|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:03 :35 , 26 Kwi 2010 Temat postu: BrzyDulka z Sąsiedztwa - Rozdział 37+EPILOG |
|
|
Entrada: >>KLIKNIJ<<
Download: [link widoczny dla zalogowanych]
Dulce to niepozorna dziewczyna, nierzucająca się w oczy. Zatracona w książkach i nauce, nie zwraca uwagi na swój wygląd. Mieszka samotnie. Nie ma żadnych problemów, do czasu, gdy do domu obok wprowadza się dwójka młodych ludzi. Fajtłapowata dziewczyna, za sprawą przystojnego szatyna staje się pośmiewiskiem na uczelni, na którą uczęszcza od roku. Choć wcześniej też nie traktowano ją z szacunkiem, to teraz jej życie przeradza się w piekło. Próbuje nie zwracać na siebie uwagi i ukryć się w cichy kąt, jednak na marne. Szatyn obiera sobie jej osobę, jako obiekt swoich drwin i wyśmiewania. Uprzykrza jej życie.
Bohaterowie:
Dulce Margarita Perez – miła, spokojna i ułożona dziewczyna. Studiuje prawo. Jej marzeniem jest zostać najlepszym adwokatem w Meksyku. Jako że, nie sprawiała żadnych problemów wychowawczych, rodzice bez problemu zgodzili się na jej wyjazd do miasta i zamieszkanie w centrum Meksyku w jednej z najbogatszych dzielnic. Jej rodzina nie należała do grupy ludzi, którym ‘kapało’ pieniędzmi z portfela, ale też nie byli biedni. Wcześniej mieszkała na wsi wraz z nadopiekuńczą matką, szalonym ojcem i przezabawnymi dziadkami. Miała starszego brata. Ten jednak zamarzył o karierze muzycznej i uciekł z domu w wieku 19-stu lat. Od tamtej pory temat Juana nie istniał w ich domu. Jeśli chodzi o wygląd Dulce, to trzeba szczerze przyznać, że nie należała do najpiękniejszych. Nosiła ogromne okulary i ubierała się fatalnie. Można by stwierdzić: totalne bezguście!
Lucas Fernando Brown – syn znanego prawnika, Martina Browna. Rozpieszczony przez swoją ciocię Isabel. Na pozór udaje grzecznego, lecz pod tą maską kryje się buntownik i szaleniec. Nie znosi prawa, jednak pod ciągłą presją ojca zgadza się przenieść do Meksyku i rozpocząć tam studia prawnicze. Zadufany w sobie chłopak, o parszywym uśmieszku i wysokim mniemaniu o sobie. Jego matka zmarła, kiedy miał 5 lat. Od tamtej pory opiekuje się nim tylko ojciec i ciocia, próbująca zastąpić mu prawdziwą matkę. Zepsuty do szpiku kości. Przeprowadza się z Los Angeles do Meksyku. Jeżeli chodzi o jego wygląd, to nie jeden mógłby mu pozazdrościć. Nosi się tylko w modne ciuchy. Ma swój oryginalny, seksowny styl. Ślinią się na jego widok wszystkie dziewczyny. On bawi się nimi i pogrywa, igrając z ich uczuciami.
Bianca Rosario Boyer – kuzynka Lucasa, a zarazem jego największa przyjaciółka i powierniczka. Ma bzika na punkcie swojej urody i blond loków. Przywiązuje dużą uwagę do tego, co nosi. Najbardziej na świecie kocha swoją kotkę Lulu, a zaraz po niej zakupy. Szalona i energiczna. Od swojego kuzyna różni się tym, że jest przyjazna i szybko nawiązuje znajomości. Jej rodzice wyjechali do Europy z nieznanych jej powodów i oddali ją pod opiekę Martinowi, wujkowi Bianci – bratu jej matki. Ten zmusił ją do pójścia na prawo. Jest w tym samym wieku, co Lucas. Interesuje się śpiewaniem.
Juan Rafael Perez – niesforny przystojniak, który w wieku 19-nastu lat uciekł z domu, by spełniać swoje marzenia. Założyć zespół muzyczny i śpiewać. Brat Dulce. Nie mieszka z rodzicami, którzy nawet nie wiedzą, gdzie się podziewa. Wykreślili go ze swojego życia. Jest na swój sposób szalony. Nastawiony pozytywnie do życia. Cieszy się chwilą, nie wie, co będzie jutro. Ma słabość do starszych kobiet.
Thomas Ernesto Cassel – ma francuskie korzenie. Pomaga Dulce, kiedy wszyscy jej dokuczają i docinają. Nie przeszkadza mu jej wygląd, bo chłopak ma pewna tajemnicę. Po za tym interesuje się samochodami.
Antonio Mauricio Quesada
Alicia Alexandra Alvarez
Jean Paul Laurent
Ashley Ernesta Quesada
Isabel Susana Brown – druga siostra Martina. Nie wyszła za mąż, choć ma już 39 lat. W młodym wieku zajmowała się swoim bratankiem Lucasem, który niezmiernie się do niej przywiązał. Uważa się za wolną, młodą i piękną kobietę, która potrafi się zabawić. Zachowuje się czasami jak nastolatka.
Martin Alejandro Brown – znany prawnik. Wychowuje samotnie syna, przy małej pomocy siostry - Isabel. Otrzymał także pod opiekę córkę drugiej siostry, która z nieznanych mu powodów wyjechała z mężem do Europy. Zmusza tą dwójkę do pójścia na studia prawnicze, uważając, że to będzie dla nich najlepsze. Jest w przekonaniu, że obydwoje kochają prawo tak jak on.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Margo dnia 19:34 :34 , 02 Lut 2011, w całości zmieniany 14 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:11 :02 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
|1| Pierwsze spotkanie
Cichutka istotka, o delikatnych rysach twarzy siedziała na ogromny fotelu w swoim wielgachnym i nowocześnie urządzonym salonie, przerzucając co jakiś czas kartki książki, którą w tej chwili pochłaniała. Ślęczała nad nią już od dobrych paru godzin. Największym zdziwieniem było jednak to, że owa książka była romansidłem. Nie żadnym kodeksem, czy innym wybrykiem natury, mówiącym o prawach człowieka. To była opowieść o miłości! Zaskoczenie polegało na tym, że Dulce nigdy w swoim tak krótkim życiu nie trzymała w ręce niczego, co miało jakieś podteksty erotyczne. Jej zdaniem, wszystko, co choć w najmniejszym stopniu miało związek z całowaniem, mówiło o seksie! Dziewczyna była bardzo wrażliwa na tym punkcie. Wręcz przewrażliwiona. Cóż się jednak dziwić, skoro jej wiedza na tematy damsko męskie obejmowała jedynie podręczniki do biologii z gimnazjum. Przegryzając jednocześnie sałatkę warzywną, przywiezioną przez jej mamę kilka dni temu, kiedy to razem z szalonym tatusiem wpadli do niej w odwiedziny, wytrzeszczała oczy i przełykała głośno ślinę, gdy akcja książki barwiła kolorami pożądania i namiętności. Sumienie krzyczało do niej, by natychmiast odłożyła to zbereźne opowiadanie, jednak ciekawość wzięła górę. W pewnym momencie złapała się za twarz i wyłupiła swoje ciemne oczy do przodu, aż okulary ześlizgnęły się z jej nosa. Oblała się rumieńcem. Zamknęła książkę, zaznaczając palcem stronę, na której właśnie schańbiła swoje moralne dziewictwo. Poprawiła szkła oprawione w ciemne, szerokie pasy. Gwałtownym ruchem otworzyła na nowo sprośną książkę i przybliżyła do niej swą twarz na taką odległość, że czubek jej nosa ocierał się o białą kartkę. Niespodziewany hałas sprawił, że ciemnowłosa wzdrygnęła się do góry, zrzucając ceglastą powieść na mięciutki dywan. Przestraszyła się dźwięku, dochodzącego zza okna. Wyjrzała powoli przez nie i dostrzegła obłędnie przystojnego kierowcę samochodu dostawczego. Mężczyzna miał pewnie koło sześćdziesiątki, ale jak dla Dul, był facetem jak z opowiadania, które przed chwilą wpełznęło do jej głowy. Jej wyobraźnia zadziałała w tym momencie i zdziałała cuda, bo w jej pryzmacie, owy pan był umięśnionym dwudziestolatkiem w obcisłej białej koszulce o szarmanckim uśmiechu. Już nawet wyobrażała go sobie bez tego białego wdzianka, ale w tedy poczuła jak jej policzki nabierają różanej barwy, a ciepło opływa ciało. Z zamyślenia wyrwał ją kolejny brzdęk. Po chwili facet, niby jej ideał, zaczął sypać wiązanką słów, których dziewczyna nie dopuszczała do swojej myśli. Zatkała uszy, by nie słyszeć dalszego przebiegu akcji. Zamknęła oczy i zaczęła wydawać z siebie dziwne dźwięki, które jej zdaniem miały zakłócić słyszalność odgłosów z podwórka.
Po zjedzonej kolacji, którą sama sobie przygotowała, rozłożyła kilka książek na środku salonu i wyciągając z pod stolika zeszyt i długopis, wzięła się za robienie notatek na zajęcia. To było dopiero dziwne. Dlaczego? Ponieważ były jeszcze wakacje. Wprawdzie ostatni tydzień uroczych ‘dni wolności’, ale zawsze to są wakacje! Dulce miała swój tryb funkcjonowania, który często odbiegał od realiów życia. Jaki nastolatek, przy zdrowych zmysłach uczy się w wakacje? No niestety, ale zdarzają się takie niesamowite wyjątki. Jednym z nich jest na przykład Dul. Dziewczyna jeździła swoim palcem linijka po linijce, próbując wyłapać najważniejsze wiadomości. Nagle, jej uszy doznały szoku. Ręka nabazgrała coś na białych kartkach zeszytu, a oczy mrugnęły, przywalone obłokiem lęku. Muzyka stawała się coraz głośniejsza. Koncentracja, której w ogóle już nie było we wnętrzu ciemnowłosej, odeszła w nieznane. Zamaszystym ruchem pociągnęła za skrawek papieru, wyrywając tym samym pobazgraną stronę. Pierwszy raz w życiu tak bardzo się zdenerwowała. To było do niej nie podobne. Zawsze wolała nie okazywać złości. Trzymać się na uboczu. Ale nie tym razem! Miarka się przebrała, kiedy cały jej dom trząsł się od dzikich dźwięków muzyki. Jej meble ‘drżały’, a szklane przedmioty obijały się o siebie. W końcu dom, z którego dochodziły te odgłosy był zaraz obok jej. Dzieliło ich zaledwie cieniutkie ogrodzenie zarośnięte żywopłotem. Nie wytrzymała. Gwałtownie podniosła się z podłogi, wzięła pierwszą lepszą książkę ze stolika, by mieć jakiś racjonalny powód swej prośby o ściszenie i ruszyła szybkim krokiem do drzwi swoich nowych sąsiadów. Ależ ona była wściekła! Cóż jednak z tego, skoro stojąc już przed drewnianymi, pięknie rzeźbionymi drzwiami pojawił się w jej sercu strach i zwątpienie w samą siebie. Było jednak za późno, bo zadzwoniła dzwonkiem. Odwaga zniknęła, a pozostało przerażenie. Wiedziała bardzo dobrze, że zaraz zacznie się jej wyśmiewanie.
- Dzień dobry. Jestem pańską sąsiadką i z przykrością stwierdzam, że już zrobił pan na mnie złe wrażenie. Ta muzyka jest zdecydowanie za głośna. Jak tak można? Nie liczy się pan z innymi ludźmi. Zwykły egoizm! – te słowa chciała wypowiedzieć, ale nie starczyło jej na tyle odwagi. Z czego wynikło drobne mruknięcie pod nosem – Dzień dobry.. – spuściła swoją główkę w dół, poprawiając okulary i miętosząc w drugiej ręce książkę.
- Witam! – radośnie przywitał ją jakiś mężczyzna – Pani z urzędu, czy mój ojciec panią przysłał, by sprawdzić, czy jeszcze nie rozwaliłem domu? – zapytał już z delikatnym oburzeniem i ironią.
- Yy.. – w gardle Dulce zrobiło się nagle tak sucho jak na pustyni, w głowie miała mętlik, a język nie chciał z nią współpracować, więc plątała się w swojej wypowiedzi – Nie.. – pokiwała przecząco głową – Ja jestem sąsiadką – uniosła swoją główkę w kierunku budynku obok – Muzyka jest za głośno.. – wyszeptała pod nosem.
- Ah! Dzień dobry! Co takiego pani mówiła, bo nie słyszałem. Proszę głośniej! – nakazał jej głosem pełnym powagi i dostojności. Aż się sama zdziwiła, bo oczekiwała czegoś w rodzaju drobnej docinki, co do jej wyglądu.
- Nie dałoby się ciszej.. – powiedziała już z deczka pewniej. Pierwszy raz w życiu ktoś nie zwracał uwagi na jej wygląd. To był dla niej szok!
- Dzieci już śpią? Przepraszamy, ale zrobiliśmy dzisiaj imprezę dla starych przyjaciół, takie małe pożegnanie, więc liczę na pani zrozumienie – zaczął mówić w liczbie mnogiej, gdy poczuł na swoim ramieniu rękę kuzynki. Blondynka ułożyła się pod ramieniem chłopaka, tak, że jego ręka ją obejmowała.
- Dzieci? Ja nie mam dzieci.. – wymamrotała zdezorientowana do reszty ciemnowłosa.
- Ulalala! Bianca, mamy problem, naszą sąsiadką jest jakaś stara panna! – zwrócił się do kuzynki, nie zważając nawet na to, że osoba, o której mówi stoi zaraz przed nim.
- Lucas! Weź przestań! Uspokój się.. – poprosiła go dotąd milcząca dziewczyna – Dlaczego nasza muzyka pani przeszkadza? – tym razem skierowała swoje słowa do nieznajomej.
- Uczę się.. – wskazała na książkę w prawej ręce i ze zdenerwowania poprawiła swe wielkie okulary.
- Miłość od pierwszego wejrzenia – wydukał szatyn, o kręconych włoskach, wyłupiając swe czekoladowe oczy w kierunku napisu na okładce.
- Proszę? – zmieszała się Dul i oblała rumieńcem na twarzy. Spuściła swój wzrok i umiejscowiła go na chodniku, przebierając rzęsami.
- Tytuł książki – wytłumaczył chłopak, zauważając, że dziewczyna przed nim stojąca się nieco speszyła – Z tego się uczysz? Po pierwsze, z jakiej strony pani się uczy? Czy w takim wieku nie powinno się siedzieć z robótką ręczną na bujanym fotelu w kącie salonu, przy kominku? – jakie na jego twarzy ukazało się zdziwienie, kiedy usłyszał wypowiedź ciemnowłosej.
- Mam 20 lat – próbowała opamiętać się od łez. Była już przyzwyczajona do tego typu obraz, do niej skierowanych. Wtedy czar gentelmana, którym owiła nieznajomego chłopaka, prysł jak bańka mydlana.
- Lucas.. – znowu odezwała się blondynka. Zrobiło jej się trochę żal tej biednej dwudziestolatki – Luca, musisz zrozumieć, że nie każdy nastolatek w sobotę wieczorem wychodzi na imprezy. Może nasza sąsiadka lubi czytać romanse, zamiast bawić się z przyjaciółmi – starała się ją usprawiedliwić.
- Przyjaciółmi?! – zapytał ironicznie – Czy ty wierzysz w cuda, że ten kaszalot ma przyjaciół lub jakichkolwiek kumpli? – zwrócił się do osłupiałej kuzynki, nie zwracając uwagi na obecność Dul. Blondynka spojrzała na niego znacząco i uderzyła lekko w plecy.
- Sorki za niego, ma za długi jęzor i kłapie tą paszczą w te we wte! Czasami sama mam go dość! – próbowała rozluźnić atmosferę Bondi, kiedy jej kuzyn wszedł do środka i zostawił ją sam na sam z sąsiadką. Zaśmiała się uroczo, próbując poprawić nastrój.
- Nic się nie stało – wymamrotała czarnulka odchodząc.
- Zaczekaj! Bianca jestem! – podała jej rękę i przywitała się serdecznie.
- Dulce.. – szepnęła delikatnie ciemnowłosa i wymusiła na sobie drobny uśmiech.
- Bardzo ładnie.. – powiedziała Bianca, ale tego już jej nowa sąsiadka nie usłyszała. Zniknęła w mgnieniu oka.
|2| Uroki imprezy i pracy
Na drugi dzień rano w domu Lucasa i Bianci, nie dość, że panował istny burdel i nieporządek, to dziewczyna nieopamiętanie wrzeszczała na kuzyna, zaczynając sprzątać porozrzucane przedmioty z podłogi. Warczała wściekła, niczym pies nafaszerowany obrzydliwym świństwem. Jej gwałtowne ruchy stopniowo przeradzały się w niekontrolowane uderzenia, czym popadnie. Na pozór spokojna blondynka, wyglądająca, co najmniej jak lalka Barbie, tak naprawdę miała pazurki, niczym kocica. Chłopak, wcale jej nie słuchał. Trzymał się tylko kurczowo za głowę, masując ją delikatnie i zataczając okręgi na czole. Ból, jaki opętał jego mózgownicę był nie do opisania. Sam sobie jednak na to zasłużył, pijąc ubiegłego wieczoru jak szaleniec. W końcu, znudzony gadaniną kuzynki opadł bezwładnie na kanapę w salonie i niczym kamień w wodzie, on zanurzył się w piramidzie poduszek. Miał po dziurki w nosie, niekończących się wyrzutów blondynki, na temat jego picia, pobrudzonych mebli i nowo założonych wykładzin, przez wymiociny jego kumpli z Los Angeles. Dobrze wiedział, że skazał się na te ciągłe brednie wraz z decyzją o wspólnym zamieszkaniu z kuzynką. Miał przecież inną opcje. Mógł zamieszkać z ciocią Isabel. Jednak tego by nie przeżył, pomimo tego, że kochał swoją poczciwą cioteczkę, to czułby się za bardzo przez nią kontrolowany. Tak, to przynajmniej ma swobodę, może spokojnie zapraszać, kogo tylko chce. Po za tym jego kontakty z Biancą były niesamowicie dobre. Z małymi wyjątkami, jak na przykład dni po wspólnych imprezach. Ona była nie tylko jego kuzynką, ale także najlepszą przyjaciółką i powierniczką. Kumple, których pozostawił w dawnym mieście, byli tylko kumplami. Nigdy nie spotkał człowieka, któremu mógłby zaufać tak bardzo jak swojej uroczej kuzyneczce Biance Rosario Boyer, nazywaną przez niego karmelkiem. Dlaczego akurat tak? To bardzo długa historia. Na razie nie ma na nią czasu. Snując przemyślenia na temat wyboru, dokonanego kilka dni temu przez niego samego, zastanawiał się, co by było, gdyby jednak zdecydował się na zamieszkanie z Bellą. Taki przydomek przybrała właśnie Isabel Susana Brown. Nie żeby chcieli ją tak nazywać, to ona im to narzuciła. A gdyby Biance albo Lucasowi wymknęło się przez przypadek i zwróciliby się do niej ‘ciociu’, nieźle dostaliby po głowie, za, jak to ona twierdziła, dodawanie lat. Uważała się za piękną i młodą kobietę, której broń Boże nie ograniczał wiek. Bawiła się jak nastolatka.
- Luca, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – z zamyślenia wyrwała go wściekła blondynka, stojąca nad nim z rękami na biodrach. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego, tym bardziej, że nie miał zielonego pojęcia, o czym bredziła przez ostatnie kilka minut.
- No nie bardzo, bo mam małe problemy z koncentracją, zanikają moje szare komórki. W mojej głowie panuje niezły rozgardiasz. Gdybyś tak trochę ściszyła swoje głośniczki, byłoby o wiele lepiej. Dobrze wiesz, że pęka mi mózgownica od natłoku Twoich krzyków.
- Gdybyś wczoraj nie pił butelki piwa za butelką, to może teraz nie przeżywałbyś tego bólu jak nasz dziadek rozwolnienia w sobotni poranek!
- Mamy niedzielę.. – po części nie kontaktując, co do niego mówi, improwizował.
- Weź się już zamknij! Lepiej pomóż mi sprzątać nasz dom, bo jeszcze wczoraj lśnił nowością, a teraz przypomina stajnie dla koni naszego poczciwego dziadziusia.
- Bianca, sama rozumiesz, że w tym stanie, nie potrafię działać, a po za tym nie na widzą sprzątać! I takie drobne pytanie za dziesięć tysięcy – spojrzał nią podejrzliwie – Co cię naszło na wspominanie dziadka?
- Aj! – blondynka posmutniała i usiadła obok Lucasa na sofie. Westchnęła głośno i oparła swoją buźkę o aksamitnej cerze na rozłożonych dłoniach. Podparła się łokciami na kolanach i w takiej pozycji mamrotała coś pod nosem.
- Mruczysz jak Lulu! Przedtem wydzierałaś się na mnie wniebogłosy, a teraz ledwo cię słyszę. Postaraj się o wyraźniejszy ton głosu – poprosił udając dostojnika. Po raz kolejny zapadł się pod górą poduszek w różnych kolorach, ale jakże znakomicie pasujących do całego wystroju wnętrza.
- Tak dawno nie widziałam naszego staruszka. Tęsknię za nim! Lucas.. – obróciła się w jego kierunku, wydobywając jego twarz z pod warstwy kwadratowych poduszeczek - ..a może byśmy tak pojechali na wieś do dziadka, póki są wakacje. Mam ochotę pojeździć trochę konno, a kto jak nie nasz ukochany staruszek ma największą stadninę w okolicy. Co ty na to?
- Karmelku.. na prawdę chcesz jechać? – zdziwił się chłopak i miał tak wielką nadzieję, że zaprzeczy. Kochał konie, ale ten tydzień zdecydowanie inaczej sobie zaplanował.
- Tak.. – zrobiła słodka minkę, na którą zawsze się nabierał. No cóż! Nie mógł jej w takim momencie odmówić. Zgodził się, pomimo, że wiązało się to z okropna nudą na wsi!
- No dobrze.. jutro wyruszymy na wieś.. – dodał na koniec ,za co w zamian otrzymał buziaka w policzek.
Tymczasem ciemnowłosa dziewczyna w domu obok, krzątała się w pokoju, pakując swoje rzeczy do walizki. Nie były to zbyt zwinne ruchy. Wręcz przeciwnie, nic jej dzisiaj nie wychodziło. Na początku przypaliła mleko, potem rozbiła szklankę z sokiem, a gdyby tego było mało, popsuła prysznic! Na szczęście jeszcze dzisiaj, a dokładniej wieczorem, bardzo późnym wieczorem miała pojechać do rodziców. Zaraz po pracy. Trzeba wspomnieć, że od roku była ekspedientką w wypożyczalni filmów. W końcu musiała się jakoś utrzymać. W prawdzie rodzice wysyłali jej non stop parę groszy, lecz nie znali do końca jej potrzeb. Kilkanaście złotych miesięcznie, które od nich dostawała wystarczało jej zaledwie na kilka dni. Nie miała śmiałości poprosić o więcej, toteż rozpoczęła przygodę pracownicy. Oj! Początki miała naprawdę kiepskie! Jednak teraz radziła sobie całkiem nieźle. Upychając ubrania w walizce w kwiaty, wzdychała głęboko, zastanawiając się czy czegoś przypadkiem nie pominęła podczas pakowania. Po paru godzinach, kiedy wszystko miała już gotowe, przebrała się, w jej zdaniem, najodpowiedniejsze ciuszki do pracy i zamykając za sobą drzwi, wyszła. Przebierając nóżkami, poprawiała swoje wielgachne okulary na nosie. Odrzuciła czarne kosmyki, krzywo ściętych włosów do tyłu i przyspieszyła, gdy zobaczyła, że jej autobus właśnie odjeżdża z przystanku. Miała wielką ochotę zacząć krzyczeć, by się zatrzymał, jednak stwierdziła dosyć szybko, że jej nie wypada wydzierać się tak o czwartej po południu.
- Cholera! – szepnęła sama do siebie, wodząc wzrokiem za oddalającym się pojazdem. Nie miała innego wyjścia, niż dostać się do pracy na nogach. Szczere współczucia, bo do wypożyczalni miała spory kawałek drogi. W końcu jednak dotarła. Zdyszana, czerwona na twarzy i zmęczona. Ważne, że dostarczyła swój tyłek na miejsce. Nie ważne, że spóźniła się pół godziny i jej poprzednik z pierwszej zmiany spóźnił się na kolację z narzeczoną. Gustavo był bardzo wyrozumiały i dobrze wiedział, że Dulce to roztargnione dziewczę, któremu błędy po prostu się wybacza. Może i była inteligenta i mądra, ale roztropna na pewno nie! Gdyby tego było mało, kiedy Gustavo opuścił już sklep, zostawiając ją samą, ona zaczęła swoją przechadzkę między regałami, która skończyła się wielkim bałaganem. Najprościej w świecie będzie powiedzieć: fajtłapowata Dul wpadła na regał z kasetami. Jak dobrze, że właściciela nie było, bo inaczej czarnulka mogłaby pożegnać się z ta pracą raz na zawsze. Rzuciła się na ziemię w zamiarze pozbierania rozrzuconych kaset i płyt. Uklęknęła i wypięła się tyłkiem w kierunku drzwi. Ale się dziewczyna wzdrygnęła i przestraszyła, gdy usłyszała za plecami znajomy głos. Najpierw ciche chrząknięcie, a potem krótkie : ‘cześć’.
- Ojej! Przepraszam! W czym mogę pomóc – zaczęła się gorączkować, a jej twarz oblała się rumieńcem. W mgnieniu oka podniosła się na nogi i wskoczyła za ladę.
- Bianca chciała obejrzeć jakąś komedię romantyczną, więc wysłała mnie do wypożyczalni. Te kobiety.. – westchnął na samą myśl o tych istotach, które wiecznie go męczyły i dręczyły w koszmarach. Zachowywał się normalnie, tak jakby nigdy w życiu jej nie obraził, nie powiedział o niej złego słowa.
- Coś konkretnego? – dopytywała, udając, że całkiem zapomniała o niemiłej sytuacji z wczorajszego wieczoru. A może chciała mu pokazać, że wcale to jej nie obchodziło? Cóż! To ją bardzo obchodziło i zraniło jej słodkie serduszko.
- Po prostu komedia romantyczna.. zdaję się na Ciebie, w końcu wczoraj studiowałaś książkę o miłości – zaśmiał się, a po chwili zapytał – A tak w ogóle to jak ty masz na imię? Ja jestem Lucas – wyciągnął do niej rękę. Ona nieśmiało przewróciła oczkami, zarumieniła się i nerwowo poprawiała swoje okulary.
- Du-Dulce.. – wyjąkała i nie pewnie podała mu rękę.
- Pozwól, że będę mówił Dulka. To teraz zapodaj mi jakiś fajny film, bo Bianca na pewno teraz chodzi wściekła, że nie ma mnie tak długo i wypatruje mojego samochodu przez okno! – uśmiechnął się uwodzicielsko. Chciał sprawdzić, czy ta Brzy – Dulka, jak ją nazywał w myślach, zwróciła na niego uwagę, czyli po prostu, czy on się jej podoba!
- Jasne.. – speszyła się i szybkimi ruchami wypełzła zza lady i rzuciła się w kierunku regału z owym gatunkiem filmów. Pech chciał, że ten regał także wylądował na ziemi, a jej twarz przyjęła kolor dojrzałego pomidora. Dla niepoznaki Lucas uśmiechnął się, jednak w myślał wymyślał jej od najgorszych. Nie wiadomo czemu, nie lubił jej! Tak po prostu! Żywił do niej obrzydzenie! Dulce niefortunnie poślizgnęła się i wywróciła na morze kaset. Uderzyła nosem o posadzkę, a przed jej oczami wyrosła jedna z kaset, o tytule: „Nieszczęśliwa miłość”. Podniosła się do góry, otrzepała, poprawiła okulary i podała opakowanie chłopakowi. Ten powstrzymywał się by nie wybuchnąć śmiechem.
- Ta powinna się jej spodobać.. – wytłumaczyła poobijana czarnulka.
- Dzięki.. – po uregulowaniu zapłaty, Luca wyszedł z wypożyczalnie. Dul została sama. Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Masowała siniaki na swoim ciele, mówiąc do siebie w myślach: ”Boże! Jaka ty jesteś głupia! Czy ty myślisz, że on na ciebie kiedykolwiek spojrzy inaczej, niż na brzydulkę?! Po za tym, tak bardzo kocha swoją dziewczynę.. Bianca ma szczęście!”
|3| Jedziemy na wieś
W pociągu, zdaniem Dulce wleczącym się 30 na godzinę, dziewczyna siedziała na obskurnym fotelu, trzymając w ręku książkę. Tym razem był to zestaw słownictwa, jaki powinni używać prawnicy. Ta dziewczyna straciła głowę dla zawodu: prawnika. Marzyła już od najmłodszych lat, żeby nim zostać. To też dlatego, rok temu wybrała się na studia o tym kierunku. Jej radości nie było końca, kiedy dowiedziała się, że rodzice zafundowali jej pokaźne mieszkanko w samej stolicy Meksyku, na dodatek w bogatej dzielnicy. Wtedy nawet nie przypuszczała, że jej życie będzie pasmem nieprzyjemności, bólu, smutku, łez. No cóż! Przeżyła ten rok i nawet nie było tak źle, gdyż niektórzy po prostu omijali ją z daleka i nie zwracali uwagi. Zdarzyli się tacy, co jej kilka złych słów powiedzieli, ale na tym kończyła się cała bajka. Na wsi, gdzie uczęszczała do gimnazjum takich sytuacji nie było, bo każdy znał siebie nawzajem, a i dzieci były milsze w stosunku do siebie, a także nikt nie chciał robić przykrości Dulce. Po za powtarzaniem w kółko tych samych zwrotów, przeczytanych w książce, rozmyślała nad tym, co to ona będzie robić na wsi. Po pierwsze, postanowiła odwiedzić pana Eduarda, którego zaniedbywała, odkąd wyjechała na studia. Tak, to zawsze spędzała u niego bardzo dużo czasu, przy okazji zajmując się jego zwierzętami. Oj, jak ona je kochała! Przy nich stawała się całkiem inną dziewczyną. Była bardziej pewniejsza siebie!
Stojąc o 2 rano na peronie, wystukiwała w telefonie numer taty, by powiadomić go, żeby po nią przyjechał. Usiadła na ławeczce i obserwowała pijaków, leżących na innych ławkach i gapiących się na nią. Dobrze wiedziała, że nie ma się co obawiać, bo żaden z nich nie miał nawet ochoty się na nią rzucić, a co gorsze zwlec się z ławki. Po kilkunastu minutach czekania, w końcu dojrzała zbliżającą się postać jej tatusia. Ah szalony był to człowiek i wcale nie uważał, że Dul jest brzydka. Przeciwnie. Sądził, że jest najpiękniejszą istotką. Wszystko się zgadzało, tylko, że Dul miała piękne wnętrze, nie wygląd zewnętrzny.
- Moja królewna! Czemu twój chłopak nie przyjechał z tobą? Znowu się czymś wykręcił? – zapytał z troską mężczyzna. Na jego słowa czarnulka nieco się zmieszała i nie wiedziała, o co mu chodzi.
- Mój chłopak?
- No ten, co to go poznałaś na studiach. Mówiłaś nam ostatnio, że chodzicie ze sobą.
- Aaaa.. – Dulce przypomniała sobie, jak to okłamała rodziców, którzy ciągle wypytywali ją o sprawy miłosne. Musiała coś w końcu wymyślić, bo w innym wypadku nie dali by jej spokoju – Pracuje.. przecież wam mówiłam.. – kłamała jak z nut. Przecież nie mogła teraz wyjawiać prawdy. Dopiero by się zaczęło. Na samą myśl mdlała. Skomplikowana była ta dziewczyna. Z jednej strony brzydziła się kłamstwem, jednak z drugiej nie mogła postąpić inaczej w tej sytuacji. Tłumaczyła się sama sobie, że to tylko jej pozostało, inaczej skończyłaby w wariatkowie, gnębiona ciągle przez nadopiekuńczych rodziców. Ojciec uśmiechnął się do niej i wyrwał z jej ręki bagaż, ruszając przed siebie w kierunku samochodu. Dul trzymała mu kroku.
- Mam nadzieję córciu, że się zabezpieczacie.. W sumie to nawet nie miałbym nic przeciwko małemu bobasowi, ale najpierw musisz skończyć studia. Prawda? – odezwał się nagle mężczyzna o delikatnym zaroście i wąsach.
- Tato! – oburzyła się dziewczyna i uderzyła lekko ojca w ramię. W tych sprawach była niedoświadczona do trzeciej potęgi. Cóż, nie mogła się jednak przyznać do tego tatusiowi, myślącemu, że jego córeczka podbija męskie serca w samym centrum Meksyku. O seksie mogła sobie najwyżej pomarzyć. Szczerze, to nie raz miewała sny erotyczne, lecz daleko im było do spełnienia się w rzeczywistości.
- No co? Przecież wiem, że dziewczyny w Twoim wieku już dawno mają za sobą ten pierwszy raz! – zaśmiał się jej ojciec i przewrócił oczami wskazując, by wsiadła do samochodu. Sam umieścił walizkę w bagażniku i zwinnymi ruchami wpadł za kierownicę pojazdu. Auto było dosyć ładne, jednakże nie w stylu Dulce. Jej ideałem był czerwony kabriolet, a nie: pobrudzony, czarny jeep. Nie ma się co dziwić, że samochód ciągle miał na masce pokłady błota, skoro ich domek był w głębi wsi, gdzie drogi asfaltowe na ich nieszczęście nie docierały. Mężczyzna odpalił silnik i po kilkunastu minutach znaleźli się w przytulnym, nowocześnie urządzonym domu.
Gdy nastał ranek, w domu młodego Browna i jego kuzynki panowała niesamowita cisza. Blondynka, z różowymi klapkami na oczach, przewalała się z jednego boku na drugi. Trzeba przyznać, że oprócz bzika na punkcie urody, miała też go na punkcie koloru różowego. Nie bez powodu byłą jedną z największych fanek „Różowej Pantery”. Na dodatek jej kotka, Lulu, nosiła tylko obroże w tym odcieniu. Jeśli mówimy już o słodkiej, puszystej Lulu, to ta właśnie mała istotka wskoczyła na pościel swej pani, sami możecie się domyślić, jaki owa pościel miała kolor. Zwierzątko zaczęło lizać blondynkę po policzku. Ta natychmiast zerwała się do góry, a biedna kotka wystraszona zeskoczyła na podłogę.
- To tylko ty.. – posmutniała na twarzy - ..a miałam taki piękny sen.. on i ja.. i ten pocałunek.. – rozmarzyła się, lecz nagle przypomniała sobie, że to właśnie dzisiaj jej wielmożny kuzynek obiecał jej wycieczkę na wieś i odwiedziny dziadka. Nie licząc się ze swoim wyglądem wparowała do pokoju kuzyna.
- Luca! Wstawaj! – krzyknęła obkładając go poduszką.
- Tato! Zabierz stąd ciocię Isabel! – wydarł się chłopak, który jeszcze był w świecie Morfeusza.
- Powiedziałeś do mnie ciociu?! – udała zaskoczoną – Teraz Ci się oberwie! – dokończyła ze złością w głosie. Na te słowa, niespodziewanie szatyn stał na dwóch nogach, ożywiony i pełen energii.
- Przepraszam, przepraszam.. – zaczął nerwowo, lecz w pewnym momencie opanował się i popatrzył z pogardą na śmiejąca się do rozpuku dziewczynę – Znowu dałem się na to nabrać! – stwierdził i na nowo wskoczył pod ciepłą kołderkę.
- Wstawaj! Zapomniałeś? Mieliśmy dzisiaj jechać do dziadka!
- Bianca! Jest rano! Nie przypominam sobie, żebym wspominał, że pojedziemy o bladym świcie! Popołudniu, to co innego! – zamknął oczy i opatulił się dookoła kołderką.
- Luca! Mamy dziesiątą! Po za tym ja już chcę zobaczyć naszego staruszka! Tak się za nim stęskniłam! No chodź już.. – podeszła do jego łóżka i zdarła z niego puchową pościel.
- Karmelku, ile mam ci tłumaczyć, że o tej porze, jak dla mnie się śpi? – spojrzał na nią przenikliwie.
- Nawet moje oczka cię nie ruszają? – udała smutną i zamrugała uroczą rzęsami.
- Oh! Już dobrze! Daj mi pięć minut i sama się ubierz! – powoli zwlókł się z łóżka i rozciągnął swoje mięśnie.
Po pół godziny pędzili jego sportowym samochodem na wieś. Młody Brown jeszcze nie do końca się obudził, bo ziewał, co nie miara. Blondynka głaskała kotkę, siedzącą jej na kolanach, nucąc coś pod nosem. W końcu to śpiew ją pociągał, a nie jakieś tam prawo, które musi studiować pod naciskiem wujka Martina. Lucas także nie był zadowolony z tego, że ojciec wysłał ich do tego miasta na studia prawnicze. W sumie, to nie miał swojego hobby, jednak jego zdaniem wszystko było lepsze niż toga i teczka w ręce. Po za tym, dobrze wiedział, że będąc prawnikiem, stanie się taki jak ojciec, a tego to już z całych sił nie chciał. Po pierwsze nie chciał się taki stać, gdyż to kojarzyło mu się z brakiem czasu dla własnych dzieci. Nie przeżyłby, gdyby miał zgotować swoim potomkom taki sam żywot, jaki jego ojciec zgotował jemu. Co to, to nie!
Tymczasem Dulce, nieco niewyspana wstała z łóżka i niczym ślimak udała się na dół do jadalni, gdzie od samego rana krzątała się jej mama i babcia, szykując dla niej powitalne śniadanie, jak to zawsze, gdy przyjeżdżała. Nałożyła na nos swe wielkie, okrągłe okulary i ziewając weszła do pomieszczenia, w którym wrzało od rozmów pani Perez z matką.
- Pan Eduardo o Ciebie pytał – powiedziała jej mama, kiedy zauważyła dziewczynę – Był niezmiernie ciekawy, kiedy do niego zawitasz!
- Pójdę dzisiaj do niego zaraz po śniadaniu – stwierdziła czarnulka i zasiadła za stołem. Rozkoszowała się smakołykami przygotowanymi przez najukochańsze kobiety w jej życiu, które niesamowicie się o nią martwiły. W tej chwili przypomniało się jej, jak to zareagowały, gdy dowiedziały się o jej pierwszej miesiączce kilka lat temu. Matka o mało co, nie posiadała się z radości, dumna z kobiecości córki. Babcia od razu rozpowiedziała ta nowinę po sąsiadach, chwaląc się w wszystkie strony. Dul nie była tym zachwycona, ale cóż miała zrobić. Po zjedzonym śniadaniu, jak obiecała, udała się do swojego mistrza jazdy konnej.
- Dzień dobry! – rzuciła się na szyję staruszka.
- Dulcita! Jak miło cię widzieć dziecko! Konie o Ciebie pytały – zażartował jak to zwykle pan Eduardo. Przytulił jeszcze raz do siebie dziewczynę, po czym obdarzył ją ogromnym uśmiechem – Strzała za tobą tęskniła. Od Twojego wyjazdu jest bardzo niespokojna i nikogo się nie słucha – mówił dalej, kiedy przerwała mu służąca, wchodząc do pomieszczenia.
- Proszę pana, pańscy wnukowie przyjechali. Czekają w salonie – oznajmiła Elizabeth, pokojówka, i wyszła.
- To ja nie będę przeszkadzać, jeśli pan pozwoli, to zajrzę do Strzały! – zabrała głos Dul.
- Ależ oczywiście! Potem jeszcze porozmawiamy. Muszę przedstawić Ci mojego nowego pomocnika, bo po Twoim wyjeździe nie mogłem sobie sam poradzić – odparł mężczyzna, oddalając się w kierunku ogromnych drzwi.
- Do zobaczenia! – rzuciła na koniec dziewczyna i ruszyła do stajni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Margo dnia 21:11 :46 , 26 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:19 :06 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
|4| Gumiś
- Dziadek! – blondynka rzuciła się w ramiona podstarzałego mężczyzny. Od dawna nie widziała się ze swoim staruszkiem. Mimowolnie z jej oczu pokapały łzy. Oczywiście szczęścia, bo jakież inne?
- Karmelek! – uradował się mężczyzna, ściskając wnuczkę w ramionach. Każdy z rodziny ją tak nazywał. A to wszystko za sprawą tego, że jako dziecko dałaby się posiekać za karmelki. Ależ ona za nimi przepadała. Często kłóciła się o nie z Lucasem, kiedy byli jeszcze małymi dzieciaczkami. Teraz w życie weszła wersja, że Bianca nie odżywia się już nimi ze względu na sylwetkę, ale każdy dobrze wie, że dziewczyna potajemnie wcina je jak oszalała, a pod jej łóżkiem wiecznie szeleszczą papierki. Nikt jednak nie odzywa się na ten temat, bo co będą żałować jej słodyczy, a dziewczyna jest szczęśliwsza, myśląc, że to jest tajemnica.
- Lucasie! Nie przywitasz się ze mną? – pan Eduardo Brown zwrócił się do wnuka zapatrzonego w obraz na ścianie z rękami włożonymi do kieszeni.
- Cześć dziadku – uśmiechnął się.
- A ten jak zwykle myśli o niebieskich migdałach! – roześmiał się po chwili staruszek i przytulił do siebie jeszcze raz blondynkę, nie odstępującą go na krok.
- Mogę przejechać się na koniu? Już dawno tego nie robiłem! – zapytał oczekując tylko potwierdzenia, bo choć to był jego dziadek, czyli najbliższa rodzina, to i tak nie czuł się tu na tyle swobodnie, by samemu zadecydować.
- Jasne! Antonio wyprowadzi Ci konia ze stajni. Znajdziesz go na zewnątrz. Naprawia mój stary wóz – odparł jego dziadek.
- Antonio? – zdziwił się, bo nie przypominał sobie nikogo o takim imieniu.
- Mój pomocnik – wytłumaczył pospiesznie Eduardo.
- Bianca, jedziesz ze mną? – zwrócił się do kuzynki, stojąc już w progu.
- Nie! Chcę pobyć trochę z dziadkiem – odpowiedziała. Skoro nie, to nie! On jej przecież prosił nie będzie. Powędrował na zewnątrz. Szukając wzrokiem mężczyzny, o którym mówił mu dziadek, wodził oczami po całej okolicy. Wyobrażał go sobie, jako człowieka mniej więcej w tym samym wieku, co jego staruszek. Nagle spostrzegł kogoś leżącego pod wozem. I nie była to jakaś bryczka. Po prostu mała furgonetka. Podszedł bliżej i uderzył o maskę samochodu, oczekując szybkiego wyjścia owego starszego pana, jego zdaniem.
- Komu nogi z dupy powyrywać? Pracuje! Nie widać? Ten stary grat nie naprawi się sam! Potrzebne są do tego dwie ręce – krzyczał nieopamiętanie mężczyzna, próbując wydostać się spod furgonetki, która gołym okiem wyglądała na niezdatną do jakiejkolwiek jazdy, a na pewno nie po okolicznych terenach. Jednak Luca bardzo dobrze wiedział, że jego dziadziuś jest nad podziw upartym człowiekiem. Trzeba przyznać, że niekiedy wychodziło mu to na dobre, gdy rękami i nogami trzymał się starej lipy nad jeziorem, której władze tak po prostu chciały się pozbyć. Niby miało być to dla dobra mieszkańców, no, ale każdy bardzo dobrze znał sołtysa owej wsi. Ten nigdy nie robił nic dla dobra mieszkańców, to też wszyscy uznali, że i tym razem tak nie może być, no chyba, że zdarzyłby się cud. Jednakże ta zawziętość starego Browna miała też złe skutki, które odbiły się na jego zdrowiu. Sam Eduardo żałuje do dziś, że nie posłuchał syna 10 lat temu, gdy proponował mu pójście do lekarza po straszliwym wypadku na koniu. Oh! Pan Eduardo uznał, że żadna kuracja mu jest nie potrzebna i sam na własną rękę leczył swoją połamaną nogę. Jak się okazało kilka lat później, owa kończyna była w fatalnym stanie i potrzebna była natychmiastowa operacja. Nawet wtedy staruszek się opierał i gniewnym wzrokiem zbywał wszystkich dokoła. I gdyby nie rzewne łzy Bianci, to może dzisiaj nie byłoby go już na świecie. Na szczęście stary Brown stawał się zaczarowany, gdy w oczach jego ukochanej wnusi widział malutkie kropelki rozpaczy. Poskutkowało, a blondynka urosłą w siłę, jak niesamowitą kontrolę posiada nad własnym dziadkiem.
- Co tak ostro?! – zapytał Lucas widząc, że postać pod samochodem ma trudności z wydostaniem się – Może pomóc? – wyciągnął swoją dłoń w kierunku nieznajomego i natychmiast przyciągnął ją do siebie, gdy ujrzał twarz mężczyzny. Zacisnął mocno swoją pięść i zęby, a jego twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora na farmie. Wróciły mu te okropne wspomnienia, wiążące się z owym chłopakiem, który okazał się dwudziesto paroletnim młodzieńcem o bujnej czuprynie i wysportowanym ciele, a nie jak to myślał Luca, staruszkiem o lasce.
- Kogo my tu mamy? – powiedział ironicznie owy chłopak, wycierając swoje dłonie, pobrudzone olejem w spodnie, będące w takim samym stanie, co ręce. Na jego twarzy zagościł parszywy uśmiech, przesączony nienawiścią i ochotą zemsty – Nic nie powiesz?! Wtedy jadaczka Ci się nie zamykała! A teraz nie odezwiesz się ani słowem?! Tak jak myślałem! Jesteś nikim! Nikim! Wtedy i teraz! – warczał na niego Antonio, wymachując rękami przed jego oczami.
- Odejdź! – odezwał się w końcu przygaszony szatyn, zdenerwowany widokiem starego znajomego, jeśli oczywiście można go tak nazwać. Stracił na chwilę mowę. Przestraszony, a wręcz przerażony pobiegł w kierunku stajni, gdzie znajdowały się właśnie konie.
- Tchórzysz! Znowu Lalusiu! – usłyszał jeszcze śmiech za plecami i słowa, które nie dawały mu spokoju. Słowa, dobitnie niszczące strukturę jego serca. Na pozór twardego i szorstkiego. Jednak tak naprawdę miał on dobre serduszko, pałające miłością. Wpadł do wnętrza budynku i wypuszczając pierwszego, lepszego konia, wsiadł na niego pospiesznie, łając nogami ciało zwierzęcia. Na te uderzenia rumak o ciemnym ubarwieniu ruszył czym prędzej przed siebie, zostawiając za sobą całą stadninę i dom swojego pana. Pędził niczym błyskawica, mijając co jakiś czas piorunująco wysokie drzewa. Chłopak chwycił za lejce i nachylił się lekko do przodu, przyjmując odpowiednią postawę. Koń galopował w nieznane Lucasowi miejsce. W tej chwili nie myślał o tym gdzie jedzie, czy zna tą drogę, czy czasem się nie zgubi. Jego ciało opanowały emocje. Strach, lęk i bojaźń. To właśnie te uczucia mu towarzyszyły. Oddychając coraz szybciej miał wrażenie, że zaraz zabraknie mu powietrza i się najzwyczajniej w świecie udusi. Jego włosy rozwiały się we wszystkie strony, unosząc się co jakiś czas. Umysł ogarnęły myśli, nie pojawiające się w jego głowie już od dobrych paru lat. Starał się zapomnieć o tamtym incydencie! Zapomnieć i wymazać z pamięci! Jednak spotkanie z Antonim spowodowało powrót wydarzeń z przed kilku lat. Stracił kontrolę nad koniem. Gnał przed siebie. W końcu doszło do niego, że jak tak dalej pójdzie to nie znajdzie powrotnej drogi. Przystopował trochę zwierzę, a kiedy się już uspokoiło, zeskoczył na równe nogi i opierając się rękami o kolana, próbował wrócić do siebie. Oparł się o konia, który zajął się skubaniem trawy. Chciał ochłonąć. Za bardzo to wszystko nim wstrząsnęło. Skupiając swój wzrok na przyrodzie, dostrzegł jej piękno. Dostrzegł jak wiele stracił, wyjeżdżając stąd wraz z ojcem. Nareszcie zauważył cudowną naturę, otaczającą go wszem i wobec. Uroczy zapach unoszący się po lesie, dotarł do jego nozdrzy. Zatopił się w nim do reszty. Zamknął oczy, rozkoszując się nieziemskim aromatem chłodnego, wieczornego powietrza. Otworzył je nagle i przypomniała mu się twarz Ashley. Jej ciemne, pałające dobrocią oczy i malinowe, ponętne usta. Upadł na ziemię. Upadł.. i płakał. Wylewając z każdą minuta coraz więcej łez miał wyrzuty sumienia. Obwiniał siebie za to wszystko, co się stało. Waląc pięściami w mokrą trawę, zaciskał mocno oczy, a krople jak grochy spływały po jego policzkach. Podkulił kolana i przytulił do nich swoją głowę. W tym samym momencie koń parsknął.
- Tak! Masz rację stary, trzeba się zbierać, bo się ściemnia – wykrztusił w stronę konia. Wspiął się na zwierze i dał znać, aby ruszał. Ten jednak nawet nie drgnął. Stał w miejscu pożywiając się trawą – No weź przestań! Nie rób mi tego teraz. Nie widzisz, że na niebie niedługo pojawi się księżyc?! – zwrócił się do swojego jedynego towarzysza – W stajni masz tego zielska pod dostatkiem! Teraz rusz się i do boju, no do boju stary! – głaskał jego grzywę. Koń nie zwrócił nawet na to uwagi. Był zajęty przeżuwaniem zielonej potrawy – Dzięki! W takich momentach taki przyjaciel jak ty, to skarb! – oburzył się chłopak i założył rękę na rękę, układając je na klatce piersiowej. Po kilku minutach, gdy koniowi nawet na myśli nie było ruszać się z tego ukochanego miejsca, zrozpaczony Luca zeskoczył na ziemię i podszedł do pyska swojego przyjaciela. Złapał ją oburącz i jak wariat zaczął swój monolog – Drogi koniku! Rumak z Ciebie, nie ma co! Jednak stwierdzam, że w tym oto momencie nie zachowujesz się tak jak na konia przystało! Gdzie Twoje maniery?? Co?! – popatrzył prosto w oczy zwierzaka, a po chwili uniósł się krzycząc – Rusz swój zasrany tyłek, bo nie będę sterczał tu całą noc! – warknął. Koń parsknął i wrócił do swojej poprzedniej czynności.
- Gumiś nie lubi, kiedy mu się rozkazuje.. to aż za mądry koń – Lucas usłyszał głos, który już kiedyś słyszał, ale nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należy. Nagle przed jego oczami, niczym zjawa, pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna.
- A ty tu skąd?! – wytrzeszczył oczy, patrząc z niedowierzaniem w stronę okularnicy na koniu – Uwzięłaś się na mnie czy co?! Chcesz, żebym miał koszmary po nocach, z tobą w roli głównej?! – jego krzykom nie było końca. Każde jego słowo raniło Dulce jeszcze bardziej. Każdy wyraz wypowiedziany z jego ust. Jakież ona miał dobre serduszko. Przymknęła tylko oczy i przemilczała wrzaski buchające od zdenerwowanego chłopaka – Znikaj stąd! – dodał na koniec, podchodząc jeszcze raz do konia. Tym razem zwrócił się do niego – W tej chwili masz mnie wysłuchać i się stąd zabrać! Nie mam ochoty przebywać z tą dziewuchą ani minuty dłużej! Proszę cię! – zwierzę obróciło się do niego tyłem, robiąc jakby obrażoną minę – Ah! Rozumiem! I ty Brutusie przeciwko mnie! – powiedział ironicznie.
- Gumiś.. – odezwało się słodko Dul – Chodź tu do mnie.. – uśmiechnęła się do konia, który bez żadnych problemów przybliżył się do dziewczyny, siedzącej nadal na swoim koniku o kremowym ubarwieniu – Dobry Gumiś! – pogłaskała go po mordzie, gdy nagle podszedł do nich oburzony całym wydarzeniem Lucas i wystraszył zwierzaka, który natychmiast zareagował. Wyskoczył do góry, sprawiając, że młoda Perez spadła na ziemię, prosto w błoto. Gumiś po chwili wykonał kolejny obrót i przewrócił Lucasa wprost na dziewczynę. Jej okulary roztrzaskały się na drobne kawałeczki. Przestraszonym wzrokiem błądziła po twarzy chłopaka, leżącego na niej. Ich spojrzenia się spotkały. Zapadła krępująca cisza. Konie wystraszone całym zdarzeniem rozbiegły się po lesie i nie było po nich śladu. No i co biedna Dulce mogła teraz zrobić? Nic. Przygnieciona ciężarem potężnego, bardzo dobrze zbudowanego Lucasa, nie miała żadnego, nawet najdrobniejszego ruchu. Współczuję jej jak Boga kocham.
|5| Krępująca sytuacja
Nic nie mówiąc tylko po prostu milcząc, leżeli tak z dobre dziesięć minut, jak nie więcej. No zwykłe szaleństwo, tym bardziej, że Dulce w takiej pozycji nie znalazła się nigdy w swoim życiu. Może się to wydawać dziwne, jednakże ta dziewczyna przeginała na całej linii, jeśli chodzi o jej sprawy nie tyle sercowe, co damsko męskie. Te relacje w jej przypadku to była jedna, wielka niewiadoma! Tak na dobrą sprawę, to ona była w tym wszystkim zagubiona i nie do końca wiedziała, co w ogóle w takich sytuacjach należy zrobić. Nagle, aż zabrakło jej powietrza i przestała oddychać, kiedy on przejechał delikatnie po jej twarzy, odrzucając niesforny kosmyk włosów do tyłu. Umiejscowił swoje czekoladowe oczy wprost na jej ustach i nie opuszczał wzrokiem tego miejsca, dopóki nie przybliżył się do niej na tyle blisko, by spojrzeć w oczy głęboko, bardzo głęboko i przenikliwie. Zadrżała i on to wyczuł. Bardzo dobrze wiedział, że ma nad nią kompletną kontrolę. Po raz kolejny zapragnął sprawić, aby jej ciało przeszył delikatny dreszczyk. On sam chciał poczuć go na sobie. Nie wiadomo czemu, podniecało go to na maksa. Widząc jej przestraszone oczy, dopiero teraz dostrzegł jak bardzo są piękne. Jak dużo ciepła kryje się pod nimi. Przedtem nie miał najmniejszych szans, by spojrzeć na nie i odkryć jej prawdziwą osobowość, gdyż ukrywała te cudeńka pod wielgachnymi, obrzydliwymi okularami. Przełknęła ślinę tak głośno, że Luca uśmiechnął się, zauważywszy jej przerażenie. Momentami miał ochotę poczuć smak jej ust, lecz coś go powstrzymywało. Może świadomość, że nie może tego zrobić bez jej zgody? Tak. To było to. Mimo wszystko, jakimś drobnym gestem chciał ją o to zapytać. W głębi serca pragnął, by wyraziła swoją zgodę. Najdziwniejsze było jednak to, że nigdy wcześniej nie pytał żadnej dziewczyny, czy może ją pocałować. To zawsze one go o to prosiły. Wręcz błagały, łaziły za nim krok w krok nie dając spokoju, dopóki nie zaspokoił ich potrzeb. Wracając do naszej dwójki, to nadal trwali w tej niezręcznej i kłopotliwej pozycji. W końcu się odważył. Przybliżył swoje usta do jej wilgotnych i wcześniej nietykanych przez żadnego mężczyznę usteczek. Musnął je zaledwie delikatnie raz jeden, a potem drugi. Już miał przechodzić do konkretów, gdy jego język spotkał na swojej drodze rękę czarnulki, którą zasłoniła twarz, wystraszona tego, co może się stać. Jeszcze nigdy żaden facet nie bawił się jej językiem, a po pierwsze jeszcze żaden z nich nie wetknął jej swojego jęzora do buźki i tego chciała się trzymać. Spojrzała na niego swoimi okrągłymi już oczkami nie odrywając dłoni ze swoich ust. On posmutniał, tak bardzo liczył, że i ona tego pragnie tak bardzo jak on sam. Był zdania, że wręcz o tym marzy, a on wykorzysta ją jak każdą inną. Poczuł się urażony. Zabolało go serce i zakuło przeraźliwie, gdy na dodatek odwróciła twarz w bok, wysuwając drżącą rączkę do przodu, dając mu tym samym znak, aby się od niej odsunął. Byli na tyle blisko, że gdy wyciągnęła dłoń przed siebie, poczuła jak jego serce bije. Miał na sobie tylko podkoszulek, opinający jego jakże niesamowicie dobrze zbudowane ciało i brązową, skurzaną kurtkę. Niepewnie przejechała opuszkami palców po jego klatce piersiowej, po czym stwierdziła, że wpija jej się coś w dolną części brzucha. Po raz kolejny przełknęła ślinę i obdarzyła go pytającym spojrzeniem. Jak tylko zorientował się, że to jego spodnie wybrzuszyły się do przodu, oblał się rumieńcem i natychmiast poderwał do góry. Tak strasznie mu było głupio. Tak strasznie głowił się jak on jej to wytłumaczy. Przecież jeszcze niedawno, a nawet kilka minut przed tym, oczerniał ją jak najęty, sprawiając, że na pewno płakała głęboko w środku. A teraz tak najzwyczajniej w świecie podniecił się jej niesamowicie delikatnym dotykiem. No cóż, czasu nie cofniemy i trzeba pogodzić się z tym, co się stało. Niestety, ale wygłupił się przy niej i to nieźle.
- Wstawaj.. musimy wrócić do domu, a jak widzisz konie uciekły – zwrócił się do niej, próbując spławić ze swoich policzków okropną czerwień. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko powoli zaczynała się podnosić do góry.
- Ałł.. – zapiszczała cichutko, ale wystarczająco głośno, by wystraszyć tym Lucasa, który gwałtownie rzucił się w jej kierunku z wytrzeszczonymi szeroko oczami.
- Coś Ci jest?! Mów zaraz! – rozkazał i pospiesznie przy niej przykucnął, dotykając ją gdzie tylko można było. Nie trzeba chyba mówić, że Dulce czuła się nieco skrępowana, a zarazem zdziwiona jego zachowaniem. No cóż, on zapisał się w jej pamięci jako podły idiota, któremu paszcza nie zamyka się, jeśli mówi o jej wyglądzie, przy czym nie są to cudowne i urocze komplementy. W tej chwili miała wielką ochotę przygrzmocić mu z liścia. Jak ona musiała się powstrzymywać, by tego nie zrobić. Najpierw obraża ją na każdym kroku, potem całuje jakby nigdy nic, a teraz obmacuje jak jakiś maniak! Tego już za wiele! Po raz kolejny od niedawna zdenerwowała się nie na żarty. Zdecydowała się na ruch, którego po kilku zaledwie sekundach żałowała. Uderzyła go z całej pety w twarz, tak, że obrócił głowę w lewą stronę. Złapał się za obolałe miejsce i skierował swój zdziwiony wzrok na czarnulkę.
- Co z tobą? Ja tu się zamartwiam, czy wszystko z Toba w porządku, a ty mi taki ból sprawiasz?! – skrzywił się i masował czerwoną, tym razem od uderzenia, twarz. Cholernie się na nią wkurzył, bo przecież z jakiej strony może go tak urządzać. Nic jej przecież nie zrobił. No przynajmniej przez ostatnie kilka minut.
- Nie obmacuj mnie więcej.. – szepnęła cichutko.
- No sorry dziewczyno, ale nawet ochoty na to nie mam! Przykro mi, że moje żarty odebrałaś jako jakieś podchody w Twoim kierunku! – popatrzył na nią poirytowany i pokręcił tylko głową. Teraz Dul płonęła od rumieńca na twarzy. A ona myślała, że mu się podoba i dlatego to wszystko, a tu się okazuje, że on sobie tylko żarty z niej robił! Szkoda tylko, że czarnowłosa nie znała jego prawdziwych intencji i zamiarów. Bo przecież jak z nut kłamał przy ostatniej wypowiedzi! – Dobra! Skończmy ten beznadziejny temat! Zastanówmy się lepiej jak dostać się do domu! Znasz drogę, prawda?
- No z tym będzie mały problem, bo w ciemnościach trącę orientację.. – powiedziała, po czym zauważyła, że Luca nie może powstrzymać śmiechu – Coś nie tak? – dopytała, siedząc na ziemi, pokryta cała błotem.
- Mam przez to rozumieć, że w ciemnościach jesteś w stanie mnie zgwałcić jako mężczyzna?? – uśmiechnął się ukazując swe jakże białe ząbki.
- Słucham? A co to jest gwałt? – zapytała i jak jakaś idiotka wyłupiła oczy w jego kierunku. On nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ona jest aż tak zacofana. „Czy jej rodzice robili ją przy zgaszonym świetle, że jest taka ciemna??” – pomyślał.
- Jak nie wiesz, co to jest, to sprawdź sobie w słowniku, albo zapytaj rodziców – warknął wkurzony. Z kim on musiał przebywać!!? Na domiar tego zgubili się gdzieś po środku jakiegoś lasu. Co im pozostało? Zdaniem Lucasa krzyczeć i wołać o pomoc! No, ale tym sposobem zbłaźniłby się przed swoją towarzyszką. No właśnie, czemu zależało mu by się przed nią jeszcze bardziej nie upokorzyć? Przecież uważa, że ona go nic, a nic nie obchodzi! No więc? – Przepraszam, ale głupie pytania zadajesz.. – odezwał się, gdy zauważył, że dziewczyna najzwyczajniej świecie płacze. Było to cichutkie łkanie. Cichutkie. Bardzo cichutkie. Jednak słyszalne w pustym lesie – No weź już nie rycz, bo mnie tym denerwujesz! Wstawaj! Musimy znaleźć jakieś miejsce na nocleg.. – krzyknął, gdy Dulce nadal płakała i nawet nie miała najmniejszego zamiaru przestać – Przecież Cię przeprosiłem.. – uniósł jej podbródek delikatnie do góry, nie mogąc się oprzeć spojrzeć po raz kolejny w jej niesamowicie piękne oczy. Czekał na odpowiedź. Jednak się jej nie doczekał. Czarnulka strąciła jego męską i potężną dłoń ze swojej twarzy i otarła swoje mokre od płaczu policzki. Po tym wszystkim ponowiła próbę podniesienia się do góry, ale jak się okazało kilka sekund później, na próżno. Jej noga pękała z bólu, przeszywającego ją dogłębnie centymetr po centymetrze. Gwałtownie się za nią złapała, masując miejsce prawdopodobnego złamania bądź zwykłego stłuczenia. Powstrzymywała się od gorzkich łez, które od zawsze jej towarzyszyły w takich sytuacjach jak ta. Ponownie otarła kropelki z bladych policzków i odrzuciła włosy do tyłu, tuląc do siebie nogę.
- Czyżbyś złamała nogę? – zapytał nieśmiało Lucas, podchodząc do niej na bezpieczną odległość. Mimo wszystko martwił się o nią, widząc, w jakim okropnym znalazła się stanie. Nie dość, że pękała z bólu, to jeszcze wysmarowana błotem siedziała zapłakana. No serce mu się krajało na ten widok!
- Chyba tak.. – wyszlochała skulona. Teraz już odważył się podejść do niej bliżej. Objął ją od tyłu, opierając swoją głowę na jej ramieniu. Zadrżała. Czuł dokładne bicie jej serca, a nawet pulsującą w żyłach krew. Był w siódmym niebie, trzymając ją w swoich ramionach, taką bezbronną, niewinną, a zarazem cudowną. Targała nim ochota dorwania się do jej równie niewinnych usteczek, które jeszcze nigdy nie zaznały rozkoszy błądzenia po ustach kogoś innego, będącego oczywiście płci przeciwnej. Rzecz jasna w grę nie wchodzi ojciec, dziadek, żaden wujek, brat i inny członek rodziny! Dulce tym razem się nie wyrywała. Milczała, pochlipując co jakiś czas. Na jej skórze pojawiły się nieproszone ciarki, które jeszcze bardziej utwierdziły Lucasa w przekonaniu, że działa na niego, jak żadna inna. Zresztą ona również była pod wielkim wrażeniem swojego zachowania. Gdyby nie to, że czuła się niesamowicie dobrze, a wręcz wyśmienicie, to już dawno na pewno wyrwałaby się w jego uścisku, obkładając oczywiście pięściami, zwłaszcza w najczulsze punkty męskiego ciała. Chłopak po raz kolejny poczuł jak drży. Jednak te drgawki były inne. Zrozumiał, że zmarzła, a teraz jest jej zimno. Cóż się dziwić. Był wieczór, późny wieczór. Na niebie pojawił się księżyc i złociste gwiazdeczki, oświetlające okolicę. Nagle Lucas oderwał się od czarnulki, która nie mogła powstrzymać się od westchnienia. Ten drobny szczególik spowodował maleńki uśmiech na twarzy szatyna, o kręconych loczkach. Dul wzdrygnęła się, gdy oblało ją zimne powietrze. Zaraz potem poczuła na sobie ciepło. Spostrzegła, że jest skurzana kurtka jej towarzysza. Teraz on trząsł się z zimna, jednak na samą myśl o czarnowłosej robiło mu się gorąco. Gotowała się jego krew i buzowały w nim emocje, patrząc na jej drobną sylwetkę.
- Dziękuje.. – wyszeptała , będąc nadal do niego tyłem – Jednak nie mogę tego przyjąć, bo teraz ty drżysz z zimna – zsunęła wdzianko z nagich ramion i odwróciła się w stronę zdziwionego Luci. Podała mu jego własność i spuściła twarzyczkę w dół, oplatając się rękoma.
- Oj nie moja panno! – zaśmiał się, udając własnego ojca, gdy ten nie pozwalał wychodzić Biance wieczorami w mini spódniczkach i bluzeczkach, które więcej odkrywały niż zakrywały. W takich momentach Lucas tarzał się ze śmiechu, natomiast blondynka oburzona i wściekła wracała do swojego pokoju, po czym wracała w grubym swetrze i długich spodniach. Martin wtedy zaznawał ukojenia i był niezmiernie zadowolony z posłuszeństwa siostrzenicy. Za pierwszym razem i Lucas uwierzył w prawdziwość tego zdarzenia, jednak szybko zmienił zdanie, gdy Bianca zaczynała się rozbierać w jego samochodzie, kiedy jechali na imprezę – Masz to natychmiast ubrać i nie obchodzi mnie Twoje zdanie! – stwierdził stanowczo urodziwy młodzieniec i po raz kolejny okrył ja swoją kurtką. Tym razem jej twarz skierowana była do niego – Co z tobą?
- Nie dam rady iść.. – wykrztusiła po jakimś czasie.
- Nie martw się! Już ja coś wymyśliłem – wyszczerzył ząbki.
|6| Spotkanie z czarownicą
Lucas zręcznymi ruchami opatulił Dulce jak najszczelniej, by żaden skrawek jej ciała, przynajmniej u góry, nie był widoczny. Miał w tym dwie intencje. Po pierwsze oczywiście nie chciał, by się przeziębiła, jednak bardziej zależało mu na tym, by się na nią nie rzucić, widząc choć odrobinę jej odkrytego ramienia. Po tych zawiłych i skomplikowanych czynnościach wziął ją na ręce i podrzucił kilka razy delikatnie do góry, aby usadowić ją sobie dobrze na rękach. Spojrzał na nią swoimi słodkimi i nieziemsko czekoladowymi oczami. Była tak przestraszona i zdezorientowana. Nie miała pojęcia, co się w ogóle dzieje. Przynajmniej on odbierał takie wrażenie. Zauważywszy jej zdenerwowanie uśmiechnął się lekko, dając jej tym samym znak, by się nieco rozluźniła i uspokoiła.
- Nie bój się mnie.. Nic Ci nie zrobię.. – wyszeptał nad jej uchem, sprawiając, oczywiście celowo, że zadrżała i westchnęła głęboko, starając się zrobić to niezauważalnie. Nie udało się jej to jednak. On dostrzegał każdy jej ruch, każde spojrzenie, gdziekolwiek było ono rzucane, każde mrugnięcie, po prostu oko nie pozwalało mu pominąć żadnego szczegółu z nią związanego – Złap mi się za szyję! Będzie Ci tak wygodniej – zaproponował i zaraz po tym czuł jak jej maleńkie rączki oplatają jego wąską szyjkę. Poczuł jak robi mu się słabo. Oczywiście jego podnieceniu nie było końca. Dziwi mnie to niezmiernie! Chcę przypomnieć, że on jej NIENAWIDZI! No przynajmniej tak uważa! Jak jest naprawdę? Nie wiem. W końcu ruszył przed siebie. Tak na dobrą sprawę, to on kompletnie nie wiedział, gdzie podąża. Kierował się tą tak zwaną – intuicją. Błądząc dłońmi po jej tyłku, czuł jak z każdą minuta coraz bardzie zaczyna brakować jej powietrza. Nie miała jednak tym razem odwagi mu się sprzeciwić. Było jej nad wyraz dobrze. Cóż, pierwszy raz w życiu mogła doznać takich rozkoszy, więc się dziewczyna cieszyła co nie miara. Nie żałujmy jej! Po tym wszystkim, co przeszła, należy się jej odrobina szczęścia. Nieświadoma własnych poczynań, przylgnęła do niego i bez żadnych skrupułów obłapiała jego plecy. Oczywiście było to jak najbardziej nieświadome! No, bo jakże inaczej można to wyjaśnić? Jest jeszcze druga opcja. Jaka? Otóż, Dul mogła najzwyczajniej w świecie wczuć się w rolę bohaterki z ostatnio przeczytanego romansidła. Jednak jak dla mnie to rozwiązanie było nie realne. Bynajmniej to jest moje zdanie. Szli tak kilkanaście minut, gdy dostrzegli nagle jakieś światło w oddali. Z początku Lucas myślał, że trafił do nieba, a wcześniej zemdlał z wycieńczenia, lecz do rzeczywistości przywrócił go cichutki oddech czarnulki.
- Zatrzymajmy się tutaj.. – zaproponował i postawił dziewczynę na ziemi, podtrzymując ja jedną ręką.
- Przepraszam.. – odpowiedziała mu na to słodko się uśmiechając. Uznał to raczej jako podziękowanie, niż przeprosiny.
- Za co? – zdziwił się. Pomyślał, że ze zdenerwowania pomyliła „Dziękuję” z „Przepraszam”.
- Za to, że musiałeś się tak męczyć i nieść mnie przez tą całą drogę – przygryzła dolną wargę tak słodko, że on nie mógł już wytrzymać. Bez okularów wyglądała o wiele lepiej niż z nimi w roli głównej na nosie. W końcu odważyli się podejść bliżej małego domku na skraju lasu. Wyglądał co najmniej jak ten z bajki o Jasiu i Małgosi. Koszmar! Buchało od niego czarną magią, sprawiał, że zarówno Dul jak i Lucas trzęśli się ze strachu. Nagle ich oczom ukazała się przeraźliwa postać kobiety, o bujnym uczesaniu. Jej włosy stały we wszystkie strony, a głos przypominał kwik świni.
- Co wy tu dzieci robicie o tak późnej porze? – zapytała zbliżając się bliżej. Przełknęli ślinę, po czym zaczęli głośno krzyczeć. Tak dla waszej świadomości to w przewadze słychać było oczywiście Lucasa. Zgrywał macho, a gdy przyszło co do czego, zachowywał się kompletnie jak baba. Nie czekając długo schował się za plecami swojej towarzyszki, zapominając całkowicie o jej obolałej nodze. Zgrzytając panicznie zębami, szeptał jej coś do ucha.
- Ratuj! Dulcita Ratuj! Ona nas ugotuje w kotle, a potem zje na kolacje! – wytłumaczył pospiesznie swoje obawy. Dziewczyna nie zwracając uwagi na wystraszonego, a wręcz przerażonego chłopaka podeszła bliżej owej kobiety, by upewnić się, kto to taki.
- Ciocia? – zapytała przecierając oczy. Bez okularów widziała znacznie gorzej. Po za tym warunki oświetleniowe, tutaj mówię o księżycu i gwiazdach zbytnio jej nie pomagały – To ty? – dopytywała obserwując ruchy nieznajomej – Co Ci się stało z włosami?
- To ty znasz tą czarownicę? – Lucas zdziwił się niezmiernie przebiegiem sytuacji. No już tego to się nie spodziewał. Wszystkiego, ale nie tego, że owa pani, przypominająca wyglądem zmorę z najgorszych koszmarów okaże się poczciwą cioteczką Dulce. Jak oszalały rzucił się w kierunku czarnulki, nadal depcząc jej po piętach. Czujnym, wyostrzonym wzrokiem błądził po twarzy swojego straszydła, chcąc odnaleźć na niej jakiś szczegół, który potwierdzi jego obawy, co do zamiarów kobiety.
- Kochaniutka! – zapiszczała wesoło owa pani – Twój tatuś jak zwykle nie powiadomił mnie, że przyjeżdżasz! Jak miło cię znowu zobaczyć perełko! – Anastasia, bo tak właśnie nazywała się siostra pana Perez, ojca czarnulki, podeszła bliżej bratanicy i wyściskała ją za wszystkie czasy. Tuląc, całując, ściskając biedną dziewczynę, doprowadziła do tego, że spędzili jeszcze jakieś dziesięć minut na dworze, marznąc, co nie miara. W końcu zostali zaproszeni do środka chaty, robiącej za dom ‘czarownicy’. Jak się okazało chwilę później, Anastasia przeprowadziła się tutaj, zaraz po tym, jak jej wcześniejszy dom spłonął po nie miłym incydencie ze świeczką. Trzeba przyznać, że cioteczka Dul uwielbiała eksperymentować. Zarówno z urządzeniami elektrycznymi, jak i takimi zwykłymi, bez większy kłopotów z obsługą, przykładem może być choćby najnormalniejsza świeczka z wosku. Anastasia, znana wszem i wobec z potęgującej z każdej minuty na minutę dumy, nie zgodziła się zamieszkać u swojego brata, co spowodowało, że znalazła się w dawnym domku ich pradziadków. Ruda kobieta, głaszcząc nieustannie speszoną czarnowłosą nawijała bez ustanku. Opowiadała o swoich przygodach, mających miejsce pod nieobecność jej bratanicy. Gdy wyczerpały się jej już tematy, zmyślonych rzecz jasna opowiastek, pozwoliła, by jej kolejna cecha wyszła na jaw. Mowa tu oczywiście o nieprzebranej ciekawości.
- Słoneczko moje! To pewnie jest ten twój chłoptaś, co? – zapiszczała poruszając znacząco brwiami. Lucas od razu zauważył rumieniec na twarzy Dulce. Był nieco zdezorientowany. Nie miał zielonego pojęcia, o czym mówi owa kobieta. Mógł się jedynie domyślać. To niestety, przychodziło mu teraz z trudem. Wyczerpany pieszą wędrówką oraz nudną gadaniną nie był w stanie rozruszać swych szarych komórek. Spojrzał jedynie pytająco na zmieszaną czarnowłosą, próbując wymusić na niej jakąś reakcję w tej sprawie.
- Ciociu, to nie jest mój chłopak.. – odezwała się w końcu Dul, przygryzając ze zdenerwowania dolną wargę. Czuła się tak strasznie głupio.
- Co?! – oburzyła się Anastasia, odsuwając jednym ruchem bratanicę od chłopaka. Zmarszczyła brwi, przeszywając go swoim złowieszczym spojrzeniem. Jej oczy mówiły tylko jedno: UCIEKAJ, PÓKI MOŻESZ! Wolnym krokiem zaczęła zbliżać się do Luci, z rękami ułożonymi na biodrach – No chłopcze! Teraz to sobie musimy poważnie porozmawiać! – chłopak przerażony postawą rudej, postawnej, a wręcz potężnej baby, przełykając głośno ślinę, kombinował, jak wydostać się z potrzasku, który gotowała mu Anastasia – Jak tak można!? – pytała zdenerwowana, aż czerwona z wściekłości – Zaciągasz moją bezbronną kruszynkę do lasu, nie będąc nawet jej chłopakiem! Ja rozumie, że jeżeli bylibyście razem takie zachowanie byłoby oczywiście normalne w waszym wieku – uśmiechnęła się. Trzeba wspomnieć, że rodzina Dulce od strony ojca, była niezmiernie do przodu w relacjach damsko męskich. Seks w wieku, w którym znajdowała się obecnie Dul, dla nich był normalnością. Po chwili jednak ciotka przybrała inny wyraz twarzy. Marszcząc po raz kolejny brwi, drążyła dalej rozpoczęty temat – Już ja wiem, co Ci po głowie chodziło zboczeńcu! To, że Duli jest bezbronna, nieśmiała i niewinna nie znaczy, że możesz sobie ją wykorzystywać o każdej porze dnia i nocy! – wrzeszczała – Ta dziewczyna to skarb, drugiej takiej nie znajdziesz! Nie pozwolę, by jakiś chłoptaś bawił się jej uczuciami – dodała, po czym skierowała się do Dul – Kochaniutka idź już siebie – te słowa wypowiedziała najczulej jak tylko potrafiła – My sobie musimy jeszcze bardzo poważnie porozmawiać! Już ja mu wybije z głowy takie traktowanie kobiet! Popamięta mnie! To potrwa kilka godzin, więc idź odpocznij moje dziecko – uśmiechnęła się do bratanicy. Słowa Anastasi pobudziły mózg Lucasa do pracy w przerażająco szybkim tempie. Zrozumiał, że jeżeli nie zadziała teraz, to czeka go kilka godzin męczarni.
- Ale pani nas źle zrozumiała! – wykrztusił, podbiegając do zdziwionej Dulce. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie – Nie jestem jej chłopakiem, ale miłością życia! Kochamy się i to bardzo! Nasza miłość będzie wieczna! – uśmiechał się radośnie, chcąc zmylić podejrzliwą kobietę. Nagle, dla utwierdzenia Anastasi w tym, co przed chwilą powiedział, jednym ruchem wylądował ustami na mięciutkich usteczkach czarnulki. Zaskoczona, nie opierała się. Co gorsze, oddała pocałunek, przeradzający się w namiętny wsysacz. Ruda zaklęła pod nosem ze szczęścia bratanicy. Już od dawna nie widziała jej tak promiennej. Młodzi trwali połączeni w pocałunku sporo czasu. W końcu otrząsnęli się z amoku i oderwali od siebie, próbując złapać oddech. Dul pierwszy raz w życiu brakowało powietrza. Spojrzała pytająco na Lucasa, który oddał jej tym samym. Niezręczną sytuację przerwała nieświadoma niczego cioteczka.
- Ah! Moje gołąbeczki! Trzeba było od razu mówić, że kochacie się na życie, a nie wprowadzać poczciwej ciotencji w błąd! Jak tak na was patrzę, to mi się moja młodość przypomina – rozczuliła się Anastasia – Chcecie, to wam opowiem! – uradowała się perspektywą podzielenia się swoimi opowiastkami z młodymi.
- Nie.. – odezwał się szatyn, po raz kolejny przylegając do drżącej Dul – Chcielibyśmy odpocząć!
- Aaa… - kobieta pokiwała znacząco brwiami – To teraz tak to się nazywa! Mam coś dla was! – powiedziała, po czym zaczęła szperać w swojej wielgachnej torbie. Po chwili tryumfalnie podniosła zgubę do góry, wręczając ją Lucasowi.
- A to po co? – zdziwił się.
- Już nie udawaj, że nie wiesz, do czego to służy! – poklepała go po ramieniu, puszczając oczko – Miłej zabawy życzę! – rzuciła na koniec, oddalają się. Zmęczeni całym dniem Dulce i Lucas poczłapali do pokoju, wskazanego przez ciocię. Oczywiście zastali tylko jedno łóżko, a czegóż innego mogli się spodziewać! Chłopak od razu spostrzegł wystraszone oczy towarzyszki. Chcąc ją nieco uspokoić, wyjąkał:
- Nie martw się, będę spał na podłodze - popatrzyła prosto w jego oczy, tak, że nogi zmiękły mu, stając się niczym wata cukrowa.
- Czemu to zrobiłeś.. – zapytała jakby nigdy nic – Czemu okłamałeś cioteczkę? I czemu mnie pocałowałeś.. wiedziałeś, że tego nie chcę.. – szepnęła cichutko. Te słowa momentalnie pobudziły go do życia. Zabolały go jednocześnie. Jego serce w jednej sekundzie rozpadło się na drobne kawałeczki. Uświadomił sobie, że jest skończonym idiotą.
- Musiałem się ratować! Przerażała mnie perspektywa spędzenia z Twoją ciotką tych kilku godzin. Po za tym jestem tak padnięty, że nie dałbym rady tam siedzieć ani minuty dłużej! – wytłumaczył pospiesznie, celowo stwarzając wrażenie obojętnego.
- Rozumiem.. jednak proszę cię, nie rób tego więcej.. dobrze? – zapytała spokojnie, milutkim, słodziutkim głosikiem, który rozkładał go na łopatki.
- Zgoda! – przytaknął.
- A teraz się obróć, chcę się w końcu przebrać. Jestem cała ubłocona.. – dodała nieco speszona jego obecnością.
|7| Prezerwatywa na stoliku
Lucas z obojętnością na twarzy wykonał jej polecenie. Choć tak naprawdę w jego głowie rodziło się tyle myśli, mówiących mu, aby tego nie robił. Jednak parszywa duma wzięła górę. Odwrócił więc twarz w przeciwnym do niej kierunku. Z początku myślał, że wytrzyma, ale już kilka sekund później był pewny, że nie. Powolnym ruchem, przechylił lekko twarz za siebie. O mało co, nie wydał z siebie przeraźliwego dźwięku, zobaczywszy jej nagie plecy. Nie mieściło mu się w głowie, że stoi teraz jakby nigdy nic, kiedy cudownie zbudowana dziewczyna ściąga właśnie spodnie, ukazując zgrabne pośladki. Zrozumiał, że nie szata zdobi człowieka. Zauważył, jak dużo atutów ukrywa pod tymi szmatkami w żaden sposób nieprzypominających ubrań. Zacisnął pięść, która miała go powstrzymać przed rzuceniem się na nią. Waląc rękami w swoją pustą łepetynę, przywracał się do porządku. Jak na złość, ledwo tląca się świeczka na stoliku nocnym, sprawiła, że Lucas w całej okazałości widział kontury ciała Dul na ścianie. Zamarł, otwierając szeroko buźkę, dostrzegłszy jej obfity biust. Jędrne piersi, widoczne w powiększeniu jeszcze bardziej go podniecały. Zacisnął mocno zęby i zamknął oczy. Do rzeczywistości przywrócił go słodki głosik czarnulki:
- Już.. – szepnęła cichutko. Powolnym ruchem podszedł do niej bliżej. Miała na sobie jedynie długaśną koszulę poczciwej cioteczki. Ze strachem w oczach spojrzała na jego twarz, na której malowało się pożądanie.
- Dobranoc.. – rzucił ciepło w jej kierunku, tuż na uchem. Wzięła głęboki oddech i jednym ruchem wskoczyła pod puchową kołdrę. Na ten gest, Luca zabrał jedną poduszkę z łóżka i ułożył ją sobie na dywanie, tuż obok łóżka. Chwycił również za koc na krześle i opatulił się nim dookoła. Ułożony na ziemi przewracał się z jednego boku na drugi, próbując zasnąć. Nie było to dla niego łatwe z dwóch powodów. Pierwsze to oczywiście przez tą cholernie nie wygodną podłogę! Co jak co, ale ten cieniutki dywanik nie był zbytnio delikatny w stosunku do jego kręgosłupa. Drewniane belki wpijały się w jego dodatkowo zziębnięte ciało. Drugi powód to oczywiście sama obecność Dulce! Nawet Luca nie potrafił zrozumieć reakcji swojego skarba na tą cudowną dziewczynę, a co dopiero ja! Nie minęło kilka minut, jak w pokoju rozległo się uciążliwe dla obojga zgrzytanie zębów. Kogo? Rzecz jasna szatyna. Trzęsąc się z zimna, celowo robił to na tyle głośno, by jego towarzyszka go usłyszała. Chciał w pewien sposób wzbudzić w niej wyrzuty sumienia, że pozwala mu dręczyć się z podłogą i przezywać te katusze! No i mu się udało. Przejęta Dul usiadła na łóżku, wpatrując się w jego postać. Miała ochotę zaproponować mu położenie się obok niej, jednak, kiedy tylko próbowała otworzyć usta i wydusić z siebie kilka głupich słów, napotykała po drodze milion powodów, dla których ten pomysł wydawał się jej beznadziejny. W końcu jednak ruszyło ją sumienie. Nadgryzając swoje niedawno co obcięte paznokcie, wymruczała przez zęby:
- Śpisz? – to jedno słowo, tak krótkie, ale ile znaczące dla chłopaka. Odwrócony do niej plecami, uśmiechnął się pod nosem. Wyraźnie podobała mu się perspektywa spędzenia tej nocy w jednym z łóżku z czarnulką. Miał dziwne przeczucie, że coś się wydarzy. Coś, to znaczy, że będąc z nim tak blisko, nie będzie w stanie się mu oprzeć i pozwoli mu dobrać się do jej dziewictwa. Trzeba wspomnieć, Lucas był w stu procentach pewny, że jego Brzydulka jest dziewicą! Jego! No właśnie! Od pewnego czasu to właśnie tak nazywał ją w myślach – Wiesz.. chyba niezbyt dobrze śpi się na tej twardej podłodze.. – Dulce nadal szeptała cichutko, totalnie, kompletnie zszokowana swoim zachowaniem. Obawiała się jego reakcji. Obawiała się tego, co może jej zrobić, gdy dopuści go do siebie o centymetr za blisko. Sparaliżowana siedziała ciągle na łóżeczku, w skupieniu przyglądając się leżącemu facetowi. Nagle, przestraszyła się, kiedy jednym susem wyskoczył spod swojego kocyka, pchając się na siłę pod jej ciepłą, zagrzaną kołderkę.
- Wiedziałem, że masz serce! – uśmiechnął się do niej promieniście. Zaczarował ją. Najnormalniej w świecie zahipnotyzował swoimi czekoladowymi oczkami. Ale ten stan nie trwał długo. Wystarczył jeden nieproszony, zbędny w całym układzie, psujący całą atmosferę gest młodego Browna. A mianowicie, pozwolił sobie na dotknięcie jej nagiego uda! I to był błąd! Błąd przez duże ‘B’! Duli momentalnie odskoczyła, wybijając się tym samym z transu, jaki zgotował jej chłopak. To był koniec! Rzecz jasna koniec tego dobrego dla Lucasa. Od tej pory, czarnowłosa ułożyła się jak najdalej od niego. Całej nocy nie przespała tylko dlatego, by dopilnować, żeby jej nic nie zrobił. Żeby za żadne skarby świata się do niej nie zbliżył! Broń Boże!
Nastał ranek. Duli z ociąganiem usiadła na łóżku, zerkając na towarzysza. Czuła się taka niewyspana. Zmęczona, wycieńczona, padnięta, nie do życia. Zero energii. Zero siły! Po prostu nic! Kompletnie nic. Po chwili zauważyła, że on również już nie śpi. Rozciągnął swoje mięśnie, po czym założył rękę za głowę, przyglądając się jej. Sam do siebie wyszczerzył ząbki:
- Widzę, że czatowałaś całą nockę! – zaśmiał się. Tymi słowami ewidentnie wyprowadził z równowagi, jak dotąd spokojną i ułożoną dziewczynę. Nie miała szansy nawet mu odpowiedzieć, gdyż do pokoju jakby nigdy nic wtargnęła ciotka Anastasia.
- Dzień dobry moje gołąbeczki! – zapiszczała swoim uroczym głosikiem – Śniadanko na stole! – dodała uradowana.
- Ciociu.. – ziewnęła Dul – Jestem tak niewsypana, że nie wiem czy dam radę pójść na śniadanie! – dodała. Kobieta podeszła do zadowolonego z całej sytuacji Lucasa i poklepała go w ramię.
- Tak trzymaj mój drogi, tak trzymaj! – zachichotała, po czym z przejęciem chwyciła za prezent, który wczoraj wieczorem podarowała Lucasowi – Wy tak.. bez?? – zapytała wyraźnie poruszona i zszokowana – Ja rozumie.. te wasze hormony.. w ogóle pożądanie i te sprawy, ale czy to nie za wcześnie na dzidziusia? Wprawdzie nie miałabym nic przeciwko małemu Perezowi, ale wiecie, najpierw to raczej ślub, prawda?? Myśleliście już o tym??
- Ale.. – zdezorientowana czarnulka wyłupiła swe oczęta w stronę rudowłosej. Po raz kolejny nie dopuszczono ją całkiem do głosu. Tym razem przeszkodził jej szatyn, uwieszając się jej szyi.
- Pani źle to odebrała! – zaśmiał się – Miałem swoją! – dodał i nieco się zarumienił. Co jak co! Ale tłumaczenie się przed nieznaną mu kobietą z tego, jaki seks uprawiał, było dla niego troszeczkę krępujące. Żeby nie powiedzieć, kompletnie nie do pomyślenia! Nagle przyszedł mu do głowy nieziemski pomysł. Otóż wymyślił, w jaki sposób pocałować czernowłosą, nie musząc się potem zbytnio tłumaczyć. Jednym ruchem wylądował na jej ustach, wpijając się w nie bez końca. Mina Anastasi była nie do opisania. Cichutko na paluszkach wymknęła się z pokoiku, zostawiając ich samych. W środku aż krzyczała, zamykając drzwi. Oczywiście ze szczęścia, bo z czegóż innego? Ich pocałunek nadal trwał. Nie spieszyło im się w ogóle. Dziwne, prawda? Mogłabym przysiąc, że jeszcze przed wejściem ciotki Dul do środka, ta drobna istotka była go w stanie zabić! Przyznajcie mi rację! A teraz tak jakby nigdy nic wędrowała rekami po jego twarzy. Poznając go dokładnie sprawiała wrażenie zachwyconej. On czuł to samo. Opamiętał się jednak tym razem i ograniczył się jedynie do obmacywania pleców. Nawet to sprawiało mu nieprzebraną radochę! Ni stąd ni zowąd, Dulce przerwała tą scenę, próbując złap oddech. Nic nie mówiąc spełzła z łóżka i wybiegła z pokoju. Z początku nie mógł jej zrozumieć, jednak po chwili przypomniały mu się wypieki na jej twarzy. Oblizał swoje spragnione dalszych czułości usta i zamknął oczy, wracając wspomnieniami do tego pięknego pocałunku.
Kilka godzin później Anastasia, wlekąc pod rękę zmęczoną dwójkę, po raz setny streszczała im, co jeszcze ją spotkało, pod nieobecność czarnulki na wsi. Opowiadając tą samą historyjkę któryś raz z kolei, śmiała się swym piskliwym głosikiem. W końcu ich modlitwy zostały wysłuchane i dotarli nareszcie do posiadłości starego Eduardo Browna.
- Cześć kochany! – przywitała się ze staruszkiem Anastasia, tłamsząc go w swoich ramionach – Przyprowadziłam nasze dwa gołąbeczki. Biedacy zgubili się w lesie! Cóż by zrobili bez poczciwej ciotencji! – zaśmiała się uroczo jak również donośnie.
- Gołąbeczki? – do rozmowy włączyła się wyraźnie rozbawiona Bianca. Dusząc w sobie uporczywy śmiech zerkała na wściekłego Lucasa, zżerającego ją wzrokiem.
- To Lucasek nie chwalił się, że jest w poważnym związku z moją kochaniutką Dulcitą? Nawet ślub planują! – kobieta zaklaskała w ręce. Na te słowa szatyn zaczął kasłać tak głośno, że przejęta ciotka poczęła walić w jego plecy z całej siły. Kiedy w końcu doszedł do siebie, ledwo oddychał. – Kochanieńki! Co z tobą? – przeraziła się rudowłosa.
- Nic, nic.. zakrztusiłem się własną śliną! – wyjąkał zdenerwowany. Blondynka zwijała się ze śmiechu. Jej rechot niósł się po całej okolicy. Po chwili jednak nieco spoważniała, choć nie było to dla niej łatwe. Z udawanym przejęciem powiedziała:
- Kuzynku! Czemu mi nic nie powiedziałeś, że jesteś w poważnym związku? – podkreśliła dwa ostatnie słowa i na nowo rozbrzmiał jej chichot. Lucas był gotów rzucić się na nią ze wściekłością i sprawić, że już nigdy nie było by jej dane się śmiać, zwłaszcza z niego. Ograniczył się jedynie do złowieszczego spojrzenia i zaciśniętych pięści. Przeszył ją swoim palącym wzrokiem, co w jednej minucie sprawiło, że zaprzestała chichotanie. Tym razem zwróciła się do równie zdziwionej, co ona czarnulki – Dulce, pochwal się nam, od kiedy ten szczęściarz jest Twoim chłopakiem! – zaproponowała hamując nawyk śmiechu.
- Yyy.. – ta sytuacja wyraźnie krępowała Duli, co dało się wywnioskować po jej drżącym głosie i jąkaniu, do którego się doprowadziła. Na szczęście Lucas szybko się zreflektował i ruszył z odsieczą.
- Wystarczająco długo, kuzyneczko! – rzucił jej zjadliwy uśmieszek i ponownie wykorzystał moment, aby przylgnąć do ust towarzyszki. Na ten widok Biance opadła szczęka. Tak nisko, że aż uderzyła nią o podłogę. Oczywiście to taka przenośnia. Młodzi bez opamiętania tonęli w swoich ustach. Duli z każdą sekundą ta sytuacja podobała się coraz bardziej, nie wspominając o uczuciach chłopaka. Ten to po prostu był wniebowzięty!
|8| Kaczuszka
Urocze i milusie chwile naszej ukochanej parki minęły w zadziwiająco szybkim tempie. Pod ciągłą kontrolą poczciwej ciotki Anastasi spędzili cały weekend aż do samego końca. Kobieta dręczyła ich do ostatniej minuty. Jej czujne oko wyniuchało każdą rozmowę, każde spojrzenie i każdy tak jakby przymusowy pocałunek. Lucas nie szczędził Dulce czułości, a i ona w pewnym sensie się troszeczkę przełamała i odstawiła na bok pana stresika. Z czasem czuła się przy nim pewniej. Jeśli chodzi o naszą kochaną blondyneczkę, to nieustannie chichotała. Nie pomogły nawet przestrogi Luci, że niedługo nabawi się takich zmarszczek, jak staruszka. Wzięła sobie te słowa do serca dopiero, gdy ten z udawanym przerażeniem wytykał jej palcami miejsca rzekomych zmarszczek. Chcielibyście widzieć minę Bianci, kiedy okazało się, że są to zwyczajne żarty. Z lokówką w ręce ganiała za nim po całym domu. Miał chłopak szczęście, że to urządzenie nadawało się jedynie do użytku przy pomocy prądu, ale przestało mu być do śmiechu, kiedy Karmelek wyszukał się innych pożytecznych zastosowań owego sprzętu. Niby to tylko lokówka, ale jak bardzo może odbić się na psychice bezbronnego chłopaka. Dostał nią tyle razy po głowie, że moim zdaniem uraz i trauma pozostaną mu na zawsze. Masując bez przerwy rozszarpaną czuprynę szarżował swoim pięknym wozem w kierunku miasta.
Po kilku godzinach męczącej drogi i zatrzymywania się co jakiś czas na siku Bianci, dojechali w końcu do miasta, a konkretnie do swojego ukochanego domku. Radość, która ogarnęła serce szatyna była nie do opisania. Nareszcie mógł odetchnąć świeżym powietrzem, bez zbędnej paplaniny kuzyneczki za prawym uchem. Zamknął drzwiczki swojego sportowego samochodu i przeciągnął się, mrucząc pod nosem.
- Bądź tak łaskawy i pomóż nam z tym ciężkimi walizkami! – krzyknęła zdenerwowana blondynka, siłując się z różowymi bagażami, upchanymi w maleńkim bagażniku – Cholera jasna! – wrzasnęła, po czym w całej okolicy rozległ się jej urokliwy pisk. Chcecie wiedzieć, co się stało? Otóż panna Karmelek złamała paznokieć. Oczywiście nie był prawdziwy, ale wiadomo, że przejęła się tym niebywale. Kiedy ochłonęła, natychmiast rzuciła się w kierunku zrelaksowanego Lucasa, który zdawał się nie zwracać uwagi na wszystkie wydarzenia. Ni stąd ni zowąd zgiął się w pół, łapiąc jednocześnie za rozkrok i wydając przeraźliwy jęk.
- Za co? – wykrztusił ostatkiem sił, sycząc co niemiara. Nie ma się mu co dziwić. Przypuszczam, że każdy mężczyzna zareagowałby podobnie, na tak silne uderzenie w najczulszy punkt męskiego ciała, jaki tylko można sobie wyobrazić.
- Widzisz, co mi zrobiłeś? – dziewczyna uniosła poszkodowaną część swojej dłoni do góry, udając rozpacz – I tak powinieneś dostać mocniej! – zakomunikowała, składając na jego lekko zarośniętym policzku kilka klepnięć.
- Jeżeli tak dalej pójdzie, to ja wyląduje w szpitalu.. – zaskomlał, osuwając się na trawnik. Jego twarz wyglądała, jak dojrzały pomidorek. Ułożył się wygodnie na zielonej trawce i wzdychał smutno, bliski płaczu. Niestety, ten zacny widok nawet troszeczkę nie poruszył słodkiego serduszka Bianci. Miała nieprzebraną ochotę skopania go na dokładkę, ale powstrzymała się, widząc zdumioną twarz Dulce. Oczy czarnowłosej przypominała okrągłe, wielgachne monety i były znacznie wybałuszone do przodu.
- Dulcita, uznajmy, że nic nie widziałaś! – zwróciła się do niej blondynka, z cudownym uśmiechem i delikatnym, milutkim głosikiem.
- To mój jedyny świadek.. – zamruczał nadal leżący Luca. Gdy tylko doszło go spojrzenie bardzo pewnej siebie kuzyneczki, od razu panicznie złapał się za krok – Tylko nie bij! – poprosił błagalnie, na co otrzymał tylko słodkie zmrużenie oczek.
- Jeśli zaraz nie wstaniesz i nie uporasz się z naszymi walizkami, dostaniesz tak mocno, że będziesz obkładał się lodem do końca życia. Jeśli to coś w Twoich spodniach przeżyje ten wstrząs, który zamierzam Ci zgotować! – powiedziała Bianca, przesączając owe słowa sporą dawką rozbawienia. Młody Brown w jednej chwili stanął na dwóch nogach, otrzepując spodnie. Momentalnie znalazł się przy bagażniku i niezwłocznie zabrał się za jego opróżnianie.
- Imponujące.. – głos zabrała Dul, z niedowierzaniem przyglądając się całemu zajściu. Kręcąc głową, rozdziawiała swoje usta coraz bardziej, kiedy chłopak niczym błyskawica krążył w dwie strony, zanosząc ciężkie bagaże do domu.
- Mężczyzn trzeba trzymać krótko, nawet wtedy, kiedy ów samiec to tylko Twój najdroższy kuzynek! – stwierdziła uśmiechnięta panna Boyer. Obydwie panie wybuchły śmiechem. Trzeba wspomnieć, że relacje między naszą BrzyDulką, a Biancą uległy wielkiej, a nawet gigantycznej zmianie. Dogadywały się zadziwiająco dobrze, choć mogłoby się wydawać, że tematów do rozmów będę mieć niewiele. Po kilku kąśliwych komentarzach blondynki na temat chodzenia, bądź poruszania się Lucasa, obydwie rozeszły się do swoich domów.
Czarnowłosa, wchodząc do domu, rzuciła na środek swoją masywną walizkę i upadła zmęczona na kanapę w saloniku. Wzdychając głęboko wracała wspomnieniami do wspaniałych momentów, które raczyły się jej przydarzy właśnie na wsi. Spojrzała na romansidło, leżące grzecznie na stoliku i uśmiechnęła się sama do siebie. Mimo wszystko czuła na ustach zniewalający smak Lucasa. Miała wrażenie, że jego wargi nawet teraz jej dotykają. Nagle, zamarzyła o rewelacyjnej kąpieli. Bąbelkach i wylewającej się pianie. Kiedy tak odbiegała marzeniami w nieznane, zreflektowała się, iż nie posiada wanny, a jedynie prysznic. Zmarkotniała i bez nutki radości udała się na górę do łazienki. Po chwili przypomniała sobie, jak to przed wyjazdem popsuła owy prysznic. Nabrała powietrza do płuc, tylko po to, by po chwili je wypuścić.
- I co ja mam teraz zrobić? Muszę się wykapać, inaczej nie zasnę! Dulce! A trzeba było wezwać hydraulika! – powiedziała sama do siebie. Wtem w jej główce zaświtał zjawiskowo cudowny pomysł – Poproszę nowych sąsiadów! – zapiszczała radośnie. Nie myśląc długo zabrała rzeczy i czym prędzej pobiegła w stronę domu obok. Jak się domyślacie, otrzymała pozwolenia na kąpiel. Oczywiście od Bianci. Lucasa nie było w pobliżu. Grzecznie podziękowała i ruszyła we wskazanym kierunku. Po kilku minutach, kiedy Dulce chlapała już wodą w wannie, na horyzoncie pojawił się nie kto inny, tylko szatyn o kręconych loczkach. Idąc korytarzem podśpiewywał sobie znaną i ostatnio popularną piosenkę. Niespodziewanie, przed jego oczami wyrosła uśmiechnięta blondynka. Pech chciał, że miało to miejsce akurat pod drzwiami łazienki.
- Yyyyyy – zaciął się – Czy ty się przypadkiem nie kąpiesz? – zapytał nieco poirytowany, słysząc pluski z pomieszczenia obok. Spojrzał znacząco na blondynkę, oczekując racjonalnej odpowiedzi – Nie! – wybałuszył oczy do przodu – W naszym domu są duchy! – zawył, rzucając się ramiona kuzynki.
- To Dulce się tam kąpie! – powiedziała dziewczyna, jakby nigdy nic i ruszyły przed siebie. Na te słowa, Lucas dostał olśnienia.
- Mój żel pod prysznic dla dużych chłopców! – wykrzyczał, otwierając drzwi. W jednej chwili znalazł się przy półeczce z kosmetykami, łapiąc gwałtownie pojemnik z owym żelem. Przytulił go do siebie, patrząc z pretensją na zaskoczoną i przerażająco zdziwioną dziewczynę w wannie, która uporczywie zasłaniał się rękoma. Na szczęście piany było dużo – Jak mogłaś! Jak mogłaś! – pytał z wyrzutem w głosie. Dul ledwo trzymała serce na miejscu. Była wręcz przerażona, bo przestraszona to mało powiedziane. Cóż jej się dziwić. Facet włazi Ci nieproszony do łazienki, kiedy ty właśnie bierzesz kąpiel. Ja bym krzyczała. A tak właściwie, to czemu ona się nie zamknęła? Już wiem! Z przyzwyczajenia. W swoim mieszkaniu nigdy tego nie robi. Prawie zapomniałam.
- Co ty tutaj robisz? – wydukała po chwili. Tylko to była w stanie powiedzieć. Jednak lepsze to, niż nic i jakieś idiotyczne milczenie.
- Co to w ogóle za pytanie?! Moja łazienka i wydaje mi się, że to ty powinnaś się tłumaczyć! – Luca panicznie rozglądnął się po pomieszczeniu – Gdzie moja kaczuszka?! Zabiłaś ją! – wpadł w rozpacz, rzucając na nią oskarżenie – Spotkamy się w sądzie! – zakomunikował, bliski płaczu.
- Ale ja przecież nic.. – dziewczyna próbowała się tłumaczyć, jednak na próżno. Mężczyzna, chociaż to złe określenie, bo jaki prawdziwy facet bawi się kaczuszkami w wodzie? No, więc, dziecko dalej trzymało się swojej wersji, jaką była straszliwa, okrutna śmierć jego ukochanej kaczuszki. Nagle, do łazienki wpadła Bianca.
- Co tu się dzieje? – zapytała rzucając zarówno Dul, jak i kuzynowi pytające spojrzenie.
- Zabiła moją kaczuszkę! – wyjąkał płaczącym głosem, przytulając się do ramienia blondynki. Dulce przybrała niewinną minkę i błagalnym wzrokiem osaczyła postać towarzyszki.
- Głupku! – Karmelek odepchnął Browna od siebie – To ja wyrzuciłam tą wstrętną, zniszczoną kaczuchę do kosza! Burzyła harmonie tego pomieszczenia! – rozłożyła szeroko ręce – Tak przeczytałam w Internecie – sprostowała – A tak po za ty, to, od kiedy ludzie w Twoim wieku kąpią się z kaczuszkami, co? – spojrzała na niego poirytowana. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem – Ostatnio nawet się zastanawiałam, czy nie dać tego do gazety. Twoja panienki z pewnością by się ucieszyły, nie sądzisz? – poruszała znacząco brwiami.
- Gdzie ona jest!? – zapytał wściekły.
- W kontenerze na śmiecie! – odpowiedziała rozbawiona dziewczyna.
- Daisy! Nadchodzę! – zakomunikował rozradowany Lucas, unosząc jedną rękę do góry, jak profesjonalny bohater kreskówek dla dzieci. Tymczasem Dulce dochodziła do siebie po całej tej krępującej sytuacji, która ją spotkała. Odkąd ta dwójka wprowadziła się do owego sąsiedztwa, ona i jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Po kilku godzinach, gdy wszystko się wyjaśniło, a czarnulka wróciła z powrotem do siebie, Bianca z uśmiechem na ustach wyruszyła na spacer ze swoją najukochańszą kicią Lulu. Stąpając dumnie dwunastocentymetrowymi obcasami po chodniku, śmiała się sama do siebie, widząc, iż jej kotka zachowuje się identycznie. Niespodziewanie, na horyzoncie pojawił się przebrzydły, wielgachny pies wraz ze swoim panem. Lulu momentalnie wskoczyła na pobliskie drzewo i za Chiny Ludowe nie chciała zejść. Trzeba wspomnieć, że facet, który był właścicielem tego niewychowanego zwierzaka, dostał niezłą reprymendę na temat wychowania swoich pupili. Bianca strzeliła mu taki wykład, że gościu odszedł z wytrzeszczem na twarzy. Jego pies był równie skołowany, co sam pan.
- Kochanie, zejdź! Twoja pani ładnie prosi.. – skomlała w kierunku korony wysokiego drzewa. Jej milutki głosik niósł się na odległość dziesięciu metrów. Blondynka była bliska rozpaczy, kiedy jej ukochane zwierzątko nie ustępowało – Słodziutka Lulu, jestem gotowa prosić cię na kolanach! – stwierdziła i natychmiast znalazła się metr niżej niż wcześniej. Brudząc jednocześnie swoje nowiuśkie białe spodnie, szlochała w kierunku upartego stworzenia na drzewie.
- Zgubiła coś pani? – zapytał nagle postawny, wysoki i niezmiernie przystojny mężczyzna, nachylając się nad nią. Oniemiała z zachwytu. Ten, jak na dżentelmena przystało, wyciągnął do niej rękę. Przyjęła pomoc. Zbędne są chyba uwagi, że jej spodnie wyglądały jak krowie z pyska wyjęte – Czy mogę w czymś pomóc? – zapytał ponownie.
- Ach.. przystojniaku.. – westchnęła – Wystarczy, jak zabierzesz mnie ze sobą do swojego zamku, książę.. – mówiła jak zaczarowana. Po chwili otrząsnęła się i wróciła do rzeczywistości – Znaczy się, Bianca jestem! – poprawiła się i podniosła wzrok do góry – Moja kotka nie chce zejść z drzewa.. – wymamrotała smutnym głosikiem, który poruszyłby nawet najtwardsze serce.
- Juan! – przedstawił się - Chętnie pomogę! – zaoferował i uśmiechnął się serdecznie do nowej nieznajomej. Po zaledwie paru minutach był powrotem na ziemi wraz ze zwierzątkiem na rękach. Lulu, drapnęła go w policzek i zeskoczyła z rąk, mrucząc ze wściekłości.
- No i co pan zrobił? Zdenerwował mi pan tylko kotkę. Biedna, co ona musiała przezywać w Twoich łapskach! Aż się jej nie dziwie! Idiota! – krzyknęła, przytulając małą do piersi – Pan ją chciał zgwałcić! Oskarżę pana o gwałt na nieletnich! – zakomunikowała wściekła.
- Wariatka nie kobieta! – syknął mężczyzna, kiwając z niedowierzaniem głową i mijając ją jednym ruchem.
- Jeszcze zobaczymy! Znajdę pana i podam do sądu! – Bianca odprowadziła go wzrokiem, po czym zwróciła się do swojego drżącego pupila – Nic Ci nie jest kochanie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:28 :05 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
|9| Poważna rozmowa
Wiecie, o czym marzy każdy mężczyzna po nieprzespanej nocy? Oczywiście, że o gorącym prysznicu. Lecz pytanie, czy takowa rzecz może mieć miejsce, kiedy łazienka, którą dzielisz z kochaną kuzynką jest ciągle przez nią okupowana, w dodatku w towarzystwie jej kotki? Nie przesłyszeliście się. Od wczorajszego zajścia, Bianca non stop przesiaduje w pomieszczeniu przeznaczonym do kąpieli lub innych czynności fizjologicznych wraz z Lulu. Blondynka straciła głowę dla tego stworzonka, powtarzając bezustannie o katorgach, które kotka musiała przeżywać w łapach obskurnego nieznajomego. Nie śmiejcie się z niej. Ona po prostu martwi się o swojego pupila. Co w tym złego?
- Aaaaa, aaaa, były sobie kotki dwa. Ach śpij, kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz, dostaniesz. Wszystkie kotki nawet złe, pogrążone są we śnie, a ty jedna tylko nie.. – Lucas, wpadając z impetem do pomieszczenia, złapał się za głowę z niedowierzaniem spoglądając w kierunku bujającej się i śpiewającej dziewczyny. Jakież było jego zdziwienie, gdy dostrzegł małe zwierzątko w swojej wannie, obtulone kocami sprowadzonymi z wszystkich pokoi w domu. Z jednej strony chciał wybuchnąć śmiechem, jednak wewnętrzny głos podpowiadał mu, że to nie najlepszy pomysł, zważywszy, że zachowanie jego kuzynki, które świadczyło tylko o jednym.
- Bianca! Podaj mi natychmiast telefon! – wrzasnął w osłupieniu przyglądając się całej łazienkowej scenerii. Nie uszedł przed nim nawet najdrobniejszy szczegół. Wokół niego roztaczał się romantyczny krajobraz, jakby co najmniej ubiegłej nocy, jego kuzynka przeżyła w tej łazience swój pierwszy raz. Płatki róż, rozsypane po całej podłodze i nie tylko, kleiły się do jego kapci z wizerunkiem dwóch łepetynek piesków. Różany aromat świeczek i olejków zapachowych drażnił jego nozdrza. Na dokładkę, jego kaczuszka, którą tak desperacko ratował wczoraj przed pożarciem przez okoliczne, błąkające się kociaki na śmietniku, leżała powykrzywiana i rozszarpana na środku, pomiędzy miską do żarcia kotki, a opakowaniem po tym właśnie jedzeniu.
- Zwariowałeś? – Karmelek nie wytrzymał – Nie widzisz, że Lulu zasypia? Chcesz ją obudzić bęcwale? – krzyczała stłumionym głosem, takim półszeptem, zbliżonym bardziej do syczenia – Po za tym, po jakiego ci telefon!? Zresztą, nogi i ręce masz, sam sobie przynieś! Ale tak na serio, po co Ci ten telefon? I czego tak na mnie patrzysz? Jakbyś ducha zobaczył! – zmarszczyła brwi, wymachując ostentacyjnie rękami na wszystkie strony, obrazując swoje myśli.
- Jak to, po co? Żeby zadzwonić do wariatkowa, aby cię jak najszybciej zabrali! Ze smutkiem stwierdzam moja droga, że postradałaś zmysły – powiedział spokojnie, jak na niego i zerknął jeszcze raz na całą scenerię. Po chwili warknął nieprzyjemnym tonem – Wytłumacz mi, co Daisy robi na ziemi cała poszarpana!!!!??? – poniosły nim emocje. W końcu był niezmiernie przywiązany do swojej zabawki, z którą wiecznie spędzał długie godziny w wannie. Ta mała, żółta piszczałka wiele dla niego znaczyła i z trudem ukrywał jej posiadanie przed tatą a zwłaszcza ciocią Isabel. Nie oceniajmy chłopaka pochopnie. Każdy przecież ma coś, co nie koniecznie nadaje się do pochwalnie wśród rodziny, czy przyjaciół. Taki mały przedmiocik, bezpiecznie skrywany przed światem, o którym wiedzą nieliczni.
- Aj! – zapiszczała Bianca – Daisy zginęła śmiercią tragiczną w pyszczku mojej słodziutkiej kotki. Nie wińmy jej za to, gdyż musiała rozładować emocje, po straszliwych przejściach z tym pożal się Boże zboczeńcem od siedmiu boleści. Ty wiesz, ile ona nerwów zjadła? Idiota obmacywał ją ze wszystkich stron! I jeszcze na koniec nazwał mnie wariatką! – wykrztusiła oburzona zachowaniem nieznajomego. Jej poglądy na temat traktowania zwierząt różniły się niesłychanie od typowych stereotypów. Sądziła, bowiem, że każdy zwierzak chodzący na czterech łapach jest tak samo ważny, jak człowiek. Mówiąc najogólniej, traktowała Lulu, jak córkę, przyjaciółkę, czy coś w tym stylu.
- Chyba ten nic niewinny mężczyzna miał rację – bąknął pod nosem Lucas, usiłując nie nawrzeszczeć na kuzynkę z powodów wszystkim znanych – Bianca! – westchnął głośno – Wybaczam ci utratę jedynego stworzenia, które rozumiało mnie w tym domu, ale wyjdź natychmiast z łazienki! Daj mi się chociaż wykąpać! – jego smętny głos, niosący się echem po łazience dotarł do pogrążonej w śnie kotce i sprawił, że zamruczała niemiłosiernie, porywając się do góry i wyskakują z posłania zgotowanego przez swoją panią.
- Lulu! – zagrzmiała blondynka, przywołując pupila. W tym samym czasie, kiedy dziewczyna ganiała po domu za zwierzątkiem, Luca śmiał się w najlepsze, nie mogąc wyjść z podziwu inteligencji tej małej istoty.
- Albo mi się wydaje, ale ta kotka jest mądrzejsza od swojej pani! – zachichotał, zamykając drzwi łazienki. Wyciągnął wszystkie mięciutkie kocyki, na których wcześniej wylegiwała się Lulu i natychmiast rozpoczął dezynfekcję wanny. Warto wspomnieć, że Lucas jest „uczulony” na bakterie, tylko tak inaczej. Psychicznie i tylko jeśli chodzi o łazienkę. Reszta domu go nie obchodzi.
Z ręcznikiem przewiązanym na biodrach i jeszcze z lekka mokrymi włosami wparował bezwstydnie do kuchni, podchodząc do lodówki. Szperał tak dłuższą chwilę, dopóki nie wyciągnął ze środka kilku pomidorów, ogórka i innych dodatków, z którymi planował zrobić sobie kanapki, jednak rzecz jasna nie sam. Do tego celu planował wykorzystać Karmelka. Tylko bez zbereźnych myśli. Przeczesując dłonią włosy, krzyknął:
- Bianca! Jesteś mi niezwłocznie potrzebna! – dziewczyna pojawiła się natychmiast z przerażoną miną. Wydaje mi się, że opacznie zrozumiała nawoływania kuzyna. Zlęknionym wzorkiem przejechała po jego półnagim ciele, oddychając pod koniec z ulgą.
- Ależ mnie wystraszyłeś! Nigdy więcej! – jedną ręką podparła się na boku, a drugą rozpoczęła wachlowanie. Może i miała bzika na punkcie kotki, ale zdrowie i przede wszystkim życie Lucasa stawiała na pierwszym miejscu. Był jej niesłychanie bliski. Od zawsze mieli ze sobą do czynienia, toteż znają się na pamięć, że tak powiem. W końcu te dwie bratnie dusze to nie tylko kuzynostwo, ale też para najlepszych przyjaciół.
- Oj Bianeczko, Bianeczko! – chłopak momentalnie przytulił rozdygotaną od emocji blondynkę gładząc jej loki, rozrzucone na wszystkie strony. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, natomiast na jej buźce rysowało się zmartwienie i oczywiście ulga. Pewnie myślicie, że przesadza, bo w końcu on ją tylko zawołał, ale kilka lat temu zdarzyła się podobna sytuacja z tym wyjątkiem, że Lucas znalazł się w niemałych tarapatach. Jednak na opowiedzenie tej historii mamy jeszcze wiele czasu, także teraz zajmijmy się czymś innym. Mianowicie sprawą młodego Browna do panny Boyer.
- A tak właściwie, to dlaczego mnie wołałeś? – odsunęła się od niego patrząc w oczy.
- Nie zrobiłabyś mi śniadania? – zerknął na nią z ukosa, krzywiąc usta w uśmiech. Tego było za wiele! Bynajmniej dla blondynki. To ona się tak zamartwiała, biegła po schodach na złamanie karku, przerażona, że coś mu się stało, a ten tak po prostu wylatuje ze śniadaniem! Szczyt! Szczyt wszystkiego! Dziewczyna nie czekając długo, zaczęła uderzać kuzyna pięściami w nagi tors, wykrzykując wiązankę przekleństw.
- I tylko dlatego zostawiłam biedną Lulu samą na balkonie?! – zapytała oburzona, nie przestając się na nim wyżywać – Egoista! Myślisz tylko o sobie! Moje Lulencja! – zaskomlała przerażona obrazem skaczącej z dużej wysokości kotki.
- Karmelku, spokojnie! Tylko spokojnie! – Lucas złapał ją za nadgarstki.
- Ja ci dam spokojnie! Ale już dobrze, nie gniewam się, jednak w zamian za te nerwy musisz coś dla mnie zrobić. A mianowicie pójdziesz teraz do naszej sąsiadki i zawiadomisz ją o dzisiejszym wyjściu do klubu. Zrozumiano? Chyba to zadanie nie jest takie trudne i mam nadzieję, że podołasz! – spojrzała na niego znacząco. Już ona dobrze wiedziała, co jest między tą dwójką i postanowiła im troszeczkę pomóc. Zdawała sobie, bowiem sprawę, że obydwoje należą do grupy osób, które tak łatwo nie przyznają się do uczucia. Bynajmniej, ona wnioskowała, iż się w sobie najnormalniej zakochali.
- To jakiś żart? Ty chcesz się z nią pokazać publicznie? – zapytał z nieukrywaną ironią w głosie, przyprawioną odrobiną kpiny. Trzymajcie mnie, bo go własnoręcznie zabiję! Czy to nie jest ten sam chłopak, co na wsi robił wszystko byle tylko dorwać usta tej biednej, nic niewinnej Dulcity? I ja go jeszcze broniłam przed wami, na temat kaczuszki! Odwołuję wszystko. Zresztą z tego, co widzę Bianca podziela moje zdanie.
- Słucham? – naskoczyła na niego, wyrywając się z objęcia, w którym nadal trwali – Jak śmiesz? Przepraszam bardzo, ale u dziadka na wsi nie miałeś żadnych oporów przed jej obmacywaniem i całowaniem! A teraz masz coś przeciwko pokazywania się z nią wśród ludzi! Myślałam, że jesteś inny! Lucas, zawiodłam się na Tobie! Na całej linii – pokiwała głową z niedowierzaniem i odwróciła się na pięcie w kierunku wyjścia. Ona naprawdę myślała, że Lucas nie jest zwykłym wykorzystywaczem, jak połowa społeczeństwa płci męskiej.
- Ej, zaczekaj! Bianca! – złapał ją w ostatniej chwili – Sama powiedz, czy to nie wstyd wychodzić z nią gdzieś na miasto!? Owszem, przyznaje na wsi zachowywałem się dziwnie, ale to chyba przez to wiejskie powietrze! – tłumaczył pospiesznie swoje poczynania, nie wierząc samemu, w te słowa.
- Ty nie zwalaj na powietrze, tylko się przyznaj, że się zakochałeś! To nic złego! Może i nie grzeszy urodą, ale wewnątrz to cudowna osoba. Zamknięta w sobie i troszeczkę skryta, jednak to dodaje jej uroku. Sam przyznaj, że różni się ogromnie od Twoich poprzednich dziewczyn. To skromna istotka, która nie pójdzie z byle kim do łóżka. Jest wierna w miłości, tego możesz być pewien – w jednym momencie blondynka spoważniała, strzelając kuzynowi niezły wykład na temat prawdziwej miłości i jej istocie.
- Przestań wygadywać głupoty, ok.? Wiesz, że ona nie ma u mnie szans! – wykrzyczał oburzony nudnym monologiem Bianci, a jednocześnie znudzony ciągłym powtarzaniem, jaka to Dulce jest wspaniała.
- Wykorzystałeś ją tylko, bawiąc się uczuciami! – wrzasnęła głośno, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Można by rzec, że brzydziła się własnym kuzynem, a raczej jego postępkiem. Kategorycznie wystrzegała się osób, które w taki sposób postępowały w życiu. Co miała zrobić teraz, kiedy tą właśnie osobą jest jej rodzony kuzyn?
- Robisz z igły widły. Nie pierwsza i nie ostatnia! To, że troszeczkę się nią pobawiłem, nie robi ze mnie od razu okrutnego palanta bez skrupułów. W końcu połowa chłopaków czyni podobnie do mnie. Nie przesadzaj. Po za tym ona też miała z tego korzyści, więc obie strony powinny być zadowolone – wypuścił z płuc powietrze, podchodząc bliżej okna, jednocześnie odwracając się do kuzynki plecami. Co się działo w jego głowie? A najważniejsze: Co się działo w jego sercu? Chyba on sam nawet tego nie wie. Bynajmniej czuje się dziwnie. Tego ja jestem pewna.
- Lucas! – podniosła głos – Czy ty musisz być jak inni? Nie możesz raz w życiu pokazać się z lepszej strony i stanowić drobny wyjątek? Zapomniałam. Lepiej jest przecież zachowywać się jak pozostali. Oj, obyś później nie żałował – pokiwała głową w geście bezradności i westchnęła głośno, zrezygnowana, że jest w stanie zmienić jego nastawienie do kobiet – Jeszcze jedno! Nie porównuj Dulce do tych wszystkich panienek, z którymi miałeś do czynienia. Jeśli sam jeszcze tego nie zauważyłeś, to ja cię uświadomię, iż ona jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Drugiej takiej nie znajdziesz – ostrzegła, kierując się do wyjścia.
- Bianca.. – szepnął cicho, lecz wystarczająco, by go dosłyszała.
- Tak? – tliła się w niej iskierka nadziei, że poszedł po rozum do głowy, że w końcu pojął to, co próbowała mu uświadomić, odkąd przyjechali z powrotem do miasta po pięknym weekendzie na wsi – O co chodzi? – powtórzyła pytanie, nie dostając odpowiedzi. Głucha cisza zapanowała w całej kuchni, drażniąc zmysły blondynki – Lucas! – huknęła z lekka wyprowadzona z równowagi, przytupując przy tym nogą. Już miała wychodzić, kiedy chłopak nareszcie zabrał głos i raczył się do niej odezwać. Odwrócił twarz w jej stronę.
- Nie próbuj mnie z nią swatać lub inne takie rzeczy wyprawiać. Pójdziemy dzisiaj do klubu, w trójkę, jeśli oczywiście Dul się zgodzi, jednak wiedz, że ona nadal nie ma u mnie szans i jakiekolwiek próby połączenia nas w parę ci nie wyjdą. Robię to tylko z litości, ponieważ jest mi jej żal. Zrozumiałaś? – przeszył ją wzrokiem na wylot, oczekując potwierdzenia.
- Dobrze, ale moje zdanie na ten temat znasz! Będziesz żałował, ja to czuję! – stwierdziła, a widząc jego złowrogie spojrzenie, nasączone wściekłością, dodała – Już się zamykam! Buzia na kłódkę! – po tej deklaracji zaprezentowała gest kluczyka na ustach i uśmiechnęła się niemrawo do towarzysza – Teraz zmykaj ją zaprosić, a ja zrobię Ci to śniadanie! – przewaliła oczami, klepiąc go jednocześnie w ramię. Odwzajemnił gest, myśląc, iż Bianca rzeczywiście odpuści w tej sprawie i da mu święty spokój. Wystarczyła mu świadomość, że ona ma rację.
- To ja idę do naszej uroczej sąsiadki! – prychnął, a po chwili roześmiał się w głos. Bianca skrzywiła się na ustach, jednak bardzo dyskretnie, aby czasem Luca nie zauważył tego wyrazu twarzy, spowodowanego oczywiście zachowaniem chłopaka. Bo czym innym? Ten jego śmiech doprowadzał ją szału.
- Stop! Chyba nie masz zamiaru pójść do niej w tym ręczniku? – spytała niedowierzając. Rozpostarła szeroko oczy, przypominające w tym momencie spodeczki i przełknęła głośno ślinę. Na jej twarz wdarł się frywolny uśmieszek.
- Przecież nikt mnie nie zobaczy. Przejdę przez żywopłot za domem. Spokojna Twoja rozczochrana! – puścił dziewczynie oczko i podreptał do wyjścia.
- Oj Lucasku, Lucasku – blondynka skrzyżowała ręce na piersiach – Jeśli myślałeś, że tak łatwo odpuszczę, to się pomyliłeś! Już ja ci udowodnię, że ja kochasz! Jeszcze będziesz mi dziękował! Bianco! Wszystko w Twoich rękach! – powiedziała dumnie, spoglądając przez okno na sylwetkę chłopaka, podążającego w kierunku sąsiedniego domu.
|10| Bielutki ręcznik zagłady
Podążając dumnie urokliwymi okolicami własnego ogrodu, śmiał się w duchu i zacierał ręce. W pewnym momencie zapragnął pobawić się w swoją ulubioną postać z kreskówki. Przyjął odpowiednią pozycję, co zaznaczam, nie było łatwe z ręcznikiem na biodrach i zaczął śpiewać.
- Jestem supermanem, przystojnym bohaterem! – melodia szeptana cichutko pod nosem odzwierciedlała jego kolejne kroki. Na jedno słowo przystawał i teatralnie rozglądał się dookoła z przenikliwym wzrokiem, to innym razem wyciągał wyprostowaną rękę przed siebie i udawał, że leci w przestworza. Ten widok naprawdę rozbawił mnie do łez. Nagle, na jego drodze ukazała się pokaźna przeszkoda w postaci wysokiego żywopłotu. Jak na supermana przystało nie poddał się, tylko energicznym ruchem wdrapał na samą górę, pojękując od wbijających się w jego piękne nogi i brzuszek ostrych igiełek. Chyba nie zauważył, że żywopłot był świeżo podcinany – Ałł! – zasyczał niemiłosiernie, po czym osunął się na ziemię pod drugiej stronie. Chwilka, to nie była ziemia. Było zdecydowanie za miękko. Leżąc przodem na zdezorientowanej dziewczynie, wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, jednocześnie odruchowo, odrzucając niesfornym kosmyk włosów swojej towarzyszki do tyłu – Dulce? – zapytał raczej retorycznie, bo wszystko świadczyło właśnie o tym, że istotą zaciekle ugniataną przez jego muskularne ciałko jest nikt inny, jak panna Perez.
- Lucas? – albo mi się wydaje, albo w tym oto momencie Dul jest w siódmym, jak nie ósmym niebie. Jej oczy rozpostarły się szeroko, a na ustach zagościł promienny uśmiech radości. Ewidentne symptomy osoby zakochanej. Leżeli tak wpatrzeni w siebie, spoglądając sobie nawzajem w oczy. Czarnulka ginęła w głębi czekoladowych węgielków, natomiast chłopak bacznie przyglądał się jej rozradowanemu wzrokowi. Czuł się nieswoje i cudownie zarazem. Bardzo podobał mu się fakt, że ta właśnie oto przed nim dziewczyna, zamiast spoglądać perwersyjnym wzorkiem na jego męskość, zaciekle wpija się w oczy. Zachowywała się znacznie inaczej niż inne panienki, z którymi miał do czynienia. Zrozumiał teraz, że Bianca miała zupełną rację, której wcześniej nie chciał do siebie dopuścić. W jego głowie kłębiły się liczne myśli. Czy mógłby związać się z taka osobą? Czy własne szczęście jest ważniejsze od poszanowania wśród przyjaciół? Co powiedzieliby inni? Tu był jego największy problem. Szczególną uwagę zwracał na opinie otoczenia, która w miłości ma zero do powiedzenia. Kiedy człowiek jest zakochany, nie liczy się dla niego nic, prócz ukochanej, bądź ukochanego. Zadajmy sobie pytanie: Czy Lucas, aby na pewno darzy Dulce miłością? Nagle szatyn ocknął się z zamyślenia i unikając wzorku towarzyszki, rozglądnął się dookoła.
- Cholera jasna! – zaklął głośno, widząc bielutki ręcznik, spoczywający sobie ślicznie na trawie, kilkanaście centymetrów od niego. Przełknął gorączkowo ślinę, przerzucając spojrzenie na czarnulkę, która w tej chwili zdrętwiała z zaskoczenia. Cóż jej się dziwić? Pierwszy raz miała okazję leżeć pod nagim mężczyzną, tym bardziej, jeśli tym osobnikiem był facet bliska jej sercu. Nie panowała nad swoimi ruchami. Patrząc tępo przed siebie z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buźką, odruchowo podniosła rękę do góry, machając nią przed chłopakiem. Los chciał, że w dłoni Dulce widniał, kurczowo trzymany pędzel ufajdany brązową farbą. Skąd go miała? Już tłumaczę. Otóż, kiedy Lucas skradał się tyłami, czarnulka dosłyszała dziwne odgłosy, więc postanowiła to sprawdzić. A, że wcześniej była zajęta malowanie ogrodzenia, to ruszyła z pędzlem w ręce. Gdy dodarła do miejsca owych brzdęków, nagle, została przygnieciona przez straszliwe cielsko, którym okazał się jej sąsiad. Chyba nie muszę pisać, że teraz ów piękny kolor spoczywał na twarzy zdegustowanego chłopaka. Już chciał uciekać, kiedy zorientował się, że jest nagi. Mocniej przylgnął do czarnulki, która niekontrolując własnych poczynać, jęknęła, nabierając do ust powietrza i lekko wzdrygnęła się do góry. Wtem na podwórku Dulce pojawiła się jej druga sąsiadka z brytfanką w rękach. Oczywiście z ciastem w środku. W towarzystwie pani Abigail przybyła również jej wnuczka, Eleonor. Kobieta, nietolerująca dziewczyn lekkich obyczajów, oburzyła się zachowaniem młodszej sąsiadki, którą niegdyś uważała za bardzo porządną. Krótko mówiąc zachowanie panny Perez wywołało u niej atak astmy. No może troszeczkę przesadziłam. Ale biedna oddycha, jakby, co najmniej tlen nam się kończył na świecie.
- Ulalala! Co za ciałko! – pisnęła roześmiana piętnastolatka, szczerząc zęby. Dopiero wtedy, pani Abigail zwróciła uwagę na obecność własnej wnuczki przy tej zbereźnej sytuacji. Momentalnie upuściła ciasto, energicznym ruchem zakrywając oczy młodej dziewczyny. Coś mi się wydaje, że owa pani żyje w przekonaniu, że dziewczęta w wieku piętnastu lat nie mają pojęcia, co to seks. Muszę ją zaskoczyć. Gdyby nie wiedziała, to tego uczą nawet w szkole!
- Tak publicznie! Co za brak kultury! – oburzona do granic możliwości, prychnęła powietrzem z usta, po czym odwróciła się i udała w kierunku własnego domu. Warto zaznaczyć, że Mary, czyli wnuczka kobiety, próbowała się wyswobodzić z ucisku babci, byle tylko zerknąć jeszcze raz na roznegliżowanego chłopaka i lepiej przyjrzeć się jego zgrabnej pupci. Przyznaje, jest, na co popatrzeć. Te jędrne pośladki! Wróćmy jednak to naszych głównych bohaterów.
- Mój Boże! Pani Abigail zadzwoni do moich rodziców! Jak ja im to wytłumaczę, że tak publicznie leżę na trawniku z nagim chłopakiem? – zapytała wstrząśnięta, nie zwracają uwagi na towarzysza. W tym momencie Lucas miał wrażenie, że wstydliwa Dul odpłynęła daleko na kładce, a teraz przed nim spoczywa normalna, zatroskana o reakcję rodziców dziewczyna. Z uśmiechem przyglądał się jej panice, w którą chcąc nie chcąc, wpadła.
- Spokojnie! – zaśmiał się. Warto wspomnieć, że totalnie zapomniał o myślach, które jeszcze kilka minut temu zaprzątały mu głowę. Po raz kolejny odrzucił czarny kosmyk włosów to do tyłu, delikatnie drażniąc jej czoło i policzek. Przez jej ciało przeszło stado motyli – Zapomniałaś, że to ja jestem Twoim chłopakiem! – zaakcentował przedostanie słowo – To znaczy chodzi o to, że Twoi rodzice tak myślą! – sprostował swoją wypowiedź, która przecież mogła zabrzmieć dwuznacznie – Jeśli potrzebowałabyś pomocy w tej sprawie, to wal śmiało! Chętnie porobię za Twojego chłoptasie, oczywiście w zamian oczekuję zapłaty – wykrzywił usta w szeroki uśmiech. Dulce wryła w ziemię. Zszokowała ją wypowiedź Lucasa. Widziała nadzieję.
- Naprawdę? – spytała cichutko, słodkim głosikiem. Właśnie teraz doszło do Luci, jak bardzo prowokuje i flirtuje z Dulce. Nie rozumiał sam siebie. Nie pojmował zapędów własnego języka i ciała – Ale ja nie mam na tyle pieniędzy – dodała po chwili smutno, spuszczając wzrok. Szatyn postanowił iść na żywioł i spełnić pragnienie, które przybyło tutaj razem z nim. Mianowicie, chciał ją pocałować. Poczuć na nowo smak jej ust, delikatność warg.
- Nie! – zaprzeczył – Nie chcę pieniędzy! – na te słowa czarnulka nieco się zdziwiła.
- A więc, czego? – zapytała.
- Wystarczy to.. – szepnął tuż przy jej twarzy, podchwycając ją w obie dłonie. Przyciągnął ją bardziej do siebie, po czym musnął delikatnie usta własnymi. Spojrzał jej prosto w oczy, oczekując jakiejś reakcji. Czegokolwiek. Spodziewał się nawet spoliczkowania. Jednak nie. Dul przymknęła oczy, odruchowo przygryzając dolną wargę. Rozmarzyła się. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Było to dla niej niezwykłe przeżycie, tak spragnione od dawna. Luca, widząc zadowolenia wyrysowane na jej twarzy, po raz kolejny zbliżył do niej swoje usta, tym razem napierając bardziej. Ustąpiła i rozchyliła wargi, pozwalając mu wtargnąć do środka swym szalonym językiem. Oboje poczuli magię, radość, szczęście. To nie nadaje się do opisania. Kiedy odchylił się lekko do tyłu, próbując złapać oddech, zobaczył przed sobą piękną dziewczynę o duszy anioła i ciele bogini. Wszelakie myśli, którymi niejednokrotnie ją obrażał odfrunęły w nieznane, nie pozostawiając po siebie nawet odrobiny. Był pewien, że Dulce nie jest obojętna jego sercu, i że znaczy dla niego bardzo dużo! Znacznie więcej niż nie jedna dziewczyna na tym świecie, z którą miał szansę obcować.
- Lucas.. – szepnęła cichutko, próbując wyczytać w jego oczach prawdziwe intencje tego pocałunku. Zauważyła w nich jedynie nieprzebrane szczęście i iskierki miłości. Serce o mało co, nie wymsknęło się z miejsca.
- Cii.. – przyłożył jej palec do ust – Zapraszam cię dzisiaj wieczorem do klubu. To znaczy my cię zapraszamy. Bianca i ja! – zaczął się jąkać, co rzadko mu się zdarzało. Co ja mówię? Lucas Brown od zawsze był pewnym siebie gagatkiem, który z jąkanie ma tyle wspólnego, co pingwin z Afryką – Mam nadzieję, że pójdziesz – uśmiechnął się delikatnie, puszczając jej oczko. Po chwili wyciągnął rękę w bok i uchwycił ręcznik, który już dawno powinien znaleźć się na jego biodrach. Nie wiem, jak, zasłonił się nim migiem i wstając do góry, szepnął jeszcze – Dzisiaj o 20! Wpadniemy po Ciebie! – po tej wypowiedzi zniknął, jak kamfora. Oszołomiona dziewczyna nadal leżała na zielonej trawie, wspominając miękkość ust Lucasa i jego delikatność względem jej. Czuła się wspaniale, wręcz cudownie. Pierwszy raz w życiu zrozumiała, że jednak może się komuś podobać. Czyn szatyna pomógł Dulce w przezwyciężeniu własnych lęków, spowodowanych odrzuceniem wśród społeczeństwa, przyczyną którego był wygląd.
- Jest! Hura! Jesteś Wielki Lucas! – krzyczał uradowany, wbiegając do domu. Gdy tylko natknął się na blondynkę, padł w jej ramiona, obkładając twarz całusami. Zdezorientowana dziewczyna, odsunęła się na stosowna odległość pytając, co się stało. Na ten gest, Luca jeszcze bardziej ją do siebie przytulił, mówiąc – Bianeczko moja kochana! Dziękuje! Otworzyłaś mi oczy! Dulce.. ona.. – rozmarzył się.
- Jest niezwykła.. – dokończyła za niego, rozumiejąc poniekąd dziwne zachowanie kuzyna – Czyżby moja pomoc była zbędna? – zastanawiała się w myślach, po czym dodała – A co tak w ogóle się stało? Opowiadaj! – pacnęła go w ramię. Z zaciekawieniem słuchała historii, którą w tej chwili przybliżał jej młody Brown. W oczach kuzyna czytała radość. Znała go na tyle, by wiedzieć, że teraz to nie tylko zwykłe zauroczenie, wywołane jak zawsze wyglądem zewnętrznym, ale prawdziwe uczucie, za którego sprawę stoi natura Dulce. Jej ciepło, którym obdarzała każdego, słodki uśmiech i dusza anioła. Bianca miała dziwne przeczucie, że ten stan Luci jest chwilowy. Postanowiła jednak nie zwracać uwagi na te myśli i cieszyć się faktem, odkrycia przez kuzyna prawdziwych uczuć do ich sąsiadki.
- To by było na tyle! – zakończył uśmiechnięty, oczekując reakcji kuzynki.
- No aż się prosi, żeby powiedzieć: a nie mówiłam! Zakochałeś się! Mój kuzyn naprawdę się zakochał! – nawijała blondynka z niedowierzaniem, posyłając mu zniewalające uśmiechy, motywujące go w tym, co robi. Z kolei szatyn nareszcie czuł, że szczęście w jakiś tam sposób mu towarzysz, że w końcu odkrył sens swojego życia – Gratuluję!
- Ty mi lepiej powiedz, co ja mam włożyć na dzisiejsze wyjście! – tego jeszcze nie było! Lucas doradza się Bianci w sprawie ubrania. Apokalipsa. Zmienił się i mówię to ja. Wydaje mi się również, że jego intencje są prawdziwe, ale to przeczucie panny Boyer jakoś mi się nie podoba, zważając na to, że jej przeczucia zawsze się sprawdzały.
- Spokojnie kuzynku, bo niedługo każesz mi się także wymalować na dzisiejszy wieczór. Pamiętaj, że jej podobasz się tak, jaki jesteś! Żadne upiększania nie są potrzebne. Po za tym, sam wygląd zewnętrzny tutaj nie ma znaczenia. Liczy się Twoje wnętrze i sposób, w jaki ją traktujesz! – tłumaczyła.
- Mniejsza o to! Ja chcę wyglądać zniewalająco, żeby jeszcze bardziej się jej spodobać! Rozumiesz!? Chcę, aby jej oko zawieszone było tylko na mnie, broń Boże na jakimś chłystku z klubu. Bianca! Teraz, kiedy zrozumiałem, co czuję, nie chcę jej stracić, tylko do siebie przyciągnąć! Wiem też, iż jeżeli ją ktoś pozna bliżej i zauważy w niej piękną duszę, nie zwracając uwagi na wygląd, to także zakocha się tak samo, co ja. Tego bym nie zniósł – dokończył z maleńkim smutkiem, co rozczuliło blondynkę. Przytuliła kuzyna, gładząc jego rozszarpane loki.
- Ona zakochana jest tylko i wyłącznie w Tobie! – zapewniła, uśmiechając się gorąco i zastanawiając się, czy ona także będzie kiedyś tak bardzo zakochana. Pragnęła miłości nie tylko ze strony rodziny, ale również mężczyzny, który mógłby się nią zaopiekować, ale również popadać w czułości, prawić komplementy, rozpieszczać na swój sposób.
- Bianca! Halo! Ziemia do Bianci! – Lucas machał ręką przed oczami blondynki we wszystkie strony, chcąc przywołać ją do rzeczywistości, zdając sobie sprawę, że teraz odpłynęła w krainę marzeń – Czyżbyś wspominała tego nieznajomego przystojniaka? – uniósł znacząco brwi. Na te słowa dziewczyna zareagowała momentalnie.
- Zwariowałeś? Niech ja go tylko spotkam! Obiecuję, że własnoręcznie pozbawię go męskości, za to, jak potraktował moją kotkę! – krzyczała rzucając rozsierdzonym wzrokiem na prawo i lewo. Ten śmieszny widok, wywołał u chłopaka rozbawienie. Uśmiechną się szeroko, mówiąc:
- Ty się tu nie zasłaniaj kotką, tylko powiedz prosto z mostu, że marzysz o kolejnym spotkaniu z tym przystojnym facetem, który zawrócił ci w głowie. Bianca, nie ze mną te numery! Ja znam cię na pamięć. Niczego przede mną nie ukryjesz – pokiwał głową.
- Masz rację! Marzę o kolejnym spotkaniu! A wiesz, dlaczego? Bo mam ochotę poturbowania tego osobnika tak, aby zapamiętał do końca życia, że zwierząt się nie molestuje! – nadal trzymała się własnej wersji. Lucas jednak wiedział swoje, mimo to nie chciał jej bardziej denerwować i zachował własne spostrzeżenia tylko dla siebie.
- Koniec tematu! Po za tym, spotkanie tego faceta w tym wielkim mieście po raz drugi graniczy z cudem, więc nie masz się, o co martwić – pogłaskał ją po głowie.
- Koniec tematu! A no właśnie! Zrobiłam Ci śniadanie! Chodź, bo herbata wystygnie! – pociągnęła go za rękę do jadalni. Kiedy byli na miejscu, stwierdziła – Wiesz, co? Może lepiej idź się najpierw ubierz!
- A! Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. Związane jest to właśnie z tym oto ręcznikiem, który niefortunnie ześlizgnął się z moich zgrabnych pośladków tuż przy Dulce.. – zawiesił głos, widząc oczy kuzynki, niczym spodeczki.
- Żartujesz?! – palnęła, próbując powstrzymać śmiech. Nie wyszło jej to i wybuchła niepohamowanym rechotem.
|11| W brązie Ci do twarzy
Lucas z szerokim uśmiechem wrócił do kuchni, przywdziany w modne spodnie i zwykłą sportową koszulkę z nadrukiem. Jego mina była nie do opisania. Zresztą Bianca dopiero teraz zauważyła fantastyczny makijaż kuzyna. Bądź, co bądź, ale w brązie mu do twarzy. Nie zważając na konsekwencje, palnęła bez ogródek:
- Ty się widziałeś w lustrze? – rozmarzony Luca usiadł naprzeciwko niej i jęknął zadowolony. Oh ten jego promienny uśmiech zakochanego człowieka udzielał się każdemu, nawet mnie, tak odpornej na takowe czynniki zewnętrzne z otoczenia. Chłopak podparł się łokciami o blat stołu i popatrzył na nią przymrużonymi oczami. Czyż to nie piękny widok? Lucas Brown zakochany, w dodatku tak na serio go wzięło.
- Ona jest taka piękne, cudowna.. – wymieniał, jak obłąkany, nie zważając na wcześniejsze, przecież tak dosadne pytanie blondynki, uparcie mu się przyglądającej. Odłożyła kubek z gorącą herbatą i złapała go za rękę.
- Patrz głupku! – wskazała mu lustro, krzyżując jednocześnie ręce na piersiach. Szkoda, że Bianca nie pomyślała o efektach tego szoku i szalonej histerii kuzyna. Szatyn krótko mówiąc, zwariował na punkcie swojego wyglądu. Zaczął biegać w kółko, trzymając się obiema rękami za twarz. Psychicznie chory, mogliby pomyśleć niektórzy, ale nie warto oceniać po pozorach. W końcu te krzyki wywołane były uświadomieniem Lucasowi jego wyglądu. Warto zaznaczyć, iż tego dnia chłopak pojął, jak wiele znaczy dla niego zewnętrzny obraz jego muskularnego, pięknego ciałka, w przede wszystkim twarzy. Przypomnijcie sobie szalone prośby skierowane do Bianci, jakoby to miała mu pomóc w wyborze ubrania na dzisiejszą imprezę. Lucas przesadzał z wdziankiem, a co dopiero z takim uroczym makijażem na twarzy. W końcu brązowa plama przypominająca rozmiarami arbuza to nie jest pryszcz. I w dosłownym i w przenośnym znaczeniu.
- Mój Boże! Przecież ja się nigdy tego nie doczyszczę! – wrzasnął na cały dom, zawzięcie poszukując jakiegoś odplamiacza. Co z tego, że natknął się akuratnie na pojemnik z produktem przeznaczonym do odbarwiania ubrań. Wygląd liczył się stokroć bardziej. Chwileczkę! Przecież on się zabije, a na pewno przyprawi się o wysypkę! Bianca, do cholery, nie stój tak, tylko wyrwij mu ta butlę!
- Oszalałeś do reszty? – blondynka, jakby czytała w moich myślach. Podbiegła do rozdygotanego faceta, jednym gwałtownym ruchem wyrywając czerwony pojemnik z białym płynem – Po takiej dawce chemikaliów na pewno wyglądałbyś o niebo lepiej! – zakpiła lustrując go oburzonym wzrokiem. Sumienie nakazywało jej od razu przeprosić za tak bezczelny wyraz twarzy, zważywszy na fakt, że przecież Lucas robił to z miłości, jakby nie patrzeć. Jednak myśl, iż chciał to bezwstydnie na siebie wylać, byle tylko pozbyć się „maleńkiej” plamki z czoła, dla jakiejś tam dziewczyny, w tej chwili nie liczyło się, że akurat była nią poczciwa Dulce, przyprawiał ją o zawroty głowy i wymioty – Gratuluję inteligencji! Człowieku, ja się pytam, czy ty aby na pewno należysz do naszej rodziny! A może cię w szpitalu podmienili? Wszystko na to wskazuje! – dodała, starając się ustatkować oddech.
- Kochanie moje! Karmelku przesłodki! – ukląkł przed nią i z rękami złożonymi niczym do modlitwy łkał, skomlał o jakąkolwiek pomoc. Sposoby nieważne. Efekt jak najbardziej – Zgodzę się na wszystko, tylko proszę cię pomóż mi! Zostało tak mało czasu! Kuzyneczko, aniołku najjaśniejszy..
- Boże! Widzisz, a nie grzmisz! Co ja z tobą mam chuderlawa imitacjo mężczyzny! – zwróciła się do zrozpaczonego chłopaka. Podkasała rękawki i zatarła ręce, co wyglądało jak jakieś złowieszcze, szatańskie realizowanie planu. Podjęła go za rękę, drugą wachlując sobie świeży dopływ powietrza. Sądziła bowiem, iż Lucas zatruwa jej życie, a przy okazji powietrze i nie ma bidulka czym oddychać.
Kryzys zażegnany. Twarz Lucasa prezentuje się znakomicie. Nie pytajcie, jakim cudem Bianca zdziała takie dziwy, ale ona należy do cudotwórców, więc wszystko jest możliwe. W grę wchodzi nawet czarna magia, strzeżcie się niewierni. Bianca Rosario Boyer to tylko na pozór spokojna, głupiutka blondyneczka. Tak na serio to śliczna diablica, mająca pewne konszachty z samym szatanem. Oczywiście żartuje. Karmelek jak najbardziej jest słodkim Aniołkiem, tylko z szalonymi i często dziwnymi pomysłami, objawiającymi się niecodziennymi wybrykami, jak na przykład domowe solarium w salonie. Ależ zagmatwałam. Wracając do tematu. Lucas po kilku męczących godzinach spędzonych w gabinecie kosmetycznym swej kuzynki, krócej mówiąc pokoju, nabrał na nowo swojego zjawiskowego wyglądu.
- Czyż ja nie powinnam dostać za to nagrody Nobla! Nie wspomnę o pomniku! – powiedziała panna Boyer, roniąc teatralnie jedną, symboliczną łezkę. A może to było stado symbolicznych łez? Kto ją tam wie!
- Wprawdzie tutaj widzę jeszcze.. – nie dane mu było dokończyć. Spiorunowany wzrokiem blond piękności zamilkł na wieki, trwające w tym przypadku dwie minuty. Syknął po chwili, czując na swoim bucie śliczny, szpiczasty obcas. Na jego oko bardzo wysoki obcas, o dużej sile. Co najmniej 50V. Można by rzec, porażony prądem rozkoszy. Rozkoszy słodkiej naturki własnej kuzynki. Jak to dziwnie zabrzmiało.
- Kochany, jeszcze słowo, a odgryzę Ci ucho! – zagroziła z perfidnym uśmieszkiem zwycięzcy. Tryumfowała. Miała przecież w garści swojego kuzyna, uległego jej, jak baranek – Która godzina? – zapytała – Przez to wszystko straciłam rachubę czasu! – dodała rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu tarczy z liczbami i wskazówkami.
- Nie zerknę. Dochodzi czwarta – wykrztusił ze stoickim spokojem, odrywając wzrok od lewej ręki, na której uwieszony był mały zegarek ze skórzanym paskiem – Że która? – nareszcie doszło do niego, co powiedział – Ja spadam do łazienki! Idę pierwszy! – ogłosił, wbiegając pędem na schody.
- Oj Lucas, Lucas.. gdzie Twoje maniery. Wybaczam ci ostatni raz, z racji tego, że nie jesteś w pełni zdrowy umysłowo. W Twojej głowie za dużo miejsca zajmuje pewna czarnulka! – krzyknęła za nim, lecz czy ją usłyszał, Bóg jeden wie.
Dulce kończyła przygotowania do wyjścia. Nie ukrywajmy, była podekscytowana, jak sto pięćdziesiąt plus jeden. Cóż, nie ma jej się co dziwić. Nie codziennie miała przecież szansę wychodzić u boku ślicznej laski, czytaj Bianci i przystojniaka, za którym uganiają się wszystkie panienki, czytaj Lucasa. Spojrzała ostatni raz w lusterko, zanim nie została zmuszona zbiec na dół, po usłyszeniu dzwonka do drzwi. Dopadła drzwi frontowe i wpuściła do środka dwójkę odstrzelonych ludzi. Wprawdzie była dopiero za dziesięć siódma, ale Bianca miała dziwne przeczucie, mówiące jej, iż wcześniejsze wyjście jest wskazane.
- Dziewczyno, na litość Boską! Co ten głupol Ci powiedział, że my do Kościoła idziemy, czy jak? W tym golfiku po czubek nosa i długich, wytartych jeansach to ty możesz na pastwisko krowy iść doić, ale nie towarzyszyć nam w wyjściu do klubu! – zaśmiała się dla rozładowania atmosfery – Chodź szybko, musimy to zmienić i to zaraz! – złapała ja za rękę i pociągnęła w kierunku ich domu – A ty czekaj na nas w samochodzie! – nakazała Lucasowi, który zauroczony obecnością Dulce, nie do końca był świadom wszystkich wydarzeń.
Dziewczyny wpadły do domu nowych sąsiadów i pędem udały się do pokoju blondynki, która od razu rzuciła się do swojej szafy, garderoby, czy jak tam chcecie to nazywać. Grzebała, szperała, aż w końcu z błyskiem w oku podeszła do czarnowłosej. Podała jej kilka szmatek i dodała słodkim głosikiem:
- Przebieraj się, tylko migiem!
- W to? – doszedł ją zdziwiony głos Dul, pomieszany z niepokojem, a wręcz przerażeniem. W końcu widok czarnej bluzki z dekoltem po pępek i krótkiej mini znacznie, bardzo znacznie przed kolano, był dla niej nowością. Mimo wielu protestów, Dulce wdziała na siebie te zgliszcza szmatek, na które najwidoczniej producenci żałowali materiałów. Następnie, pod naporem silnych rąk Bianci, Dulka usiadła na obrotowym krześle, tuż przy toaletce i oddała się w ręce koleżanki. Tylko bez żadnych podtekstów. Blondynka z nieukrywaną radością wykonała sąsiadce delikatny makijaż, dokładnie podkreślający jej urodę. Włosy troszeczkę napuszyła, by lepiej się układały i polakierowała je z lekka, dla utrzymania efektu na dłużej.
- Teraz wyglądasz o niebo lepiej! – uśmiechnęła się przyjacielsko, popadając w samo zachwyt. Była bardzo zadowolona ze swojej roboty. Już dawno tak świetnie się czuła po zrobieniu drugiej dziewczynie makijażu, czy upięciu włosów – Chodź Julcia, bo Romek się nie cierpliwi! – zaśmiała się w głos, kierując do drzwi.
Lucas, przestępując z nogi na nogą, czuł, iż jego spokój i cierpliwość się kończą. Bo ileż można czekać na dwie laski! W końcu dostrzegł, że drzwi wejściowe do ich domu się otwierają.
- Bianca! Nareszcie! – odetchnął ulgą. Jednak na krótko. Okazało się po chwili, że Dulce wstydzi się wyjść.
- Weź ją jakoś przekonaj tym swoim urokiem osobistym! – rzuciła ironicznie w kierunku kuzyna, ładując tyłek do samochodu. Ona miała już po dziurki w nosie humorków Dul. Nakłaniała ją do opuszczenia domu z jakieś dziesięć minut na biedę, a co z tego wyszło? Ona sama na podjeździe. Tymczasem szatyn o kręconych loczkach, w czarnej koszuli rozpiętej pod szyją i obcisłych rurkach, kroczył niepewnie ścieżką prowadzącą do środka. Miał wrażenie, że jego ciałko mięknie, a nogi uginają się albo zapadają w ziemię. Przestąpił próg i zobaczył na kapanie skuloną piękność. Nie poznał tej dziewczyny. Na pierwszy rzut oka nie przypominała tej samej Dulce Perez, którą miał szansę poznać na wsi. Jednak, gdy jej się przyjrzał, wychwytywał te same szczegóły, które zaobserwował u swojej BrzyDulki.
- Czemu tu jeszcze siedzisz? Nie taka była umowa.
- Zmieniłam zdanie, już nie chcę iść – odparła smutno. Podszedł do niej, usiadł obok i chwycił za rozdygotaną rękę. Dłoń jej drżała ze strachu, ale też nieopamiętanej miłości, którą pałała do tego młodzieniaszka. Ich spojrzenia się spotkały, a serca oszalały z radości. Kto by się spodziewał, że Kupidyn połączy akurat te, tak sfatygowane przez życie duszyczki. Tak sfatygowane i naznaczone przez życie.
- Dlaczego? – był na wyraz spokojny i opanowany. To do niego nie pasowało. Zazwyczaj był roztrzepany i nieokiełznany, a teraz? Okrył się dziwaczną aurą spokoju. Popadł w błogostan – Czy to przeze mnie? – dopytywał, chcąc jak najszybciej odkryć tajemnicę, jaką zgotowała mu w tej chwili na niepozorna dziewczyna.
- Nie! – zaoponowała momentalnie, wywołując u Lucasa uśmiech na twarzy – Tu chodzi bardziej o mnie. Nie pasuję do tego świata. Waszego świata. Nie rozumiem, jakim prawem los połączył mój żywot z waszym. Przecież to istny paradoks. Rzecz nie mająca prawa się zdarzyć. A jednak! Siedzę tutaj, w pięknym mieszkaniu wraz z fantastycznym chłopakiem i tak po prostu z nim rozmawiam. To jest dla mnie niecodzienne, tym bardziej, iż wcześniej rozmawiałam tylko z książkami, ewentualnie z panią Abigail – spuściła twarz w dół, usilnie próbując ominąć jego wzrok. Czego miała spodziewać? Politowania, oburzenia, a może obrzydzenia względem niej? Była przygotowana nawet na policzek. Nie przewidziała jednak czegoś takiego, czym poczęstował ją Lucas. A mianowicie, ujął jej podbródek w dłonie i przyciągnął twarz do siebie, czule muskając różowiutkie, jak malinki usta. Ta pieszczota, wyrażająca tak wiele uczuć, znaczyła dla Dulce więcej, niż tysiąc najsłodszych słów. Te jego czekoladowe oczy błyskające szczęściem. Iskierki, szalejące w czarnych węgielkach. Widok niespotykany.
- Idziemy? – z niechęcią oderwał się od niej, pytając szeptem – Sama widzisz, Twoja obecność jest mi niezmiernie potrzebna. Bez ciebie kochanie usycham.. – ludziska, przecież jak tak dalej pójdzie, to ona zemdleje! Trzymaj ją Lucas, trzymaj, bo wydaje mi się, że zawału dostała. Biedaczka!
|12| Światowe spotkanie gwiazd sukcesu
Spokojnie Dulce, tylko spokojnie. Oddychaj dziewczyno inaczej się udusisz! No i coś ty Lucas narobił. Myślałeś, że czynisz dobrze, a tu taka niespodzianka. Chłopie, czego ty się spodziewałeś po skromnej dziewczynce pochodzącej ze wsi! Że natychmiast odwzajemni Twoja słowa albo, że z radością przyzna, jaka to jest w Tobie zakochana? Nie ten czas, nie ta godzina.
Czarnulka dostała ataków duszności, a biedny Lucas nie miał pojęcia co robić, więc ją najzwyczajniej w świecie pocałował. Wiecie, taki odruch paniczny. Najwidoczniej panika u Lucasa objawia się seksualnymi zapędami. Nawet myśleć nie chcę, co by się działo, gdyby ogarnął go jakiś wstrząs paniczny. Wtedy to już pewnik, że wylądowaliby w łóżku. Jednak po chwili stwierdzam, że on jest upośledzony umysłowo. Dziewczyna się dusi, a on jej jeszcze powietrze zabiera, chociaż te usta to jakby energią nasączone.
- Już lepiej? – zapytał słodko, nadal trzymając jej drżącą twarzyczkę w koszyczku swoich splecionych dłoni. Mimo, iż w głowie rodziło mu się tak wiele myśli, mówiących, by korzystał i całował ile wlezie, to jednak w głębi serca nie chciał jej wykorzystywać. Bądź, co bądź, pragnął jej ust, ale ze wzajemnością. Na jego słowa, Dulce skinęła jedynie głową, krążąc zahipnotyzowanym wzrokiem po całej jego buźce. Od samego podbródka po czubek głowy. Wciąż miała za mało powietrza, ale opanowała już ten mechanizm i radziła sobie nieźle, aż w końcu zaczęła oddychać miarowo, tak jak wcześniej – Wiesz, teraz to ja też wolałbym zostać w domu.. razem z tobą.. – oznajmił zauroczony i zamroczony przez jej osobę. Coś mi się wydaje, że Dulka opatrznie zrozumiała te słowa, gdyż tak gwałtownie podniosła się do góry, że hej. Otrzepała zmiętą spódniczkę, poprawiła bluzkę i złapała go za rękę. No co? Uczyła się od Bianci.
- A ja już nabrałam ochoty.. – rzuciła, słodko się przy tym uśmiechając. Zaczarowała go. A może rzeczywiście Dulce Margarita Perez to jakaś czarownica. W końcu nie daleko pada jabłko od jabłoni, a jej mamusia kiedyś była we wsi uważana za czarownicę. Tylko pytanie, czy przezywali ją tak z powodu wyglądu, czy zdolności magicznych.
- No to chodźmy. Bianca czeka w samochodzie.
Miał rację. Bianca czekała, czekała. Zmieniała swoje pozy i nadal czekała. Jednak poruszała się z gracją, zważywszy na swoje blond loki, tak długo układane. W końcu rozłożyła nogi na oparciach przednich siedzeń i całą głową przylgnęła do swojego siedzenia. Do diabła z lokami! – pomyślała ze złością. Nie uśmiechało jej się dalsze warowanie przy samochodzie, toteż postanowiła jak najszybciej opuścić ten złom. Nim jednak jej plan wszedł w życie, z domu wyłonili się upragnieni osobnicy dwóch odmiennych płci. Szok u Bianci wywołał fakt, iż trzymali się kurczowo za ręce.
- Czy mnie oczy nie mylą, a Lucas przeszedł na kolejny poziom? – mruczała pod nosem, układając się do normalnej, siedzącej pozycji. Zerknęła odruchowo w lusterko i poprawiła sfatygowane włosy, chociaż w tej chwili miały one maleńkie znaczenie – Czyżbym mogła was już nazywać słodkimi gołąbeczkami? – palnęła podekscytowana, zastanawiając się nad sensem swojego durnego pytania – Wiecie, chodzi o to, czy ten idiota zapytał Cię, czy chcesz zostać jego dziewczyną.. – tłumaczyła, żywo gestykulując przy tym rękami.
- Kochana, najdroższa kuzynko. Liczę do pięciu. Jeśli nie uruchomisz szarych komórek wyrzucam cię z samochodu! – warknął nachylając się w jej stronę do tyłu. Teraz było jasne. Nic takiego się nie stało a ich relacje są czysto koleżeńskie. Moim skromnym zdaniem te relacje są czysto seksualne, ale dobra, ja się nie odzywam.
- Już włączyłam móżdżek, prowadź spokojnie! – zapewniła, kiwając przy tym głową, dla poparcia własnych racji.
- Nareszcie! – syknął niezadowolony, gdyż bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z położenia, w jakim niefortunnie znalazł się przez kuzynkę. W końcu Dulce ma uszy i doskonale na nie słyszy.
Droga minęła w zadziwiająco spokojne atmosferze, której towarzyszyły jedynie głośne odgłosy klnącego mężczyzny, w krótkich odstępach czasowych. Po beznadziejnym, zdaniem Luca, wystąpieniu kuzynki, denerwowało go wszystko co się ruszało, z wyjątkiem cudownej czarnulki, dla której stracił głowę. Myślami był przy niej, próbując odczytać, o czym tak rozmyśla. Pragnął, by jej myśli krążyły wokół niego. Nie ukrywajmy, marzył o tym, jak o niczym innym. Po kilkuminutowej drodze dotarli na miejsce. Jako pierwsza z samochodu wyskoczyła blond panienka w krótkich, czarnych spodenkach i srebrnej bluzeczce. Na nagie, odsłonięte plecy miała narzucony jedynie cieniutki sweterek. W czarnych wysokich szpilkach i ogromnych kolczykach prezentowała się znakomicie. W moment po, z auta wyszła taka sobie, nijaka Dulce. Warto zaznaczyć, iż uprosiła na Biance, jeszcze przed wyjściem czarny, długaśny sweter. Biedna blondynka zgodziła się, bo jaki miała inny wybór.
- Chodź moja droga. Pora się zabawić! – panna Boyer zatarła ręce i pociągnęła za sobą speszoną sąsiadkę, niepewnie stąpająca po ziemi – Lucasku, będziemy na ciebie czekać w środku, jakoś nas znajdziesz! – zawołała przez ramię do chłopaka, mającego jeszcze pewne zadanie, a mianowicie zaparkowanie samochodu. Młody Brown nie był do końca zadowolony z tego, iż Dulce przez jakiś czas nie będzie w jego pobliżu, a co gorsze, nie będzie wiedział cóż ona wyprawia, jak się zachowuje i inne takie. Mimo wszystko posłusznie ruszył szukać miejsca na parkingu.
No i weszły do środka. Wszystkie oczy zwróciły się wprost na nie. Bądź, co bądź, ale wyróżniały się spośród tłumu. Po pierwsze wyglądem. Po drugie pewnością siebie. Chociaż ta druga cecha towarzyszyła jedynie Biance. Spokojnym, jednak stanowczym krokiem podeszły do baru i zamówiły coś do picia. Oczarowany barman, nie mógł spuścić wzorku z urodziwej blondynki, celowo kuszącej swoim pięknym ciałem. No i kolejny się nabrał na jej wdzięki. Taki chwyt marketingowy stosowała przy każdej okazji. Miała z tego wiele korzyści, ale o nich potem. Sami się zresztą przekonacie.
- Czym mogę jeszcze służyć tak pięknej dziewczynie? – facet za ladą podparł się o łokciem o blat i mrużył szczęśliwie oczka w kierunku rozbawionej tym widokiem blondynki. Już wiedziała, że ma nad nim totalną kontrolę. Nie ukrywajmy, podobała jej się ta władza.
- Przystojniaku, powiedz mi, co do za plakat? – wskazała ręką na ogromny skrawek papieru, zresztą koszmarnie kolorowy, że aż drażniący oczy. Wykrzywiła usta z niesmakiem i upiła łyk przygotowanego przez barmana napoju.
- Trafiłyście na fantastyczny moment, ponieważ tego wieczoru w naszym klubie wystąpi jakaś tam grupa na żywo. Podobno fajnie grają, ale o tym przekonamy się dosłownie za prę minut – spojrzał na zegarek – Kilka dni temu przylecieli do kraju prosto z Europy – dodał, aby zachęcić dwie nieznane wcześniej twarze.
- Brzmi interesująco! – uśmiechnęła się uwodzicielsko Bianca, po czym puściła facetowi oczko. W tym samym momencie przy barze pojawił się Lucas. Wyglądał nieziemsko. Jego włoski były z lekka pokiereszowane przez wiatr, co dodawało mu uroku. Na domiar tego w swojej czarnej koszuli o obcisłych rurkach prezentował się zadziwiająco dobrze. Apetyczny kąsek. Wszystkie panienki wokół pożerały go wzrokiem. Niektóre chciały go nawet zaczepiać, ale on dążył tylko i wyłącznie do towarzystwa Dulce. Szarej, niepozornej myszki z szalenie pięknym wnętrzem i osobowością.
- Zatańczysz? – spytał nieśmiało. Dulce zaczerwieniła się co nie miara, ale podała mu rękę i ruszyli w stronę już rozkręconej grupy. Zaraz za nimi poczłapała Boyer. Nie domyśliła się, że chcą być razem. Tylko we dwoje. Na siłę wtryniła tyłek między ich spragnione siebie ciała i zaczęła kręcić zgrabnie bioderkami. Nie pomógł nawet groźny wzrok Lucasa. Zresztą blondi go nie zauważyła. Wtem, ich pląsy przerwało nagłe zatrzymanie muzyki.
- Atrakcja wieczoru! Grupa „Wściekłe chomiki” – doszedł ich donośny głos jakiegoś potężnego mężczyzny ze sceny. Kiedy on zniknął, pojawili się muzycy. Równa piątka na czele z przystojnym brunecikiem. Chwileczkę. Bianca skądś znała ten wyraz twarzy. Do jasnej Anieli przecież to gwałciciel kotów. Ruszyła bliżej sceny, by móc lepiej przyjrzeć się tej paskudnej mordzie, jak uważała. Gdy w trójkę dotarli na sam przód, Dulce dostała wytrzeszczu oczu. Zaczęła je przecierać, ale chłopak nie znikał.
- Nie skrzecz tak bo mi uszy więdną! – krzyknęła rozwścieczona blondynka, celowo zwracając na siebie uwagę publiczności, jaką w tej chwili zdobywali grający. Wychodziło im to nawet nieźle. Nie mówiąc już o tym, że sam wokalista przyciągał oko, szczególnie płci przeciwnej, swoim wysportowanym wyglądem. Włosy miał lekko przystrzyżone. W kraciastej koszuli, całkowicie rozpiętej, nałożonej na biały podkoszulek, prezentował się wyśmienicie. Jednak coś musiało zaburzyć ten urodziwy spokój. W tym przypadku był to nikt inny, tylko Bianca Rosario Boyer – I jeszcze ze słuchem masz coś nie tak! – dodała ironicznie, krzyżując piękne, aksamitne rączki na piersi. Chłopak zdawał się ignorować jej wyraźne zaczepki. Chyba nawet jej nie poznał. W sumie był przyzwyczajony do zgryźliwych komentarzy swoich antyfanek. Śpiewał i grał dalej.
- Bianca, daj spokój, co ty wyrabiasz? – Luca próbował ją uspokajać, lecz wychodziło mu to z marnym skutkiem. Pogarszał sytuację, żeby nie powiedzieć, że podsycał ogień, płonący w swojej kuzynce. Płomień nienawiści, bądź też miłości, jak kto tam woli.
- Precz z łapami! Nie będę słuchać żadnych świńskich chomików! Nazwa taka sama, jak jej właściciele! – wydzierała się, niczym obłąkana. No i tu nerwy biednego, nic przecież niewinnego wokalisty skończyły się definitywnie. Zeskoczył ze sceny i przygwoździł do niej swoją oprawczynię. Trzeba przyznać, dziewczyna się przestraszyła. Nie takiej reakcji się spodziewała. Każdej innej, ale nie takiej. Bądź, co bądź, ale kilka dni temu wydawał się spokojnym facetem, niereagującym zbyt gwałtownie na obrazy – Spokojnie.. – podniosła ręce do góry, jak jakiś uciekinier złapany na gorącym uczynku przez policję. Stali tak, a on wręcz pożerał ją swoim złym, groźnym wzrokiem. Taki „Groźny Chomik”!
- Odczep się od niej! – do akcji wkroczył nareszcie odważny Lucas. A może zgrywał chojraka? Nieważne, liczy się fakt, że odepchnął zuchwałego muzyka na bok od swojej uroczej, ślicznej kuzynki – Masz coś, do niej, masz do mnie! – oświadczył pewnym siebie głosem, podchodząc do nabuzowanego przez emocje wokalisty.
- Stop! – a ona tu czego chce? Nie żebym miała coś do Dulce. Skąd, ale lepiej niech ona się trzyma daleko, chyba, że również chce oberwać. Czarnulka podeszła między dwóch mężczyzn i spojrzała błagalnym wzrokiem na rzekomego gwałciciela kotów. Bała się jego reakcji, w końcu nie widzieli się tak długo. Dwa lata, to szmat czasu – Proszę, przestańcie.. – wyszeptała, bliska płaczu. Najchętniej rzuciłaby się w ramiona bratu, jednak czy wypadało? Tęskniła za nim. Tęskniła za jego dowcipami, za wszystkim, co miało jakikolwiek związek z Juanem Rafaelem Perez. Nie widziała go chyba wieki. Teraz czekała na jakąkolwiek reakcję. Chłopak był zdezorientowany, zaskoczony, zdziwiony. Jakby zobaczył ducha. Po przyjeździe do Meksyku zdawał sobie sprawę, iż może natknąć się na siostrę. Nie spodziewał się jednak, że w takim miejscu, i że w ogóle ona go pozna. Bądź, co bądź, zmienił się, jak diabli.
- Dulce? – w końcu udało mu się coś wymamrotać. Jakież teraz było zdziwienie Lucasa. Coś w sercu go ukłuło. Czyżby zazdrość?
- Juan.. – nie wytrzymała, padła mu w ramiona, zalewając białą koszulkę łzami. Rozmazała się, a cały makijaż spoczywał teraz na śnieżnobiałym podkoszulku równie wzruszonego chłopaka. Nie będę nawet mówić o reakcji pozostałych na ten niewinny geścik. Praktycznie cała sala rozryczała się na tą piękną scenę. Tylko jedna, a może dwie osoby na Sali poczuły wyraźne rozczarowanie. Lucas z dezaprobatą pokręcił głową i wyszedł. Opuścił lokal niczym torpeda. Zawiedziony, rozczarowany i przede wszystkim przygnębiony. W jego oczach wyglądało to na romantyczną scenę dawnych kochanków. Serce mu krwawiło a łzy same gromadziły się pod powiekami. Miał wrażenie, że jego szansa na bycie z Dulce ulotniła się gdzieś w nieznane. Tymczasem blond zszokowana piękność nadal trwała w tym samym miejscu.
- Ty go znasz? – zapytała Bianca ze stoickim spokojem. Z trudem powstrzymywała łzy. Czym były spowodowane? Ona wiedziała o tym najlepiej, ale ta świadomość ją przerażała. Przerażał ją fakt, iż mogła zwyczajnie pokochać faceta, który niestety nie odwzajemniał jej uczuć. To bolało, jak cholera.
- Znam.. – wyszlochała Dulce z niemrawym uśmiechem na twarzy – To wspaniały człowiek, ale delikatnie stuknięty! – dodała, nadal tuląc się do umięśnionego mężczyzny. A Bianca ją miała za cnotkę.
- Dulce, nie chciałabym wam przeszkadzać, ale.. – czarnowłosa dopiero teraz zorientowała się, jak ta scenka mogła wyglądać. Z pośpiechem zaczęła ich tłumaczyć. Jednak w głowie wszystko jej się mieszało, więc skończyło się tylko na przedstawieniu ich sobie nawzajem.
- Juan, to moja przyjaciółki Bianca.. bardzo wybuchowa.. – uśmiechnęła się szeroko. Trzeba przyznać, iż Dulce była zdecydowanie inna w obecności tego przystojniaka.
- Wiem. Miałem szansę już ją poznać.. – mimo wszystko, Juan uśmiechnął się życzliwie, zauroczony wyglądem swojej niedoszłego wroga. A może doszłego? Nie ważne.
- A to jest mój brat Juan.. – zwróciła się Dulce, tym razem do blondynki, która na jeden raz rozweseliła się, jakby co najmniej nawdychała się gazu śmiechowego.
- Twój brat? – dopytywała z wyraźną radością i szczęściem objawiającym się iskierkami w oczach.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Margo dnia 21:38 :49 , 26 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:32 :25 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
|13| Słowa niepotrzebne, a jednak wypowiedziane
Pędził ulicami Meksyku, pozostawiając po sobie zaledwie zgliszcza wspomnień ubiegłego tygodnia. Błądził myślami po odległych zakątkach małej wioseczki, w której przecież tyle się wydarzyło. To właśnie tam dostrzegł prawdziwą Dulce. Tam miał szansę posmakować jej ust i zakochać się do reszty. Może się to wydawać dziwne, wręcz nieprawdopodobne, że taki przebrzydły, zadufany chłopak pokochał jakby nie patrzeć, brzydule. No cóż. Na świecie zdarzając się różne dziwne rzeczy i ta sytuacja na pewno do nich należy. Gnał przed siebie nadal odtwarzając w głowie pamiętne sceny z tą uroczą sąsiadką. Wypożyczalnie kaset, kiedy naśmiewał się z niej, jak najęty. Teraz bardzo tego żałował, ponieważ dostrzegł jak strasznie się mylił. Nie mówiąc już o ich pierwszym spotkaniu, gdy przyszła poskarżyć się na głośną muzykę. A on.. on ją tak okropnie potraktował! Wypominał sobie to w tej chwili. Stwierdził bowiem, że to wszystko co się wydarzyło złego to jego wina.
Tymczasem w klubie niedaleko, trwała żywa dyskusja, opierająca się głównie na historii dwójki rodzeństwa, które nietrafnie zostało rozdzielone przez głupie pomysły brata. Wyszło na jaw, jak to Juan zapragnął śpiewać, więc uciekł z domu. I takim sposobem nie widzieli się ponad dwa lata. Aż do dzisiaj. Aż do wyjścia do klubu. Dulce była niezmiernie wdzięczna blondynce za pomysł z wyjściem. No bo przecież to dzięki niej miała szansę spotkać brata. Była wdzięczna Biance i Lucasowi. A no właśnie gdzie on jest!
- Cholera! – zaklęła głośno Boyer, waląc pięściami w blat stolika – Przecież ten idiota sobie może coś zrobić – mamrotała przerażona – Dulce, musimy go poszukać! – zwróciła się do siedząc naprzeciwko koleżanki. Ta, nie wiedząc o co chodzi, zrobiła pytającą minę. Przerzuciła wzrok na Juana, jednak on tylko wzruszył ramionami. Nagle, dostała olśnienia.
- Lucas! – krzyknęła, niczym szaleniec, uciekający przed kaftanem bezpieczeństwa. Poderwała się do góry i z przestraszoną miną stwierdziła – Zniknął.
- Nie zniknął, a uciekł! Przez to całe zamieszanie całkowicie o nim zapomniałam, a przecież widziałam, jak wychodzi na zewnątrz. Boże Bianca, aleś ty głupia! – pacnęła się czoło – „Trzeba było nie myśleć o tym palancie przed tobą, a o kuzynie! No kto jest ważniejszy? Rodzinka, czy jakiś przystojniak, w dodatku z mikrofonem?” – pytała siebie w myślach. Nie chcielibyście znać odpowiedzi – Dulce, on opatrznie zrozumiał wasze powitanie. Luca myśli, że ty i Juan.. – zaczęła się jąkać. Czarnulka momentalnie zrozumiała, o co chodzi. Złapała się za usta, zgrzytając zębami z przerażenia. Tylko ten biedny facet przy stoliku nie wiedział, co się dzieje. No, ale pora go oświęcić.
- Dlaczego on tak w ogóle pomyślał – zapytała z głupka Dulce. Znała odpowiedź, ale usłyszenie jej z ust kogoś bardziej wiarygodnego od jej serduszka, sprawiało jeszcze więcej przyjemności. Bianca na to pytanie roześmiała się w głos.
- Skoro jeszcze sobie tego nie wyjaśniliście, to ja Ci powiem. Ten mój biedny kuzyn zakochał się. Nie spodziewał się tego. Miłość przyszła do niego, nie pytając o zgodę. Dulce.. – westchnęła - ..ukradłaś mi serce kuzyna! Co on wyprawiał, jak od ciebie wrócił. Miałam w domu totalny harmider. Muszę przyznać, iż zakochany facet w domu to nie najlepszy okaz do rozmów. Kontaktował, jak banan z mandarynką. Dulce to, Dulce tamto! Aż uchodzi ze mnie dziwna wydzielina z kwasem AntyDulcowym – zaśmiała się, widząc ogromne oczy przyjaciółki, ledwo trzymającej się na nogach. Dzięki Bogu, że ten stolik tam był – Kończąc moją cudowną wypowiedź, powiem tyle. On wziął was za parę kochanków, czy coś! W końcu stara miłość nie rdzewieje. Prawda? – Juan skinął jej głową, a Dulka nawet nie miała jak, bo ją zwyczajnie sparaliżowało.
- Czyli Twoim zdaniem ten koleś, co się chciał ze mną bić, zakochał się w mojej siostrze? – dopytywał średnio kumajacy brunecik. Oni to chyba tak rodzinne mają. Przecież Bianca wyraźnie powiedziała! Wyraźnie, dosadnie!
- Tak! I to nie jest tylko moje zdanie. Lucas sam mi się do tego przyznał. Wiesz, ma się te dobre kontakty z kuzynem. Jestem jego powierniczką i przyjaciółką – powiedziała dumnie, unosząc znacznie pierś do góry. Na ten widok Juan rozpostarł szeroko buźkę, a oczka wlepił w okazały biust blondynki. Widok śliniącego się barta, podziałał na Dulce, niczym kubeł zimnej wody. Walnęła go mocno w głowę i kazała zaprzestać ślinienia. Bianca była rozpromieniona. Zauważył ją! Cholera, zauważył! Czyżbym miała jakieś szansę? – myślała gorączkowo.
- Czepiasz się, a ja nic takiego nie zrobiłem! Od dziecka lubiłaś mnie bić! – chłopak zrobił naburmuszoną minkę i spuścił znacznie twarzyczkę w dół. Dulce serce w tym momencie przepoławiało się na pół.
- Ona i bicie Ciebie? – zdziwiła się blondynka – Nie wierzę, przecież Dulce to taka spokojna istota! Skromna, wstydliwa, wiecznie zaniedbana i ucząca się.
- Może i tak, ale przy mnie rozkwita, jak kwiaty na wiosnę! – oboje wybuchli śmiechem. Dulce tymczasem zawzięcie zastanawiała się nad słowami Lucasa, kiedy wychodzi z domu. „Bez Ciebie kochanie usycham..” To zdanie bębniło w jej głowie i za żadne skarby świata nie chciało wyjść. Dulce dopiero teraz uświadomiła sobie ich sens.
– „Powiedział do mnie kochanie!” – cieszyła się w duchu – „Beze mnie usycha..” – myślała dalej, a jej serce szalało. Dostała palpitacji tego biednego serduszka. Cóż jej się dziwić, nigdy w życiu nie usłyszała takiego wyznania. Nagle, na nowo poderwała się na równe nogi i zawołała głośno – Idę go szukać!
- Pomożemy Ci.. – do góry zerwał się również jej brat. Dul chętnie przyjęła by pomoc, ale zrozumiała, że Bianca ma wobec Juana inne plany. Ten jej błagający wzrok, wołający: nie zabieraj mi go! Dulce ma gorące serce i pomaga wszystkim. Dlaczego miałaby teraz zrobić przykrość osobie, która tyle dla niej dobrego uczyniła?
- Ty kochany zostań i pilnuj Bianci! – cmoknęła go w policzek i skierowała się do wyjścia. Po drodze przewróciła chyba z dziesięć stolików, ale do diabła ze stolikami, kiedy Twoja miłość ucieka. Jakież to dziwne, ona biegnie za nim! Nie wydaje się wam jednak, iż jest aż za bardzo słodko w tym momencie. No bo, co tam się może wydarzyć? Wyznanie miłości, namiętny pocałunek i czuły powrót do domu. Nudy! Ja, jako osoba obiektywna i neutralna, oczywiście to czyste kłamstwa, zmienię tą uroczą scenkę w katastrofę. Troszeczkę przesadziłam, ale co za dużo słodkości, to nie zdrowo.
Dulce szukała, szukała i nadal nic nie znalazła. Natknęła się jedynie na bandę pijaków, kilka par obściskujących się na tyłach budynku i jednego błąkającego się psa. Ale gdzie mój Lucas? – myślała gorączkowo. Co ta miłość robi z człowiekiem. Zmienia o 360 stopni i nawet nie pozwala wrócić do poprzedniego stanu. Ludzie, ja chcę odzyskać dawną Dulce! No może nie do końca dawną, ale na pewno tą bardziej zapatrzoną w książki, niż w przystojnego chłopaka. Zazdrość? Teraz ta bezczelna istota mnie dopadła. Mowa o pani zazdrości oczywiście!
Na domiar złego, zaczął padać deszcz. Krople uderzały w zrozpaczoną czarnowłosą dziewczynę, zawzięcie myszkującą okolicę. Teraz to ja już nie wiem, czy twarz miała zamazaną przez deszcz, czy łzy. Bynajmniej cierpiała. Nagle, los uśmiechnął się do niej, wskazując drogę. Poczłapała, a w jej sercu narodziła się iskierka nadziei. Ujrzała go! Siedział na ławce pod drzewem w parku. Takie prowizoryczne schronienie. Podbiegła natychmiast do niego i nie zważając na nic, usiadła obok. Nawet na nią nie spojrzał. Urażony, zniesmaczony, przygnębiony, a przede wszystkim zły, tkwił w milczeniu przez kolejne minuty. To ona biegnie na złamanie karku, a ten nic! Po czyjej ja stronie w końcu jestem? Wracając do tematu. Dulce nie wytrzymała też drażniącej zmysły ciszy i nareszcie wykrztusiła coś z siebie:
- Szukałam cię.. – wyszeptała, a ten jej uroczy głosik łagodził gniew zbierający się w Lucasie. Powiedział sobie jednak: NIE! Nie nabiorę się kolejny raz! Siedział twardo, a jego mimika twarzy świadczyła o złości i gniewie. Przestraszyła się niezmiernie, bo jakby nie patrzeć, takie zachowanie prowadziło do jednego. Poważnej kłótni, z której tylko nieliczni wychodzą cało. W mniemaniu Dulce, na pewno nie ona – Rozmawiałam z Biancą.. – dodała po chwili, równie łagodnym tonem głosu co wcześniej.
- Po co? Po co tu przyszłaś, po co mnie dręczysz, po jakiego przylazłaś? Mam cię dość, jeszcze tego nie zrozumiałaś? Udawanie dobrego i fajnego chłopaka mnie zmęczyło. Chcesz poznać prawdziwego Lucasa?! Proszę bardzo. Wyglądasz, jak nie powiem, co. Chociaż wiesz, powiem ci. Jak jadowity orangutan z świńską paszczą. Twoje ubrania przypominają najgorsze szmaty, którymi ja boję się nawet podłogi dotknąć. Piszczysz, niczym struś obrywany z piór, Twoje niby ciało, przypomina beczkę wypełnioną kwasem siarkowym. Zmarszczek masz więcej, niż moja babcia na emeryturze. Nie wspomnę o wyrazie twarzy. Boję się, iż moje porównanie zmiażdży Ci ten maleńki móżdżek! Ot, co o Tobie myślę! Zadowolona? Szczerość to podobno pozytywna cecha u człowieka! – wstał z ławki i spojrzał na nią z pogardą. Emanowała od niego z każdej strony. A ona? Płakała. Miała szczęście w postaci kamuflażu z deszczu. Jej serce krwawiło, rozum odmawiał posłuszeństwa. Wprawdzie była przyzwyczajona do takowych obraz, czy tez innych wulgarnych słów skierowanych w jej stronę. Jednak teraz.. teraz było całkiem inaczej. Inny człowiek, inna ona, inne wszystko. Zmieniała się. Bardzo. Możliwe, że niektórzy nie widzą różnicy, lecz ja widzę. Stała się bardziej otwarta, rozmowna, a to wszystko przecież dzięki niemu! W tej chwili, w tym momencie zamknął ją z powrotem w tej beznadziejnej klatce. Odgrodził od ludzi ogrodzeniem pod napięciem, którego ona boi się, jak szalona. Co teraz? Patrzyli na siebie – Nie pokazuj mi się więcej na oczy. A Bianca.. pierwszy raz się pomyliła. Nie potrafię mieć z tobą normalnych kontaktów. Nie pomogą jej prośby, błagania. Nie zamierzam na siłę z kimś obcować, a tym kimś jesteś ty.. Sorry mała. – dodał po chwili, kończąc tym samym swój przeciągnięty monolog. Rzucił ostatni raz oczami w jej stronę, po czym oddalił się daleko, daleko. W miejsce, gdzie będzie sam, z dala od nich wszystkich. Natomiast Dulce siedziała nadal w tym samym miejscu, a po jej policzkach spływały kryształowe łzy. Miłość boli, to wiedziała na pewno. Przekonała się o tym na własnej skórze. Co ona sobie w ogóle myślała? Wiązała nadzieje na miłość z dupkiem, który nie rozróżnia blondynek od szatynek. Z dupkiem, który nie wie, co to miłość. A wiec, o czym do jasnej Anieli mówiła Bianca?
Tymczasem dwójka ludzi, zawzięcie ze sobą flirtujących bawiła się wręcz wyśmienicie w swoim towarzystwie. Juan podrywał blond piękność na swoje denne kawały, ale jakże działające na tą czułą dziewczynę. Śmiała się, śmiała, śmiała i co najważniejsze nie zamierzała zaprzestawać, tym bardziej, iż ten przystojniak stwierdził, że z uśmiechem jej do twarzy. Co miała w takim momencie zrobić?
- Miło się rozmawia, ale ja chyba muszę już iść! Pewnie te gołąbki całkiem o mnie zapomniały – uśmiechnęła się promiennie, obdarzając go tym cudownym uśmiechem. Ależ się chłopak nakręcił.
- Odprowadzę cię! Nie mogę pozwolić, żebyś sama szwędała się nocami – słucham? A jak jego siostra sama wyruszyła na łowy, to co? Co za podrywacz! Wstydu nie ma! Zgrywa się, a niech go diabli wezmą! Bianca oczywiście nie odmówiła, wręcz przeciwnie. Z chęcią przyjęła propozycję Perez’a i razem ruszyli do wyjścia. Roześmiani, zadowoleni, piękni!
- Czemu właściwie przyjechaliście do Meksyku? Przecież mówiłeś, że w Londynie byliście już sławni – zaczęła spokojnym tonem głosu, przy okazji trzęsąc się z zimna. Juan, jak na faceta z manierami przystało, ściągnął z siebie skórzaną kurtkę, którą wcześniej ze sobą zabrał i zarzucił ją towarzyszce na ramiona. Podziękowała słodkim uśmiechem, nadal czekając na odpowiedź.
- Wiesz, sam do końca nie wiem. Myślę, że to chęć odetchnięcia świeżym powietrzem. Tam byliśmy przygwożdżeni, zmiażdżeni. Jak w klatce, potrzasku. Tutaj na nowo możemy być sobą. Żadnych chwytów marketingowych. Naturalność i tyle. W Meksyku jestem wolnym ptakiem, szybującym, gdzie go skrzydła poniosą. Rozumiesz, o co mi chodzi? – spojrzał na nią pytająco, a widząc zamyśloną minkę, zaśmiał się – Ślicznie wyglądasz.. – dodał, zbliżając się do niej na niebezpieczną odległość.
- Moja kotka miewa się dobrze, dzięki, że zapytałeś! – palnęła, jak jakaś wariatka. Juan zrozumiał, że zbytnio się zapędził i powinien zwolnic, jeśli chce jakiś korzyści z tej znajomości. Uśmiechnął się i mówił dalej:
- Po za tym, chciałem odwiedzić rodzinę.. Stęskniłem się za nimi, jednak nie mam zielonego, a nawet fioletowego pojęcia, jak zareagują na mój powrót. Mama strasznie przeżyła mój wyjazd. Wiem, bo poprzez mojego zaufanego przyjaciela, obserwowałem życie na wsi. Tata.. wkurzył się. Ogólnie rodzice nigdy nie przejawiali jakiegoś większego zainteresowania moją pasją. Myśleli, że to głupi wymysł nastolatka, nie brali na poważnie moich słów. No i.. uciekłem.
- Fajnie – skomentowała krótko – Też bym tak chciała.. ja jestem zmuszana do robienia czegoś, czego nie cierpię! – wyznała szczerze. Prawie dochodzili. Dzieliły ich zaledwie metry od domu. Dziesięć, osiem, sześć, cztery, dwa.. jesteśmy na miejscu – To tutaj.. – uśmiechnęła się niemrawo Bianca. Nie chciała się z nim rozstawać, było jej zbyt dobrze w tym towarzystwie. Nagle oboje usłyszeli głośne szlochanie, a zaraz potem dostrzegli skuloną Dulce siedzącą pod domem. Czy wy też czujecie, jak nadciąga burza? Ja już ją słyszę! Wierzcie mi, rozpęta się piekło. Z racji tego, że Bianca ma charakter, jaki ma, a Juan nie jest lepszy! Nawet nie chcę myśleć, co się stanie!
|14| Ostra wymiana zdań
Zapadła niezręczna cisza, przerywana co jakiś czas głośnym szlochaniem Dulce. Cisza, która dobiłaby największego fanatyka spokoju. Nagle, Juan pędem rzucił się w kierunku płaczącej siostry, omal nie wywracając po drodze wcześniejszej towarzyszki. Blondynka zachwiała się na swoich wysokich szpilkach, po czym, o mały włos nie rzuciła się na mężczyznę z pięściami. Bo co może być gorszego od fajtłapowatego gagatka z móżdżkiem wielkości ziarenka maku? Jak dla Bianci jedynie źle pomalowane paznokcie, a z racji tego, że ona nigdy takowych nie posiada, stwierdziła, iż ta niezdara to największa ofiara losu. Już jej nawet te miłosne amory odeszły w niepamięć, ustępując miejsca niebywale ogromnej złości. Piekielnemu gniewu i wściekłości. Zacisnęła zęby i przymknęła lekko powieki.
- Dulce, Dulce, Dulce! Co się stało!? – chłopak dorwał siostrę i potrząsnął nią, niczym workiem kartofli, którym niewątpliwe nie była. Chociaż jej wyciągnięty do granic możliwości sweter, mógł bezpośrednio sugerować znacznie coś innego. Zważywszy również na fakt, iż pozbawił ją jakichkolwiek kształtów. Nie wspominając już o rozmazanej twarzy, ewidentnie pokrytej czarną mazią z domieszką jaskrawego różu. A ten u licha skąd się wziął? A może to czerwień? W tym nikłym świetle ledwo widzę, musicie mi wybaczyć to niedopatrzenie. Aczkolwiek mam niezbite dowody, że coś tam jednak na tej jej słodkiej buźce błyszczy. Mój dowód? Po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że musi wam wystarczyć wyłącznie moje słowo. Słowo warte więcej niż tysiąc słów. Absurd! Moje drugie imię.
- Dulce! – tym razem do głosu przystąpiła blondynka z iście przestraszoną miną. Co zrodziło się w jej miniaturowej głowie, wiem ja i ona, ewentualnie sam Najwyższy. A mianowicie przed oczami Bianci przebiegły najstraszliwsze scenariusze, jasno kreujące wizję straszliwej katastrofy, która niechybnie spotkała samego Lucasa Browna. – Gadaj, bo nie ręczę za siebie! Co stało się mojemu najdroższemu kuzynowi? – dziewczyna dobiegła do schodków, na których aktualnie siedziała zdruzgotana i z lekka zaniepokojona czarnulka. Jej obawy kręciły się oczywiście wokół zabawnej, lecz na swój sposób zadziwiającej reakcji tej dwójki na jej łzy. Była wręcz jasno ze sobą kontrastująca, z racji tego, iż jedno momentalnie zmartwiło się jej łzami, drugie z kolei usilnie chciało uwidzieć w tym smutku czyjąś tragedię. Co gorsze, nieszczęście Lucasa, który, jakby nie patrzeć sam przyczynił się do tych łez i wcale nie poniósł szkody, przynajmniej tak jej się wydawało, bo skąd ona mogła wiedzieć o cierpieniach tego młodzieniaszka, kiedy z nieukrywaną kpiną wykrzyczał jej prosto w twarz, co o niej myśli.
- Mowę Ci odjęło, czy jak? – wybuchnął nagle Juan, zniecierpliwiony ciągłym czekaniem na odpowiedź, która nie nadchodziła. Poza tym, był z lekka zniesmaczony, żeby nie powiedzieć, że reakcja blondynki go odrzucała do tyłu na dobre dziesięć kilometrów. Ona powinna się martwic o samą płaczącą, a nie o jakiegoś tam chłopaczka, który nie wiadomo gdzie się podziewa! Wstrętny nicpoń od siedmiu boleści! Wykastrować na stojąco z włócznią w ręce!
- Bo.. – wymamrotała Dul, połykając słone łzy, które doszczętnie zalały jej twarz.
- Zapiszę cię do logopedy w następnym tygodniu! A zdawało mi się, że rodzice zrobili to, gdy byłaś mała! Powiedz w końcu, co się stało! – naskoczył na nią podenerwowana chłopak.
- Dorzucę się na tego logopedę! – wrzasnęła poirytowana Bianca.
- Lucas mnie zwyzywał i kazał iść do diabła! – powiedziała jednym tchem, co totalnie zamurowało jej towarzyszy. Bianca w osłupieniu przyglądała się sponiewieranej koleżance, która bezspornie przeżywała tą zniewagę. Nie omieszkam wspomnieć o Juanie, który z trudem zbierał szczękę z chodnika. Oboje, wielce zdziwieni trwali w ciszy kolejne minuty, płynące w zastraszająco wolnym tempie.
- Jesteś pewna, że to Luca.. – zapytała niepewnie blondynka, niedowierzając sąsiadce, która przecież mogła sobie coś ubzdurać. Wróć! Dulce nigdy by nie kłamała! Niech ta Bianca lepiej pomyśli zanim zacznie zadawać głupie pytania. Kto, jak to, ale na sto procent nie Dulce Margarita Perez. Ta dziewczyna to skarb. Szczera, prawdomówna i niezmiernie wrażliwa, delikatna.
- A niech tylko dostanę tą ofiarę losu we własne ręce, to tak go sponiewieram, że nawet ty go nie poznasz głupia blondyno! – wykrzyknął młody Perez, zaciskając pięści. W jego głowie rodziło się tak wiele myśli obrazujących pobitego, skręcającego się z bólu Browna. Uśmiechnął się na ten widok.
- Dotknij go tym świńskim palcem, a naśle na Ciebie moją kotkę parszywy chomiku! – odpowiedziała mu Bianca równie doniosłym głosem. Do cholery, przecież nikt nie będzie mieszał z błotem jej rodziny! Nie, kiedy Bianca Boyer jest w pobliżu. Takie myśli krążyły w jej głowie i to właśnie je pragnęła jak najszybciej zrealizować. Pochłonięta do reszty wyciem i odgrażaniem się swemu niedoszłemu ukochanemu, totalnie zapomniała o współczuciu jakie odczuła po poznaniu prawdy. Zaślepiona obroną imienia kuzyna, wyrzuciła z pamięci obraz płaczącej, cierpiącej Dulce. Liczył się Luca! Tylko ON!
- Znalazła się lalka Barbie! Twoje serce też zrobione jest z plastiku, czy obstawiłaś na gumę? – ironizował, zaciekle wpatrując się w jej okazałą sylwetkę. Urażona jednym ruchem ręki wymierzyła mu siarczysty policzek, do reszty ilustrujący jej niewyobrażalnie potężny gniew.
- Podła gadzino! Mogę się założyć, że Lucas w niczym tutaj nie zawinił! Poza tym, nie miał żadnego powodu obrażać Dulce! Jestem pewna, że to ona wszystko wymyśliła, bo ją odrzucił! Zresztą, nie ma się co dziwić! Uparcie wierzyłam, że do siebie pasują, że on na serio się zakochał, ale jak widać nadzieja matką głupich!
- Przyznałaś się, że nie należysz do inteligencji! – zakpił ochoczo Juan, pokrzepiony własnym optymizmem na wybrnięcie z tej sytuacji. Jednakże przecenił siły. Bianca w sprytny sposób obaliła jego hipotezę, bądź stwierdzenie.
- Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli ty jesteś mądry! Mogę się założyć, że ukończyłeś jedynie szkołę średnią a ze studiami miałeś tyle do czynienia co nic. Za grosz wykształcenia, rozumu, a przede wszystkim manier! – z mocą najwyższą uderzyła w jego najczulszy punkt. Dostrzegła jak zwężają mu się oczy, jak zaciska zęby i pięści. Trudno było to przyznać, ale taka była prawda. Juan z własnej winy pozbawił się dalszej nauki, dalszego kształcenia. Wybrał muzykę. Pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu ten wybór i pomysł na życie Bianca popierała w całej mierze i szczerze zazdrościła mu odwagi. Podziwiała go, a teraz obrażała. Cóż za ironia losu. Jej rodzina to chyba we krwi ma znieważanie Perez’ów. Na to by wskazywała ostatnia doba. Jak nie cały okres czasu od momentu wprowadzenia się nowych sąsiadów do dzielnicy.
- Pieprz się księżniczko! – rzucił ironicznie, pozbawiony do reszty gustownych argumentów, mogących podważyć jej zdanie. Sugerujących, że się myli, a on w rzeczywistości to człowiek godny podziwu.
- Nie przebywam z takimi marginesami społecznymi, jak ty. Stoczyłeś się na samo dno. A teraz ciągniesz za sobą siostrę. Perfidna kłamczucha! – Bianca rzuciła jej wrogie spojrzenie. – Nie będę dłużej z wami rozmawiać! To nie przystoi takiej damie, jaką niewątpliwie jestem! – po tym oświadczeniu z gracja opuściła podwórko Dulce, udając się w kierunku własnego domu. Ta rozmowa doszczętnie pozbawiła ją siły i energii. Bała się tylko jednego.. Co, jeśli rzeczywiście Lucas był chamem, a ona źle postąpiła wstawiając się za nim? Myślała gorączkowo.
Nastał poranek. Gradowe chmury nastroju Lucasa kolidowały z prawdziwą, słoneczną pogodą, panującą na dworze. Promienie słoneczne na siłę dobijały się i przedzierały przez firany, muskając delikatnie policzek chłopaka. Zdenerwowany, wręcz rozwścieczony zasłonił twarz poduszką, mrucząc pod nosem wianuszek niestosownych słów. Z pewnością miały niewiele wspólnego z prawdziwym ojczystym językiem Lucasa. Wkraczały bardziej na tereny łaciny, powszechnie używanej wśród młodzieży. Nagle, zerwał się na równe nogi, podchodząc do okna. Z całej siły pociągnął zasłony, by jak najszybciej zaprzestać słonecznym zjawom. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jaki błąd popełnił, podnosząc się z łóżka. Jego serce przestało bić przez moment, gdy tylko ujrzał przed oczami istotę, która przecież zawładnęła tym nieszczęsnym sercem do reszty. Dulce krzątała się w kuchni, połączonej z tarasem, przyrządzając zapewne śniadanie. Dokładnie widział, jej ruchy, gesty. Dostrzegł także.. łzy! Tak! Dulce płakała rzewnie od wczorajszego wieczora i nawet Juanowi nie udało się zatamować tego cierpienia, zalewającego jej życie. Próbował, starał się, stosował wszystkie możliwe sposoby! I nic! Zostało, jak zostało. Dulce płakała, a on zasnął w pokoju dla gości, zmęczony wrażeniami z całego dnia, a także rozmyślaniem nad dwiema osobami. W tym momencie Dul usiadła na krześle wiklinowym i udawanym uśmiechem powędrowała do środka domu. Po chwili wyłonił się z niego mężczyzna. W pierwszej chwili Lucas przestał oddychać, dostrzegłszy półnagiego faceta owiniętego ręcznikiem. Zastygł w bezruchu jeszcze bardziej, kiedy dojrzał jego twarz.
- To ON! – szepnął, czując jak w jego gardle pojawia się ogromna gula, umożliwiająca mówienie. Zacisnął mocno oczy, tamując narowisty płacz. Nie zapominajmy, że w mniemaniu Browna, Juan to jego potencjalny konkurent, a na pewno osoba bliska sercu Dulce. Poza tym, co on miał pomyśleć widząc półnagiego chuderlaka, uśmiechającego się do Duli i składającego na jej policzku słodki pocałunek? Odczuł zazdrość. Zakuło go ogromnie, pogłębiając efekt rozżalenia.
- Lucas, obudziłeś się już? – doszedł go głos zza drzwi. Z chęcią by nic nie odpowiedział, a udał tylko, że nadal śpi. Ale to była jego kuzynka! – Lucas musimy porozmawiać, poważnie.. – dodała z iście grobowym tonem głosu, mając nadzieje, że ją słyszy. – Oh kuzynie.. – westchnęła pod koniec i odeszła parę kroków, zanim nie zatrzymała się ujrzawszy młodego Browna w drzwiach, opierającego się o framugę.
- Co się stało? – zapytał nader spokojnie, o ile było to możliwe, z racji jego samopoczucia po doświadczeniu, jakie przeżył kilka minut temu. Doświadczeniu precyzyjnie przedstawiającemu jego położenie i szansę na związek z Dulce. Szanse.. do cholery, on nie miał już na to żadnych szans! Pozostała mu tylko nadzieja. Odrażająco śmieszne! Po tym, co jej powiedział? Na co on miał nadzieję, że mu wybaczy? Dobre sobie, nie pozwolę na to, by tak łatwo uszedł mu ten postępek! A w życiu!
- Co się stało?! – podniosła głos, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Nie wykręcaj kota ogonem! Dobrze wiesz, o czym mówię! Chcę się tylko upewnić, czy to wszystko, co mówiła Dulce, jest prawdą, czy też ta perfidna kłamczucha nazmyślała! Lucas, lepiej, żeby ona okazała się tą złą! Radzę Ci! – ostrzegła, pożerając go złowrogim spojrzeniem.
- Już się poskarżyła! – oburzył się nikczemnym czynem czarnulki, parskając niczym koń – Niestety, powiedziała prawdę! Nic na to nie poradzę, że mnie poniosło. Nie wiń mnie, że jestem szczery, aż do bólu. A niech ją boli, niech cierpi i to jak najbardziej! – wrzeszczał, wymachując ostentacyjnie rękami. – O mnie już nie pomyślałaś, zawsze będziesz jej bronić, no powiedz, co ona takiego w sobie ma!? Przyznaje się! Sponiewierałem ją i przegrała tą słowną potyczkę! Wcale nie jest mi z tym źle! Wręcz przeciwnie, czuję jeszcze niedosyt! Chętnie poprawię ten wyczyn! Z przyjemnością! – krzyczał dalej, patrząc na osłupiałą kuzynkę. Jej oczy, wyglądające jak spodeczki idealnie oddawały jej odczucia.
- O Boże! – złapała się za usta. Ma rację, tylko pomoc Boga w tej chwili może ją uratować. Co ona sobie wczoraj myślała, że Lucas okaże się bohaterem, a Dulce kłamała? Nie dopuszczała do siebie myśli o podłym zachowaniu kuzyna, które teraz okazało się najprawdziwszą prawdą. Rzeczywistością dogłębnie niszczącą jej usposobienie i opinię. – Jak mogłeś? Czy ty wiesz, na kogo ja teraz wyszłam? Na egoistkę bez serca zapatrzoną w swój zasrany tyłek! – poczuła nawrót energii i z całej siły poczęła uderzać Lucę w nagi tors. – Coś ty sobie myślał bęcwale? Że jak jej nawtykasz o to zapomnisz, ile dla Ciebie znaczy? Ja.. ja przez Ciebie się zbłaźniłam! Sama ją obraziłam, bo tliła się we mnie nadzieja, że kłamała! Boże, ależ ty jesteś głupi! Ja zresztą też! Przecież ona mi nie wybaczy! – zmartwiła się, momentalnie obmyślając plan przeprosin.
- Gówno mnie to obchodzi! – charknął. – Mam ją w dupie! Takie z niej niewiniątko jak ze mnie księżniczka! A ty dałaś się nabrać! Ona tylko udaje! Bianca, przejrzyj na oczy!
- To ty przejrzyj na oczy! Nie widzisz, że się w Tobie zakochała! – pytała oburzona.
- Taa! Jasne! A ja jestem James Bond z Krainy Miziołków! Nie chrzań głupot! Sama widziałaś, jak rzuciła się na tego całego fagasa! Myślałem, że się zrzygam na te słodkości i łzy tęsknoty! – rzucił ironicznie – Nie rób ze mnie idioty!
- To nie tak, jak myślisz! – starała się mu przemówić do rozsądku. Z marnym skutkiem. Racje Lucasa zakleszczyły się w jego głowie i za nic w świecie nie chciały jej opuścić. Próbowała na wszystkie sposoby.
- Już ja wiem, co myślę, i wiem też, że mam zupełną rację! Bianca! Możesz do niej latać, rób co chcesz, ale ja tej żmii nie chcę na oczy widzieć! Zrozumiano!? Dość przeżyłem!
- Ale..
- Żadnych ‘ale’! Zamknij się wreszcie! – naskoczył groźnie, na co się przeraziła. Umilkła, wpatrując się w jego oczy. Pałały złością. Igrało w nich tyle ogników smutku, pomieszanego z gniewem i rozpaczą. Było jej go żal, ale z drugiej strony sama czuła złość.
- Bezmózgi pacanie! A idź do diabła! Żebyś potem nie żałował, że nie chciałeś mnie wysłuchać! A jestem pewna, że będziesz żałował! Wtedy.. nawet do mnie nie przychodź po pomoc! Wredna istoto! – wysyczała przez zęby. Lucas nawet jej już o końca nie słuchał tylko odwrócił się za siebie i z impetem trzasnął drzwiami. Krew w żyłach blondynki zagotowała się jeszcze bardziej. – Co mnie to obchodzi! Zniszczyłeś sobie życie, Twoja sprawa! Próbowałam Ci pomóc, ale ty zawsze jesteś mądrzejszy! A niech cię piekło pochłonie! Bóg mi świadkiem, że nie masz co liczyć na prawdę o Juanie z mojej strony! Skoro taki jesteś mądry, radź sobie sam! – myślała gorączkowo, po czym zbiegła prędko po schodach. Jej kierunek? Dom Dulce. I to natychmiast! Musi przecież odbudować swoje relacje z sąsiadką! W końcu jutro rozpoczęcie roku szkolnego! Po za tym.. smutno jej bez towarzystwa Dulce, smutno.. przywiązała się do tej skromnej dziewuszki!
|15| Nieokiełznany kubeczek kawy
Bianca pędziła przed siebie w poszukiwaniu odpowiedniego prezentu dla Dulce, rzec jasna na przeprosiny. Nie chciała wybierać się do sąsiadki z pustymi rękami, a broń Boże. Nie w takim momencie i nie po tym, co się do diaska stało! A przecież wydarzyło się bardzo dużo, żeby nie powiedzieć zdecydowanie za dużo. Obraziła ją, wyzywała od najgorszych, zraniła! Tą słodką, nic nikomu nie winną istotkę z delikatnym, kochającym sercem. Wstydzę się za Biancę, jak ona w ogóle mogła? No nic, teraz jest to już nieważne. Skupmy się na planie panny Boyer, którego głównym priorytetem jest odzyskanie zaufania i przyjaźni Dulce. Cel wyznaczony. Poniekąd akcja jest realizowana, myślę, że wypali. Ale to przecież wszystko zależy od Dulce. Od tej poczciwej czarnulki. Bianca przemierzała ulice Meksyku, wchodząc i wychodząc ze wszystkich możliwych sklepów. Nie mogła znaleźć nic odpowiedniego. Zrezygnowana i z lekka przygnębiona rozsiadła się na ławce w parku. Biedaczka nie miała pojęcia, co teraz zrobić. Oczywiście obierała opcje pójścia do Dulce bez kosztownego upominku, ale zdecydowanie bardziej wolała drugą alternatywę, którą było kupno podarunku. Taki miała zwyczaj i tego chciała się trzymać, bo może i zmieniła miejsce zamieszkania, ale na pewno nie swój charakter i sposób bycia.
- Tkwię tu bezradna w parku.. malutka.. smutna.. – zaczęła się nad sobą użalać. Wtem, poczuła, jak jej idealnie wyprasowana, różowa bluzka tonie w dziwnej mazi koloru czarnego. Ktoś wylał na nią kawę. Szczerze współczuję tej niezdarnej osobie. Bianca jest wyrozumiała i posiada spokojną naturę, jednak nie, kiedy ma parszywy nastrój i coś jej nie wychodzi. Wtedy, wybucha, niczym wulkan. – Aaaaaaa! – krzyczała, jak opętana, podskakując do góry na jednej nodze. Otrzepywała splamioną bluzkę, jednocześnie przemieszczając się z miejsca na miejsce swym nad wyraz wygodnym środkiem transportu, czytaj nogą. Mężczyzna, który stał się sprawcą tego nieszczęsnego zachowania, patrzył na blondynkę wielkimi oczami. Miał wrażenie, że los zesłał na jego drogę wariatkę, która z kolei zwiała z zakładu dla umysłowo chorych. Wryty w ziemię, obserwował Biancę przez dłuższy czas, do momentu, w którym się nie uspokoiła i opadła bezradnie na zieloną ławkę. Jej poszarpane loki wiły się wzdłuż szyi, oplatając głowę. Podniosła wzrok na zdezorientowanego nieznajomego i wrzasnęła: - Pan ma oczy?! – posłała mu zniesmaczone spojrzenie i westchnęła głośno. – Jak się teraz w tym pokaże publicznie? – zapytała.
- Przepraszam bardzo, to przez ten głupi chodnik. Mogliby go w końcu naprawić! Zwyczajnie się potknąłem i wylałem na panią zawartość kubeczka.. – zmieszany, lekko się uśmiechnął. – Oczywiście pokryję wszystkie koszty strat, jakie pani poniosła – podniósł ręce do góry. – Tym się proszę nie przejmować! – zapewniał dalej, nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
- Obawiam się, że nie stać pana na tak drogi ciuch! – odrzekła złośliwie, po czym rozpoczęła grzebaninę w swojej torebce. Sprawnymi paluszkami poszukiwała różowego telefonu, by jak najszybciej zadzwonić po Lucasa. W takim momencie życia, tylko on mógł jej pomóc. Nie liczył się już fakt, że są pokłóceni. W końcu Brown zrobi wszystko dla Karmelka! – Cholera! – zaklęła. No tak, znalazła telefon, ale niestety rozładował się zdrajca. – Ja to mam dzisiaj niesłychane szczęście! Nie ma co! – westchnęła żałośnie, spuszczając twarz w dół.
- Mogę pani jakoś pomóc? – zapytał niepewnie jej towarzysz. Po raz kolejny przerzuciła na niego wzrok, lecz tym razem był o niebo przyjemniejszy od poprzedniego.
- Tak.. – mruknęła niezadowolona – Niestety, ale tak.
Jechali wolno ulicami Meksyku do rzekomego sklepu nieznajomego, który okazał się fotografem z własną galerią prac. Ponadto posiadał przeurocze imię, ewidentnie wskazujące na jego pochodzenie. Jean Paul, rodowity francuz z nienagannym akcentem wydawał się być fascynującym człowiekiem. Bianca zupełnie zapomniała o niefortunnym wydarzeniu z parku. Teraz miała ciekawsze zajęcie, ponieważ mężczyzna opowiadał jej o swoim zawodzie i rodzinnej Francji. Z początku nie tyle zaskoczyła, co przeraziła ją jego propozycja odnośnie wspólnego przejazdu do jego galerii. Miała całkiem inne plany wobec samochodu Jean Paula. Skończyło się jednak na propozycji mężczyzny.
- Masz bardzo ciekawą pracę. Jako mała dziewczynka chciałam zostać fotografem, jednak potem przerzuciłam się na karierę muzyczną. Małe dzieci zawsze zmieniają swoje plany na przyszłość z prędkością światła – zaśmiała się słodko, obdarowując towarzysza uroczym uśmiechem. Odpowiedział jej tym samym, wtrącając wzmiankę o swoich dziecięcych marzeniach.
- W zupełności się z tobą zgadzam, Bianco, jako mały chłopiec chciałem zostać strażakiem, potem światowej sławy bohaterem, a na sam koniec płetwonurkiem. Jak sama widzisz, los pokierował moim życiem zupełnie inaczej. Teraz prowadzę galerię wraz z siostrą.
- Rozumiem, że nie jesteś sam w Meksyku. Masz tu kogoś poza siostrą? – ewidentnie z nim flirtowała i on doskonale o tym wiedział. Postanowił jednak nie ukrywać swego odkrycia.
- Na razie nie mam partnerki życiowej, jeśli o to pytasz – spojrzał na nią z figlarnym uśmiechem – W Paryżu pozostawiłem niedoszłą narzeczoną, która nie aprobowała mojego wyjazdu i pomysłu na życie. Postawiła mi ultimatum. Ona albo fotografia. Nie miałem wyjścia, musiałem zerwać zaręczyny. – Po tych słowach dostrzegł jej ogromne zdziwienie, wywołane zapewne niesamowitym zwierzeniem. Blondynka nie mogła pojąć tak potężnej miłości do powołania. Miłości do aparatu, która zwyciężyła nad uczuciem do kobiety. Wydawało jej się to absurdalne.
- Chcesz powiedzieć, że zostawiłeś ukochaną, byle tylko wyjechać do Meksyku i otworzyć własną galerię? – popatrzyła na niego z niedowierzaniem, a kiedy wybuchnął śmiechem, naburmuszyła się.
- Tak, to właśnie chciałem Ci przekazać – przytaknął, hamując natarczywy śmiech. Widząc jej obrażoną minę zrozumiał, iż to nie najlepszy pomysł rozładowania napięcia. – Poza tym, nie kochałem jej. To małżeństwo było ustawione przez nasze rodziny. Los dał mi szansę na bycie szczęśliwym i wykorzystałem ją, dlatego aktualnie jestem w Meksyku.
- Rozumiem.. – zamyśliła się, lecz po chwili dodała – Zatem na pewno masz już kogoś na oku. Z tego co mówiłeś, jesteś tutaj od przeszło roku. Musiałeś już kogoś poderwać! Moim zdaniem mało czasu Ci zostało! – roześmiała się.
- Ah tak! Uważasz mnie za starca? – zapytał podejrzliwie, co wywołało rumieniec u Bianci, która momentalnie zaprzeczyła. – Spokojnie, żeby rozwiać Twoje wątpliwości co do mojego wieku, zdradzę Ci, że za kilka miesięcy osiągnę 26.
- Doprawdy? – nie kryła zaskoczenia. – Wyglądasz na ciut więcej.. – mruknęła.
- Siostra mówi mi to samo! – zaśmiał się wesoło – Uważa, że za dużo pracuje. Cały czas nie dosypiam, wykonuje wiele projektów. Zresztą mam, nad czym myśleć, bo moja modelka się rozchorowała tydzień temu na poważną chorobę i jak na razie nie znalazłem zastępstwa. Wiesz jak trudno teraz znaleźć kogoś wolnego w tym fachu? Wszystkie blondynki o niebieskich oczach i pięknej figurze są już zajęte. Niestety.. – westchnął. – O, dojeżdżamy..
- Co teraz? – zapytała cicho, nie mając pojęcia, po jakiego ją tu przywiózł. Tłumaczył coś z początku o zmianie ubrania i wynagrodzenie poniesionych strat i znieważeń, ale nie wiedziała, o co konkretnie mu chodzi. – Czy nie lepiej byłoby mnie odstawić do domu i mieć problem z głowy?
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię, jeśli do tego zmierzasz. Po prostu moja siostra ma dwójkę dzieci. Córkę i syna. Sophie jest mniej więcej w Twoim wieku, z pewnością uda Ci się wybrać coś z jej szafy. Przywiozłem cię tutaj, gdyż gdy tylko się w coś przebierzesz, zabieram cię na ucztę. Obiad, potem lody. Ma się rozumieć tak po koleżeńsku, za ten nieokiełznany kubeczek kawy – uśmiechnął się serdecznie w jej kierunku, a spostrzegłszy smutną minę, zapytał: - Czy powiedziałem coś nie tak?
- Skądże! Przeciwnie, jesteś taki miły, jednak musze odmówić, chociaż Twoja propozycja jest bardzo kusząca. Na dzisiaj miałam zupełnie inne plany. Właściwie w parku rozmyślałam nad prezentem na przeprosiny dla koleżanki. Troszkę się posprzeczałyśmy i chciałem jej to wynagrodzić. Nie mogę tego odłożyć na inny dzień, chyba rozumiesz.. – spojrzała na niego pytająco, na co wyłącznie uśmiechnął się szeroko. Taka wymówka poniekąd go usatysfakcjonowana, gdyż wyczuwał skruchę w jej głosie, co znaczyło, że nie kłamie.
- W takim razie zapraszam cię na kolację. Chyba do tego czasu uwiniesz się z przeprosinami. Zresztą, chętnie pomogę Ci przy wyborze prezentu. Nawet przyszło mi coś do głowy.. – poruszał znacząco brwiami, czym rozśmieszył Biancę. – Chodźmy do środka, tam znajdziesz idealny upominek dla znajomej. Zaręczam. Przy okazji odpłacę się za tą kawę! – napomknął gniewnie, przypominając o swoim nieszczęsnym postępku i zwyczajnej ludzkiej nieporadności.
Weszli do budynku po brzegi wypełnionego znakomitymi, pięknymi fotografiami. Bianca nie mogła wyjść z podziwu.
- Czy te wszystkie parce są Twoje?
- Hmm.. myślę, że tak..
- Oh, proszę cię, nie żartuj ze mnie! – zaoponowała oblewając się rumieńcem. I nagle przed jej oczami wyrosła cudowna fotografia przedstawiająca coś na wzór miłosnej sceny. Dwójka ludzi, zażarcie wpatrzonych w swoje oczy przesączone pożądaniem. Splecione dłonie, rozchylone usta. – Piękne..
- Tym zdjęciem uraczyła mnie zakochana para w parku. Nie mogłem się oprzeć pokusie i zapytałem, czy mogę porobić im parę zdjęć. Cieszę się, że ci się podoba..
- Podoba? To mało powiedziane.. – jej oczy promieniały z zachwytu, tym bardziej, iż miała nieodparte wrażenie, że blondynką na zdjęciu jest ona sama, a przystojnym brunetem nikt inny, tylko Juan. Tak. Juan Perez, brat Dulce.
- W takim razie jest Twój! – odparł Jean Paul, podchodząc do fotografii i ściągnął ją. Ułożył ogromną oprawę na ladzie i krzyknął: - Marion! Gdzie jesteś? Marion to moja roztrzepana siostra – wyjaśnił. W chwilę po, w pomieszczeniu pojawiła się kobieta po czterdziestce z kubkiem kawy w ręce. – Zapakuj to proszę! Tylko tak „prezentowo” – dodał żartobliwym tonem.
- Widziałeś może tego roztrzepańca, który śmie się zwać moim synem? – zapytała, nie zwracając uwagi na klientkę. Odstawiła napój na bok i rozpoczęła pakowanie. – Jean, tak poza tym, mógłbyś wieczorem wpaść do nas i rozmówić się z tą niezdarą? Ja już nie mam do niego siły.. – westchnęła zrezygnowana.
- Jasne siostrzyczko, tylko może jutro, akuratnie dzisiejszy wieczór mam już zajęty.. – skinął dyskretnie na blondynkę. Marion uśmiechnęła się i obdarowała dziewczynę szczerym podziwem. Dlaczego ta czterdziestolatka się tak cieszy? Otóż, jej kochany brat już dawno nie interesował się kobietami. Właściwie wymazał je z pamięci od czasów mieszkania w rodzinnym kraju. A teraz? Teraz na nowo zaczął życie towarzyskie, którego ewidentnie mu brakowało. Ta naprawdę jest powód do radości.
- Oczywiście rozumiem, jeśli ten młodzieniaszek bez rozumu jutro dostanie reprymendę, też będzie! – zaśmiała się, kończąc pakowanie. – Voila.. – wskazała na pięknie zapakowaną fotografię.
- Dziękuje! Ile płacę? – zapytała wyciągając portfel z torebki.
- Rzecz jasna, że nic! – zawołał od razu Jean Paul. – To część moich przeprosin! – wytłumaczył.
Po tym wszystkim, co wydarzyło się tego przedpołudnia Bianca miała niesłychanie dobry humor i nastrój. Posiadała także nadzieję na odbudowanie relacji między nią, a Dulce. Patrzyła w przyszłość, jak optymistka. Do domu wróciła uśmiechnięta i przeszczęśliwa.
- To dla mnie? Wiedziałem, że pójdziesz po rozum do głowy i mnie przeprosisz! – zakpił Lucas na wstępie, spoglądając na nią ze schodów. Od momentu, kiedy Bianca wybiegła z domu, niczym poparzona, czuł się zobowiązany czekać na nią i wypatrywać nadejścia. Powoli zaczynał się martwić. Blondynka nic nie odpowiedziała, nawet na niego nie spojrzała. Minęła go na schodach i powędrowała do własnego pokoju. – Bianca! Co cię napadło? Chyba nie pokłócimy się o tą prostaczkę? – nie dostał odpowiedzi. Tkwiąc nadal na schodach zrozumiał, że tym razem to on musi ją przeprosić, że to on przeholował. Nie Bianca!
Przebrana, wykąpana i odświeżona schodziła powoli na dół, w ręce trzymając prezent dla Dulce. Ponownie na jej drodze stanął zdenerwowany i skruszony jednocześnie młody Brown. W ręce miętosił różę.
- Nie będę z tobą rozmawiać – obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i dążyła do swojego celu – drzwi.
- Przepraszam.. – wyznał i przyklęk przed nią.
- To nie mnie powinieneś przepraszać! – wrzasnęła, po czym po raz kolejny tego dnia wyminęła go i trzasnęła za sobą drzwiami. Pozostał sam w pustym mieszkaniu. Równie pustym i opuszczonym, co jego serce. A dobrze mu tak! Zasłużył sobie, jak nikt na tym świecie![/list]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Margo dnia 21:38 :25 , 26 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1580 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:38 :27 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Oj Gabi Gabi co ja z tobą mam
wiesz co sądze na temat obcnych odcinkow wiec zamilkne jak narazie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:39 :55 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
a nie mówiłam!!!!!!!!
nie spodoba się wam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hollow
Pupilek Psychiatry
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wysłany: 21:55 :17 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Pokłony, pokłony..
A tak w ogóle skomentuje to tak: :smt108 :smt108 :smt108 :smt107 :smt107 :smt100 :smt100 :smt100 noo xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:59 :56 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Haniu...
jesteś nie możliwa, ale ja i tak wiem, że nie przypadł ci do gustu ten cinek
no nic, lece, musze się wsypac
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hollow
Pupilek Psychiatry
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wysłany: 22:11 :41 , 26 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Taa, przypadł by mi jakbym zrozumiała xD Wytłumaczysz mi jutro?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z samego dna piekiel Płeć:
|
|
Wysłany: 0:24 :10 , 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
mi się strasznie spodobał ten odcinek
teraz niech je obydwie przeprasza i błaga o wybaczenie :i
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Capable!
Grzeszący umysłem
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 738 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze świata marzeń. Płeć:
|
|
Wysłany: 19:16 :52 , 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
To ja sobie teraz nadrobię wszystkie odcinki i będę czytać na bieżąco
Początek mi się bardzo spodobał
Z Lucasa jest kretyn ale ja wierze że Dulce go zmieni
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 20:26 :56 , 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Haniu, a co nie rozumiesz
Bebe dzięki
Capable tobie również dziękuje za komentarz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
fafunia87
Pupilek Psychiatry
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 378 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 3:50 :05 , 28 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
wszystkie odcinki cudowne, nawet ten ostatni mi se podobał
Lukas trochę przesadził i mam nadzieję, że dostanie za swoje.
Dulce i Bianka nie powinny mu za wcześnie wybaczyć
mam nadzieję, że Bianka nie powie Lukasowi prawdy o Juanie i mu nie przebaczy nawet, gdy będzie widziała jak cierpi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
fafunia87
Pupilek Psychiatry
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 378 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 3:51 :02 , 28 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
czekam na kolejny cinek!!!
szybko go wrzuć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|