy. Teraz ta sama kobieta trzymająca kwiaty nad grobem dawnego narzeczonego w rocznicę jego śmierci, ma przy sobie kopię taty.
-Mamo chcę do wujka-szepnął ciągnąc Wendy za skrawek ramoneski.
-Wujkowie zaraz przyjdą. Pomódl się za tatusia-powiedziała kucając przy malcu. Jest ta sama pogodna jak przed pięcioma laty. Listopadowy deszcz, który rozwiewa kwiaty, podnosi liście, które unoszą się na wietrze czystego, ulewnego powietrza.
-Tatuś patrzy na Ciebie z góry i chciałby z Tobą porozmawiać-szepnęła głaskając go po włosach. Te same lekko kręcone loki, niebieskie jak głębie oceanu oczy, bystre spojrzenie i te same długie palce.
-Idzie Steven-powiedział wtulając się w ramiona rodzicielki. Już po chwili poczuła ciepłą dłoń spoczywającą na ramieniu. Podniosła głowę i ujrzała białe zęby, mieniące się w szerokim uśmiechu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zeppelina dnia 17:40 :05 , 22 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|