|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 20:46 :39 , 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
hahahahaha Fafka jestem pod wrażeniem tego co napiasałas jak ci się chciało??
Dziękujeee
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1865 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce Płeć:
|
|
Wysłany: 20:55 :02 , 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Ale fajnie. Znowu poudawają
Chociaż pod pretekstem bycia razem będą mogli nawzajem obdarzać się czułościami
Gabi czekam na newsa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 20:59 :46 , 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
hahah xD Mili dzięki za komenta
czekaj sobie czekaj, moze sie doczekasz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
fafunia87
Pupilek Psychiatry
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 378 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:17 :07 , 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
oj Steffi, choć jestem dziś padnieta i mam doła :smt085 to musiałam dodać koma bo aż WSTYD, dość długo mnie nie było więc wypadało a bardziej to, że chciałam go dodać i to zrobiłam , ale się cieszę że mi się udał i że ci się podobał , :smt052
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:38 :02 , 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
spodobał to mało powiedziane jeszcze raz wielkie dzięki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
fafunia87
Pupilek Psychiatry
Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 378 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:42 :11 , 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
nie ma za co, przyjemność po mojej stronie i polecam się na przyszłość
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z samego dna piekiel Płeć:
|
|
Wysłany: 18:35 :27 , 21 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
kiedy next????
ciekawa jestem tego udawania
czekam
dodaj jak najszybciej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 17:02 :39 , 29 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
|21| Pierwsze lody przełamane
Bianca w totalnym osłupieniu patrzyła jak Lucas, w ekspresowym tempie pakuje wszystkie swoje cenne rzeczy i jeszcze śmieje się przy tym i uśmiecha od ucha do ucha. Była wręcz zszokowana tym, co usłyszała od niego zaraz po wyjściu Dulce. Ma po raz kolejny udawać jej chłopaka! Chore! Gorzej niż chore! Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że Luci cieszył się na to jak małe dziecko na kolejkę górską. Podskakiwał, szczerzył zęby, doprowadzając kuzynkę do szewskiej pasji. No bo kto przy zdrowych zmysłach tańczy balet, śpiewając przy tym, jaki to jest szczęśliwy. Szczegół, że w samych slipkach na środku salonu.
- Ty się dobrze czujesz? – zapytała po chwili blondynka, taksując go dokładnie spojrzeniem. Miała wrażenia, że ktoś niechybnie podmienił jej kuzyna i teraz śmieje się z jej głupkowatej miny, którą akuratnie posiada.
- Lepiej, niż kiedykolwiek! – odpowiedział jej pełen zapału do działania. Dokładnie rzecz ujmując do odzyskania Dulce. Taki cel sobie wyznaczył i postanowił go osiągnąć jak najszybciej. O zgrozo, oby tylko ta naiwna dziewczyna nie poległa na polu bitwy przez te jego kochliwe oczka. Szczerze powiedziawszy, ja bym z pewnością uległa, no ale ja to nie Dulce. Tamta dziewczyna potrafi zaskoczyć człowieka w najmniej spodziewanym momencie i wy już na ten temat z pewnością dużo wiecie. Do cholery, przecież sami doświadczyliście jej znakomitej, niespodziewanej, tak obrzydliwie nagłej przemiany.
- Lucas, nie jestem pewna, czy dobrze się stało, że akurat w takim momencie w Waszej miłosnej karierze masz udawać jej chłopaka. Boję się, że zrobisz jakieś głupstwo. – Wyznała otwarcie blondynka, przysiadając na kanapie. Wpiła w niego swój zmartwiony wzrok, chcąc w pełni zrozumieć, co nim dokładnie kieruje. Czy to aby na pewno miłość.
- Ty sobie uważaj, bo ja nie zapomniałem o Twoim „drobnych kłamstewkach”. Wyobraź sobie, że pamiętam je zadziwiająco dokładnie i przejrzyście. – Zakomunikował dosyć poważnym tonem, co momentalnie przypieczętował głośnym, radosnym śmiechem. Nawet sobie nie zdajecie sprawy, jakiego stracha napędził Biance. Dziewczyna się zestresowała, bo rzeczywiście miała pewne, maleńkie wyrzuty sumienia. Bo chociaż okłamała go w dobrej wierze, to mimo wszystko bolała nad tym, że mogła w ten sposób tak bardzo go zranić. Na tyle, żeby się do niej nie odezwał do końca życia. Taka perspektywa przerażała ją cholernie. Bała się. Bała się. Tak zwyczajnie miała pietra.
- Lucasku, ale ja Ci tłumaczyłam. To dla waszego dobra.. – zmieszała się, rumieniąc delikatnie na twarzy.
- Następnym razem pomyśl, czy to dobro, rzeczywiście jest dla mnie dobre, bo nie wiem, czy przy kolejnym takowym wypadku będę Ci w stanie wybaczyć. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym nie dowiedział się o prawdziwych kontaktach Dulce i Juana. Mojego niby konkurenta. Rywala od siedmiu boleści, a tak na prawdę to taki z niego rywal, jak ze mnie Madonna. – Owiał ją swym ponurym, zimnym spojrzeniem, do którego zmusił się pod naporem wewnętrznego głosu. Musiał dać jej w końcu jakąś nauczkę. Trudna do wykonania, ale jakże skuteczna, przynosząco zadowalające rezultaty. Widząc minę kuzynki, wiedział doskonale, jak bardzo jest jej głupio, jak żałuje i słyszał te nieme przeprosiny, czytał je w turkusowych oczach. Błyszczących niewypowiedzianym żalem. Zanurkował w tym spojrzeniu i uśmiechnął się ciepło, nie chcąc jej dłużej katować. Nie było to wcale takie przyjemne, jak myślał. Zresztą, miał ciekawsze rzeczy do roboty. Pff.. no i kto by pomyślał, że Dulce sama, z własnej woli zaprosi go do siebie. No ok., może rodzice mają w tym swój jakiś tam udział, ale jakby była mądrą dziewczynką to rozwiązałaby ten problem w sposób mniej upokarzający. Tu, do diabła, cierpi kobieca duma!
- Przepraszam..
- No dobra, przestań się mazać. Lepiej mi powiedz jak wyglądam! – Okręcił się dookoła na biedę z dziesięć razy, eksponując zaokrąglone pośladki i.. przypominam, był w samych bokserkach. Bianca wyłupiła oczy, ukazując swoje niewyobrażalne zdziwienie. Przez myśl przeszedł jej fakt, że Lucas chce pójść do czarnulki w tym skąpym stroju, praktycznie tak, jak go pan Bóg stworzył.
- Ty chyba nie..? – zawahała się. – Nie! – oburzyła się do granic możliwości. – Lucas, marsz na górę, ubierz się jakoś przyzwoicie. Będziesz rozmawiał, jakby nie patrzeć z przyszłymi teściami. Trzeba zrobić dobre wrażenie! – Bianca podniosła się z miejsca i natychmiast ruszyła w jego kierunku, popychając go w stronę schodów. – Co za wstyd! – powtarzała bez ustanku, wyobrażając sobie miny państwa Perez. – Co za wstyd!
Dulce w napięciu czekała na przybycie Lucasa, który miał odegrać kluczową rolę dzisiejszego wieczora. Przechodząc z jednego kąta w drugi próbowała sobie wyobrazić dzisiejszą konfrontację i za cholerę nie potrafiła wymyślić zaistniałego obrazu. To było takie dziwne i nieprawdopodobne. Tyle rzeczy wydarzyło się odkąd poznała nowych sąsiadów. Kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od głupiego słuchania muzyki, który tak strasznie ją zdenerwował, zmuszając do poważnej interwencji.
- Przestań się przemieszczać! – wrzasnął niespodziewanie Juan, który przez ostatnie minuty wychodził z siebie, trzęsąc się co nie miara przez dławiące poczucie, że nie przeżyje dzisiejszego starcia z rodzicami po tylu latach. Miał nieodparte wrażenie, że nadchodząca rozmowa przyniesie dla niego zakończenie uroczej egzystencji.
Nagle, do uszu dwójki poruszonych dogłębnie osobników, doszedł przewspaniały dźwięk dzwonka do drzwi. Były dwa wyjścia. Albo Lucas nareszcie ruszył tyłek i wykonał jej polecenie, albo ojciec zamontował w samochodzie jakiś dopalacz, który umożliwił państwu Perez dostanie się do Meksyku w kilka minut. Szczerze powiedziawszy i ta, i ta opcja wchodziła w grę z racji niepojętej osobowości ojca Dulce.
- Ja otworzę! – zaoferowała czarnulka, spokojnymi, leniwymi krokami kierując się do drzwi. Drewniana płachta dzisiejszego dnia wydała jej się o wiele bardziej przerażająca, niż kiedykolwiek. Do diabła, czuła, jakby za tymi cholernymi drzwiami czaił się potwór z najstraszniejszych koszmarów. Z trudem przeniosła drżącą rękę na klamkę, a kiedy już uchyliła te głupie drzwi odetchnęła z ulgą. Lucas. – Jesteś wreszcie! – wyspała, jakby co najmniej przebiegła dziesięć kilometrów zanim otworzyła wrota do swego zamczyska. Brown w ogóle nie zniechęcony jej miną wtargnął do środka, szeroko się uśmiechając. Ten parszywy wyraz twarzy nie schodził jego gęby i nie zapowiadało się, żeby kiedyś spełzł. Drobnymi kroczkami przemieścił ciałko do salonu, gdzie zastał drżącego Juana. Ten widok zdziwił go, wywołując drobny atak śmiechu. Co jak, co, ale zrozpaczony, sfatygowany przez zżerające zmartwienia Juan Perez nie stanowił miłego widoku. Wręcz przeciwnie, tym bardziej, że w oczach Luci, ten chłoptaś zapisał się jako groźny mężczyzna, trzymający głowę na karku i mający pięści w pogotowiu, w razie czego.
- Cześć stary! – rzucił wesoło do swego kompana, klepiąc go przyjacielsko w plecy. – Czego się tak trzęsiesz! Zresztą obydwoje wyglądacie dosyć dziwnie – stwierdził z namysłem, przyglądając się towarzyszom. Powiódł wzrokiem na ukochaną i westchnął, napełniony dogłębnie jej urokiem. – Ależ ty jesteś śliczna, kiedy się denerwujesz… - powiedział, mrużąc fantastycznie oczka. – Oczywiście śliczna jesteś cały czas, ale kiedy się denerwujesz, błyszczysz takim nieprzeniknionym pięknem! – zreflektował się, że popełnił małą gafę i swą zawiłą mową starał się wytłumaczyć błąd. – Dulce, powiedz coś, zjedź mnie, zmieszaj z błotem czy coś ten teges, ale się odezwij najdroższa.. – poprosił zrozpaczonym, zmartwionym głosem cierpiętnika.
- Rozpakuj się – odpowiedziała bezpłciowym tonem, majstrując oczami wokół okna. Zamiast patrzeć na niego, gapiła się na okolicę. Ha! Cóż za widok! Olewa go, ewidentnie go olewa! Brawa dziewczyno, nie dałaś się omotać czekoladowej magii jego oczu. Ahh… ależ on ma oczy…! Wróćmy jednak do naszego tematu, bo niedługo zaserwuję wam długaśny monolog opisujący konsystencję jego węglików w towarzystwie fantastycznej opisówki, w której będę się zachwycać do upadłego. Wiem, że nie macie na to ochoty, więc przechodzimy do sedna sprawy.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? A gdzie przepraszam? Gdzie słowa, w których wyraźnie przedstawisz, jak bardzo się pomyliłaś do mojej osoby? Co? Hmm? – to sobie Lucas pojechał. Nie chciałabym być jego skórze, kiedy te słowa dokładnie dotrą do zamyślonej Dulki. Nie sądzę, by była zadowolona. Bo niby za co ona ma go przepraszać?
- Że co, proszę? – wysunęła ku niemu zdziwione, a jednocześnie oburzone oczy doskonale oddające jej nastrój. Była wściekła. Cholera, była wściekła! Jak nigdy w zyciu. Bo w końcu ma dziewczyna powód do nerwów, a ten jej jeszcze każe się przepraszać. Szczyt chamstwa. Zero kultury, czy coś w ten deseń. Dulce rozpostarła szeroko usta i zacisnęła pięści. – Nie denerwuj mnie! Siedź cicho i wsłuchuj się w bębniące echo moich kroków, a jak coś nie pasuje, na dole jest piwnica, a jak się nie mylę, znajduje się tam kilka łańcuchów. Z wielką przyjemnością przykuję cię do ściany a w gębę wsadzę śmierdzącą szmatę. Wybieraj!
- Spoko, ja już się nie odzywam. A gdzie mogę rozpakować rzeczy? – zapytał nader uprzejmie, uśmiechając się fałszywo.
- Drugi pokój po lewej – wyjaśniła, wskazując palcem schody, prowadzące na drugie piętro. Lucas posłusznie udał się do tegoż pokoju, w myślach dziękując Bogu za jedyną w swoim rodzaju szansę w życiu. Spędzi z Dulce, jak się nie mylił, całą noc. A podczas takiej nocy wiele może się wydarzyć. I tu mu przyznać rację muszę. Głupek dostał tą kolejną szansę! Przed nim już druga w życiu noc sam na sam z Dulką! Jeśli rodzice Duli mają takie same poglądy co ciotka Anastasia, to możemy się spodziewać niebawem białej sukienki i uroczego smokingu. O zgrozo! Przeraża mnie ta myśl!
Lucas wyciągnął ostatnią rzecz ze swojej torby i spojrzał na nią z niewypowiedzianą radością, pomieszaną z satysfakcją i niepojętą niecierpliwością.
- Po co Ci to? – zapytała znienacka czarnulka, wkraczając do łazienki. Przestraszyła go, jednocześnie wyciągając z krainy odległych marzeń.
- Jak to po co? Tym zazwyczaj ludzie myją zęby… - wyjaśnił.
- To wiem, ale jakim prawem umieszczasz tą.. tą.. obrzydliwą szczoteczkę do zębów obok mojej? – wrzasnęła, nie panując już nad sobą. Miała wrażenie, że cały świat jest przeciwko niej. Wszystko i wszyscy spiskują właśnie przeciwko niej! To uczucie było okropne, zaręczam wam, panna Perez czuła się okropnie źle.
Zmęczona, całkowicie opadnięta z sił, przysiadła na brzegu wanny i spuściła zmartwioną twarz w dół. Miała dość. Cała ta dzisiejsza sytuacja dobiła ją, jak żadna inna. Zamknęła oczy i westchnęła żałośnie, maskując tym samym swoje niezadowolenie.
- Przepraszam, mogę ją zabrać.. – zmieszał się szatyn, który nie mógł patrzeć na jej smutną twarzyczkę. – Dulce, nie gniewaj się, nie wiedziałem, że jakaś tam szczoteczka tak nie zdenerwuje. Uśmiechnij się proszę, nie mogę patrzeć, jak się smucisz.. – usiadł obok niej. Doskonale czuła jego obecność, zapach. Było to tak kojące uczucie, że pragnęła więcej.
- Wiesz, to nie chodzi o tą szczoteczkę.. – wyznała cicho, przenosząc powoli oczka na niego. A jaką miała ochotę go pocałować! Do cholery, ta myśl nie pozwalała jej racjonalnie funkcjonować. Nie ukrywajmy, on marzył o tym samym już od momentu, gdy zawitał do tego domu, jakieś trzy godziny temu. – To wszystko co się dzieje, jest zbyt trudne. Nie daję sobie rady.. – wyszeptała pod koniec, a po jej aksamitnym policzkach spłynęły dwie łzy. Lucas, subtelnym ruchem usunął te mokre kropelki, całując delikatnie właściwe miejsca na policzkach. Przeszedł ją dreszcz. Ulga. Bezpieczeństwo. Szczęście. To poczuła.
Palce Luci zatoczyły niewyraźny okrąg na jej bladej twarzyczce, kierując się do lekko rozdziawionych ust. Były takie soczyste! Różowe! Zapraszały, aby ich skosztować, nie chciał być jednak szybki i zrobić coś, co być może zepsuło by ich kontakty do końca życia. Czułymi ruchami wędrował po jej słodkiej buzi, aż do momentu, kiedy z wrażenia przymknęła powieki. To był dla niego znak. A niech ją całuje! Przecież oboje tego chcą! Kochają się, do diabła! Niech w końcu będą szczęśliwi! Zasługują na to!
Musnął jej usta, pytając o pozwolenie. Miała być to zapowiedź kolejnych pieszczot. Ten pocałunek różnił się od pozostałych, które udało im się wspólnie przeżyć. Był wyjątkowy. Taki magiczny. Po raz kolejny dotknął ustami jej nabrzmiałe wargi. Jego całe ciało wariowało, a między nogami czuł niewyobrażalny ból. Miał wrażenie, jak pożądanie rozrywa go od środka. Nie chciał jej przestraszyć, co to, to nie! Była dla niego zbyt ważna. Robił wszystko powoli, dokładnie. W głowie panował mu istny chaos. Z Dulce zresztą było to samo. Emocje wzięły górę nad rozumem. Uczucia wzięły górę!
- Dotknij mnie.. – poprosił szeptem tuż przy jej ustach i w moment po, poczuł jej drżącą dłoń na policzku, która zjeżdżała zadziwiająco wolno w dół. Zatrzymała się na klatce piersiowej. Dokładnie tam, gdzie jego szalone serce chciało wyskoczyć z piersi.
- A ty mnie pocałuj, tak jak kiedyś.. bardziej.. – wymamrotała z przymkniętymi powiekami, uniesiona falą rozkoszy i niewyobrażalnej radości. Dostało to o co prosiła. Namiętny, uroczy, cudowny, fantastyczny pocałunek. Pocałunek odbierający jej zdolność myślenia. Rozchyliła usta, a język Lucasa, korzystając z okazji wślizgnął się do środka, aby sprawić jej jeszcze większą przyjemność. Tego było za wiele. Za wiele dla nich oboje. Uczucia, które ich ogarnęła, nie jestem w stanie opisać słowami. To było coś nie z tej ziemi. Coś tak bardzo ekscytującego, nowego, doprowadzającego do utraty zmysłów!
Dłoń Lucasa mimowolnie skierowała się ku talii Dulce. Z początku wędrowała tylko po brzuchu, jednak z każdą minutą dążyła do góry. Ach! Jaką miał ochotę dotknąć jej piersi. Poczuć te miękkie, okrągłe, jędrne piersi w rękach. Chciał być ich jedynym właścicielem, ot co! Nie protestowała! Dulce Margarita Perez dała się obmacywać! Jęknęła cichutko, prowadzona przez fantastyczne uczucie, mówiące, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Miękkie wargi ukochanego sprawiały ją najszczęśliwszą osobą na świecie, czyniły cuda. Była w siódmym, jak nie ósmym niebie!
- Dulce! – oboje usłyszeli piskliwy głos należący do.. to nie możliwe! Ciotka Anastasia! Oderwali się od siebie w mgnieniu oka, patrząc na rozpromienioną twarz kobiet z rudą burzą loków na głowie. Brakowało im powietrza, twarze były przyrumienione, wargi błyszczące i tak bardzo nabrzmiałe. Spodnie Luci znacznie wybrzuszone, a oczy czarnulki obłędnie szczęśliwie, migocące.
- Ciocia.. – wyszeptała cicho, uśmiechając się od ucha do ucha. – Jak miło ciocię widzieć! – Rzuciła się rudej w ramiona i przylgnęła do niej, wyrażając w ten sposób swe zadowolenie. Los się do niej uśmiechnął. Po raz kolejny doznała życiowej radości. I tu już nawet nie chodzi o przyjazd i odwiedziny ciotki, nie oszukujmy się. To Lucas! Tak właśnie! Ten osobnik to wszystko sprawił! – Ależ jestem szczęśliwa! – wyznała, wciąż będąc w objęciach poczciwej cioteczki.
Szatyn z przerażeniem uzmysławiał sobie, że gdyby nie nagłe wtargnięcie do łazienki czarownicy, być może wylądowali by razem w wannie. O Boże, pomyślał, ja ją kocham, jak jakiś idiota! Kocham Dulce Margaritę Perez! Kocham! Kocham! Kocham!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Margo dnia 17:06 :12 , 29 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z samego dna piekiel Płeć:
|
|
Wysłany: 17:33 :43 , 29 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
odcinek swietny
lucas i te jego uczucia
wreszcie zrozumiał że ją kocha
dulce jest boska
aj carray
pocałowali się
JUHUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!
OŁ YEAH!!!!!!!!!
cieszę się że wreszcie do tego doszło
ciotka to ma wyczucie czasu jak nikt inny
czekam na nexta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 28 Kwi 2010
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków Płeć:
|
|
Wysłany: 16:05 :19 , 30 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
odcinek światny
no no ciocia to ma wyczucie czasu nie ma co
mam nadzieję że to nie był jednorazowy pocałunek tylko zapowiedź czegoś więcej
czekam na new
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 20:30 :09 , 01 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 28 Kwi 2010
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków Płeć:
|
|
Wysłany: 13:32 :13 , 30 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
kiedy będzie odcinek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 18:43 :28 , 05 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
ależ ja tu porobiłam zaległości xD niebawem pododaje dalsze rozdziały
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 13:14 :35 , 26 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
|22| Rodzinne odwiedziny
Burza rudych, sterczących loków przemieszczała się po całym salonie z szybkością światła, trajkocząc o wszystkim, co tylko ślina przynosiła na język. Anastasia, pogrążona w swym rozwodzeniu się nad światem i innym zbędnymi rzeczami nie zauważyła nawet szóstki skostniałych ze zdenerwowania ludzi, którzy błądząc oczami po odległych zakątkach pomieszczenia przełykali głośno ślinę, znosząc uciążliwą, napiętą atmosferę.
Dulce, ubrana w najzabawniejszy na świecie T-shirt z główką kotka i krótkie, dżinsowe spodenki, wyglądała zupełnie inaczej niż miesiąc temu. Czarne kosmyki włosów były poczochrane, co nadawało jej swoistego uroku. Brązowe oczy błyszczały większą pewnością siebie i świadomością własnej wartości. Była całkiem inna. I to w dodatku za sprawę niewyobrażalnie seksownego, zadziwiająco przystojnego chłopaka, który siedział tuż obok niej ubrany jedynie w dżinsy i biały podkoszulek doskonale eksponujący jego mięśnie. Czekoladowe oczy wprost rozpływały się i mieniły płynną słodkością, która obrazowała jak bardzo jest zszokowany po spotkaniu, nie tyle z przyszłymi teściami, ani nawet ciotką Anastasią, ale takim innym osobnikiem, który także dzisiaj przyjechał. Brązowe włosy, pozostawione w artystycznym nieładzie aż prosiły, aby ich dotknąć. I wierzcie mi, gdybym mogła zrobiłabym to wciągu sekundy. Niestety. Nie pisane mi było poczochrać burzę aksamitnych loczków Lucasa.
Naprzeciw Browna, na fotelu obitym kremową skórą siedział osłupiały i oszołomiony Juan, którego mina wyrażała wszystkie najgorsze myśli piętrzące się w jego głowie. Wyraźnie nie podobało mu się to rodzinne spotkanie, do którego jeszcze nie przygotował się psychicznie przez te wszystkie lata. Nie był gotowy na konwersację z rodzicami, których, jakby nie patrzeć, nie widział od wielu lat. Poza tym.. nie miał zielonego, ani nawet fioletowego pojęcia, jak rozmawiać z bratem Ashley, który na jego nieszczęście również przybył dzisiejszego dnia w odwiedziny. Do cholery! Co on ma mu powiedzieć po tylu latach, jak wytłumaczyć swoje zachowanie z przeszłości?! Obawiał się, że nie jest już nic w stanie zrobić.
Wysoki, postawny mężczyzna w błękitnej, trykotowej koszulce stał przy oknie, uparcie wpatrując się na widoki za ramą. Nie było tam wiele co do patrzenia, gdyż na zewnątrz rozpętała się burza. Deszcz bębnił o szybę, pozostawiając po sobie strużki wody, spływające w dół. Drzewa falowały na wietrze, szeleszcząc zielonym, bujnym upierzeniem. Niebo przysłonięte przez szare kłębowiska chmur, wydawało się takie ponure, jak ta cała chora atmosfera panująca w domu Dulce. Błękitna koszulka nawet nie drgnęła, a wraz z nią w takim samym stanie pozostała nienaruszona, ułożona fryzura ciemnym, długich loków. Krzaczaste brwi zbiegły mu się nad nosem, ale nawet nie spojrzał na towarzyszy, pogrążony w rozmyślaniu.
Kobieta o kasztanowych włosach, przyprószonych delikatnie siwizną ze zmartwioną miną siedziała na kanapie, czując dłoń męża na swojej ręce. Jej twarz jeszcze nigdy w życiu nie była tak przerażona, oczy jeszcze nigdy tak bardzo pozbawione życiowej radości. Ciemna, spłowiała bluzka i długa brązowa spódnica dodawały jej lat. Bo choć zmarszczek na jej czole było niewiele, to i tak widać było, że do młodych ludzi nie należy. Mężczyzna siedzący obok niej i kurczowo trzymający jej dłoń w przeciwieństwie do żony był bardziej zły, niż zmartwiony. Zaciskał mocno szczęki, byle tylko nie rzucić się na znienawidzonego syna, którego zresztą pozbawił tego tytułu już dawno temu. Ubrany był w stare, znoszone dżinsy i kraciastą koszulę rozpiętą pod szyją. Pasek ze świecącym emblematem dokładnie opinał go w pasie, podtrzymując i tak opięte spodnie. Na głowie miał kowbojski kapelusz, który – warto wspomnieć – dostał od Dulce rok temu na urodziny.
Anastasia przystanęła na moment, zdziwiona nieustannym milczeniem kompanów. Zmarszczyła brwi, jednocześnie łapiąc się pod boki. Długa, kwiecista spódnica zafalowała, a ściągnięty z dwóch stron bordowy podkoszulek jeszcze bardziej uwydatnił jej okazałe kształty, których nie bardzo się wstydziła, w przeciwieństwie do innych otyłych osób, żyjących na tym świecie. Owiała spojrzeniem minę każdego osobnika przebywającego w tymże pomieszczeniu i sapnęła z dezaprobatą.
- Będziecie się tak chmurzyć do końca życia?! – warknęła nieprzyjemnym tonem, świdrując na wylot rodzonego brata. – Ty zwłaszcza wyglądasz, jakby Ci ktoś porządnie w gębę przypieprzył! Człowieku, zamiast się cieszyć rodzinną sielanką, to ty się złościsz o byle gówno, za przeproszeniem! Weź się w garść! – tym wystąpieniem, poczciwa Anastasia, nieświadomie rozpętała większą wichurę, niż w rzeczywistości panowała na zewnątrz.
- Nie wtrącaj się! Nie pytałem Cię o zdanie! – odparował stary Perez, podnosząc się z miejsca. Dłoń jego żony zakleszczyła się jeszcze bardziej na jego ręce, a kobieta szeptała do niego przymilnie:
- Kochanie, uspokój się.. Spokojnie..
Niestety, nie słuchał jej. Emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Miał wrażenie, że gniew rozsadza go od środka. Do dzisiaj pamiętał tą upokarzającą scenę, który zniszczyła jego relacje z synem. Z synem, którego wyparł się kilka godzin później, jednocześnie wyrzucając go z domu. Dokładnie widział przestraszoną twarz dziewczyny i zdeterminowanego, zezłoszczonego syna, który chciał jej zrobić krzywdę. Właściwie… dokonał tego. Zniszczył ją psychicznie, próbując tamtego dnia ją zgwałcić.
Juan wstał z miejsca, zatrzymując swój wzrok na ojcu. Płonące policzki starego Pereza ewidentnie wyrażały jego bulgoczącą złość. W tym samym momencie mężczyzna przy oknie odwrócił się w ich stronę. Juan spojrzał mu w oczy, w których aż do bólu widział to straszliwe uczucie cierpienia. Boże! On chciał skrzywdzić jego niewinną siostrę! Poczuł niemiłe ukłucie w sercu, które na moment wstrząsnęło jego ciałem. Nie miał siły wypowiedzieć nawet słowa. No, bo co mógłby z siebie wydusić? Marne przeprosiny? Czy zmieniłyby cokolwiek?
- Mam ochotę Cię zabić! – wyznał wściekły Ernest Perez, kierując te słowa do znienawidzonego syna. – Nigdy Ci tego nie wybaczę! Przez Ciebie… - zamilkł, widząc niepewny wyraz twarzy Antonia.
- Dosyć! – do kłótni włączyła się Dulce. Wstała na równe nogi. – Jest już późno. Wszyscy jesteśmy zszokowani dzisiejszymi wydarzeniami, kieruje nami zmęczenie, ponoszą nas emocje. Tato.. najlepiej będzie jeśli wszystko sobie przemyślisz na spokojnie i dopiero jutro porozmawiacie w trójkę bez zbędnych w tym przypadku świadków. – Dyskretnie kiwnęła na Lucasa. Nie miała pojęcia, że on w tej całej bajce również miał swój udział i to nie mały. Czy ktoś go rozpoznał? Tak. Antonio. Nikt więcej. Czyżby aż tak się zmienił przez te wszystkie lata? Na to wygląda..
- Twoja córka ma rację – przytaknęła Anastasia, podchodząc do brata. Wzięła go pod ramię i westchnęła. – Czasami mam wrażenie, że to ona jest jedynym dorosłym członkiem naszej rodziny.
- Dobrze.. – zgodził się z oporem Ernest, który w tej chwili miał ochotę wygarnąć Juanowi wszystkie jego przewinienia. Przy okazji pragnął go utłuc na kwaśne jabłko.
- Ulżyło mi.. – przyznała z ulgą Dulce. – Chodźcie za mną, zaprowadzę Was do Waszych tymczasowych pokoi. – Powiedziała i skierowała się na kręte schody prowadzące na drugie piętro.
Antonio wciąż milczał, jakby w ten sposób chciał pokazać otoczeniu swój spokój, którego w rzeczywistości nie posiadał. Wręcz przeciwnie. W środku chaotyczne uczucia gniewu, złości, chęci zemsty plątały się w jego głowie, uniemożliwiając wszystkie życiowe czynności. Wolnym krokiem ruszył tuż za państwem Perez. Nie omieszkał jednak rzucić Lucasowi znaczącego spojrzenia. Spojrzenia, mówiącego więcej, niż tysiąc słów. Po ciele Luci przeszedł dreszcz. I bynajmniej nie były to ciarki podniecenia, a zwyczajnego strachu. Mimowolnie jego pamięć przywołała obraz Ashley. Cholera! Dlaczego pozwolił, aby stała się jej krzywda! To była jego wina. On ponosił winę za ten głupi, cholerny wypadek! On! Nikt więcej! Ta świadomość rzeczy nie pozwalała mu dojść do siebie od tamtego feralnego dnia. Te myśli go przytłaczały. Nie miał pojęcia, co wydarzyło się kilka godzin przed wypadkiem, nie wiedział o tym, co stało się w stajni, co Juan Perez chciał zrobić Ashley przed ich spotkaniem. Była wtedy taka roztrzepana, zdyszana, przerażająco skołowana, rozdygotana, roztrzęsiona! Tłumaczył to sobie, sprawą w jakiej się spotkali. Jakże on się wtedy mylił!
W salonie pozostał tylko Lucas i Juan. Nie patrzyli na siebie. Za bardzo byli pochłonięci własnymi myślami, by zwracać uwagę na towarzysza. Na szczęście, po paru minutach milczenia w pomieszczeniu pojawiła się Dulce.
- Wszyscy są już rozlokowani w pokojach. Braciszku, przykro mi, że tak to wszystko wyszło..
- Dul, przestań. Kiedyś musiało do tego dojść. Wcześniej czy później ojciec wytknąłby mi wszystko, co wydarzyło się w przeszłości. Wiedz, że ja żałuję, bardzo żałuję! Nie wiem, co mną wtedy targało. To chyba brak miłości z jej strony.. – nagle, o okiennice zatłukły się gałęzie drzewa, rosnącego tuż przy budynku. Światła zamigotały, przygotowując wszystkich do prawdopodobnego zgaśnięcia. Oby jednak prąd nie padł! – Dulce.. mam nadzieję, że rozumiesz…
- Tak, rozumiem i wiedz, że bardzo cię kocham! – podeszła do niego i wtuliła się w jego tors.
- Koniec tych czułości. Siostra, gdzie trzymam jakąś latarkę? Coś czuję, że zaraz zgaśnie światło w całej okolicy. Ta burza będzie dosłowną wichurą! – wytrzeszczył oczy, chcąc zilustrować swoje słowa.
- W kuchni, w szafce po prawej stronie od wejścia. – Poinformowała. – Są dwie – dodała, podchodząc do okna, za którym panowała totalna ciemność przeplatana co jakiś czas błyskawicami, oświetlającymi całą okolicę. Manewrując wzrokiem po okropnym wyglądzie podwórka, poczuła jak dopada ją strach. Nigdy nie lubiła burz. Cholercia! Bała się ich jak diabli!
Kiedy Juan wrócił w całym domu zaległa ciemność.
- Szlag by to trafił! – zaklął Lucas, zaciskając pięści. – Chyba jestem zmuszony wrócić do domu.. – stwierdził z ponurą miną, zwracając twarz ku zawiedzionej Dulce. Latarka zaświecona przez brunetka dokładnie oświetlała smutną twarzyczkę czarnulki. Lucasowi tak strasznie było jej szkoda, jak cholera żałował, że musi iść, jednak myśl, iż Bianca w taką noc została sama tylko z swoją ukochaną kotką, przyprawiał go o dreszcze! Przecież ta urocza blondyneczka już na pewno trzęsie się ze strachu. To zawsze do niego przychodziła w takie burzliwe noce, kiedy się bała. To właśnie on ją przytulał i pocieszał. Przy jego boku zasypiała. Nie mógł jej teraz zostawić, choćby nie wiem, co!
- Nie.. Dlaczego? – wyszeptała cicho Dulce, energicznie do niego podchodząc. Nie ukrywajmy. Po dzisiejszej przygodzie w łazience liczyła, że ich relacje się polepszą. Nie znaczy to, że chciała iść z nim do łóżka!!! Co to, to nie! Ona po prostu pragnęła jego bliskości, najlepiej dwadzieścia cztery godziny na dobę!
- Tak mi przykro, ale Juan ma rację, zapowiada się niezła burza, a Bianca została sama. Ona tak strasznie boi się burz, grzmotów i tak dalej. Wybacz mi, jednak muszę iść. – Westchnął, delikatnie łapiąc ją za rękę. Przyciągnął jej drżącą dłoń do swoich ust i musnął ją delikatnie. Zadrżała.
- Ja też się bardzo boję burz.. – pomyślała.
- Wiecie co? Chyba mam pomysł… - do rozmowy włączył się Juan. – Co powiecie na to, abym to ja poszedł popilnować strachliwej blondyneczki? – spojrzał na podejrzliwy wzrok Lucasa. – Słowo honoru, ręce będę trzymał przy sobie, zresztą ta mała złośnica działa mi tylko na nerwy, chyba ze wzajemnością. Wyświadczam Wam przysługę.. Jeśli nie chcecie, wystarczy powiedzieć.
- Naprawdę zrobisz to dla… nas? – zapytała niepewnie Dulce. Popatrzyła pytająco na Lucasa.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Bianca się wścieknie. Wciąż rozpamiętuje, jak bardzo skrzywdziłeś jej kotkę!
- Ale Lucas! Sam mówiłeś, że jesteś na nią zły za to małe kłamstewko.. – przypomniała czarnulka. – Poza tym.. – szepnęła mu na ucho – Ja myślę, że oni mają się ku sobie. Znaczy się Juan i Bianca. – Uśmiechnął się do niej i doskonale zauważyła ten uśmiech. Serce zabiło jej mocniej. Zrobiło jej się gorąco. A to wszystko przez zwyczajny uśmiech!
Blade światło świeczki oświetlało jej przerażoną twarzyczkę. Blond loki spływały po jej ramionach a błękitne oczy, przepełnione do reszty strachem błądziły po pogrążonym w ciemności pokoju. Lulu zasnęła w jej ramionach, natomiast ona za żadne skarby świata nie potrafiła zasnąć. Każdy grzmot przyprawiał ją o przyspieszone bicie serca, błyskawice o zawroty głowy, a nieustanny deszcz o mdłości. Przyrzekała sobie w duchu, że Lucas pożałuje, że zostawił ją w takim momencie samą w domu. Przecież doskonale wiedział o jej bo jaźniach. Nagle, usłyszała dzwonek do drzwi. Przeszedł ją dreszcz. W głowie zrodziły się najczarniejsze scenariusze. Przed oczami przemknęły wymyślone potwory z dzieciństwa. Miała ochotę wybuchnąć płaczem. To by było do niej podobne!
- Bianca, otwórz! To tylko ja! Juan! – doszedł ją bardzo znany głos. W jednym momencie poderwała się na nogi i migiem udała do drzwi frontowych. Uchyliła je z rozmachem i wciągnęła do środka przemoczonego chłopaka. Nie zważając na nic, rzuciła mu się w ramiona. O Boże! Jak jej było dobrze! Czuła się taka bezpieczna w jego ramionach! Wiem, że to się wydaje trochę dziwne, bo w końcu jeszcze kilka godzin temu byli w stanie powyrywać sobie wszystkie włosy z głowy, no ale strach potrafi odmienić poglądy człowieka o sto osiemdziesiąt stopni!
- Jak dobrze, że tu jesteś! – szepnęła. Juan uśmiechnął się delikatnie, wyraźnie ucieszony tymi słowami. Zrobiło mu się ciepło na sercu.
- Spokojnie. Nic Ci się przy mnie nie stanie.. – zapewnił, czując jak drży w jego ramionach.
Odsunęła się troszeczkę na bok. Dopiero teraz, w świetle świeczki, zauważył, że miała na sobie różową piżamkę w owieczki. Bluzka z długimi rękawami wydawała się za duża o dwa rozmiary, zresztą spodnie sprawiały takie samo wrażenie. Nie przeszkodziło mu to jednak, żeby zauważyć, że nie miała na sobie stanika. Zamarł na ten widok. Do cholery, ciśnienie mu podskoczyło, krew zawrzała. Podnieciła go. I to nie dotykiem!! Wystarczyło, że na nią spojrzał. Nie miała kusej koszulki nocnej, a jednak potrafiła w nim obudzić najgorętsze fantazje. Przyrzekł sobie jednak, że nic tej nocy się nie wydarzy! Nie wybaczyłby sobie tego. Już raz skrzywdził dziewczynę w ten sposób, nie chciał popełnić tego błędu po raz drugi tym bardziej, że zaczynał pojmować, iż zależy mu na Biance.
- Wiesz..
- Nic nie mów. W ciszy będzie nam dobrze. – Szeptał uwodzicielskim tonem. I zapadła cisza. Cisza zapowiadająca tak wiele. Nie wytrzymał, pocałował ją. Wszystkie obietnice poszły się pieprzyć, delikatnie mówiąc. Nie sprzeciwiła się, oddawała pocałunki, przeradzające się z każdą minutą w coraz gorętszą walkę języków. Płonęła z miłości. Tak długo na to czekała. Marzyła o tych ustach każdej nocy. Czyż ta sceneria nie jest romantyczna? Cudowna ciemność, odgłosy burzy i namiętna scena kochanków. Istny romans. Co przyniosą kolejne minuty? Co przyniesie im los?
|23| Bez pamięci zakochać się
Głośny grzmot w towarzystwie rozświetlającej całe niebo błyskawicy wypełnił całe pomieszczenie, w którym akuratnie przebywała Bianca i Juan, przerywając jednocześnie uroczą chwilę namiętnego pocałunku. Oszołomiona blondynka odsunęła się minimalnie od swego towarzysza, spoglądając na niego niepewnym wzrokiem. Twarz miała udekorowaną ślicznym, delikatnym, dziewczęcym rumieńcem. Oczy błyszczały od niepojętego wzburzenia emocji i wewnętrznego wybuchu uczuć. Drżała, do reszty przejęta niespodziewanym wydarzeniem, jakim bez wątpienia było przybycie Juana i ten uroczy, cudowny pocałunek… Nie miała zielonego, ani nawet różowego pojęcia co powiedzieć, jak zakończyć tą nadzwyczaj uciążliwą ciszę. Maleńkimi, drobnymi kroczkami poczłapała w kierunku obitej ciemną skórą kanapy. Przysiadła, podciągnęła nogi pod siebie i złapała pierwszą lepszą poduszkę. Przytuliła ją mocno do siebie, patrząc tępo na przód, jakby co najmniej zauważyła ducha. Wyglądała zupełnie jak w hipnozie. Co dziwne, nie zwracała uwagi na rozszalałą burzę, która jak gdyby nigdy nic, niszczyła wszystko na swojej drodze. W jej głowie tańczyły tylko i wyłącznie myśli dotyczące przystojnego młodzieńca, którego, tak na dobrą sprawę powinna unikać i zwyczajnie nim gardzić. Jednak nie mogła.
Subtelnym ruchem odgarnęła nieposłuszny kosmyk blond włosów i zaciągnęła go za ucho. Przerażała ją świadomość, że podczas tego pocałunku czuła się nieziemsko. Za bardzo nieziemsko! I dobrze o tym wiedziała. Wiedziała również, że sama namiętnośc jej nie wystarczy. Pragnęła całodobowej bliskości drugiej osoby, opieki, bezpieczeństwa, poczucia, iż jest komuś potrzebna, że ktoś tak serio, serio się nią interesuje i stawia wszelkie jej życzenia na pierwszym miejscu. Potrzebowała chłopaka, ale nie do łóżka! Doskonale zdawała sobie sprawę, jak przypuszczalnie skończyła by się ta noc bez interwencji zwykłych czynników przyrody. I ta myśl przerażała ją, jak cholera jasna!
Nastroszony Juan stał w bezruchu, wciąż wspominając pocałunek, którego przecież nie brał pod uwagę! Obiecał, że jej nie tknie nawet w tak delikatny sposób. Co jednak miał zrobić z tym przeogromnym pragnieniem zasmakowania jej aksamitnych ust w kolorze dojrzałej maliny? Nie mógł się oprzeć! W końcu otrząsnął się z zamyślenia i wolnymi krokami ruszył w kierunku Bianci. W totalnej, grobowej ciszy zasiadł tuż obok niej, bez przerwy się w nią wpatrując. Pożerał ją swoim wzrokiem i czuła to wyraźnie, choć nie spoglądała w jego stronę. I było jej z tym cholernie źle! Głupio!
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytała po chwili, zmęczona jego natarczywością. Z trudem udało jej się przenieść na niego swoje obciążone ciężarem wstydu – oczy. O Boże! Ależ było jej niezręcznie. Bez ustanku ją obserwował, zasypując buzię co rusz to nowymi rumieńcami. – To moja wina.. z tym.. wiesz… przepraszam.. – wyjąkała już całkowicie czerwona na twarzy. Jakie to szczęście, że w pokoju panował półmrok. W innym wypadku bez problemu zauważyłby jej spąsowiałe policzki.
Westchnął. Przybrał zamyśloną minę i odwrócił twarz w innym kierunku. Tak jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, jakby trawił dokładnie jej wypowiedź. Jakież napięcie panowało między nimi. Dosłowna cisza przed burzą. Zrobiło się niewyobrażalnie duszno. Tak dziwnie, inaczej, powietrze stawało się z każdą minutą cięższe, utrudniając oddychanie. Ponownie na nią spojrzał. Ich oczy się spotkały.
- Wiesz.. to nie była ani Twoja, ani moja wina – powiedział w zadziwiająco spokojny sposób. – Poniosło nas. Tyle. Byłaś przestraszona, ja z lekka zdenerwowany konfrontacją z rodzinką. Chcieliśmy tylko odreagować – ciągnął dalej, wysilając się na obojętny ton głosu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jaki cios jej w tej chwili zadał. Wycelował prosto w serce!
Oczy Bianci w jednej chwili straciły unikatowy blask, pozostając przy zwykłym błękicie, matowym, bez wyrazu. Doznała olśnienia! Tak! Oświeciło ją! Zupełnie nic dla niego nie znaczyła! Była zwyczajnym manekinem do odreagowania! A by to szlag! Co w tej chwili jej pozostawało? Jedynie przytaknąć i robić dobrą minę do złej gry. Wysilić się na nic nie znaczący, sympatyczny uśmiech i udawać, że to co się wydarzyło, nic nie znaczyło. Ale jak miała to zrobić, skoro dla znaczyło to bardzo dużo! Do diabła! Ogromnie dużo! Ten głupi pocałunek dał jej nadzieję, której potrzebowało jej serce, a teraz on tą nadzieję rozwiał, tym samym raniąc serducho. Głupi organ naszej ludzkiej anatomii! Tak strasznie bolało! Miała ochotę płakać. Ale nie! Nie mogła sobie na to pozwolić! Nie przy nim! Przyjęła pogodną postawę, uśmiechnęła się, nabierając do płuc powietrza.
- Jak to dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Masz rację, trochę mnie poniosło przez ten idiotyczny strach. Zostałam tutaj sama, powymyślałam sobie niestworzone rzeczy a ty, po przybyciu wydałeś mi się taką odskocznią od tej zasranej samotności. To przez emocje. Tylko one tutaj zawiniły. No i szurnięty strasz postrzelonej blondynki. – Uśmiechnęła się dla niepoznaki. To była maska zadowolonej Bianci Rosario Boyer, która nieodstępowana jej ani na krok nawet w najgorszych momentach życia. – Widzę, że Lucas aż tak świetnie się bawi w towarzystwie Dulce, że wysłał Ciebie do ochrony strachliwej kuzynki. Ależ ja mu nawtykam, jak wróci! – zaśmiała się cichutko, chcąc rozproszyć dziwnie napięta otoczkę powietrza. Westchnęła teatralnie. – Chyba już ze mną dobrze. Strach przeszedł, odsyłam cię dzielny rycerzu do Twojego zamku po drugiej stronie żywopłotu. Biegnij do księżniczki. – Zatrzepotała rzęsami. Nareszcie powracała ta cięta Bianeczka! Bianca, która potrafiła dogryźć każdemu.
- Ja jestem innego zdania. Zostaję na noc – zapowiedział tak bez niczego, zero emocji. Zwyczajnie wymruczał słowa, a blondynkę dosłownie zamurowało.
- Że co proszę?
- No słyszałaś przecież. Gdzie masz jakąś poduszkę, chciałbym się położyć. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jaki jestem zmęczony. Padam z nóg. Jeśli chcesz i to pomaga ci w zaśnięciu możesz się do mnie przytulic. Jakoś przeżyję tą Twoją bliskość. Z trudem, ale.. No to jak? Będziemy tu sterczeć, czy się kładziemy spać?
Bianca już miała mu palnąc monolog o kulturalnym zachowaniu, kiedy niespodziewanie mała Lulu wyskoczyła Juanowi na ramię, rzucając się na jego twarz. W ostatniej chwili zrobił unik, w innym wypadku pewnie kotka pozbawiłaby go prawego oka! Zamiauczała i spadła na podłogę, rzecz jasna, na cztery łapy. Niestety, sprytne zwierzątko pozostawiło ślad na twarzy bruneta. Długą, czerwoną rysę biegnącą od skroni, aż po brodę. Z rany miejscami ciekła świeża krew. Z początku Perez nie poczuł pieczenia, ani bólu, jednak po zaledwie kilku minutach zadrapanie dało się we znaki.
- O jejku! – przestraszyła się Bianca, łapiąc za twarz. I wcale nie martwiła się o Juana… no może troszeczkę, jednak bardziej przeraziło ją zachowanie Lulu, która nigdy wcześniej nie potraktowała nikogo w ten sposób. Zawsze zachowywała się nienagannie, jak na prawdziwego kota domowego przystało. Była tak rozpieszczona i leniwa, że zazwyczaj jedynie spała obtulona w ciepłe kocyki i nikogo nie zaczepiała, a już na pewno nie wyskakiwała na ramiona i nie drapała! – Chodź, musimy to natychmiast opatrzyć, zanim wedrze się zakażenie! – blondynka złapała go natychmiast za rękę i pociągnęła w kierunku łazienki, gdzie razem z Lucasem ulokowali apteczkę. Wyciągnęła białą skrzyneczkę z szafki obok lusterka i pogrzebała w niej, po chwili wyciągając wodę utlenioną i kilka gaz.
- Może zapiec.. – uprzedziła i delikatnie dotknęła rany Juana. Usłyszała ciche syczenie i już wiedziała, że go boli. - Przepraszam.. – uśmiechnęła się ślicznie i dotknęła ranę dłonią. To było lepsze niż balsam. Juan poczuł, że i tym razem nie wytrzyma. Spojrzał w jej oczy. One mówiły tak wiele, jednak nic z nich nie mógł wyczytać.
- Bianca… - zaczął.
- Tak? – zapytała zdezorientowana. Czuła presje wywieraną przez niego na niej przez zwykłe spojrzenie. I już w jednej chwili znalazła się na jego kolanach. – Co to ma znaczyć? – zdziwiła się, wytrzeszczając swoje turkusowe oczka, tym razem połyskujące zaskoczeniem.
- A to, że mam cholerną ochotę cię kolejny raz pocałować!
Druzgocąca ciemność wirowała po sypialni Dulce, doprowadzając ją do niezwykłego uczucia totalnej bezsilności wobec przytłaczającej obecności Lucasa. W pokoju paliły się dwie świece, które Dulce z pomocą Lucasa znalazła w kuchni. Dodatkowo mieli do dyspozycji latarkę – jedną z dwóch przyniesionych przez Juana. Dul miała nieodparte wrażenie, że ta cała chora i niezwykle pociągająca sytuacja jak nic przypomina jej niezręczne chwile na wsi, kiedy przez przypadek wylądowali w domu ciotki Anastasi. Ta sama niepewność. Napięcie. Magia. Czuła, jak w jej brzuchu tańczy stado rozhulanych motyli. I to uczucie jak najbardziej jej się podobało. Z wyjątkiem karygodnych momentów mdłości. A tak! Było jej niedobrze, gdy sobie pomyślała, jak głupio i szalenie, bez pamięci zakochała się w Lucasie! Nie pomyślcie sobie, że tego żałowała, czy coś. Po prostu nie mogła uwierzyć, jak bardzo dziewczyna potrafi zadurzyć się w chłopaku.
Wolnym krokiem podeszła do szafy i wygrzebała z niej koszulkę do spania. Ostatni natchnęło ją żeby spać tylko w koszulkach i majtkach, jednak tym razem wyciągnęła również spodnie od dresu. Bądź co bądź, paradowanie półnago przed Lucasem niezbyt jej się podobało. Może i całowali się dosyć odważnie i wyzywająco, Luci nawet dotykał jej piersi, ale nie chciała jak na razie po raz kolejny przekraczać tej granicy. Wystarczyła to, co się wydarzyło. To już i tak za wiele, jak na nią. Teraz pragnęła tylko bliskości Lucasa. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebowała.
- Wiesz, pójdę do łazienki się przebrać. Zaraz wrócę. Wezmę latarkę. – Wykrztusiła z siebie, siląc się na jak najbardziej wyluzowany ton głosu. Mimo wszystko Luci kompletnie ją rozstrajał. Stawała się taka dziwnie rozdygotana. Nie panując zupełnie nad swoimi ruchami, cały czas poprawiała okulary na nosie. Poza tym, postanowiła się w niedługim czasie zamienić na szkła kontaktowe. Słyszała, ile z nimi kłopotów, ale chciała zmian! Takich okropnie widocznych zmian i szkła kontaktowe były konieczne!
- Jesteś pewna, że chcesz iść sama ciemnym korytarzem, tylko po to, żeby się przebrać w łazience? Tutaj też możesz to zrobić. Obiecuję, nie będę podglądał. – Pomimo ciemności dostrzegła na jego twarzy perwersyjny uśmieszek i cała niepewność siebie odeszła daleko, daleko w las! Co on sobie, do diabła myślał? Że zaserwuje mu striptiz? To się chłopina przeliczył.
- Jestem pewna. Nie musisz się o mnie martwic. – Wycedziła przez zęby.
- O jej! I o co się złościsz? – zrobił smutną minkę, podszedł do niej i rozłożył szeroko ręce, czekając aż do niego podjedzie i się wtuli. – Teraz wszystko się zmieniło. Jesteś moim małym skarbem.. – po tych słowach uśmiechnął się szeroko, dostrzegając na jej twarzy zdradliwy rumieniec.
- Naprawdę jestem Twoim skarbem? – zapytała słodko, niepewnie do niego podchodząc. – Czy to nie jest sen, z którego za chwilę się obudzę?
- Nie! To na pewno nie jest sen.. – maszerując palcami po odsłoniętych rękach Dulce, Lucas pieścił jej niewyobrażalnie gładką skórę. Ach te dreszcze. Niezwykłe uczucie błogiej rozkoszy. Wędrował ku górze, ku ramionom, ku szyi. Tak kuszącej, smukłej, uległej jego dotykowi. – Powinienem był Ci to już dawno powiedzieć.. – zaczął zmysłowo, nacierając ustami na jej skórę karku. Drażnił ją dwudniowym zarostem, sprawiał, że unosiła się do góry, ponoszona przez wiatry miłości. Z wrażenia aż zamknęła oczy. Czując jego palące usta na szyi pragnęła ich na swą wyłączność. Oh, jak jej było dobrze. Przyjemnie. – Dulce.. ja cię kocham. – Zastygła w jego ramionach. Zwyczajnie, najnormalniej w świecie zdrętwiała! Cholera jasna! Jeszcze żaden mężczyzna nie wyznał jej miłości! O jejuśku! Ależ była szczęśliwa! Wniebowzięta! Od tych wszystkich emocji z jej oczu popłynęły łzy. Rzecz jasna radości, lecz skąd Lucas mógł o tym wiedzieć. Biedaczek się wystraszył. Wytrzeszczył oczy, złapał ją za ramiona i zapytał: - Duli, wszystko porządku? Kochanie.. powiedz coś.. – no i rozryczała się na dobre! Żaden mężczyzna jeszcze nigdy, przenigdy nie zwrócił się do niej w ten sposób! Żaden nie nazwał jej swoim kochaniem! No może tata, ale on się w tej chwili w ogóle nie liczy. Przepełniało ją takie uczucie radości, że myślała, iż zaraz z niej wypłynie.. już wypływało, a że w postaci łez, to już inna para kaloszy. Zwariowała przez ten ogrom szczęścia! Oszalała! Ryczała jak bóbr, kiedy on się zamartwiał. Pociągnęła przeciągle nosem i jeszcze raz wybuchła płaczem. Lucas, przerażony jej reakcją nie wiedział już co ma robić. Po głowie chodziły mu różne myśli. Od obudzenia jej rodziców, którzy z pewnością zaradziliby na stan córki, poprzez natychmiastowe przywołanie Juana, jakby nie patrzeć był jej bratem, po słodki pocałunek. Nie ukrywajmy, gdyż nie ma takiej potrzeby, ostatnia opcja podobała mu się najbardziej z wszystkich możliwych. Dulce tak bardzo go skołowała, że już był gotowy zrobić wszystko, byle tylko ponownie zauważyć na jej twarzy uśmiech, w ewentualności naburmuszoną minkę! Wszystko, tylko nie łzy! – Słoneczko.. Kwiatuszku.. zrobiłem coś nie tak? Skrzywdziłem cię? A może powiedziałem coś niewłaściwego? Skarbie.. proszę, nie płacz.. – ujął jej twarzyczkę w obie dłonie i z proszącą miną, próbował polepszyć sytuację. I co narobił? Dulce tak się zaniosła płaczem, iż myślał, że zaraz rzeczywiście wszystkich pobudził swym niepojęcie głośnym szlochem. A może i dobrze? Może właśnie oni zaradzili by na to roztrzęsienie czarnulki.
- To ze szczęścia.. – wychlipała po chwili, połykając łzy. – O Boże! Taka jestem szczęśliwa! – wyszeptała i momentalnie przywarła do jego białego podkoszulka. Objęła go z całej siły w pasie i tuliła, tuliła i tuliła!
Ależ mu ulżyło. Tak się zamartwiał, a to tylko jej reakcja na wyznanie miłosne. Uśmiechnął się i otoczył ją ramionami. Czy kiedykolwiek był taki szczęśliwy jak teraz? Nie, chyba nie! Nigdy wcześniej! Uświadomił sobie, że to właśnie dzięki Dulce nareszcie pojął, co to znaczy się zakochać. Zrozumiał, że nie szata zdobi człowieka, a jego wnętrze, osobowość. Był równie szczęśliwy, co ona.
- Kocham.. uwielbiam.. podziwiam.. wielbię.. ubóstwiam.. miłują… -wymieniał jak oszalała, po czym przerwał na chwilę. Odchyliła głowę do tyłu by widzieć jego oczy. Czekolada rozpływała się w blasku radości. Jego oczy mówiły wszystko. Wszystko, co chciała wiedzieć. Co było jej potrzebne. Po chwili Lucas dodał jeszcze jedno słowo. Wypowiedział je zupełnie inaczej. Tak zmysłowo. – Pożądam.. – aż jej się w głowie zakręciło od nadmiaru wrażeń. Powiedział to wszystko właśnie jej! Dulce Margaricie Perez! Był szczery, mówił prawdę, kochał ją i… pożądał.. to znaczyło, że.. Nie! Dulce ocknęła się nagle z tak zawiłego rozmyślania i dostało do niej, do czego dąży Lucas. Ogarnęła nią panika. O jejku! Jak się wystraszyła! Bała się i to cholernie! Odsunęła się na znaczną odległość. Po raz kolejny chwyciła swoją prowizoryczną piżamę i uciekła. Tak po prostu zostawiła go samego. Zwiała z miejsca zdarzenia. Czy czuł się rozczarowany i zawiedziony? Tak! Do diabła! Czuł się nawet gorzej! Dopadły go straszne myśli.. co jeśli ona.. Popatrzył blado na miejsce w którym zniknęła. Drzwi stały otworem, ale za nimi panowała głucha ciemność. Westchnął żałośnie i potarł swoje włosy i twarz.
- Cholera.. – zaklął. Nie wiedział, że tuż obok drzwi stoi Dulce, że przylega ciałem do ściany, płacze cicho, a łzy bezszelestnie spływają jej po policzku. Nie wiedział tego. W jego myślach uciekła, zostawiła go, porzuciła. Nie miał pojęcia, jak bardzo jest to dla niej trudne. Zrozumiał teraz jedno. Ten dom to nie jest właściwe miejsce dla Lucasa Browna!
|24| Szczerość i wałkowa epidemia
Marnotractwo czasu, nasuwa mi się na myśl, kiedy sobie uzmysławiam, że Dulce siedzi i ryczy w łazience, podczas gdy Lucas ślęczy w sypialni i się zamartwia. Muszę Wam zdradzić, że ten biedak na początku miał ochotę uciec, zachować się wprost tak samo jak czarnulka, jednak po kilku minutach doszedł do wniosku, że w ten sposób tylko skomplikuje sprawę, która tak, czy tak, była cholernie skomplikowana. Pomimo diabelskiej chętki na zwianie z miejsca zdarzenia, pozostał w domu Duli, zastanawiając się nad tym, co on jej takiego powie, gdy panna Perez w końcu wróci z łazienki.
Nagle, usłyszał ciche kroki z korytarza. Warto zauważyć, drzwi nadal były otwarte. Automatycznie podniósł się z łóżka wpatrując się w ciemną przestrzeń między framugą i za cholerę nie mógł niczego dostrzec. Tylko i wyłącznie mroczna, hebanowa, ponura ciemność. Kroki stawały się z każdą minutą wyraźniejsze, dokładniejsze, co doprowadzało jego serce do istnego szaleństwa. Bał się. Czemu? Bo nie wiedział już czego spodziewać się po Dulce. Teraz miał wrażenie, że każda reakcja wchodzi w grę. Od głośnego szlochu, przez przytłaczający ludzkie uszy pisk, po gromki śmiech, przypominający rechot. Daję Wam słowo, że ja również mam podobne obawy co młody Brown. Dula zachowuje się dziwnie, niczym kobieta w ciąży, która ma problemy z emocjami.
Nareszcie! Pojawiła się w drzwiach z niewyraźną miną, ukrytą w półmroku. Jej oczy nie błyszczały.. chociaż.. owiana była dziwnym światłem, takim poblaskiem pokrywającym całą twarz. Dopiero po chwili pojął, że to pozostałości po łzach. O jak go ścisnęło serce! Przeszedł go idiotyczny ból, od czubka głowy po największy palec u nogi. To uczucie było dla niego nowe, niespotykane. I było mu z tym cholernie dobrze. Nie przeszkadzało mu to, do diabła! Czuł potrzebę chronienia Dulce, bycia dla niej podporą, oparciem. Chciał ją przytulic, przyciągnąć do siebie, objąć ramionami i szeptać do ucha, że już nigdy nie pozwoli na jej łzy.
- Lucas.. chyba muszę cię przeprosić – odezwała się milutkim, cichutkim głosikiem, tak bez reszty przypominającym dawną, delikatną, skromną Dulcitę. Nie tą nową, pewną siebie. – Myślałam, że dam radę, ale to dzieje się jak dla mnie za szybko. Nie chcę z niczym się spieszyć. – Mówiła dalej, przejęta własnymi słowami. Wczuwała się w tą namiętną recytację uczuć, wewnętrznych bojaźni, które nareszcie odważyła się mu wyjawić. – Przytłaczały mnie te obawy, tak strasznie się wszystkiego bałam, ale ostatnio doszłam do wniosku, że ukrywanie ich jest najlepszym sposobem. Teraz doskonale widzę, jak bardzo się pomyliłam. Chcę być z tobą szczera, Lucas, zależy mi na Tobie, nie będę ukrywać, ale pośpiesz jest wskazany przy łapaniu pcheł, nie w związku. Daj mi czas.. czas, żeby się przystosować do tego nowego życia. Chcę z tobą rozmawiać, przytulać, słuchać Twoich problemów, być z Tobą, całować.. – zarumieniła się – ale na razie nic więcej. Musisz mnie zrozumieć.
Otwierał usta, już chciał coś powiedzieć, kiedy ona kolejny raz mu przerwała. Była poniekąd zrozpaczona faktem, że przez ten swój karygodny monolog straci go na zawsze, że on nie zaakceptuje jej takiej, jaka w rzeczywistości jest, a to uczucie strachu było kolosalne.
- Luci, jeśli się wycofasz, zrozumiem. Nie będę Cię do niczego zmuszać, nie na tym rzecz polega. Ja potrzebuje ogromnie dużo miłości, potrzebuje człowieka, w tym wypadku chłopaka, który będzie w stanie zaaprobować moje wady, niedoskonałości, których mam przecież tak wiele. Sam wiesz.. do ładnych nie należę, do zabawnych chyba też nie, chociaż przez Was wszystkich dostałam ostatnio niezłego dopalacza do żartów – na jej twarzy pojawił się delikatny, praktycznie niewidoczny uśmiech, który znikł już po chwili. – Towarzyska nie jestem, chyba już zauważyłeś, że niezbyt dużo ludzi chce ze mną przebywać, o rozmowie nie wspomnę, jedynym moim plusem jest nauka, ale to raczej cię nie interesuje. – Wzięła głębszy wdech i kontynuowała. Z tą samą szczerością, z tym samym gorącym zapałem. Mówiła, co podpowiadało jej serce, a to przecież najważniejsze. Mimo wszystko bała się tak strasznie, że nie mogła wytrzymać i bez przerwy poprawiała okulary. Cóż jej się dziwić. Była to najbardziej przełomowa noc w jej całym życiu. – Ty z kolei jesteś doskonały, ideał, który zachowuje się paradoksalnie! Twierdzisz, że mnie kochasz, ale ja nie widzę powodu, abyś to robił. Nie zrozum mnie źle, jak cholera się z tego cieszę, ale nie rozumiem, co, takiego przystojniaka popchnęło w kierunku nic nie znaczącej BrzyDuli… Czyż to nie jest dziwne? Lucas jeśli to jest jakiś zakład, nie wiem, zwyczajne naigrywanie się z moich uczuć to przestań, bo nie wiem, czy zniosę taki ból. Przyznaj się od razu. – Zamknęła oczy. Na samą myśl, że on zaraz wypali, iż to wszystko było jednym wielkim żartem w jej oczach pojawiły się łzy. Na szczęście momentalnie się ich pozbyła. Myśleć pozytywnie – powtarzała w głowie. Poza tym, nie zostało jej już nic innego. – Lucas.. a teraz coś powiedz. Nie trzymaj mnie w takim napięciu.
Zamiast się odezwać, bez ustanku taksował ją swoim spojrzeniem, z którego nie była w stanie nic wyczytać. Już on się o to porządnie postarał. Nie chcąc pominąć żadnego szczegółu, wpatrywał się w każdy detal przez kilka, a nawet kilkanaście minut. Włosy. Błyszczały, chociaż nie były idealnie ułożone. Przeciwnie. Pozostawione w artystycznym nieładzie, poczochrane i tak niewyobrażalnie piękne płynęły dookoła jej zmizerniałej twarzy. Oczy, otoczone wachlarzem rzęs błagały o kilka słów otuchy, wprost szeptały niewypowiedziane prośby, migocąc zdezorientowaniem i odrobiną cierpienia. Nosek był taki drobny, zgrabniutki. Usta wyraźne, pociągające, lekko rozwarte. Zapraszające. Bach! Wziął głębszy wdech, kiedy Dulce odruchowo przejechała po nich koniuszkiem języka. Oczarowany tym prostym gestem, zacisnął dłonie w piąstki, które zwisały tuż przy jego nogach. Szyja Dulce prezentowała się znakomicie. Długa, smukła, stworzona do całowania, pieszczenia w każdym punkcie. I ten dekolt prowadzący do najskrytszych tajników jej ciała. Niestety zakrytych pod ogromnym białym T-shirtem w paski z dwoma misiami trzymającymi się za łapki. Małe misiaczki usytuowane były nigdzie indziej tylko dokładnie w centralnym miejscu, innymi słowy, na biuście. Tutaj zatrzymał się dłużej, targając się z pragnieniem rzucenia na nią. Nie! Nie mógł tego zrobić! Przecież słyszał, co przedtem mówiła! Oczy jechały dalej. Wzrok podążał w dół. Sekretne miejsce, zakazany owoc.. przysłonięty czarnymi spodniami od dresu. Bose stopy, o maleńkim rozmiarze, czyli takie, jakie uwielbiał najbardziej! Paznokcie czyste, nie umazane żadnym zbędnym w tym wypadku lakierem do paznokci o pstrokatej barwie! Była sobą, naturalna, bez niepotrzebnego upiększania. I taka podobała mu się najbardziej. Szczerze powiedziawszy miał już po dziurki w nosie odpicowanych panienek uganiającym się za nim bez przerwy, bez chwili wytchnienia. Miał dość nienaturalnych, pokrytych pudrem lasek, które ograniczały się do rozmowy o własnej, jak zawsze twierdziły, unikatowej urodzie, co w rzeczywistości mijało się z prawdą. Każda była taka sama. Wymalowana, jak cholera jasna, ubrana w najmodniejsze ciuszki, które więcej odsłaniały niż zakrywały. Takie dziewczyny wychodziły mu już bokami.
Ogarnięty przeogromnym pragnieniem przytulenia swojego najdroższego skarbu drobnymi kroczkami przebył odległość dzielącą ich dotychczas. Uśmiechnął się. Tak zniewalająco, jak tylko Lucas potrafi. Bez niczego, żadnych słów wślizgnął dłonie na jej talię, zakleszczając swoje ręce z tyłu za nią. Przybliżyli się do siebie. To było nieuniknione. Ale jakie piękne.
- Teraz moja kolej, żeby coś powiedzieć. I tym razem ty milczysz.. Po pierwsze i najważniejsze. Jesteś piękna, najpiękniejsza i nigdy, przenigdy nie powiesz, ani nie pomyślisz inaczej. Towarzystwo? A kogo to obchodzi? Mnie wystarczysz ty. No ewentualnie Bianca i Juan. – Zaśmiał się, jednocześnie zauważając jak jej oczy rozbłyskają na wszystkie możliwe strony. – Chciałaś rozmowy, przytulania, słuchania o mnie, bycia ze mną, całowania i wiesz? Proponuję zacząc od końca, bo o tym cholernie marzę, odkąd przestąpiłaś próg tego pokoju! – Wyznał i skradł jej maleńkiego buziaka w usteczka. Dulce odczuła ulgę. Wszystkie dręczące pytania opuściły ją w mgnieniu oka, spłynęły po niej, jak po kaczce, że się tak wyrażę! – Nie będę Cię zmuszał do niczego. Ja również chcę z tobą przebywać na okrągło. Tulic do siebie, czuć Twój cudowny zapach. Jeśli chcesz, możemy przegadać całą dzisiejszą noc, z wrażenia i tak nie zasnę.. – zaśmiał się – odpowiem na każde Twoje postawione pytanie. Nawet to najbardziej osobiste. Teraz jesteś moją częścią. I mam pytanie.. – zrobił niepewną minkę – Mogę cię jeszcze raz pocałować? Nie pomyśl sobie, że ja tam Bóg wie czego chcę, po prostu kocham Twoje usta, nie zamierzam tego ukrywać. Są dla mnie jak woda na pustyni, deszcz po suszy, po prostu lekarstwo na wszystko.. przy okazji takie pyszne lekarstwo.
- Nie wierzę, że to wszystko wypłynęło z Twoich ust. Jestem taka szczęśliwa, mogąc powiedzieć Ci wszystko. Teraz będziemy ze sobą szczerzy, prawda? - zapytała tak dogłębnie uradowana. – Ja się domagam tego pocałunku! – zachichotała cichutko, czekając na zbawienną chwilę, w której namiętne usta Lucasa dotkną jej. I doczekała się. Z początku muskał te nabrzmiałe wargi, drażnił się z nimi, jednak po chwili stało się to dla niego udręką! Jak tortury, najgorsze tortury świata! Nie wytrzymał i wślizgnął się językiem do środka. To było takie fascynujące doświadczenie. Pełne egzotycznej magii, piorunujące i jakby.. nowe! Zresztą, każdy ich pocałunek był inny, każdy kolejny bardziej fantastyczny, bardziej urokliwy. Byli sobą zachwyceni, ale wszystko co dobre, szybko się kończy.
- Dulce.. – przerwał Luci, ciężko dysząc tuż nad jej ustami. – Musimy przerwać, bo ja czuję, że przestanę się kontrolować, a wtedy może się wydarzyć coś, czego na pewno byśmy nie chcieli, a już na pewno nie teraz. Wiedz, że ciało mężczyzny czasami po prostu żyje swoim światem i ja na to nie mam wpływu.. – Ona wiedziała doskonale o czym mówi. Czuła to własnym ciałem.
- Dobrze.. – zgodziła się cichym, może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale również zmysłowym szeptem.
Dulce złapała go za rękę i delikatnie pociągnęła w kierunku łóżka. Tylko bez zbereźnych myśli, proszę! Wdrapała się na kołdrę i wsunęła pod nią, klepiąc miejsce obok siebie. Dołączył do niej i ułożył się tuż obok. Milczeli, na zewnątrz szalała przez wszystkich zapomniana burza, a oni rozkoszowali się wzajemną obecnością.
- Mogę się do Ciebie przytulic.. – zapytała niewinnie czarnulka. W odpowiedzi Lucas objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Ależ jej było dobrze. Czuła się kochana. I naprawdę taka szczęśliwa, że hej! Oboje nie mogli zasnąć, więc rozmawiali, śmiali się. W pewnym momencie, kiedy Dulce gryzmoliła palcem jakieś dziwne znaki na jego brzuchu, Lucas jęknął głośno, jakby ktoś zadał mu mocny cios. – Wszystko dobrze? – zmartwiła się Dulka.
- Tak.. jak najbardziej.. chociaż będzie lepiej dla moje marnego ciałka, jeśli przestaniesz mnie prowokować.. – wydusił z siebie. Zawstydziła się. Biedna Dulce, zawstydziła się. I nagle.. nagle wszystkie wcześniejsze lęki opuściły ją. O zgrozo, ona chciała przeżyć teraz swój pierwszy raz! Matulu kochana!
- Lucas.. zdaję sobie sprawę, że jeszcze jakiś czas temu, mówiłam, że ten pośpiech nie jest dla mnie, że potrzebuję czasu, ale..
- Nie! – zaoponował momentalnie. – Nie proponuj mi tego, Dulce, bo ja się nie powstrzymam! Nie mów już nic! Spróbuj zasnąć kochanie, proszę.. nie chce Ci zrobić krzywdy a w tym momencie właśnie bym Ci ją zrobił…
- Kiedy ja naprawdę chcę.. – przekręciła się na niego, mając jego barczyste ciało pod sobą. Nieświadomie otarła się o jego męskość, wywołując nieproszoną reakcję.
- Słońce, proszę cię, nie ruszaj się.. – wycedził przez zęby. W zamian otrzymał całkiem coś innego. Pocałowała go. Tym razem ona! Rączki ułożyła delikatnie na jego torsie, krążąc nimi dookoła. – Czy tak mam to robić? Wiesz, jaka jestem niedoświadczona..
- Dulce, nie teraz! Proszę! Ty nie wiesz, na co się piszesz! W tym momencie jestem w stanie zrobić Ci tylko i wyłącznie krzywdę! Pragnę, by nasz pierwszy raz wyglądał zupełnie inaczej. Był wyjątkowy, czarujący… Dulce, daj mi szansę pokazania Ci, jak piękne jest uprawianie miłości.. – pocałowała go ostatni raz i subtelnie zsunęła się na miejsce obok. – Dziękuję… A teraz wybacz, potrzebuje zimnego prysznica, jak nic! Niedługo wrócę! – zachichotała i wypuściła go ze swoich ciepłych, wręcz gorących objęć.
Niespodziewanie, całą tą miłą atmosferę przerwał głośny krzyk mężczyzny. Jak się okazało po chwili, Juana. Wbiegł na górę i wpadł do sypialni siostry. Jakiż on nierozważny! A gdyby oni w tej chwili ten teges to co? Jakie Juan ma szczęście!
- Co się stało? – zapytała zmartwiona czarnulka, porywając się do góry. Widok zdyszanego, ewidentnie przestraszonego, żeby nie powiedzieć, przerażonego brata naprawdę ją zdziwił.
- Bianca! Ona chce mnie zabić.. – wyskamlał, jak zbity pies, rozglądając się za bezpieczną kryjówką, która mogłaby go ochronić przed gniewem blond piękności. O wilku mowa! To pokoju jak torpeda wpadła przemoknięta Bianca, z wałkiem w ręce. Jej ultra dziwaczna postawa rozśmieszyła Lucę! Jednak już po chwili nie było mu do śmiechu, kiedy kuzynka spiorunowała go wzrokiem. Jej bojowe ułożenie, gotowego na wszystko, odważnego żołnierza wydawało się wprost urocze. Rozwichrzone włosy, dygoczące ciało i piekielnie groźny wzrok.
- Kanalio! Niech ja cię dopadnę w swoje ręce! Diabeł z piekła rodem! Pstrokata małpa! – wymieniała jak oszalała.
- Spokojnie, Karmel, co on Ci takiego zrobił? – Lucas, chociaż nie był w zbytnio komfortowej sytuacji starał się załagodzić sytuację.
- Co zrobił? Ten gamoń, przygłup, chciał mi się dobra do majtek! Zboczeniec! – rzuciła się na niego blondynka, ale Juan, z racji swojej niepojętej zręczności natychmiast uciekł, jednocześnie unikając uderzenia wałkiem.
- To nie tak! Ja wcale nie chciałem nic takiego zrobić! – zarzekał się biedny Perez, szukając jakiegokolwiek wsparcia w siostrze i prawdopodobnym kumplu. Nieszczęsne krzyki pobudziły wszystkich pozostałych domowników, którzy zwabieni hałasem przybyli natychmiast do sypiali czarnulki. Lucas, widząc zbliżającą się rodzinkę Dulce, natychmiast chwycił pierwszą lepszą poduszkę i zakrył nią swoje spodnie, już wy wiecie gdzie. Bianca, jak na zawołanie zmieniła wyraz twarzy, uśmiechając się od ucha do ucha do zdezorientowanych nieznajomych. W moment schowała wałek za siebie.
- Dzień dobry.. – pisnęła słodziutko – a raczej Dobry wieczór.. – zaśmiała się cichutko.
- Bianeczka! – ożywiła się Anastasia, rzucając na drobne ciałko blondynki. – Jak miło cię widzieć skarbeczku!
|25| Sielankowy czas rozkoszy
Naburmuszona mina Bianci, siedzącej na kanapie ze skrzyżowanymi na piersi rękoma wyglądała niezmiernie zabawnie. Jej włosy porozrzucane po całej głowie przypominały ściernisko, stratowane przez stado dzikich koni. Pod oczami wisiały jej worki od niewyspania, a buzia otwierała się co jakiś czas, aby dogłębnie wyrazić zmęczenie całego ciała. Krótko rzecz ujmując wyglądała jak siedem nieszczęść. A teraz, blondyneczka, z racji swej ogromnej skłonności do obrażania innych ludzi, którzy jej podpadli, skazana była na długie kazanie płynące prosto z ust Lucasa. Oj, on to dopiero był wkurzony. Już pomińmy fakt, że skompromitowała go na oczach rodziny Dulce. Bardziej ciążył mu aspekt nocy spędzonej z daleka od czarnulki! Przez kuzynkę, zmuszony był wczorajszej nocy wrócić razem z nią do domu, zamiast spędzić resztę nocy w towarzystwie ukochanej. Nie mógł pojąc, jak w takim małym ciele, jakie niewątpliwie posiadał Karmelek, może narodzić się aż tyle nienawiści do człowieka imieniem Juan.
- Możesz mi powiedzieć, co Cię napadło, żeby atakować niewinnego faceta wałkiem do ciasta?! – wrzasnął, pocierając swój zarost i chodząc z jednego miejsca w drugie. Gotował się od środka. Na zegarku była zaledwie szósta rano, lecz on nabuzowany przez emocję w ogóle nie odczuwał jakiegokolwiek zmęczenia. – Bianca, nie udawaj, że mnie nie słyszysz!
- No przecież mówię, chyba już setny raz, chciał mnie zgwałcić tak jak moją kochaną Lulu. – Odpowiedziała, kończąc swoją wypowiedź przeciągłym ziewnięciem.
- Nie zmyślaj głupot. Dobra? Lepiej się od razu przyznaj, co tak naprawdę tutaj zaszło! – krzyczał, nie panując zupełnie nad sobą. Powiem Wam szczerze, że pierwszy raz widzę Lucasa w takim stanie, po raz pierwszy wydziera się, jak świr na Biance! Wcześniej najwyżej troszkę sobie podogryzali, ale nic poza tym. Sama zaczynam się go po troszku bać! – Jeśli mi nie opowiesz prawdziwej historii, wyciągnę Cię w takim stanie na środek ulicy! – zagroził poważnym tonem, zaciskając mocno zęby. Panna Boyer naprawdę się przestraszyła. Perspektywa śmiejących się z niej ludzi, przyprawiała ją o zawroty głowy.
- No już dobrze. – Uległa jego namowom. – Bo tu chodzi o to, że.. że on, znaczy się Juan, on powiedział, że..
- No wykrztuś to wreszcie z siebie!
- Uznał nasz pocałunek za nic nie znaczący! – powiedziała jednym tchem, a po jej policzkach spłynęło kilka łez, które pomimo zakazu właścicielki, wydostały się spod zmęczonych powiek. Spuściła twarz w dół. Wczoraj uświadomiła sobie, że cholernie, bez opamiętania zakochała się w Juania, w teraz cierpiała. Ten podły idiota złamał jej serce głupim stwierdzeniem, że nic dla niego nie znaczy! – Niewychowane ciele zasłużyło sobie na te wszystkie uderzenia wałkiem! – wychlipała, zaciągając się powietrzem. Lucas westchnął ciężką. Zrobiło mu się żal kuzynki, doskonale wiedział, jak czuje się człowiek ewidentnie odrzucony przez miłość życia.
- Szkoda tylko, że przy okazji ucierpiała pani Perez.. Nie wiem, czy jest zadowolona z nowego koloru swoich włosów – zagadnął, ni to poważnie, ni to żartem, ale zauważając jej delikatny uśmiech zrozumiał, że jest na dobrej drodze, aby pomóc Biance w pokonaniu tego straszliwego uczucia samotności, jakie odczuwa człowiek poniekąd odtrącony przez ukochaną osobę. Sam przeżył to na własnej skórze i czuł się prawie jak doświadczony w tych sprawach swego rodzaju, głupek.
- Nie chciałam, żeby tak wyszło, musisz mi uwierzyć. Nie planowałam tego całego przedstawienia. Skąd mogłam wiedzieć, że ta puszka z farbą była niedomknięta? Myślałam, że jak nią rzucę, to ten padalec zapłaci bóle za moje cierpienie. Pech chciał, że farba rozprysła po całym towarzystwie, upatrując sobie ofiarę w osobie mamy Dulce. To nie było zamierzone, Luci, przysięgam! – Zarzekała się, ocierając łzy z policzków. Wyglądała na taką zmarnowaną, niewyspaną, zmęczoną, po przejściach.. czyli dokładnie tak, jak było w rzeczywistości. Szatyn, ogarnięty chęcią pocieszenia kuzynki, podszedł do niej o objął ją, przyciskając do swojej piersi. On jeden wiedział najlepiej, jak bardzo Bianca tego potrzebuje, jak bardzo brakuje jej czułości rodziców, opieki ze strony drugiej osoby. Wprawdzie Lucas często starał się jej to wszystko okazywać, jednak różnica między kochającymi rodzicami a szalonym kuzynem jest wprost ogromna.
- Spokojnie mała, już jest dobrze, Juanem się nie przejmuj, on tylko zgrywa takiego twardego macho. Jestem prawie pewien, że wcale, a wcale nie jesteś mu obojętna.. – zaśmiał się tak lekko do jej ucha, aż przeszły ją dreszcze. Nie wiedzieć tylko, czy z powodu oszałamiającego uczucia nadziei, czy też z powodu drażniącego zarostu chłopaka.
Juan mężnie zniósł rozmowę z ojcem w towarzystwie Antonia. Teraz młody Perez siedział na sofie i dokładnie analizował słowa rodziciela, wypowiedziane tuż przed odjazdem. Szukał w nich jakiegoś drugiego dna, ukrytego znaczenia, jednak za żadne skarby nie mógł wymyślić nic sensownego. Pocieszał się faktem, że konflikt z rodzicami, szczególnie z tatą ma w pewnym sensie za sobą, że już zażegnał te lata kłótni. Był wdzięczny ojcu, kiedy ten wybaczył mu postępek sprzed paru lat. Juan naprawdę żałował i dałby wszystko, żeby cofnąć czas. Niestety, nie wynaleziono jeszcze machiny przenoszącej człowieka w czasie. I nad tym faktem ubolewał najbardziej.
- Jesteś głodny? Może zrobić Ci śniadanie? – zapytała Dulce, wchodząc wolnym krokiem do pomieszczenia. Wciąż miała na sobie prowizoryczną piżamę, którą założyła ubiegłej nocy. Przez te wszystkie wydarzenia nie znalazła nawet czasu, żeby się przebrać z wygodnego wdzianka.
- Nie jestem głodny. Poza tym, jest dopiero po szóstej. Nie uważasz, że to za wczesna pora na śniadanie? – Obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem, na który zużył całą swoją energię. W rzeczywistości nie miał nastroju do żartów.
- Coś cię gryzie. – Zauważyła czarnulka, przyglądając mu się podejrzliwie. – To ta rozmowa z ojcem, prawda? Juan, myślałam, że wszystko już sobie wyjaśniliście, że wybaczyliście sobie nawzajem.. – wymieniała jak oszalała. Miała nadzieje, iż tak właśnie się stało.
- Bo wyjaśniliśmy. To coś innego.
- Ach tak. Zadręczasz się wypadkiem Ashley.. Juan, musisz o czymś wiedzieć. My dalej utrzymujemy kontakty i.. – mówiła, kiedy jej przerwał.
- Nie, proszę, nie katuj mnie jeszcze tym. I tak jestem wystarczająco przybity, uzmysławiając sobie, że to właśnie przeze mnie jeździ na wózku! – wstał na równie nogi, uderzył pięścią w stół i natychmiast wyszedł.
Dulce poczuła, jak zaczyna jej się kręcić w głowie, przez chwile miała wrażenie, że cały świat pod nią wiruje. Przed oczami zawitała jej mgła. Przebrzydłe uczucie bezsilności wobec natarczywego bólu głowy, doprowadzało ją do szału emocjonalnego. Potarła palcami skronie i przymknęła na chwilę powieki. Pewnie nadal siedziałaby w tej pozycji, gdyby nie czyjeś kroki.
- Juan, przepraszam za te słowa, ja nie chcia.. – przerwała na widok uśmiechniętej miny Lucasa.
- Cześć słoneczko – szepnął przymilnie, podchodząc do niej na możliwie najmniejszą odległość. Miał na sobie świeży, jeszcze pachnący podkoszulek w zielonym kolorze i ciemne dżinsy. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a brązowe loczki błyszczały jeszcze kropelkami wody. Dulce domyśliła się, że co dopiero opuścił kabinę prysznicową. – Tak dawno Cię nie widziałem.. – cmoknął ją czule w usteczka, zamykając oczy.
- No rzeczywiście! – zakpiła.
- Co jest? – otrzeźwiał z zauroczenia i przyjrzał jej się uważnie, usiłując dostrzec fundamenty złego nastroju ukochanej. Otoczył ją rękoma w talii i przyciągnął bliżej siebie. – Pokłóciłaś się z Juanem, prawda? – momentalnie odgadł. To z pewnością dlatego, że powitała go przeprosinami, skierowanymi do brata. Chciała mu o wszystkim opowiedzieć, o tym, jak jej brat musiał sobie szukać nowego lokum, po tym, jak ojciec pozbawił go domu, o powodzie tego całego wydarzenia i o wszystkim, co tylko ją dręczył, lecz nie mogła. Nie chciała go obarczać tymi problemami, chociaż wiedziała, że na pewno pomógłby jej to wszystko przezwyciężyć.
- Szkoda gadać.. Powiedz lepiej, jak tam Bianca. Nienajlepiej wczoraj wyglądała. – Przypomniała, unosząc brwi do góry. – Co ją napadło z tym wałkiem? Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takiej akcji. – Roześmiała się na to wspomnienie.
- Ten temat również nie jest zbytnio ciekawy, mam dla nas o wiele lepsze zajęcie. – Obdarzył ją perwersyjnym uśmiechem i delikatnie musnął jej ponętne usteczka.
- Bo się od tego uzależnię.. – mruknęła, niecierpliwa dalszych pieszczot, które wyraźnie się jej podobały. Niespodziewanie, zadzwonił telefon, przerywając jednocześnie tą czułą i miłą sytuację. Dulce z trudem wyswobodziła się z uścisku Lucasa, który z kolei niechętnie wypuścił ją z ramion.
- Tak, słucham? – przemówiła do słuchawki, po czym roześmiała się głośno i z niezwykłą radością w oczach prowadziła dalszą konwersację. – Naprawdę? To wspaniale! – zachwycała się na głos. – Oczywiście, o której? Dobrze, pa! – cmoknęła i odłożyła słuchawkę na widełki. Prawie w podskokach pokonała niewielką odległość jaka dzieliła ją z Lucasem. Wciąż w fantastycznym nastroju rzuciła mu się na szyję i pocałowała w usta. Nie był to jeden z tych namiętnych pocałunków, tylko taki zwykły, lecz bardzo przyjemny.
- Kto dzwonił? – zapytał jak na niego, aż za bardzo podejrzliwie.
- Ach, to tylko Tommy! – zachichotała – Jakiż on jest kochany! Wyobraź sobie, że zaprosił mnie dzisiaj na lody na mieście, żeby omówić jakąś bardzo ważną sprawę, nie mam pojęcia, o co mu chodzi. Jednak wydawał się zachwycony całą tą wiadomością. Aż mnie ciekawość zżera, o co może chodzić temu małemu draniowi. – Uśmiechnęła się szeroko, mierzwiąc palcami jego włosy. I wierzcie mi, wszystkiego się spodziewała, ale nie tego, że Luci ją od siebie odepchnie i poczęstuje niesamowicie okropnym wyrazem twarzy. Ależ on jest zabawny, chyba wiecie, dlaczego się tak wścieka!
- Nie sądzę, by ten blondas był kochany.. – mruknął posępnie – Tommy.. ohydne imię! – powiedział kpiarskim tonem, krzyżując ręce na piersiach. Wydawał się taki poważny, aż za poważny, jak na taką błahostkę.
- Ty jesteś zazdrosny.. – skwitowała rozbawiona Dulce, z trudem hamując śmiech. Oczywiście cholernie jej to schlebiało, ale również i przeszkadzało. Nie chciała, żeby Lucas w ten sposób traktował jej przyjaciół. Nie byli to jego rywale, tylko tak samo jak dla Duli, przyjaciele. Do diabła, powinien się kierować zasadą: Przyjaciele mojej dziewczyny są moimi przyjaciółmi. – Oh przestań, Lucas, nie masz powodu do zazdrości. – Podeszła do niego i na siłę wcisnęła się w jego ramiona. To właśnie tam czuła się najlepiej.
- Ten koleś mnie denerwuje.. podobasz mu się i tyle. A ja, biedny, poczciwy Lucas nie zamierzam cię nikomu oddać. Zrozumiano? Jesteś moja, moja, moja i tylko moja.. – szepnął pod koniec, podnosząc ją do góry.
- Przestań chodzić w kółko! To denerwujące! – krzyknęła Alicia, przywołując do porządku swojego towarzysza. Sama oczywiście również się stresowała, ale nie miała zamiaru aż tak dosadnie tego pokazywać. Preferowała bardziej w spokojnym czekaniu, niżeli nieznośnym krążeniu przed kawiarnią. Westchnęła i przysiadła na ławeczce. Wydęła twarz w kierunku nieba i napawała się słońcem, jakie zawitało po tej całej ulewie.
- Wiedziałem, że wciągnięcie do naszego planu tej pospolitej blondyneczki będzie naszym największym błędem. – Odparł Thomas, ignorując jej uwagę. Miał na sobie fioletową koszulkę i jasne dżinsy, dopieszczone czerwonymi trampkami, czyli jego ulubionym obuwiem.
- Spokojnie, pospolita blondyneczka już jest.. – oboje usłyszeli piskliwy, słodki głosik, dochodzący z lewej strony od kawiarni. Kiedy tam spojrzeli, przed ich oczami ukazała się odpicowana panienka, w kusym stroju z idealnie ułożonymi blond lokami. Wprost błyszczała świetnością w swojej króciutkiej, zielonej sukieneczce w kropki, przepasanej szerokim, brązowym pasem. – Cześć Wam!
- Hej! – mruknęła Aly, posyłając jej najbardziej drwiące spojrzenie, jakie można sobie wyobrazić. Z kolei Thomas wyraźnie odczuł ulgę na jej widok.
- Ja dobrze, że już jesteś. Naszą misję czas zacząć. – Zarządził władczym tonem, podchodząc do Bianci. Objął ją ramieniem i z rozmarzeniem przejechał dłonią po niebie, przedstawiając jej swój znakomity plan. Jego głos był aż nad wyraz fantazyjny. – Spójrz. Czy widzisz ten wspaniały obraz nowej, pięknej, innej Dulce!? Czy widzisz jej nowy kolor włosów? Ostry makijaż? Modne ciuchy? Czy widzisz nadchodzącą zmianę naszej uroczej czarnulki?
- Thomas, muszę Ci pogratulować pomysłowości. Że też ja sama na to wcześniej nie wpadłam! Pora na kolejną zmianę w życiu Dulce. Charakteru już nabrała, pora na zewnętrzną część – zaśmiała się. – I mam już pewien plan.. – poruszała znacząco brwiami, eksponując rząd białych zębów.
- Ja również mam plan! – odezwała się nagle Alicia. – Dzisiaj występujemy w pewnym klubie, tu niedaleko. Może by ich tam w sekrecie umówić? Bo wy chcecie to zrobić, prawda? Taki był wasz zamiar, czyż nie? Zmienić wygląd Dulce i pokazać ją taką nową Lucasowi? Powiedzcie coś, bo to milczenie jest dosyć dziwne.. – zmarszczyła brwi.
Thomas popatrzył na Biancę, Bianca spojrzała na Thomasa. Można powiedzieć, rozumieli się w tych sprawach bez słów. Na twarzach obojga zakwitł uroczy uśmiech od ucha do ucha.
- Ten plan jest o niebo lepszy od naszego! – stwierdziła z podziwem blondynka, już snując plany na wieczór. – To będzie znakomite, takie zaskoczenie dla mojego kuzyna! Och, cholercia! Ale się ucieszy i zdziwi! Aly, moje gratulacje!
- Jest jeden problem, nie wiemy czy Dulce się na to wszystko zgodzi. A tak poza tym.. już jesteśmy spóźnieni na spotkanie z nią! Ludzie, zbieramy się! Jakieś piętnaście minut temu powinniśmy być pod lodziarnią na Słonecznej. Oby Dulce na nas jeszcze czekała! Pragnę również zauważyć, że nie musielibyśmy tak biec, gdyby pewna osoba wiedziała, co to punktualność – dodała zgryźliwie, patrząc znacząco na Biancę.
- Oj, robisz z igły widły. – Odpowiedziała panna Boyer. – Byłabym wcześniej, gdyby nie ta cholernie ciekawa wystawa nowych kostiumów kąpielowych dwie przecznice wcześniej. Kiedy mijałam ten butik nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam! Ale są dobre nowiny, kupiłam sobie pięć bikini! – roześmiała się, ale po chwili mina jej zrzedła, kiedy dostrzegła poirytowane twarze towarzyszy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Margo dnia 13:20 :14 , 26 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 13:17 :52 , 26 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
|26| Zakupowe szaleństwo
- Cztery podwójne porcje lodów czekoladowych z bitą śmietaną, sosem czekoladowym i ogromną ilością orzechów! – wyśpiewał melodyjnie Thomas, uśmiechając się uroczo do ekspedientki w czerwonej czapeczce, stojącej za ladą w lodziarni. Dziewczyna o równo przystrzyżonej grzywce zarumieniła się, oblewając purpurą. Drżącymi rękami zabrała się za przygotowanie zamówienia. – Dasz znać, jak skończysz? – mrugnął okiem, wtaczając na usta perwersyjny uśmieszek. – Będę przy tym stoliku pod oknem.
- Oczywiście, proszę pana! – pisnęła radośnie szatynka. W jej głosie dało się również usłyszeć nutkę strachu, połączoną z ogromem zawstydzenia. Szczerze Wam powiem, że żal mi takich dziewczyn, które w tak banalny sposób dają się podejść kolesiowi, który z kolei potrafi omamić bezbronnego szczeniaczka. Thomas szczerząc się do biednej, naiwnej ekspedientki ruszył w kierunku czekającej na niego zgrai kobiet. Rozkrzyczanej zgrai kobiet dla jasności. Dlaczego? Bo słychać było całą to trójeczkę w całej okolicy, zgaduje, na jakieś sto metrów! O kim mówię? Chyba się domyślacie, że o Dulce, Biance i Alici. Paplające grono. Nie ma nic gorszego niż zatracone w konwersacji wychowane damy, rzecz jasna, jest to czysta ironia z tym wychowaniem.
- Wy chyba do reszty oszaleliście! Wszyscy po kolei na czele Thomasem! – krzyknęła rozgniewana Dulce, uderzając pięścią w stół. Jak dotąd ze spokojem znosiła całą tą absurdalną opowieść o zmianie, jednak teraz miarka się przebrała. Ona nie będzie się wydurniać z jakąś zbędną metamorfozą, która tak na dobrą sprawę w ogóle nie jest jej potrzebna. W końcu Lucas zaakceptował niedoskonałości Dulki, kocha ją taką, jaka jest! Po co wszystko psuć, a być może również komplikować? Czy Ci wspaniałomyślni myśliciele obstawili także opcję, że Lucasowi nie za bardzo spodoba się nowy image jego czarnulki i najzwyczajniej w świecie ją rzuci? Taka perspektywa przerażała Dulce Margaritę Perez, jak cholera jasna! – Nie zgadzam się! Żaden fryzjer! Żadne zakupy! Nic! Mi jest dobrze z tym, co mam. Zresztą, misiaczkowi się podobam.. – dodała już z szerokim uśmiechem i rumieńcem na twarzy.
- Misiaczek? – zapytała poirytowana Bianca, krzywiąc się z niesmakiem. Dulce to wiedziała, jak ją dobić! Nie dość, że ledwo pozbierała się do kupy po dzisiejszym rozczarowaniu, to ta jeszcze wyjeżdża jej z jakimś misiaczkiem! Do diabła! Ona też chce mieć swojego misiaczka!
- Tak nazywam Lucasa.. – odparła na pytanie, nie wyczuwając w nim irytacji. Jej czarne oczka błyszczały od nadmiaru podekscytowania, dogłębnie obrazowały, jak szaleńczo się zakochała. Sami zobaczcie! Jedno wspomnienie Lucasa, a Dulce od razu przechodzi złość, momentalnie się uśmiecha, rumieni, oczy jej się świecą! Czy nie tak właśnie zachowuje się osoba, która bez reszty się zakochała? Tak! I czarnulka jest tego najlepszym przykładem.
- Dulce proszę cię, zgódź się! – do konwersacji dołączyła Alicia, składając ręce, jak do modlitwy. Ten rozbrajający gest rozśmieszył Tommego. – Przecież to nie będzie aż tak straszne. Kilka nowych ciuchów, jakaś szczególnie oszałamiająca kiecka, lekki, prawie niezauważalny makijaż, i drobne poprawki w ułożeniu Twoich włosów. – Machnęła ręką, bagatelizując wszystkie uprzednio wymienione sprawy.
- Że co proszę? – nastroszyła się blondyneczka, spoglądając na zabójczo spokojną i opanowaną Aly. Malujące się na jej twarzy niezadowolenie i niema groźba były naprawdę przerażające.
- No przecież taki mieliśmy zamiar, drobne, praktycznie niewidoczne zmiany, takie można rzec, letnie porządki.. – roześmiała się sztucznie, szczerząc zęby. – Czyż nie? – zwróciła się Bianci, a jej oczy wypowiadały w jej kierunku dalsze słowa: Zaufaj mi!
- Aaaa… - zreflektowała się w porę panna Boyer, oślepiając publikę zniewalającym uśmiechem białych zębów. – Tak, Dulce, jest dokładnie tak, jak mówi Aly! Żadnych zwiększysz zmian, tylko takie tyci, tyci.. – pokazała palcami rzekomą wielkość i po raz kolejny wykrzywiła usta w szeroki uśmiech. Istny banan, chciałoby się powiedzieć. Po tym przekonującym wystąpieniu usiadła wygodniej na krześle i spozierając wciąż na Dulce, obserwowała jej reakcję.
- Macie mnie za idiotkę? – mruknęła Dulka, wypuszczając nadmiar powietrza ust. Niby taki wymowny gest obrazujący jej znudzenia daną sytuacją, czyli rozmową. Nie panując już nad sobą, zakryła twarz dłońmi i wymieniając po kolei największe miasta Europy, zastanawiała się nad podjęciem decyzji. – No dobra.. – odezwała się po chwili z niewyraźną miną osoby niepewnej. – Ale jeśli nadużyjecie mojej cierpliwości i spokoju, gorzko tego pożałujecie.. naślę na Was Lucasa.. – westchnęła, podśmiewując się pod nosem.
- Dobry kawał! – zakpiła Bianca – Ty mnie nie strasz tą chuderlawą imitacją mężczyzny. Ostatnio miał trudności z przesunięciem fotela, kiedy go o to poprosiłam. Nie dałby rady naszej wspaniałej trójce. Zresztą, jego pomoc będzie tutaj zbędna, gdyż nie uśmiecha mi się zadzieranie z Twoją zacną osobą. Sam Luci nie stanowi żadnego poważniejszego zagrożenia. – Wymowne spojrzenie czarnulki ścięło ją z nóg. – Chciałam powiedzieć, Lucas jest najodważniejszym, najsilniejszym facetem pod słońcem. – Zamrugała dziewczęco oczkami.
- Wow! – Thomas zaklaskał w dłonie – Brawo! Bianca, powiedz, gdzie nauczyłaś się tak kłamać? – zapytał, wciąż przypatrując się jej z podziwem zakleszczonym w oczach. I w tym samym momencie do stolika podeszła śliczna szatynka z tą swoją czerwoną czapeczką. Na tacy ułożone miała cztery pucharki z lodami przedekorowane zgodnie z zamówieniem. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, a ręce nadal trzęsły się ze zdenerwowania. Ułożyła desery na blacie stolika i zwróciła się do blondyna.
- Proszę, oto pana zamówienie. Ach, jest pan zabójczo podobny do Brada Pitta. – Wyznała w końcu i omal nie zemdlała, kiedy puścił do niej oko.
- Wszyscy mi to mówią – stwierdził z westchnieniem.
Biedna, zauroczona ekspedientka oddaliła się ponownie do lady. I nagle po długiej, uciążliwej ciszy wszystkie trzy panienki zgromadzone przy stoliku pod oknem wybuchły głośnym, hałaśliwym śmiechem do reszty przypominającym żabi rechot. Aly o mały włos nie spadła z krzesła, natomiast Bianca prawie rozmazałaby sobie makijaż, przez łzy, gromadzące się pod jej powiekami. Dulce, jak za dawnych czasów dostała ataków duszności, panicznie łykając powietrze. Thomas zaczerwieniony po same uszy ukrył twarz w dłoniach i skulił się, aby uniknąć roześmianych spojrzeń innych ludzi przebywających akuratnie w budynku. Po jakiś dziesięciu minutach dziewczyny się opamiętały, i wachlowaniem starały się zapanować nad emocjami.
- Ta dziewczyna powinna zakupić sobie okulary… - stwierdziła Alicia, zakrywając usta.
- Ty i Brad Pitt? – zapytała z irytacją Bianca – No proszę cię! Bez takich żartów.
- Ma dziewczyna poczucie humoru.. – dodała uszczypliwie brunetka, trącając kumpla łokciem. – Prawda?
- Wy to jesteście przyjaciółki pierwsza klasa.. – rzucił ironicznie Tommy, zanurzając łyżeczkę w swoich czekoladowych lodach z bitą śmietaną, sosem czekoladowym i orzechami.
Tymczasem w jednym z meksykańskich lokali siedział przystojny brunet, popijając co jakiś czas trunek ze swojej szklanki. Wyglądał co najmniej jak zbity pies lub rozjechana na drodze żaba. Siedem nieszczęść. Jego sponiewierany nastrój udzielił się także otyłemu barmanowi. Trzymając w ręce szklankę i ściereczkę zagadnął do klienta:
- Kobieta, prawda? – pokiwał z dezaprobatą głową.
- Skąd pan wie? – zdziwił się Juan, odrywając wzrok od blatu lady.
- Bo jak mężczyzna przychodzi do baru o trzeciej po południu, żeby się napić, to musi chodzić o kobietę. Wie pan, doświadczenie. Pracuję w tej knajpie jakieś siedem lat i za każdym razem było identycznie. Jaki z tego wniosek? Kobiety do istne diabły wcielone, które za hobby uważając ranienie mężczyzn. Zostawią gościa z wyuczonym tekstem i myślą, że wszystko jest cacy. W rzeczywistości nic nie jest cacy, gdyż facet też człowiek, ma uczucia, no nie?
- Ma pan rację.. – przyznał z trudem Perez, przechylając szklaneczkę.
- Witam.. – Juan usłyszał kobiecy głos tuż nad głową i momentalnie odwrócił się w tamtym kierunku. Przed jego oczami ukazała się piękna brunetka o ponętnych kształtach z szalenie pociągającym uśmiechem. – Cześć przystojniaczku, mogę się przyłączyć?
- Jasne, siadaj piękna, masz ochotę na coś do picia? Ja stawiam.. – zaręczył.
- Szkocką, poproszę.
Załamana Dulce wciąż podążała za entuzjastycznie nastawionymi do sprawy przyjaciółmi, zastanawiając się, co wymyślą tym razem. Ona już od początku wiedziała, że na błahostkach się nie skończy i będzie wręcz odwrotnie, niż ją o tym zapewniali. Najgorszy w tym wszystkim był strach. Zwyczajna bojaźń dotycząca reakcji Lucasa. Co jeśli stwierdzi, że to w dawnej Dulce się zakochał? Co jeśli uzna, że teraz nie warto cokolwiek robić i po prostu ją rzuci? Tyle niezrównoważonych myśli kłębiło się w jej głowie, a odpowiedzi choć banalne, nie przychodziły.
- Musimy kupić tą bluzkę! Koniecznie! – stwierdziła z zapałem Bianca, wlepiając swoje błękitne oczy w wystawę sklepową. Nawet nie czekała na pozostałych, tylko jednym szybkim ruchem wpadła do butiku. Jej oczy zabłysły na widok szalenie pięknych ubrań, które, jak uważała, jeszcze dzisiejszego dnia powinny znaleźć się w jej szafie!
- Blondi, zaczekaj! – krzyknęła Aly – Pamiętaj, że to nie ty jesteś na zakupach, tylko Dulce! Taki drobny szczególik! Mam nadzieję, że Ci nie umknął! – uśmiechnęła się sztucznie, przywołując do porządku nielubianą znajomą. Na te słowa mina blondyneczki zrzedła, ale nie minęła nawet minuta, jak Bianca po raz kolejny rzuciła się na wieszaki, jednak tym razem w poszukiwaniu odpowiednich ciuchów dla sąsiadki. Jej praca rąk była imponująca. Po jakimś czasie, zarówno Bianca, Alicia jak i Thomas mieli na swoich rękach stos ubrań i wszystkie z nich były do przymierzenia. Przez kogo? No oczywiście, że Dulce Margaritę Perez.
- Aż tyle? Powariowaliście? – zapytała zdziwiona czarnulka.
- Nie marudź, tylko rusz tyłek do przymierzalni i wołaj, kiedy już coś na siebie ubierzesz. – Nakazała władczym tonem panna Boyer.
- I tu się z nią zgadzam, a jeżeli ja zgadzam się z Biancą, to znaczy, że koniecznie musisz to zrobić! – dodał Thomas, szczerząc zęby.
Dulce posłusznie wykonała ich rozkaz, bo prośba tego nie można nazwać. Zakładała, wychodziła się pokazać, czekała na opinię trójeczki, wchodziła, zdejmowała i przymierzała kolejny fatałaszek. I tak w kółko. Aż do znudzenia. Te wszystkie katorgi skończyły się po jakimś pół godziny, kiedy w końcu wielka trójca uznała, że pora na kolejny punkt dzisiejszego dnia.
- Dlaczego ja to wszystko niosę? – zapytał niezadowolony Tommy, starając się utrzymać równowagę. A wierzcie było do niezmiernie dla niego trudne, z racji olbrzymiej ilości toreb, które nieszczęsny musiał nieść. Czego się nie robi dla przyjaciół?
- Nie marudź, tylko prowadź..
- Dulce? – usłyszeli nagle męski głosik. Aż strach było się odwracać. Wszyscy jednocześnie rozpoznali w tym głosie Lucasa. Tak! Lucasa Browna! W końcu odważyli się stawić czoła wrogowi.
- Śledziłeś nas! – powiedziała oburzona Dula, starając się wypaść wiarygodnie.
- Martwiłem się, nie wiedziałem, że na tym rzekomym spotkaniu będzie także moja kuzynka i .. Alicia! – przypomniał sobie imię brunetki. – Jakbyś mnie o tym powiadomiła nie żyłbym w strachu, że ten farbowany blondas cię teraz całuje!
- Lucas, co ty za bzdury pleciesz? Wiesz o tym, że Thomas jest moim przyjacielem! Jak możesz?! – Dulce naprawdę zrobiło się smutno.
- Kochanie, przepraszam, tylko nie obrażaj się, błagam, nie zniósłbym tego! – momentalnie do niej podszedł – To jest silniejsze ode mnie. Tak bardzo się boję, że cię stracę! – wyznał szczerze, co było rzeczywiście prawdą. Ale do cholery, są granice! On ją śledził, bo nie miał do niej zaufania, halo! Dulka obudź się!
- Chorobliwie zakochany, Lucas… - wysyczała Bianca – ZNOWU się tak zachowujesz!
- Nic na to nie poradzę! – odwrócił wzrok i wbił go w okazały budynek. Zazdrość rozdzierała go od środka. To był właśnie defekt młodego Browna. Kiedy już się na prawdę zakochał nie potrafił siedzieć spokojnie, wmawiając sobie bezustannie, że ukochana go zdradza. Tak było i tym razem.
- Pora z tym skończyć! Z tym kontrolowaniem! Jeśli mnie na prawdę kochasz, zaufaj mi! Nie wiem, czy mogłabym żyć z mężczyzną, który nadzoruje wszystkie poczynania bliskiej osoby. Zrozum, ja nie jestem ptakiem, którego można zamknąć w klatce. – Słowa Dulce uderzyły w niego rozdzierając biedne serce. Dała mu jasno do zrozumienia. Jeśli się nie zmieni, koniec z nimi.
- Dobrze skarbie, zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa..
- Słodziutko nam się tutaj zrobiło, a my zbytnio czasu nie mamy. Jeszcze tyle do zrobienia.. – wtrąciła Alicia. – Thomas, ja mam świetny pomysł. Razem z Lucasem pojedziecie do jego domu i zostawicie tam MOJE zakupy. Później do Was dołączymy. Tylko nie ruszajcie MOICH zakupów. I mam nawet dla Was plan na wieczór. Możecie wyjść gdzieś razem na piwo, czy coś. ZABIERZ może Lucasa do tego baru. Wiesz, o który mi chodzi, prawda? Tak się składa, że Dulce spędzi dzisiejszy wieczór z nami, a ty jesteś nam Tommy zbędny, więc bez problemu możesz gdzieś wyskoczyć z Lucasem. – Mówiła dalej Aly z szerokim uśmiechem, przeciągając wyrazy w pewnych momentach.
- No jasne! – rzucił kąśliwie, wtaczając na twarz zadowoloną maskę. – Ruszajmy bracie! – zwrócił się do Lucasa.
- Hej, stop, ale ja się jeszcze nie zgodziłem.. – skrzywił się Brown.
- Serio? – zapytała Dulce i w tym samym momencie Luci pociągnął blondyna za sobą, poklepując go przyjacielsko po plecach.
- Bądź tak miły i pomóż mi z tymi torbami… - poprosił Tommy.
- No to mamy Lucasa z głowy. No i pewnik, że dziś wieczorem będzie na miejscu w odpowiednim momencie.. – roześmiała się brunetka. – Chodźmy, pora na kosmetyczkę i fryzjera! – zakomunikowała radośnie, wskazując kierunek.
- No tak.. chodźmy na rzeź.. – mruknęła Dul.
|27| Fryzjerskie szaleństwo
Cały świat wirował jej przed oczami, jak zaczarowana kraina kolorowych żelkowych misiów. Szatynki, brunetki, blondynki i inne takie krzątały się dookoła jej zmizerniałego ciałka, dokonując wszystkich najpotrzebniejszych zmian, o których nie miała zielonego, fioletowego, ani czerwonego pojęcia. Dlaczego? Ponieważ sprytne kobietki tak ją usadziły, że jedynym widokiem, jaki miała, był wyłysiały facet blisko siedemdziesiątki, siedzący w poczekalni. Jeszcze by zdzierżyła jego obecność, ale puszczanie jej oczka było kompletną przesadą! Co do odgłosów, to słyszała zaledwie ciche chichoty, głośne ryczenie suszarki, zapierające dech w piersiach syczenie wszystkich środków „trujących” i dudnienie wysokich obcasów o posadzkę.
- Dziewczyny, długo jeszcze? Zaczynam się niecierpliwić.. – nagliła Dulka, opatulona czarnym kaftanem bezpieczeństwa, opatrzonym w czerwone kropeczki i praktycznie niewidzialne logo firmy sponsorującej. – Co wy tam robicie? Pamiętajcie, że ja chcę wyglądać, jak człowiek. – Dodała, naciskając szczególnie na pewne słowa. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co te niewierne istoty w tej chwili wyrabiają na jej głowie. Modliła się jedynie, by ta głupia, idiotyczna, absurdalna przemiana spodobała się Lucasowi, bo jeżeli nie, to ona już pokaże całej chmarze nalegających hien, co potrafi. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby przez takie głupstwo stracić największy skarb i ukochaną osobę.
- Spokojnie Dulce, odpręż się, zamknij oczy, myśl o czymś przyjemnym, na przykład o zachwycie mojego kuzynka, kiedy tylko ujrzy cię na oczka – zaśmiała się Bianca, poklepując ją przyjaźnie po ramionach. To właśnie jej rechot Dul słyszała najczęściej podczas tej już godzinnej wizyty u fryzjera, z którego pamięta jedynie mycie włosów. Tylko, kurcze pieczone, jak ona ma się odprężyć skoro nie koniecznie ta rzekoma mina będzie taka zachwycona, jak to mówi blondyna.
- Słuchaj Bianci. – Mruknęła Aly, podchodząc do długiej lady, na której leżały grube katalogi z kolorami farby. – Co sądzicie o tym? – wskazała palcem na jedną z barw i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, zbyt ekstrawagancko.. – odpowiedziała Sara, jedna z najlepszych fryzjerek w Meksyku, a jednocześnie koleżanka kuzynki Alici ze studiów. Tym samym również znajoma brunetki. – Moim zdaniem powinnyśmy zatrzymać jej naturalny kolor, tylko nadać mu błysku.. Mam fantastyczny pomysł. – Oczy rozbłysły jej milionem światełek, i każda z nich mówiła, że to naprawdę coś fajnego. – Mała narada.. – mruknęła tajemniczo w kierunku swoich towarzyszek, wtaczając na usta promienny uśmiech. Sara, jak na swoje trzydzieści lat wyglądała naprawdę młodo, zapewne przez wymyślną fryzurkę i ostry makijaż tak typowy dla młodego pokolenia. Poza tym, młodzieńczego uroku dodawały jej modne ciuchy. Przykrótka spódniczka z ciemnego dżinsu i luźna bluzka z szerokimi rękawami w turkusowym kolorze z szarym nadrukiem w centralnej części. Nogi miała cholernie zgrabne, chociaż nosiła wysokie szpilki, bez wątpienia każdego dnia w pracy. Dzisiaj włożyła zwykłe czarne z wycięciem na palec z przodu. Poruszała się w nich tak swobodnie, jakby co najmniej chodziła w baletkach.
- Mów natychmiast, ciekawość mnie zżera od środka! – niecierpliwiła się Aly, szybkim krokiem podchodząc do koleżanek stojących parę metrów przed nią. Dulce z kolei czuła na swoim ciele dreszcze biegające frywolnie wzdłuż kręgosłupa. Po raz kolejny doznała wrażenia, że te wymyślne rzeczy, który w tajemnicy przed nią planują dziewczyny spowodują kłopoty.
- No więc słuchajcie.. – szepnęła Sara, nachylając się ku dwóm ciekawskim głowom. Wyśpiewała im cały swój plan, powodując szaleńczy wybuch radości wśród pokręconych panienek.
Dobre dwie godziny później, Dulce z całych sił powstrzymywała się, żeby nie uciec z fotela i po prostu zwiać przed zwariowanymi koleżankami. Siedziała bezczynnie przez ten cały czas i wszystkie mięśnie jakie tylko posiadała domagały się ruchu. Była tak cholernie odrętwiała, że szok. W końcu usłyszała wybawcze słowa, płynące prosto z ust fryzjerki.
- Gotowe.. – powiedziała Sara z nieukrywanym zachwytem. Jej twarz mówiła sama za siebie. Uśmiechnięta, zadowolona, dumna.
- O jejuśku.. – Bianca złapała się za usta, podziwiając wspaniałą fryzurkę z szeroko otwartymi oczami. Z Alicią było dokładnie to samo. Biedne, ogłuszone stały tak jakieś dziesięć minut dopóki nie zorientowały się, że to jeszcze nie koniec zabiegów upiększających. Najśmieszniejsze było to, że Dulce wyglądała cudownie już teraz. Była śliczna, słodka i po prostu piękna. Pomyśleć, że Lucas to wszystko zauważył znacznie wcześniej. Nie potrzebował głupich zmian, aby dostrzec, jak bardzo uroczą osobą jest Dulce Margarita Perez. Do diabła, ten gówniarz zakochał się po uszy! Nie wiem, a może on posiadał jakieś specjalne okulary, przez które Dulce ujawniała prawdziwe oblicze? Piękną duszę? Kochające serce? Jeśli jednak nie zaopatrzył się w taki sprzęt to znaczy, że los się do niego uśmiechnął zsyłając na drogę życia przecudowną osobę, z którą nareszcie doznał szczęścia! Oh, głupi, lekkomyślny bałwan, pseudo szczęściarz. Chyba zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że oni będą razem na zawsze, można by rzecz happy end murowany. Ale mam dziwne przeczucie, a moje przeczucia sprawdzają się praktycznie od chwili kiedy się urodziłam.
- Duli, nie ruszaj się, jeszcze tylko subtelny makijaż i zmywamy się stąd! Boże dziewczyno, ależ ty ślicznie wyglądasz. Lucas padnie z wrażenia! Gwarantuję! – zachwycała się blondynka, przyglądając się czarnulce z nielada zachwytem w oczach. Tymczasem specjalistka skupiła się na jej twarzyczce, pokrywając ją wszystkim, co tylko było możliwe. Oczywiście z umiarem. Zrobienie z Dulcity małpiszona w peruce bądź też wymalowanej pstrokatej lali nie wchodziło w grę. Po skończonym zabiegu Aly i Bianca nareszcie pozwoliły jej spojrzeć w lustro. Szczerze powiedziawszy, to chyba w życiu nie widziałam takiej miny u Dulce. Szok pomieszany z zaskoczeniem posypany dużą dawką wzruszenia.
- Tylko się nam tutaj nie rozpłacz.. – poprosiła zmartwiona brunetka, przypatrując się twarzy czarnulki. – Nie podoba Ci się? Dulce, powiedz coś, bo jak na razie wyglądasz co najmniej, jakbyś chciała ryczeć!
- O Jezu.. – wymruczała jedynie otępiała panna Perez.
- Dulce, zaczynam się bać.. – szepnęła Bianca.
- To na pewno ja? Przecież ta dziewczyna wygląda tak.. tak..
- Ślicznie? – podpowiedziała Alvarez, której cholernie ulżyło. Jeszcze brakowało, żeby się jej nie spodobało. Przecież to było krótko rzecz ujmując nie odwracalne. Makijaż by się jeszcze zmył, no ale włosy? Nie słyszałam, aby odrastały w kilka minut a dzisiejszego dnia Dula straciła połowę swoich kruczoczarnych włosów. Tak, dobrze słyszycie! Dziewczyny pozbawiły ją aż takiej ilości, kreując na głowie dość krótką fryzurkę z cholernie postrzępionymi końcówkami.
- Nie wierzę! – mamrotała pod nosem Dulce, wciąż gapiąc się w swoje odbicie.
- No dobra laska, zbieramy się, muszę jeszcze skoczyć do tego klubu, w którym występujemy żeby obgadać wszystko z dziewczynami z zespołu. Przez ten cały szał zakupowy zupełnie o nich zapomniałam!
Kilka minut później dziewczyny były już we wcześniej wymienionym klubie, tyle, że mina Alici wyglądała jak z horroru a dobry humor poszedł się pieprzyć, delikatnie mówiąc.
- Jak to dzisiaj nie wystąpią?! – wrzasnęła na perkusistę, który niechybnie znalazł się pod ostrzałom jej pięknych, czarnych oczu.
- Claire się rozchorowała, ma czterdzieści stopni gorączki i wymiotuje, a Laura siedzi w łazience dwadzieścia cztery godziny na dobę. To chyba ta wczorajsza chińszczyzna im zaszkodziła. Zaczynam się cieszyć, że razem z chłopakami zamówiliśmy pizze.
- I co my teraz zrobimy? – zapytała wściekła na cały świat.
- Wystąpisz sama, proste! – odpowiedział Peter, który chyba zapomniał o bo jaźniach kumpeli. Dopiero po kilku sekundach powrócił do niego obraz z występu kilka miesięcy temu, kiedy zdarzyła się podobna sytuacja. Claire, jak i Laura nie mogły wystąpić, więc Aly postanowiła wziąć wszystko na siebie i wykonać osobiście całą piosenkę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że już na początku zaczął mylić się jej tekst, na czole pojawiły się kropelki potu, ręce trzęsły się jej ze zdenerwowania, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie na scenie. Wyszło na jaw, iż brunetka nie może występować solo, gdyż momentalnie zżera ją trema. Okazało się, że jedynie w towarzystwie innych wokalistów, tudzież wokalistek odzyskuje energię i pewność siebie.
- Nie ma mowy! – zarzekała się, tupiąc przy tym nogami. – Nie zrobię z siebie pośmiewiska po raz kolejny. Jeden raz to zdecydowanie za dużo! – roztrzęsiona nie wiedziała, co się z nią dzieje. Kompletnie nad sobą nie panowała, czego efektem były natychmiastowe łzy.
- Ej mała, co z tobą? – zapytał wystraszony Peter, podchodząc bliżej do Aly.
- Jakieś kłopoty? – zainteresowała się niż stąd ni zowąd Bianca, krocząc zgrabnymi nóżkami w kierunku dwójki rozmawiających osobników tej planety. Mina Alici cholernie jej nie pasowała. Spodziewała się uśmiechniętej, zadowolonej twarzyczki, a nie płaczącej minki. Dulce rzuciła się z blondynką, nie chcąc zostać sama nawet na marną minutę. Dlaczego? Ponieważ już od samego wyjścia z salonu fryzjerskiego każdy możliwy facet obracał się za nią, nie wspominając już o tych, którzy odważyli się nawet zaczepić jej bezbronną osóbkę. Jak to dobrze, że miała obstawę.
- Nie, poza tym, że dzisiaj nie będzie występu.. – chlipnęła zrozpaczona Aly. – Dziewczyny się rozchorowały, a ja nie zaśpiewam sama choćby mi zapłacili miliony. Za żadne skarby świata! – mówiła ponurym głosem, co raz połykając łzy mnożące się pod je powiekami i spływające po rumianych policzkach. Biance tak cholernie zrobiło się żal Aly, że nie zastawiając się długo palnęła:
- Ja z tobą zaśpiewam!
- Co takiego? – zdziwiła się brunetka.
- Nie wiem, czy wiesz, ale śpiew to moje hobby.. nie chciałabym się chwalić, ale wychodzi mi to całkiem nieźle. – Zarumieniła się delikatnie, czując, że wszyscy włącznie z Dulką się jej przypatrują. Pierwszy raz w życiu te gałki oczne lustrujące ją na wylot bardzo jej przeszkadzały. Wcześniej takie zjawisko traktowała zupełnie inaczej. Cieszyła się, była dumna. Teraz? Chciała się schować w najciemniejszy kąt.
- Ty mówisz serio? – Aly w ciągu sekundy odzyskała dobry humor, o którym świadczyły świecące oczka, tym razem nie od łez, promienny uśmiech i szalenie fajne nastawienie do sprawy.
- Wiesz, jeśli nie chcesz, to spoko, to była jedynie moja propozycja, zresztą, głupia się wyrwałam, przepraszam..
- Weź przestań. To wspaniały pomysł. Będę Twoją dłużniczką do końca życia! – Nieobliczalna Alicia rzuciła się na zdezorientowaną blondynkę, równocześnie czochrając jej blond czuprynkę. Ale mi się zrymowało. Wracając do tematu. Dziewczyny tak się przytulały i ściskały, że Dulce mimowolnie wybuchła śmiechem. Już po sekundzie wtórował jej bas Petera. Mężczyzna był tak śmiały, że stał teraz na wyciągnięcie ręki Dulce.
- Peter – przedstawił się, wyciągając ku niej dłoń.
- Dulce.. – odparła troszkę nieśmiało.
- Boże gdzie się ukrywałaś ślicznotko, nigdy wcześniej cię nie widziałem w towarzystwie Aly.
- Znamy się od niedawna! – zarumieniła się z lekka.
- Ej, facet, nie podrywaj jej, ona jest zajęta! – rzuciła żartobliwym tonem brunetka, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Otóż to! My jesteśmy jej strażniczki, więc wiesz, jeden niekontrolowany ruch, jedno czułe słówko a wisisz na ścianie i zostaniesz poddany kastracji – zaśmiała się Bianca. Na te słowa Peter odsunął się natychmiast od czarnulki z wyrazem wystraszonego pieska. Biedaczysko! Aly roześmiała się głośno, gdy spostrzegła jego minę. Wyglądał na naprawdę poszkodowanego umysłowo.
Maleńkie krople potu spływały po jego czole, kiedy natarczywe usta kobiety błądziły po jego nagim torsie. Odczuwał cholerne pragnienie obcowania z drugą kobietą, byle tylko zapomnieć o przykrych wydarzeniach ostatnich kilku dni i całej przeszłości.
- O Boże, Isabel, jesteś świetna! – krzyczał, wydając przy tym zduszone jęki. Kobieta bez skrępowania wodziła językiem po całym jego ciele, dorównując mu odgłosami. Ich gra erotyczna z minuty na minutę przechodziła w poważną scenę miłosną.
- Jakie to szczęście, że spotkałeś mnie dzisiaj w barze, prawda skarbie.. – mruczała mu do ucha, a on zwyczajnie jej przytakiwał. Oczarowała go swoim ciałem. Albo to po prostu efekt tego, że ma wiele problemów? Być może.
Niespodziewanie przed oczami Juana pojawiła się wiązanka obrazów. Urocza słodka twarzyczka Bianci szczególnie występowała na tej taśmie, doprowadzając go do dziwnych uczuć. Pieszczoty brunetki nie sprawiały mu już takiej przyjemności, kiedy uzmysławiał sobie, jak bardzo tym czynem rani Biance. Wiedział doskonale, że wyrzuty sumienia będą go prześladować do końca życia, albo i dłużej. Teraz sobie wszytko uświadomił.. Kocha Biance! Nie wiedzieć czemu, doznał swego rodzaju ulgi. Jakby jakiś ciężar spadł mu z serca. Niewiarygodna swoboda opętała jego ciało.
- Isabel? – mruknął cicho. – To nie ma sensu..
- Wszystko co ja robię, ma sens skarbie. Jeśli tego nie wiesz, to właśnie cię informuję.. – powiedziała złośliwie i nagle poczuł na rękach metalowe krążki. O cholera, zakuła go w kajdanki!
|28| Nie wszystko złoto co się świeci
- Chcesz piwa? – zapytał od niechcenia Lucas, stojąc przed szeroko otwartą lodówką. W ręce już trzymał jedną zimną butelkę, przeznaczoną oczywiście dla siebie. Teraz czekając na odpowiedź Thomasa, wydawał się bardzo zdenerwowany ciągłym zwlekaniem towarzysza. – Halo, zadałem pytanie? Jak mam potraktować to milczenie?
- Jasne, jasne.. – Tommy pokiwał głową. Zachowywał się dosyć dziwnie, czego efektem było nieustanne uciekanie do krainy marzeń i zamyślenia. Spoglądając cały czas na wyświetlacz telefonu, nucił jakieś bezsensowne melodie.
- Masz.. – szatyn z hukiem położył butelkę na stole. – Dziewczyna? – zapytał nagle. Thomas z racji swej błędnej interpretacji, przestraszył się tego zwykłego słowa, wybuchając zdenerwowaniem.
- Nie, skąd! Twojej dziewczynie nic nie jest! W ogóle skąd Ci to przyszło do głowy? – trząsł się skandalicznie, z trudem łapiąc powietrze. Co za bezmyślny gagatek. Ciekawe, jak zareaguje Luci, obłędnie zazdrosny i zatroskany facet. Przecież on jest zdolny do wszystkiego. Gotów nawet zawiadomić policje! – Siedzi sobie teraz w jakimś sklepie albo kawiarni, pije sok pomarańczowy z lodem, żaden facet jej nie podrywa, nie przechadza się przecież po klubach.. wykluczone! – pot kropelkami spływał po jego czole. Denerwował się jak cholera i bredził przy okazji. Znaczy się paplał bez sensu, ale to chyba to samo. Krzaczaste brwi Lucaska zbiegły się tuż nad nosem, na czole pojawiły się zmarszczki, oczy rozszerzyły się do rozmiarów spodeczków. Ta reakcja dobiła niewinnego blondyna, wywołując u niego atak paniki. – Nie bij! – zawył, zasłaniając się rękami.
- Mów co wiesz! Gdzie jest Dulce! – krzyknął rozjuszony Brown, uważnie przyglądając się kompanowi. Jego wyraz twarzy bynajmniej nie zachęcał do rozmowy, a wręcz przeciwnie. Thomas modlił się cud, jakiś pretekst, żeby uniknąć tłumaczeń. Znając tego paplę, na pewno by się wygadał! I nagle.. zadzwonił wybawczy telefon. Tommy tak się ucieszył, że aż z wrażenia podskoczył na krześle. Po chwili doszedł do siebie i z szerokim uśmiechem mruknął jakieś zdawkowe przeprosiny do Lucasa. Następnie udał się w jakiś cichy, bezpieczny kąt z daleka od ciekawskich uszu szatyna.
- Co jest? – szepnął do urządzenia. – Zwariowałyście! – krzyknął zaledwie po minucie, kompletnie zapominając o wadze tego zadania. Za karę, za tak okropną sklerozę, walnął się pięścią w twarz. – Aly, czy wy postradałyście zmysły? Za Chiny Ludowe to się nie uda! Za dużo słoneczka, co? – mówił ironicznie. – Jakim cudem? On mnie nie posłucha! Taa, jasne! Może mam go uśpić i wywlec, co? – zażartował. – Dobra, dobra, bo mi bębenki pękną! Na razie! Pa! – cmoknął do słuchawki, po czym odmówił modlitwę o pomyślność swojego kolejnego zadania, które wydawało się cholernie trudne i niewykonalne.
Po skończonych rytuałach, Thomas z poważną miną ruszył w kierunku kuchni, gdzie zostawił wściekłego Lucasa. Ściskając kurczowo telefon, zaszlochał demonstracyjnie, przekraczając próg. Na śmiech mi się zbiera, co też ten Tommy znowu wymyślił!
- Stało się coś? – mruknął podejrzliwie Luci, lustrując śmiesznie ubranego kolegę.
- Moja mama.. – pociągnął teatralnie nosem. – Jest chora.. musimy do niej iść! Natychmiast! – wpadł w świetnie zagraną histerię, ocierając niewidzialne krople potu z czoła, chociaż bardzo możliwe, że z tego całego zdenerwowania rzeczywiście jego twarz z deczka się zmoczyła. No wicie, zsiusiała.. metafora taka. – Lucas, ona ma biegunkę! Musimy jej pomóc! – gnał przed siebie, wlokąc nogi.
- Czy tobie już całkiem odbiło?! – Fuknął szatyn, przechylając butelkę, jednocześnie marnując sobie życie przez ten badziewny alkohol. Przeczesał palcami włosy i odetchnął głęboko. – Ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć.. – stwierdził. Jego palce tym razem bębniły o mahoniowy blat stołu. Ukrywał gniew zbierający się w jego wnętrzu, tak bardzo pragnący eksplodować. Miał nieprzebraną ochotę rzucić się na niego i wykrzesać siłą choć odrobinę szczerości. Pomyślał jednak, że pomimo wielu wątpliwości i dziwnego zachowania Thomasa musi zaufać Dulce, bo doskonale zdawał sobie teraz sprawę, że bez tego ani rusz. Nie zbudują poważnego, trwałego związku bez wzajemnego zaufania. Lucas odetchnął ciężko i postanowił postępować zgodnie z sercem, które w tej chwili szeptało, że wszystko jest w porządku i nie powinien nie potrzebnie urządzać scen, przez które niewątpliwie mógłby stracić Dulce raz na zawsze. Nie wyobrażał sobie bez niej życia i ta myśl przeraziła go do tego stopnia, iż uśmiechnął się szeroko do Tommego i powiedział – Stary, koniec z tym dociekaniem. Jestem, jak widzisz, spokojny i nic nie jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi emocjonalnej. Zrozumiałeś?
- Jasne, jasne, ale w tej chwili musimy się ulotnić z tego domu, zrozumiałeś? – zmałpował, celowo naciskając na ostatnie słowo. Thomasowi, bezsprzecznie ulżyło, czego dowodem był lepszy odcień jego twarzy, wcześniej przypominający bielusieńką ścianę. Uśmiechnął się niemrawo. Bądź co bądź, nie do końca wierzył Lucasowi, że rzekomo jest spokojny i opanowany. Wolał uważać i jak na razie nie zbliżać się do niego zbytnio.
- Ulotnić? A to niby czemu? – zdziwił się Luci, lecz zaledwie po sekundzie przypomniał sobie swoje niedawne postanowienie. Zero dociekania. – Zresztą, nieważne. Chodźmy jeżeli to takie pilne.
- Pilne, pilne, inaczej zawisłbym na tym śliczniutkim żyrandolu w Twoim salonie – wymruczał pod nosem Thomas, z ulgą przyjmując natychmiastową zgodę kompana. Nie ulega wątpliwości, że takie postępowanie zdziwiło go na skalę światową, jednak w tej chwili ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, było roztrząsanie powodów decyzji Browna. A co jeśli przez jego głupie pytania Lucas po prostu by się rozmyślił i zwyczajnie wycofał? Miał do tego prawo. Te prorocze, zbędne myśli przyprawiły Thomasa o dreszcze.
- Mówiłeś coś? – zapytał Luci, mając dziwne wrażenie, że jego towarzysz wyraźnie coś wypowiadał, a bynajmniej ruszał ustami. Kiedy Thomas zapewnił go, że mu się tylko zdawało, po prostu mu uwierzył, ponieważ nie chciał wnikać w jego problemy na tle psychicznym, jeśli takowe posiadał.
Suchość w ustach przypomniała Juanowi tą okropną scenę i chwile spędzone w łóżku z ponętną, lecz w równym stopniu świrniętą kobietę, na którą na początku miał rzeczywiście ochotę, która z kolei wyparowała wraz z myślą o Biance. Szkoda tylko, że Isabella okazała się typem niezrównoważonej, upartej kobiety bez skrupułów, która nie liczyła się z cudzym zdaniem. Obrazy z hotelu, którego opuścił chwilę temu wywoływały u niego odruch wymiotny. Nie mógł zrozumieć, dlaczego dał się tak omotać pierwszo napotkanej, napalonej idiotce. Czyżby jego domysły rzeczywiście były prawdziwe i robił wszystko, byle tylko udowodnić sobie, że to bujda? Od kilku dni miał nieodparte wrażenie, że Bianca nie jest mu obojętna, jednak wmawiał sobie, iż to tylko wybryk jego nad wyraz wybujałej wyobraźni. Nagle, wyrosło przed nim dwoje ludzi. Pierwszy raz w życiu przeżył taki szok. Niedowierzał własnym oczom. Wydawało mu się, że to nadmiar alkoholu i zbyt dużo emocji tego dnia płatają mu figle. Zamrugał oczami, a kiedy jedno z jego towarzyszy się odezwało już nie miał wątpliwości, że to nie sen, tylko jawa.
- Juan, musimy porozmawiać. Musisz nam pomóc. To bardzo ważne. Chodzi o Twoją siostrę.
- Co? – to było jedyne słowo, które potrafił wydukać w tym zatrważającym momencie.
- Droga wolna! – zakomunikowała wesoło Alicia spoglądając z zachwytem na wyświetlacz telefonu. Dopiero teraz dostała nader krótką wiadomość od przyjaciela, że dom jest pusty. Ucieszyła ją ta nowina, gdyż zostało im niewiele czasu na przygotowania przed występem, a postanowiły z Biancą urządzić sobie jeszcze prywatną próbę, chociaż już w lokalu ustaliły wszystkie szczegóły dotyczące piosenki, która, jak się okazało jest bardzo dobrze znana przez obie dziewczyny. Bianca by jeszcze uszła, ale fakt, że Dulce ma pojęcie o takiej muzyce po części zrujnowało psychikę brunetki i blondynki. Nie okazały swego zdziwienia aż tak bardzo, nie chcąc zranić przyjaciółki, jednak ona przejrzała je na wylot i sama opowiedziała upokarzającą opowieść, że po poznaniu nowych sąsiadów sama postanowiła zmienić chociaż odrobinę swoje życie i zasięgnęła informacji z Internetu o dobrych piosenkach, słuchanych teraz prze resztę ludzi w jej wieku. Zwierzyła się także, że od zawsze miała wrażenie, iż jest piątym kołem u wozu całego świata. Ku zdziwieniu Dulce, dziewczyny zamiast ją wyśmiać uściskały ją mocno, obiecując, że od tej pory będą pełnić pełny nadzór nad jej życiem i nie pozwolą, aby kiedykolwiek czuła się samotna i niepotrzebna, jak było do tej pory. Uświadomiły jej, że jest wartościowym człowiekiem, ślicznym skarbem, mogącym w życiu osiągnąć wszystko. Wytłumaczyły Dulce, że nie liczy się zewnętrzny wygląd, a piękno duszy. Na koniec dodały z uśmiechem, że ona ma zarówno cudowną duszę i wygląda ślicznie.
- Boję się! – wyznała szczerze Dulce.
- Czego? – zapytały równo dziewczyny, chichotając pod nosem ze swego wspaniałego pomysłu.
- Wy nie rozumiecie. Co, jeśli Misiaczkowi się nie spodoba.. – znowu rozpoczynała ten temat, do reszty zanudzający Aly i Biancę. Powtarzały jej chyba ze sto razy, że taka możliwość nie istnieje, jednak Dulce Margarita Perez nie potrafiła w to uwierzyć. Była na tyle inteligentna, by domyślić się, że Lucasa nie interesują wymalowane lale. Trudno jej samej było dać wiarę, że tak jest, ale jej ukochany patrzył w głąb duszy. Aż zarumieniła się pod wpływem tych myśli, w których jasno myślała, że Lucas kocha ją do szaleństwa, zresztą tak jak ona jego.
- Przestań gadać głupoty, bo pomyślę, że zależy Ci na tym, żeby mojemu kuzynowi twój nowy image się nie spodobał. – Wyznała Bianca poważnie, choć bardzo trudno było jej utrzymać pozory wyrachowanej kuzynki, martwiącej się o rodzonego kuzyna. W środku śmiała się jak oszalała, a na zmartwiony wyraz twarzy Dulce, wybuchła śmiechem, nie mogą się powstrzymać. – Oj Dula, daj spokój. Wszystko będzie jak w bajce. Książę, księżniczka i dobre wróżki – zaświergotała uroczo.
- Zapomniałaś..
- Tak, tak.. ten straszny okropny Goblin – mówiła blondynka, mając na myśli Juana – i..
- Słodki króliczek towarzyszący Alicji w Krainie Czarów – dokończyła Aly z rozmarzonym wzrokiem, uciekając oczami w otaczający je krajobraz. Dulce i Bianca wymieniły spojrzenia, po czym wybuchły śmiechem. Tego dnia wszystko wydawało się proste. Świat kolorowy, przepasany tęczą, ludzie mili i życzliwi, a życie wspaniałe, wypełnione po brzegi miłością. Dla jednych odwzajemnioną, dla innych niestety nie. Jednak wszystko pachniało szczęściem.
Dziewczęta po długich przygotowaniach w końcu były gotowe. Podczas tych kilku godzin doszło do wielu odkryć i zwierzeń. Ku wielkiemu zdziwieniu panny Boyer i panny Alvarez, Dulce okazała się utalentowaną piosenkarką. Wszystko zaczęło się kiedy dziewczyny przyłapały ją na śpiewaniu w łazience. Zapatrzona czarnulka, nie miała pojęcia, że jest obserwowana i energicznie oddawała się utrwalonej w głowie piosence, którą tego wieczora miały zaprezentować Alicia i Bianca. Skończyło się postanowieniem, że Dul zaśpiewa wspólnie z nimi, co jeszcze bardziej uatrakcyjni dzisiejszy wieczór i zszokuje Lucasa na sto procent.
Dotarcie do klubu nie sprawiło im problemu i kiedy na zegarze wybiła dwudziesta trzecia, były w pełni gotowe wyjść na scenę. Prawie. Dulce wciąż miała pewne obawy i ze strachem w głosie błagała, aby jednak wystąpiły bez niej. Niestety, dziewczyny z szerokimi uśmiechami kiwały przecząco głowami.
Lucas trzymał się, chociaż już od samego momentu wyjścia z domu Thomasa miał ochotę palnąć kolegę w głowę i nawtykać mu za wszystkie czasy, bo blondyn za wszelką cenę usiłował wymyślić mu różnego rodzaju rozrywki, starając się w ten sposób wymazać z jego pamięci obraz Dulce. Jego starania poszły na marne, gdyż młody Brown nie miał w głowie nic, poza uśmiechniętą twarzyczką ukochanej. A teraz na dodatek ciągnie go do jakiegoś klubu, na jakiś niby fantastyczny koncert. Prawdę mówiąc, to wyjście było ostatnią rzeczą na liście Lucasa, zatytułowanej: „Moje pragnienia”. Na samej górze owej listy wyraźnie widniało: ZOBACZYC DULCE! Umierał z tęsknoty.
- Weź się w garść i nie marudź, bo zrzędzisz, jak baba, a to sugeruje, że Twoja orienta..
- Skończyłeś? – huknął na niego nieprzyjemnie Lucas.
- Nie gorączkuj się tak. Wypijemy po jeszcze jednym piwie, pogadamy z fajnymi laskami..
- To ostatnie zostawiam tylko dla Ciebie. Ja nie potrzebuje zawierać nowych znajomości z takimi panienkami, a zwłaszcza w takich miejscach, jak to.. – wskazał na neonowy napis, poświecający na niebiesko i żółto z domieszką czerwonych szczególików. W tym właśnie momencie dotarli na miejsce. Mimo okropnego humoru Lucasa, weszli do środka i zajęli miejsce, nie za blisko i nie za daleko sceny. Thomas pomyślał o wszystkim. Lucas musi zauważyć Dulce, ale nie może się na nią rzucić, dlatego stosowna odległość była wręcz wskazana. Aly uprzedziła go o zmianie planów, i biedny Tommy musiał wziąć ciężar przytaszczenia tutaj Lucasa na swoje barki, a był to nie lada wyczyn, zważywszy na fakt, że szatyn zaczął się opierać podczas wyjścia.
- Możemy już wracać? – zapytał znudzonym głosem Luci, kiedy ubrana skąpo kelnerka przyniosła im dwa kufle zamówionego piwa.
- A ty znowu swoje. Poczekaj chwilkę, zaraz się zacznie. – Poinformował Tommy, wyraźnie spoglądając na zegarek. Miał świadomość, że dziewczyny chybaby go ukatrupiły, gdyby pozwolił zwiać Brownowi. Przerażała go perspektywa konfrontacji z rozgniewaną blondyną i brunetką.
Thomas odczuł ogromną ulgę, widząc, że na scenę wchodzi prowadzący, zapowiadający zespół. Cała sala przyciemniała do końca, tylko główna cześć drewnianego podestu oblana została żółtym światłem. Mężczyzna powiedział kilka słów i zniknął pozostawiając miejsce dla zespołu, który pojawił się na środku. Kilku muzyków usiadło za sprzętem i muzyka potoczyła się z głośników. >>KLIK<< Lucas uważnym wzrokiem obrzucił trzy kobiety zgrabnym ruchem wdzierające się na scenę. Nie minęło nawet kilka sekund, kiedy w jednej z nich rozpoznał Biancę. Jego kuzynka z gracją kroczyła po podłodze, stukając wysokimi obcasami. Wyglądała zjawiskowo. Chwilę po w brunetce z kręconymi włosami odnalazł koleżankę Thomasa, która wyciągnęła ich z więzienia. Zgrozą dla niego okazał się fakt, że trzecia dziewczyna wydawała mu się najpiękniejszą istotą na ziemi tak bardzo znajomą jego sercu. Był tak zaskoczony, że nie potrafił wypowiedzieć nawet słowa. W całej układance brakowało mu tylko obecności Dulce, która przecież miała być razem z nimi. Nagle zaświtał mu w głowie zatrważający scenariusz. Co, jeśli Dulce się z kimś umówiła za jego plecami i Alicia wraz z Biancą ją kryją? Poczuł jak dreszcz rozpaczy przebiega mu po plecach. Wszystko się zgadzało. Paplanina Thomasa, jego straszny humor i.. zamarł. Ona naprawdę ma kogoś innego, pomyślał z desperacją.
- Gdzie jest Dulce?! Zdradza mnie, prawda? – rzucił w kierunku Tommego, a jego po jego szerokim uśmiechu wywnioskował, że plecie trzy po trzy. Bianca, Alicia.. – O mój Boże! – złapał się za twarz i przerzucił wzrok w kierunku olśniewających kobiet. Kaskada czarnych włosów okalających rozpromienioną, zarumienioną twarzyczkę wydała mu się ósmym cudem świata. Teraz wiedział, dlaczego jego serce zaczęło bić mocniej, kiedy ją zobaczył. Małe oczka, pomalowane subtelnie i drobne usteczka wyśpiewujące melodyjny utwór oraz przypudrowany delikatnie nosek były jego ideałem. Teraz i już na zawsze. Nawet nie miał pojęcia, jak bardzo ją kocha. Oczy mu rozbłysły, serce chciało uciec ze swego miejsca, emocje szalały, uczucia wzrastały. Był tak poruszony, że pragnął teraz tylko i wyłącznie przytulic Dulce i pocałować ją tak gorąco i namiętnie, aby rozpłynęła się w jego czułych objęciach.
Dulce z uwagą obserwowała reakcję Lucasa. Z początku się przestraszyła, lecz potem drżała na myśl, że spogląda na jej praktycznie obnażone ciało, jakby miał się na nią rzucić. Były to dreszcze podniecenia i zadowolenia. Bała się, że ta metamorfoza przysporzy im problemów, jednak teraz miała pewność, że wszystko będzie w porządku. Oddała się zupełnie piosence, jednak wystarczyła chwila, przerywająca to błogie szczęście i radość. W drzwiach klubu pojawił się jej brat i jeszcze dwie osoby, które rozpoznała od razu. Dla niej świat zawirował. Przestała śpiewać. (Wyłącz muzykę) Bianca podążyła za jej wzrokiem i również zamarła. Muzycy przestali grac, co spowodowało zainteresowanie wszystkich obecnych. Lucas, na prawdę zdziwiony nagłym przerwaniem zwrócił się w kierunku serca całego zainteresowania. Podniósł się i z niedowierzaniem patrzył na trzy postacie stojące we frontowych drzwiach. Otworzył szeroko oczy i rozdziawił usta. Ten widok nie umknął spostrzegawczej Dulce, która zdążyła wszystkie te fakty połączyć w jedno. Jej Lucas, to Lucas, który odebrał dziewczynę jej bratu wieki temu. Jak mogła nie wpaść na to wcześniej! Upominała samą siebie. Spotkali się przecież na wsi. Czemu na to nie wpadła?! Uświadomiła sobie również, że cała trójka nie przybyła tutaj tylko na towarzyską pogawędkę. Łzy zakręciły się jej w oczach, kiedy patrzyła, jak Lucas taksuje uważnie wciąż piękną, wprost śliczną Ashley. Serce zabolało, w głowie się zakręciło. Mikrofon upadł z trzaskiem, głośniki zapiszczały.. i film się urwał. Fala bólu zalała jej ciało, pogrążając Dulce w totalnej ciemności.
|29| Intrygantka z przeszłości
Czas oczekiwania na powrót Dulce do rzeczywistego świata ciągnął się w nieskończoność, niczym ślimak podążający na drugi koniec kraju. Zgraja oszołomionych przedstawicieli populacji ludzkiej rodem z telenoweli na nieszczęście widzów kończącej się niespodziewaną śmiercią głównej bohaterki, kiedy jej amant zdradza ją na jej oczach. Biedaczka rzuca się z brzegu, po czym ląduje w zimnej wodzie Oceanu Spokojnego. Nawiązuję do tego, albowiem ta absurdalna sytuacja jak cholera jasna przypomina wydarzenia sprzed pół godziny, kiedy Dulce zamiast do oceanu, rzuciła się w zimne ramiona Petera, chociaż to złe określenie. To ten nachalny obmacywcz w porę się zorientował, co się dzieje i wyskoczył w moment, aby uchwycić biedne ciałko Dulcity. Chcielibyście to widzieć. Spróbujmy pokrótce odtworzyć to wydarzenie. Do kluby wchodzi trójka osób. Niby zwyczajni obywatele Meksyku, a jednak jest w nich coś znajomego. Juan. No ten to jest bardzo znajomym gościem, do licha. No ale on nie przyprawił czarnulki o utratę świadomości. To pozostała dwójeczka z grobowymi, zimnymi maskami na twarzy spowodowała nagłe zawroty głowy śpiewającej panny Perez. Antonio w tych swoich kręconych lśniących włosach. Ogromne zdziwienie, ale jeszcze by uszło. Natomiast Ashley. Z nią jest ciut inaczej. Blondynka. Na nogach. Bez wózka. To był szok!!!! I to gigantyczny, nie tylko dla Dulki. Szczególnie poruszony wydawał się Lucas. Lucas Brown, którego pamięć z szybkością strusia pędziwiatra powróciła, odnawiając obrazy przeszłości. Urywki, bolesne urywki. Wystarczyło jedno spojrzenie na młodego Browna i Ashley, aby wszystkie puzzle złączyły się w całość i Dulce mogła pojąc co tu się właściwie dzieje. Potem nastąpiła ciemność. Głucha, bezdenna ciemność.
No ale wróćmy do teraźniejszości i zamartwiania się o stan czarnulki. Bianca, Aly i Thomas jak nienormalni wachlowali nieprzytomną przyjaciółkę liśćmi dużego, zielonego bezimiennego kwiatka. Juan przemieszczał się z kąta w kąt pocierając skronie. Ashley rozpłakała się, obwiniając siebie o stan Dulce, i z racji tego, Antoniemu przypadła rola pocieszyciela siostry (jeśli nie wspominałam, że Antek to brat Ash, to właśnie teraz o tym informuję, myślę, że pora odpowiednia). A najważniejszy osobnik w tym towarzystwie, Lucas, siedział twardo na krześle, przy Dulce i trzymał ją tak mocno za rękę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż krew nie dopływała jej do palców. No Cholerka, czy to nie jest irytujący scenariusz na spędzanie reszty wieczora? Chociaż lepsze ujęcia stanowiłoby słowo: nocy. Zależy też, jak kto pojmuje za dwadzieścia pierwszą. Dla mnie to noc, bo śpiochem jestem, aczkolwiek, każdy ma inne poglądy. Zresztą, ja nie o tym przyszłam tu mówić. Moja misja jest zupełnie inna. Otóż..
- Jak nie ocknie się za pięć minut dzwonimy po pogotowie! – wybełkotała nagle roztrzęsiona blondynka, wcinając mi się w zdanie. Bynajmniej. Bianca wyglądała jak chodzące siedem nieszczęść. Zupełnie, jakby to ona była tą poszkodowaną. Wciąż mamrotała pod nosem, że zaraz runie na ziemię i tym podobne teksty osoby skomplikowanej w stanie najwyższej konieczności pomocy innemu człowiekowi w momencie zagrożenia życia.
- Nie przesadzaj, Dulce zaraz się obudzi.. – odparła na to absurdalne zdanie Alicia, przyspieszając swój napędzany ręcznie wiatraczek. Liść w jej rękach już zmarniał, ale wydawała się tego nie zauważać. – Wierzgaj bardziej! – ponagliła towarzyszkę.
- Wachluję najszybciej jak potrafię! – zapewniła gorliwie panna Boyer, starając się postępować zgodnie z instrukcją koleżanki. Wszystko dla Dulce! – brzmiało w tym momencie jej motto. Z tego wszystkiego aż poczerwieniała na twarzy ze zmęczenia.
- Budzi się! – zapiszczał dziewczęco Thomas, w wyrazie swego zadowolenia podskakując do góry. Szeroki uśmiech podniecenia wrył się na jego twarz, zajmując większą część jego różanej twarzy. Lucas, czując i słysząc wszystkie oznaki ocknięcia się ukochanej nachylił się nad nią, szeptają, czy aby na pewno dobrze się już czuje. Przestraszony, jak diabli, nie pomyślał, że zabiera biednej kobiecie całe powietrze w zasięgu jej nosa, czy też ust. Z kolei Dulce, w swej bezbłędnej interpretacji własnego stanu poczęła mamrotać zachrypniętym głosem nie mające składu, ani ładu słowa, jednocześnie podnosząc kolosalnie ciężkie powieki do góry.
- Co się stało? – zapytała, mając drobne zaniki pamięci. Podobno amnezja często towarzyszy ciężkim przeżyciom. A uzmysłowienie sobie, że twój ukochany woli spoglądać na swoją dziewczynę z przeszłości zamiast na ciebie bez dwóch zdań zalicza się do ciężkich przeżyć!
- Kochanie, skarbie, misiaczku.. – mamrotał wzruszony Lucas, tym razem tuląc ją do siebie. Z początku nie kontaktując, wtuliła się w cieplutkie ramiona chłopaka, czując bezpieczeństwo, które zniknęła równo z ujawnieniem się Ashley Ernesty Quesada. Dulce odsunęła się momentalnie od zdziwionego Luci, obdarzając go wyłącznie zimnym, posępnym spojrzeniem przepełnionym bólem i strachem. Chwilowa amnezja wyparowała, pozostawiając po sobie jedynie obrazy sprzed omdlenia.
- Chcę z nią porozmawiać. – Wskazała ruchem głowy zapłakaną blondynkę, która wciąż stała w ramionach brata. – Na osobności – dodała znacząco.
Ashley usiadła na sofie, tuż obok Dulce, nadal milcząc. Odkąd pozostali opuścili to wypełnione złą aurą pomieszczenie nie odezwała się nawet słowem. Błądziła wzrokiem po odległych zakątkach pokoju, unikając tym samym badawczego spojrzenia czarnulki, która nie wyglądała tak jak przed występem. Jej makijaż po części spłynął wraz ze łzami, włosy rozczochrały się od leżenia na czarnej sofie w garderobie, a ciuchy pogniotły się przez tą samą czynność co poprzednio została wymieniona.
- Chodzisz – wyszeptała Dulka, starając się panować nad emocjami, wyzierającymi z jej wnętrza. Trudność sprawiało jej mówienie, oddychanie i patrzenie na Ash. W każdej chwili istniała możliwość, że wybuchnie głośnym płaczem. – Tony o tym nie wspominał, a tyle raz miał okazję nas widzieć. – rzuciła oskarżycielskim tonem.
- Dulce, to jest skomplikowane. Nikt tak naprawdę nie zna prawdziwej wersji wydarzeń. Każdy z nich – zamilkła na chwilkę – zna wyłącznie ich cząstkę, do której dopowiedział własne zakończenie, początek, czy coś innego. – Westchnęła.
- Opowiedz mi, co zdarzyło się naprawdę kilka lat temu – zażądała czarnulka.
- Zaczęło się od przystojnego Lucasa. Och, tak bardzo za nim szalałam. Ty byłaś zbytnio zajęta nauką i izolowaniem się od świata, by wiedzieć kim jest Lucas Brown. Zakochałam się, więc łaziłam za nim krok w krok prosząc o uczucie, bo jak inaczej można nazwać moją błazenadę? Zdarzało się, że rzucałam się na niego, całowałam z zaskoczenia, chciałam doprowadzić do czegoś więcej, aby.. Żeby go usidlić na wieki. Sama rozumiesz, byłam zdolna zrobić wszystko dla swojej miłości. W tym samym czasie, kiedy ja starałam się o względy Lucasa, twój brat zaczął się do mnie przystawiać, ale wyraźnie dałam mu wtedy do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, bo kocham innego. Pewnego razu, kiedy Lucas trochę przesadził z alkoholem postanowiłam urzeczywistnić w końcu moje marzenia. Oczywiście był świadom wszystkiego, ale z tak zwaną mgłą przed oczami. Zaciągnęłam go do stajni jego dziadka. Wierz mi, nie było to łatwe zadanie, zważywszy na fakt, że nogi mu się plątały i nie mógł chodzić, jak normalny człowiek. Tamtej nocy naprawdę myślałam, że mi się uda, że w końcu zrealizuje marzenia. Wtedy wierzyłam, że go kocham. Teraz sądzę, że sobie to wmawiałam. Stało się. – Nastała chwila ciszy. – Byłam zachwycona, głupia dziewczyna ze wsi poczyniła starania o synalka bogatego prawnika. Cieszyłam się jak jakaś idiotka, kiedy okres mi się spóźniał. Aż w końcu okazało się, że jestem w ciąży. Drugi miesiąc. Minęło kilkanaście tygodnie, zanim zdecydowałam się poinformować Lucasa. Co z tego, że był młodszy, niepełnoletni. Miał siedemnaście lat, to wystarczająco dużo. Wówczas tak sobie to wszystko tłumaczyłam, a teraz wiem, jaka byłam głupia i bezmyślna. Zachowywałam się jak wariatka, która wiąże z dzieckiem takie plany! Ubrana w elegancką kieckę wybrałam się na spotkanie z Lucasem, wcześniej informując go, że mam dla niego wiadomość, która może zmienić jego życie i lepiej, żeby mnie wysłuchał inaczej nazmyślam głupot i powiem wszystko jego ojcu. Zgodził się. Pech jednak chciał, że tamtej nocy natknęłam się na Juana. Był wściekły, wydawało mi się, że pokłócił się wtedy z ojcem. Nie panował nad sobą. Krzyczał na mnie, obwiniał mnie o wszystko, twierdził, że jestem największą idiotką świata, że zeszłam na psy, bo zainteresowałam się Brownem. Wiedziałam, że był zazdrosny, ale nie spodziewałam się, że posunie się do gwałtu. Chciał, ale mu się nie udało. Nadal czuje odór alkoholu płynący z jego ust, kiedy wbił się w moje usta, nie zwracając uwagi na protesty z mojej strony. Siłą, tłumiąc ręką moje krzyki i jęki zaprowadził mnie do jakiejś stajni z końmi. Umierałam ze strachu, zwłaszcza, kiedy cisnął mnie na ziemię, a potem rzucił się, jak zwierze zrywając moje ubrania. Wyrwałam się, z trudem, ale wyrwałam. Zapłakana, roztrzęsiona. Wzięłam pierwszego lepszego konia i uciekłam z tego okropnego miejsca, pozostawiając tam nieprzytomnego Juana, ugodzonego czymś twardym w głowę. Już nawet nie pamiętam, co to było. Wciąż rycząc dotarłam na miejsce spotkania z Lucasem. Stał oparty o budynek z jedną ręką w kieszeni. W drugiej trzymał papierosa. Zeskoczyłam z konia i rzuciłam mu się w ramiona, ale on mnie odepchnął. Oj.. bolało! Serce bardzo bolało. Miałam wrażenie, że świat przestaje istnieć, kiedy poinformował mnie, że prawdopodobnie w przyszłym tygodniu wyjeżdża do miasta, do ciotki. Poinformowałam go, że jestem w ciąży, i że to on jest ojcem. Zagroziłam mu opowiedzeniem całej historii jego ojcu, jeśli mnie zostawi samą. Wzruszył tylko ramionami i burknął, cytuje: „Gówno mnie to obchodzi!” Poczuł się zgubiona, myślałam, że to kara za mój postępek, ale cholernie się myliłam. Kara dopiero miała nadejść. Wyklinał mnie, twierdząc, że to co się stało to tylko moja wina. I miał rację, ale przez te tygodnie po naszym zbliżeniu zmienił się w stosunku do mnie. Nawet zdarzyło mu się, że wyznał mi miłość. Był czuły, opiekuńczy i byłam pewna, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Ależ byłam głupia i naiwna. Odszedł. Zwyczajnie odszedł. Byłam zrozpaczona. Wsiadłam na konia i najszybciej jak się dało pogalopowałam przed siebie. Było ciemno, płakałam, praktycznie nic nie widziałam, a już na pewno nie byłam świadoma, że on jedzie za mną. Ale pojechał i to właściwie dzięki niemu jeszcze żyję. Spadłam wtedy z konia i niestety.. – przymknęła powieki. – Potem został mi tylko wózek. Na początku obwiniałam wszystkich dookoła. Bratu opowiedziałam przekoloryzowaną historyjkę, w której jestem niewiniątkiem, a ci dwaj to najwięksi dranie wszechczasów. Lucas myślał, że to przez niego jeżdżę na wózku. Z kolei Juan.. miał tak samo. Obaj się obwiniali, a ja z początku cholernie się z tego cieszyłam. Później dotknęły mnie wyrzuty sumienia, ale nic z tym nie zrobiłam. Pozwoliłam im cierpieć całe życie. I gdyby nie to, że Antonio wspomniał o tym, że ten sam Lucas jest teraz Twoim.. chłopakiem, pewnie dalej wszystko by się ciągnęło. Dulce, może i byłam winna, ale.. on cię skrzywdzi, tak jak mnie! Mówi kocham, szepcze czułe słówka, martwi się, opiekuje.. jednak to minie! A potem będziesz ryczeć w poduszkę, twoje życie rozsypie się na drobne kawałeczki, będziesz cierpieć przez Lucasa, jak ja cierpiałam kiedyś. Nie myśl, że robię to żeby ci przysporzyć problemów. Staram się tylko pomóc, ostrzegam cię przed konsekwencjami. Zrezygnuj, póki możesz! Dulce, przemyśl wszystko co ci powiedziałam, proszę..
- A Twoje nogi.. – wyszeptała otumaniona Dulce.
- Długa, ciągnąca się w nieskończoność rehabilitacja.
- Ja.. ja.. potrzebuję czasu.. – łzy strumieniami spływały po policzkach czarnulki, której świat w tej chwili rzeczywiście rozsypał się na drobne kawałeczki.
- Przemyśl to, co Ci powiedziałam.. – poprosiła jeszcze raz Ashley.
Podczas gdy Dulce i Ashley zamknęły się w garderobie, Bianca chodziła nerwowo po pokoju przyglądając się minom kuzyna, Juana i tego Antonia. Ona również zrozumiała, kim jest Ash, ta piękna blondynka, która ślepiła się wcześniej na Juana, zresztą ze wzajemnością. Rozdzierała ją zazdrość o tego idiotę, który bez pytania zagarnął jej serce. Była wściekła. Na niego, na samą siebie i cały świat.
- Możemy pogadać? – wzdrygnęła się, kiedy człowiek, o którym myślała podszedł do niej i poprosił o rozmowę. Zgodziła się, bo co miała zrobić? – Wyjdźmy na zewnątrz, świeże powietrze dobrze nam zrobi. – Stwierdził Perez.
- O czym chciałeś gadać? – zapytała, kiedy już znaleźli się sam na sam w świetle gwiazd.
- O nas.
- Nie ma żadnych nas! – wykrzyknęła, choć wewnątrz jej serce szalało, że w ogóle poruszył ten temat. Jak to mówią motyle zrobiły harmider w jej brzuszku.
- Te ostatnie pocałunki..
- Nic nie znaczące – podsunęła arogancko.
- Przeciwnie, dla mnie znaczyły bardzo wiele. Nie mam pojęcia, czemu wcześniej powiedziałem te wszystkie bzdury, chyba, żeby się bronić przed tym uczuciem, które mną zawładnęło. – Juan spojrzał uważnie w błękitną głębie oczu Bianci i delikatnym ruchem położył dłonie na jej ramionach. Poczuł, jak zadrżała, poczuł jak zaczerpnęła powietrza. – Dzisiaj uświadomiłem sobie swój błąd. Uświadomiłem sobie, że byłbym największym idiotą świadomie cię tracąc. Bianco, ja wiem, że ty może nie darzysz mnie jakimś większym uczuciem, ale pozwól bym spróbował postarać się o Twoją drogocenną miłość. Zrobię wszystko, o co poprosił, bo jak imbecyl się w Tobie zakochałem, bez pamięci! A uciekanie przed tą miłością boli jeszcze bardziej. Kiedy cię widzę, dostaję szału, mój umysł szaleje. Kiedy cię dotkam.. – przejechał palcem po jej policzku - ..cały się gotuję. Kiedy cię całuję.. zupełnie tracę panowanie nad własnymi czynami. Jesteś taka słodko, delikatna, ciepła. Bianco, kocham cię, pozwól mi pokazać, jak bardzo darzę cię tym uczuciem!
Rozdziawiła lekko usta, otworzyła szeroko oczy i patrzyła na niego rozmarzonymi, zaszklonymi oczami, z których szczęście i radość aż się wylewały. Z wrażenia nie potrafiła wykrztusić nawet słowa. Nie ma się co dziewczynie dziwić. Chłopak, w którym do szaleństwa się zakochała, właśnie wyznał jej miłość. Czy może być coś bardziej wspaniałego i cudownego? Oczywiście Juanito nie wybrał sobie najlepszego momentu na zwierzenia miłosne, ale lepsze to niż nic.
- Powiedz coś – poprosił zdenerwowany brunet.
- Przytul mnie.. – wyszeptała tak cicho, że ledwo słyszalnie. Jednak on zrozumiał wszystko i w jedne chwili przyciągnął ją w swoje ciepłe ramiona, by po sekundzie dotknąć upragnionych ust, o których marzył od ostatniego pocałunku. Zwarli się w tej namiętnej wymianie śliny, zupełnie zapominając o bożym świecie, który mimo ich szczęścia pełny był również bólu i rozczarowań. Ale o tym później.
- Zaufaj mi i obiecaj, że nic nas nigdy nie rozdzieli.. – nalegał Juan, ciężko oddychając po wyczerpującym pocałunku.
- Ufam. Obiecuję. Tylko całuj. – Zarzuciła my ręce na szyję i sama przywarła do warg Juana, który z wielkim entuzjazmem przyjął jej prośbę.
Drzwi otworzyły się, ukazując zamknięte tam wcześniej dziewczyny. Dulce ze zrozpaczona miną szła wolno ku wyjściu, nie zwracając na nikogo uwagi. Lucas złapał ją za ramię i zatrzymał, pytając, dlaczego wychodzi.
- Potrzebuję czasu. Daj mi spokój – odpowiedziała cicho, beznamiętnie, wyczerpana wcześniejszą rozmową. Stwarzała wrażenie osoby zmęczonej, smutnej i cierpiącej. Przymknęła na chwilę powieki, kiedy zakręciło się w jej w głowie. – Tommy.. – wymamrotała spierzchniętymi wargami.
- Dul, spokojnie, chodź, odwiozę cię do domu. – Blondyn, niczym opiekuńczy ojciec przygarnął ją do siebie, kołysząc w ramionach i wyprowadzając na zewnątrz. Aly pobiegła natychmiast za nimi.
- Dziękuję..
Lucas stał ciągle w miejscu obserwując oddalające się sylwetki. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Dulce tak go potraktowała. Jednak nagle uświadomił sobie z kim rozmawiała. Domyślił się też, o czym. Rzucił blondynce wściekłe, zimne spojrzenie.
- Nie spodziewałem się tego po Tobie. Jak mogłaś? – zapytał z wyrzutem.
- Lucasku, przecież mówiłam Ci, że zemsta będzie słodka – prychnęła oburzona. – Chodź Tony, trzeba zostawić tego cierpiętnika w samotności. Niech odpokutuje za swoje winy. – syknęła Ash. Brunet jedynie roześmiał się chrapliwie i opuścił klub, podążając krok w krok za siostrą.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Margo dnia 13:22 :09 , 26 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|