Forum Maniacs' World ;) Strona Główna

Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Romans -> Po moim trupie
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 11:11 :42 , 21 Kwi 2014    Temat postu: Po moim trupie

Zgłupieć zgłupiałam do reszty to fakt, nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda aczkolwiek postanowiłam zakończyć to co zaczęłam Wesoly
Nie które rozdziały które do tej pory zostały opublikowane mogły ulec lekkiej modyfikacji ze względu na odmienną koncepcję w stosunku do początkowej Wesoly


Komedia? W każdym calu...
Feministyczna? Do pewnego momentu...
Seksapil? Przede wszystkim...
Małżeństwo? Po moim trupie!!!
Historia kobiety, która pomimo znacznej liczby
adoratorów ciągle jest sama, a każdego kolejnego
kandydata na męża odprawia z kwitkiem zatrzymując po
nim pierścionek.
Szkatułka pęka w szwach od drogocennych błyskotek, a
właścicielka ani myśli zmienić zdania co do swojej
niezależności...
Na szczęście przybywa na pomoc kurier dostarczając jej włascicielce wiadomość która
wywraca świat młodej kobiety do góry nogami...


Bohaterowie:


Megan Kennedy
wiek: 28 lat
zawód: kierowca rajdowy
o sobie: mężczyzna w damskim wcieleniu
stan cywilny: panna


Debora Dic
wiek: 27 lat
zawód: urzędnik stanu cywilnego
o sobie: jestem taka jaka jestem
stan cywilny: panna


Vivian Thomson
wiek: 28 lat
zawód: prawnik
o sobie: Matka Teresa to chyba moja dola
stan cywilny: mężatka


Valerii White
wiek: 29 lat
zawód: organizatorka przyjęć (w tym własnego ślubu)
o sobie: wrażliwiec jak cholera
stan cywilny: panna


Christian Thomson
wiek: 34 lata
zawód: prawnik
o Vivi i jej przyjaciółkach: czwórka wariatek, z których jedna jest moją żoną
stan cywilny: żonaty


Ben Parker
wiek: 33 lata
zawód: strażak
o sobie: gentelman z porywczą naturą
stan cywilny: żonaty

epizodycznie:


Dan Fisher- narzeczony Val


Petter Parker- starszy brat Bena
Grafika nie zastąpiony Adzik Mruga


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Debi dnia 22:49 :42 , 23 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 11:17 :31 , 21 Kwi 2014    Temat postu:

Rozdział 1
Marzeniem każdej przeciętnej kobiety jest ślub w białej sukni, dwójka dzieci- obowiązkowo chłopiec i dziewczynka- oraz mężczyzna, będący na dobre i na złe przy jej boku. Najlepiej brunet zielonooki, a do tego dowcipny, wysoki i przystojny niczym aktor Hollywoodu… Niestety ta piękna sceneria pasuje bardziej na zakończenie książki czy filmu. W rzeczywistości Panowie jak tylko mogą odwlekają moment oświadczyn. Nie chcą utracić swojej wolności, na rzecz odpowiedzialności jaka po powiedzeniu sakramentalnego „tak” ich czeka. Wolą być błękitnymi ptakami. Wolni, niezależni, beztroscy… Sądzę, że gdyby nie Panie instytucja Urzędu Stanu Cywilnego, dawno zostałaby zamknięta, a stopa bezrobocia znacznie by wzrosła…
Zawsze to kobiety wyczekują chwili kiedy to ten jeden jedyny klęknie i wypowie magiczne słowa „Wyjdziesz za mnie?” albo „zostaniesz moją żoną?”. Tym razem będzie na odwrót…
Megan Kennedy, bo o niej mowa, stanowczo odbiega od schematu klasycznej kobiety marzącej o księciu z bajki na białym koniu. Myśl o za mąż pójściu odwleka w nieskończoność. Jej pasją nie jest bynajmniej kucharzenie, czy też bieganie po galerii handlowej za nową sukienką, a tor wyścigowy na którym uwielbia się ścigać. Zamiast spędzać czas u kosmetyczki z trójką swoich nieodłącznych przyjaciółek, woli posiedzieć w warsztacie samochodowym… Można by rzec ideał każdego faceta, bo sama w pewnym sensie się z nimi utożsamia i może właśnie z tego powodu otrzymuje więcej propozycji matrymonialnych wraz z oświadczynami niż sama by chciała…
-Megan…- rozbrzmiał głos młodego mężczyzny o lekko szpakowatych włosach. Grafitowa marynarka opinała jego mięśnie, a śnieżnobiała koszula podkreślała ciemną karnację- jesteś wspaniałą kobietą…
-oho zaczyna się- mruknęła pod nosem kobieta symulując kaszel- wybacz- dodała kulturalnie- ale ostatnio zaczęłam uprawiać jogging i chyba się przeziębiłam- uśmiechnęła się słodko na ile tylko mogła, łudząc się przy tym, że sprowadzi rozmowę na ciut inny tor. Wyczuwając jednak świdrujące ją spojrzenie mężczyzny, poprawiła nerwowo srebrną bransoletkę na lewym nadgarstku i zamilkła.
-Skarbie- odezwał się czule brunet po chwili wyciągając z kieszeni fraka małe pudełeczko- jesteś nietuzinkową kobietą o specyficznym, ale jakże intrygującym charakterze…
-Andree- rzuciła żywo w akcie desperacji, którą jak dotąd starała się tłumić.- wiesz, że odkryli nową czarną dziurę.- Podobno po połączeniu z drugą, są wstanie pochłonąć cały wszechświat…- powiedziała na jednym wydechu co wywołało uśmiech na twarzy mężczyzny.
-A do tego urocza- dodał nie zwracając uwagi na bezsensowną paplaninę szatynki, po czym położył przed nią na białym obrusie mały czerwony pakuneczek. Jedną ręką ujął jej drobną w porównaniu z jego dłoń, drugą natomiast delikatnie zarysowany podbródek, aby móc bez przeszkód spojrzeć prosto w jej morską zieleń oczu.- chciałbym Cię o coś spytać?- mruknął cicho, lecz pomimo gwaru roznoszącego się po całej restauracji, te słowa trafiły do Meg jak przez megafon.
-A nie mogłoby to chwilę poczekać?- spytała z paniką w głosie. Ona Megan Kennedy się bała i nawet nie próbowała tego ukryć. Ta która podczas trwania wyścigu do ostatniej sekundy była opanowana i pewna swego, teraz drżała, ale bynajmniej nie z podniecenia a strachu.
Andree wziął pudełeczko do rąk i wyciągnął z niego, to co przyprawiłoby o zawrót głowy nie jedną kobietę, pierścionek z pokaźnym diamentem. Ponownie pochwycił jej rękę i zaczynając wsuwać błyskotkę na palec spytał:
-Wyjdziesz za mnie?
Kennedy rozejrzała się wkoło z wyraźnym lękiem. Goście lokalu żywo prowadzili rozmowy, wymieniali się uprzejmościami czy też załatwiali interesy. A ona? Po raz kolejny znajduje się w podbramkowej sytuacji.
-Andree- spojrzała na niego litościwie, siląc się na uśmiech- wybacz ale…- wówczas w oddali nad jego głową zamigotał jej napis toaleta.- muszę iść do łazienki przypudrować nosek- dodała po chwili zawahania.
-Meg to może poczekać- stwierdził szorstko nie spuszczając z niej wzroku- Odpowiedz. Chcesz zostać moją żoną?- powtórzył pytanie już łagodniejszym głosem, lecz jego zmarszczone brwi tylko potwierdzały tłumioną irytację.- Chcesz dzielić ze mną swoje życie?
-Ale zrozum ja nie mogę podjąć takiej decyzji teraz- starała się jakoś wybrnąć z zaistniałej sytuacji i udając lekkie skrępowanie nachyliła się w jego stronę- muszę iść do toalety- popatrzyła na niego znacząco- natura wzywa- dodała w ramach wyjaśnienia. Czuła jak jej policzki przybierają odcień ciemnej purpury, lecz instynkt samozachowawczy był znacznie silniejszy, od faktu jak może wyglądać.
-Przepraszam- odparł speszony wyznaniem ukochanej Andree- jasne, że idź…- wstał i elegancko odsunął jej krzesło, posyłając przy tym zmieszany uśmiech.
Megan natomiast czując jak grunt pod jej nogami na nowo zaczyna twardnieć w pośpiechu wzięła torebkę i prawie biegiem rzuciła się do łazienki. Zajęła pierwszą z brzegu kabinę w której zamknęła się na cztery spusty. Opuściła deskę sedesową i swobodnie usiadła uwalniając swoje stopy od szpilek, które już prawie wstrzymały jej prawidłowy przebieg krążenia. Pospiesznie wyciągnęła komórkę i wybrała dobrze znany jej na pamięć numer.
-Debi cholera odbierz- syknęła cicho do słuchawki, patrząc z niedowierzaniem na brylant, mieniący się jak szron na szybie samochodowej w zimie.- jeszcze trochę większy, a wlokłabym rękę po ziemi…
-Słucham- odezwał się półprzytomny głos kobiety
-Debora!- krzyknęła prawie z euforii Megan podrywając się z muszli- musisz przyjechać po mnie do La Rosa Neggra i to w trimiga. Jestem teraz w ubikacji, będę czekać na Ciebie za 10 minut przy tylnim wyjściu…
-Pali się?- spytała zdezorientowana blondynka. Starała się ogarnąć niezrozumiały dla niej bełkot przyjaciółki, jednak opornie to szło w szczególności, iż w głowie miało się jeszcze sen o księciu na białym koniu.
-Debi, Debuśku kochany- rzuciła kilka zdrobnień, aby powstrzymać się od wszczęcia kłótni- jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie, więc bądź łaskawa zebrać swoją kościstą dupę z mojego łóżka i przyjedź po mnie…
-Ale o co chodzi?- dopytywała się jednocześnie ociągając się przed opuszczeniem cieplutkiej kołdry i poduszki.
-Jutro wysyłam Cie do laryngologa- warknęła do siebie Meg- chociaż raz okaż mi wdzięczność, że przygarnęłam Cię na okres remontu do siebie i przyjedź do La Rosa Neggra pod tylnie wyjście bez zbędnych pytań…
-Nie moja wina, że sąsiad mnie zalał- rzuciła obruszona słowami kumpeli Debi- Po co mam przyjechać?
-Debs zaczynasz grać mi na nerwach- wycedziła przez zęby- Jestem w groźnych opałach i musisz mi pomóc- dodała starając się opanować- na tym polega prawdziwa przyjaźń- dodała w ramach wytłumaczenia. Słysząc chwilę ciszy, łudziła się iż panna Dic przeanalizowała już wszystkie podane informacje i wreszcie ruszy jej na ratunek. Jednakże Debora dopiero zaczynała swoją analizę…
-Oświadczył Ci się…
-Kto? Andree- chciała udać rozbawienie, ale ciężko jej to szło- chyba kpisz! Po prostu źle się czuje…
-Ale ja się nie pytałam Meg- wytłumaczyła Debi- ja to stwierdziłam. A co więcej Ci powiem tym razem nie licz na mnie. Nie chce mieć na sumieniu kolejnego męskiego serca. To że ty masz jakieś skrzywienie psychiczne, nie znaczy, że ja mam pomagać Ci w jego pielęgnacji…
-Debuś kochanie- jęknęła litościwie Kennedy kręcąc się w kółko po ubikacji, chcąc w ten sposób wyładować emocje. Sama powiedziałaby o jej paru skrzywieniach psychicznych, jednak czas nie był jej najlepszym przyjacielem w obecnej chwili- o psychice jutro porozmawiamy…
-Przykro mi- westchnęła beznamiętnie blondynka- ale nie planuje łamać kolejnego serca, już i tak mam ich zbyt wiele na sumieniu. Sama wróżka mi przepowiedziała „Twoje życie będzie burzliwe” co oznacza nie zaznam spokoju i jak na razie to się sprawdza…
-Debi na litość boską to była kobieta przebrana za cygankę…
-Ale mówiąc to była wróżką- obstawiała przy swoim dziewczyna
-Ja też założę jakieś kolorowe szmatki i powróżę Ci z fusów- rzuciła z irytacją Kennedy- ale teraz błagam Cię przyjedź. Chyba, że chcesz abym wyszła za mąż bez miłości…
-Przecież ty w nią nie wierzysz…- zauważyła zaskoczona
-Teraz nie ważne w co wierze, a w co nie- odparła pośpiesznie-masz pięć minut i ani sekundy więcej…
-Ale przecież do tej kawiarni jest co najmniej 15 minut od Ciebie- spostrzegła drapiąc się po blond czuprynce Debi
-Po traktuj to jak wyzwanie- próbowała się zmotywować koleżankę- złamiesz kilka przepisów i już masz 5 minut w kieszeni, a kolejne 5 zaoszczędzisz jak przyciśniesz bardziej pedał gazu. A jak ktoś Cię spróbuje zatrzymać to wiej…
-Nie jestem piratem drogowym…
-No widzisz- rzuciła wkładając z powrotem szpilki- to masz niepowtarzalną okazję się nim stać. Czekam przy tylnim wyjściu.- przypomniała i na pożegnanie powtórzyła- pięć minut…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 11:18 :12 , 21 Kwi 2014    Temat postu:

Rozdział 2

-Przecież to połowa mojej pensji!- wrzasnęła Megan przyglądając się z niedowierzaniem papierkowi wydanemu przez policjanta.
-Kazałaś mi łamać przepisy, więc to robiłam- odparła dumnie Debora i rzuciła buty w kąt przedpokoju.- jakbyś była bardziej normalna miałabyś te pięć stów dalej w kieszeni, a do tego faceta przy swoim boku…- ośmieliła się dodać biorąc na ręce swoją śnieżnobiałą kotkę.
-Cholera Dic, ale nie kazałam Ci złamać 56 przepisów drogowych w ciągu pięciu minut- rzuciła podminowana wymachując mandatem w stronę przyjaciółki- ja tego nie zapłacę- oznajmiła już spokojniej patrząc znacząco na przyjaciółkę i jej pupila.
-Że niby ja?- spytała zdumiona przystając aż z wrażenia w przejściu do kuchni- ratuję Ci twój obskurny tyłek, a ty mi każesz jeszcze za to płacić? Twoja bezczelność nie zna granic, ja biedny urzędnik państwowy mam płacić Twój mandat! Czyste kpiny w biały dzień, a za co wyżywię Afrodytę!
-Trzeba było ich czarować tym swoim biustem i wachlować rzęsami wraz z tą kupą sierści na rękach- warknęła Kennedy sięgając do lodówki po sok- a nie siedzieć jak głupia i udawać, że się jest obcokrajowcem na stanowych numerach rejestracyjnych…
-No tak ty byś nie miała się czym im pochwalić- odcięła się Debs siadając przy małym stoliczku. Wypuściła kotkę i poprawiła głęboki dekolt bluzki- sprzedasz pierścionek i po kłopocie- dodała po chwili jakby to było oczywiste- nawet jeszcze Ci sporo zostanie- spojrzała na błyskotkę mieniącą się na palcu przyjaciółki.
-Pewnie- mruknęła pod nosem naburmuszona- pierwsze co to Ciebie wystawie na aukcje.
-Pokaż- rzuciła zainteresowana Debs wskazała na zaręczynowy pierścionek, który w ułamku sekundy znalazł się na jej palcu- inna kobieta otrzymując takie cacko- popatrzyła z niedowierzaniem na wielkość kamienia- zemdlałaby z wrażenia, a potem rzuciła w ramiona mężczyźnie który jej je podarował… Megan spójrz- zwróciła uwagę kumpeli wyciągając jej swoją dłoń- nie chciałabyś takiego mieć do śmierci, a przy swoim boku wysokiego bruneta o zielonych oczach?- spytała z niedowierzaniem. Przecież każda kobieta marzy w głębi duszy o ślubie, a przynajmniej o posiadaniu dzieci, a jakby nie patrzeć nawet do tego był, jest i będzie potrzebny mężczyzna.
-Nie, nie chciałabym i jak chcesz możesz sobie go wziąć- przewaliła oczami nie mogąc zrozumieć zachwytu kumpeli- za kawałek metalu i kilka kamyczków nie dam się sprzedać…
-Twoje skrzywienie psychiczne doprowadzi mnie do szału.- jęknęła z degustacją- A za tą błyskotkę dziękuję ale nie chce zostać posądzona przez Andrea o kradzież- rzuciła ściągając pośpiesznie biżuterię- obecne kłopoty mi wystarczą, więcej ich nie potrzebuję by osiwieć przedwcześnie…
-Przesadzasz…
-Taaaaak- przeciągnęła spoglądając uważnie na Megan- a Sam co niby zrobił? I nie wmawiaj mi, że to był przejaw miłości do Ciebie.
-Sam to historia- mruknęła szatynka przewalając oczami- był niewychowanym gburem i całe szczęście, że nie przyjęłam jego oświadczyn. Andree to gentelman pełną gębą i nawet przez myślmy mu nie przejdzie, aby upominać się…
-Nie masz wyrzutów sumienia- wtrąciła się blondynka i wzięła ponownie Afrodytę na ręce wstając od stołu.
-A czemu miałabym je mieć?- zapytała zaskoczona- stawiałam jasne warunki od samego początku. Niczego nie obiecywałam, oczekiwałam luźnego związku z którego mieliśmy czerpać radość, a że on się wyłamał i zrobił to co zrobił…
-Nigdy chyba Cię nie zrozumiem- westchnęła z rezygnacją Debi czochrając zwierzaka, który z zadowoleniem mruczał- ja osobiście czuję się podle, że pomogłam Ci uciec. Co teraz ten biedak tam robi? Pewnie zamawia kolejny kieliszek wina i będzie czekał na Ciebie dopóki go nie wyproszą, a jakiś przypadkowy kelner może okaże mu serce i powiadomi go o całym zdarzeniu…
-Jeśli chcesz wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, to nie idzie Ci to w ząb- odparła beznamiętnie Megan stukając nerwowo krótkimi paznokciami o szklankę. Mimo zachowanych pozorów, rzeczywiście wewnątrz zaczęła rozmyślać o Andree. Gdzie jest? Czy zrozumie jej zachowanie? A może przyjdzie jutro z awanturą żądając zwrotu pierścionka i wyjaśnień? Cokolwiek by teraz nie zrobiła było za późno, co się stało to się nie odstanie i kropka. - chodźmy spać- odezwała się po chwili ciszy wskazując na zegarek- o ile się nie mylę też wcześnie wstajesz…- Debora przytaknęła tuląc zawzięcie kotkę, która powoli starała się wyzwolić z objęć właścicielki.
Megan z rozbawieniem spojrzała na przyjaciółkę i jej pupila. Debora była jej całkowitym przeciwieństwem. Śliczna, zgrabna i zadbana, a do tego bardzo ufna, czasami mogłoby się zdawać, że naiwna, jednak o wielkim sercu, co często niestety wykorzystywała płeć brzydsza. Pomimo kilku przykrych doświadczeń losowych miała wiarę w ludzi i miłość, o której Meg nie chciała pamiętać…

-Dobranoc- mruknęła pod nosem Kennedy po czym obróciła się plecami do swojej chwilowej współlokatorki i zgasiła boczną lampkę. Jednak nim zdążyła jeszcze przymknąć powieki, rozległ się dzwonek do drzwi. Meg zapaliła ponownie światło.Odwróciła się w stronę „sąsiadki” i spojrzała na nią wymownie.
-O nie ma mowy- odparła mało uprzejmie blondynka- masz bliżej do drzwi o całe dziesięć kroków, poza tym jestem gościem…
-No właśnie tylko gościem- powtórzyła Meg mocno akcentując ostatnie słowa- jeśli ponownie zamówiłaś striptiz to już Ci radzę pakować ubrania- warknęła rozdrażniona. W leniwym tempie zebrała się z łóżka, zarzuciła frotowy szlafrok i ruszyła w kierunku drzwi. Wyjrzała przez wizjer jednak, że światło na klatce było zgaszone nie zobaczyła kim może być owy przybysz. Niechętnie przekręciła kolejne zamki i nie zastanawiając się nad ewentualnym niebezpieczeństwem otworzyła drzwi na oścież.
-Niech cholera trafi wszystkich paranoików na tej ziemi, a przynajmniej tych w moim bloku…- rzuciła z wściekłością brunetka stojąca na klatce w swoich kudłatych kapciach, skąpej piżamie i bordowym kocu przewieszonym przez ramię- Głupi ma zawsze szczęście do sąsiadów…
-Wiedziałam, że kogoś mi brakuje- odparła przekornie Meg i zaprosiła ręką kumpele do środka
-Val!- krzyknęła z radością blondynka wyłaniając się zza drzwi sypialni- nie przejmuj się tą zrzędą- machnęła od niechcenia w stronę szatynki- kolejnego odesłała z kwitkiem i gryzą ją wyrzuty sumienia…
-Debson!- syknęła Megan zamykając drzwi- mówiłam Ci już, że Twoja wolność słowa jest delikatnie mówiąc ograniczona na tym terenie…- wskazała palcem na podłogę
-Żeby tylko ograniczona…- rzuciła z ironicznym uśmiechem Deb- ale mniejsza z tym- przyglądnęła się uważniej brunetce, a spostrzegając iż jest w samej piżamie spytała- wracasz z jakiegoś piżama party?
-No właśnie?- zawtórowała jej szatynka- aż jestem zdziwiona, że Cię nie zamknęli po drodze…- dotknęła cienkiej jedwabnej koszulki- swoją drogą jak możesz w tym spać?
-o to samo mogę spytać Ciebie- Val popatrzyła znacząco na przyjaciółkę w wypłowiałej od prania podkoszulce i czarnych szortach- ale mniejsza z tym. Mogę przenocować?
-Nie żebym była upierdliwa, ale do Daniela miałaś bliżej…- pozwoliła sobie zauważyć Megan przepuszczając ją wraz z Deborą do sypialni.
-Ale on ma jutro ważne spotkanie i nie chciałam go zrywać…- wytłumaczyła się brunetka siadając na skraju łóżka.- w końcu musi się wyspać, a moja wizyta o północy…
-O i to jest chociażby powód dla którego nie potrzebuje faceta na stałe- zaalarmowała dumnie szatynka przerywając wypowiedź brunetki- ja mam się budzić w środku nocy, aby przygarnąć kumpele, bo jej facet nie może z powodu ważkiego zebrania. Na licho mi taki model!
-Tłumaczyłam Ci już –westchnęła ze znudzeniem Debi przysiadając się obok Valerii- Daniel to tania podróbka mężczyzny… Val nie gniewaj się ale taka prawda- poklepała ją po ramieniu.- ja osobiście wolę księcia z białym koniem…
-A ja widzę siebie z czerwonym kabrioletem- wcięła się złośliwie Megan przerywając wywód kumpeli i wskoczyła na łóżko- mam takie pytanie czy planujemy iść spać? Bo nie wiem jak wy, ale ja za 5 godziny muszę wstać…
-Ja osobiście tęsknie za nocnymi pogaduszkami- wyznała Valerii uśmiechając się promiennie do obu przyjaciółek.
-To tak samo jak ja- rzuciła z radością Debi przyklaskując piątkę z brunetką- tylko Vivi brakuje- jęknęła smętnie i wzięła ramkę z szafki nocnej- pamiętacie wieczór panieński Vivi w Vegas- spojrzała na fotografię zrobioną jeszcze na samym początku pobytu.- to była niezapomniana noc…- dodała z rozmarzeniem- a właśnie a propo Vegas- popatrzyła na Megan próbującą się ułożyć do snu- przyszła jakaś przesyłka do Ciebie…
-do mnie?- spytała zdziwiona poprawiając poduszkę- a co to ma wspólnego z Vegas?- zapytała pokrótce- przecież nikogo tam nie znam...
-Chyba musisz- odparła pewnie blondynka. Wzięła szarą dużą kopertę z komody i podała jej do ręki- bo to przyszło z Vegas, a dokładnie z kancelarii, która się tam mieści…- Kennedy spojrzała ze zdezorientowaniem na koleżanki i niepewnie chwyciła przesyłkę. Przeczytała dokładnie nadawcę, lecz nazwa biura prawniczego nic jej nie mówiła. Nie rozmyślając dłużej nad powodem przysłania jej owego jak mniemała listu rozpieczętowała kopertę i wyjęła zawartość. Z początku pismo nie zrobiło na niej zbytniego wrażenia, dopóki nie ujrzała tłustego nagłówka zatytułowanego „Pozew rozwodowy”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 11:26 :44 , 21 Kwi 2014    Temat postu:

Rozdział 3

-Jak to nic nie możesz zrobić!- dało się słyszeć paniczny wrzask na całe mieszkanie, którego źródłem była Megan. Mimo nie przespanej nocy, adrenalina związana z otrzymanym pismem dostarczała jej na tyle sporą dawkę energii, aby wyrazić swoje jednoznaczne emocje- musisz coś zrobić! Ja nie mogę być mężatką! Nie chce nią być! Mój kontrakt…
-Ty się nie wykręcaj kontraktem- wtrąciła się pół żywa Debs wspierając zaspaną Val i zamknęła drzwi do mieszkania przyjaciółki- Axel sam kiedyś się pytał…
-Dic!- krzyknęła rozjuszona Kennedy- zamilcz, albo Ci w tym pomogę, tylko wówczas to będzie na amen…- zmierzyła ją morderczym wzrokiem po czym powtórnie zwróciła się do Vivi, która stała z pędzlem w ręku lekko oniemiała jeszcze nowiną o rozwodzie przyjaciółki- Błagam zrób coś? Może to pomyłka, albo kiepski żart?- Vivian spojrzała z rozbawieniem na swoje trzy psiapsióły, z czego dwie zasypiały na stojąco opierając się o ścianę, a trzecia mało brakowało a wyszłaby z siebie i stanęła obok.- przecież to niemożliwe abym wzięła ślub nie mając o nim bladego pojęcia…
-Cicha woda brzegi rwie- wymamrotała pod nosem Valerii
-Dobra, dobra- westchnęła po chwili przemyślenia brunetka masując swój spory brzuszek. Nigdy nie umiała odmówić pomocy tej zwariowanej trójce, a szczególnie teraz kiedy to hormony i instynkt macierzyński jeszcze bardziej dawały o sobie znać. Lecz spostrzegając błogi wyraz radości na twarzy szatynki, postanowiła również trochę skorzystać na zaistniałej sytuacji- ale nie ma nic za darmo…- przekazała jej trzymany pędzel- Miałam sama to zrobić, ale w końcu od czego nie ma się przyjaciół- uśmiechnęła się ironicznie wskazując palcem na wiadro z farbą- przy takich kobitkach jak wy to brygada remontowa wymiata…
-Ale że jakie my?- wyrwała się z krótkiej drzemki Debi rozglądając się zdezorientowana.
-Nie ważne Debson, nie ważne- odparła z szerokim uśmiechem Vivi- pokój jest pusty, więc możecie od razu wziąć się do pracy, a ja w tym czasie z Travisem zadzwonię w kilka miejsc i popytam się co w trawie piszczy, nie mały?- spytała malucha, który rozpoczął swoje poranne akrobacje.- No co się patrzycie na mnie jak ciele na malowane wrota? Dobra porada prawna kosztuje, więc zabierajcie się za pracę…


-Wiesz co stary- odezwał się po chwili ciszy dojrzały dobrze zbudowany mężczyzna z ciemnobrązowymi , prawie wpadającymi w czerń włosami- podbudowałeś mnie. Do tej pory sądziłem, że to ja jestem największym kretynem, ale jednak mnie prześcignąłeś- pochwycił dłoń brata i z nieukrywaną ironią dorzucił- moje najszczersze gratulacje…
-Petter- syknął Ben wyrywając rękę z uścisku.
-A czego ode mnie oczekujesz?- spytał lekko podminowany i wrócił do szykowania śniadania- nie oczekuj, że Ci pomogę. Wpakowałeś się w małżeństwo więc teraz radź sobie sam. Czas dorosnąć Panie Parker…
-Spokojnie, już sobie radzę- odparł z dumą- nie długo, a będę ponownie kawalerem, z odzysku, bo z odzysku ale kawalerem…- dodał z przebiegłym uśmiechem podkradając bratu jedną z przygotowanych kanapek.
-Masz dwie ręce to sobie zrób- warknął brunet odbierając mu kromkę- to jest dla Mikiego…
-Chłopie!- jęknął z dezaprobatą- on ma już siedem lat, czas aby sam się zaczął żywić…
-Powiedział specjalista w gotowaniu- odgryzł się Petter- może jeszcze wystawie mu walizki za drzwi? Ale nie czekaj to chyba Twoje powinny polecieć jako pierwsze…
-Cześć!- rozległ się wesoły krzyk chłopczyka wbiegającego do kuchni, który tym samym przerwał „miłą” wymianę zdań między rodzeństwem- co jest na śniadanie?- spytał dociekliwie siadając przy stole, a nie dając nikomu dość do słowa dodał- a wiecie co mi się śniło?...
Ben spojrzał z rozbawieniem na swojego bratanka, który opychając się przygotowanymi przez swojego tatę kanapkami zaczął relacjonować nocne wizje.- i ten smok…
-Mistrzu- przerwał mu pokrótce Ben- jak się je to się nie rozmawia i na odwrót- puścił oczko i podkradł mu kanapkę- potem żadna panna Cię nie będzie chciała…
-Tak jak Ciebie?- spytał wścibsko siedmiolatek, co wywołało chichot u jego ojca. Beniamin z kolei popatrzył morderczym wzrokiem na brata , który w ramach odpowiedzi stłumił śmiech i jedynie wzruszył ramionami.
-Kto Ci takich głupot na opowiadał?- rzucił lekko podminowany szatyn
-Dzieciak jest po prostu spostrzegawczy-wtrącił swoje trzy grosze brunet przyglądający się całej scenie.- Miki- zwrócił się pośpiesznie do syna- jak zjesz idź się szybko ubrać i odwiozę Cię do Pani Caster…
-A nie mogę zostać z wujkiem…- jęknął maluch- pobawimy się w strażaków…
-o i właśnie to jest jeden z powodów dla których nie możecie zostać razem- odparł stanowczo starszy Parker- zbieraj manatki i za pięć minut widzę Cię przy samochodzie- oznajmił spostrzegając pusty talerz- bez marudzenia- dodał w ramach wyjaśnienia zauważając niewyraźny grymas na buźce Michaela.
-Sądzisz, że nie umiem się nim zająć?- spytał z wyrzutem Ben kiedy chłopczyk zostawił ich samych- przecież on mnie uwielbia i vice-versa…
-Bądźmy szczerzy Beniamin- odezwał się po chwili brunet- ty nie umiesz o siebie zadbać- zmierzył go wzrokiem od stóp do głów- a co dopiero mówić tu o dziecku. Ożeniłeś się, nie mając pojęcia kiedy i z kim. Równie dobrze może to być tancerka z baru Go-go albo fanatyczka religijna…
-Dobrze zrozumiałem aluzję- syknął rozdrażniony- twierdzisz, że jestem nieodpowiedzialny, ale z tego co wiem sam również nie świecisz przykładem…
-Ale ja podjąłem się wychowania Michaela, a ty póki co wymigujesz się od wszelkich zobowiązań- powiedział oschło i nie wdając się w dalszą dyskusję wyszedł trzaskając drzwiami…

-A co mi grozi jak się nie stawię na to przeklęte spotkanie?- spytała bojowo nastawiona do życia Megan. Może i nie chciała być mężatką jednak nie planowała z tego powodu wywracać swojego życia do góry nogami, w żadnym wypadku. Bo jaki facet jest wart takiego poświęcenia? Odpowiedź jest prosta, żaden…
-W najlepszym wypadku możesz dostać grzywnę, a w najgorszym spędzić kilka dni w areszcie…- wytłumaczyła spokojnie Vivian delektując się chrupkami kukurydzianymi- rozmawiał z tym prawnikiem co przysłał Ci pismo. W żadnym wypadku nie może być mowy o pomyłce, gdyż mężczyzna który składał u niego papiery przedstawił mu akt małżeństwa…
-Szlag…- warknęła rzucając, umorusanym od farby, wałkiem w podłogę- a jeśli…
-Kennedy do diabła nie kombinuj- przerwała jej Debi stojąc na drabinie- powinnaś się cieszyć, że masz faceta, a nie kombinować jak się go pozbyć. Statystycznie rzecz biorąc na naszej zielonej planecie jest dwa razy więcej kobiet niż mężczyzn, co znaczy, iż połowa z nas będzie samotna…
-Zaraz jak ja Cię wezmę statystycznie…- rzuciła ironicznie szatynka zbliżając się do blondynki wymachującej energicznie pędzlem, brudząc przy tym wszystko i wszystkich wkoło.
-Megan daj jej spokój- odezwała się Valerii i posadziła kumpele na jednym z rozstawionych krzeseł- wiesz, że plecie trzy po trzy…- wskazała palcem na Dic,
-Ja nic nie plotę- zaoponowała wzburzona Debora- rozmawiałam z koleżanką w urzędzie statystycznym i…
-Szkoda, że nie raczyłaś zamiast tego sprawdzić mojego stanu cywilnego w systemie- warknęła Meg nerwowo przeczesując palcami splątane włosy.- wówczas…
-Pewnie- uniosła swój piskliwy głos blondynka- najlepiej zwalić na mnie… Wybacz, że nie jestem lesbijką, chociaż- zmierzyła kumpele wzrokiem po czym dodała z nutką wyższości- wówczas też nie należałabyś do moich obiektów westchnień…
-Vivi zrób coś bo zaraz urządzę jej darmową lekcję latania z 8-go piętra- syknęła Kennedy próbując skupić myśli. Thomson skarciła jednym spojrzeniem Dic, co spowodowało jej natychmiastowe umilknięcie.
-Megan- szepnęła do niej Val próbując ją podbudować- pojedziesz, załatwisz i wrócisz. To nic strasznego… To tylko Twój mąż…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 11:39 :42 , 21 Kwi 2014    Temat postu:

Rozdział 4

-Kennedy nakazuję Ci w tej chwili się przebrać- wrzasnęła odważnie blondynka świdrując przyjaciółkę wzrokiem- To że pozwoliłam Ci wziąć ze sobą te szmaty nie znaczy, że wypuszczę Cię w nich do sądu - wskazała palcem na obszarpane jeansy szatynki- a do tego jeszcze ta sprana bluza- dodała z nutką zdegustowania- Tylko tego brakuje, aby Twój mąż stwierdził, że jesteś ulicznym żebrakiem…
-Kochana- rzuciła z ironicznym uśmiechem Megan wiążąc niedbale włosy w koński ogon- guzik z pętelką bardziej mnie interesuje, niż to co pomyśli sobie o mnie jakiś facet, który podobno jest moim mężem. – przewaliła ze znudzeniem oczami- Nie stroiłam się dla żadnego mężczyzny to tym bardziej nie planuję to robić dla jakiegoś patałacha. Kapisz??- spytała mierząc w blondynkę swoimi zielonymi oczami.
-Nie- zaoponowała Debora zakładając bojowo ręce na biodra- nie kapisz! Może to facet Twojego życia, a ty chcesz unieważniać ślub. Tak się nie robi Kennedy, może to znak, że czas się ustatkować, założyć rodzinę i rzucić w cholerę te twoje wyścigi…
-Zaraz ja Ciebie ustatkuję tak, że zorze polarną zobaczysz w biały dzień- warknęła ostrzegawczo Meg, zagryzając nerwowo wargi- przyjechałam tu odzyskać swoją wolności- mówiąc to pozwoliła sobie podkreślić ostatnie słowo- i nikt, ani nic mi w tym nie przeszkodzi, a już na pewno nie blondynka, która postradała rozum…
-a żebyś wiedziała, że zwariowałam- rzuciła rozwścieczona Dic usiłując się opanować– bo zamiast być na Hawajach ze swoją Afrodytką to tłukłam się 8 godzin samochodem i do tego w Twoim towarzystwie. Normalnie powinnam się iść leczyć tylko już specjalnie nie wiem na co, bo na głupotę nie wynaleźli jeszcze lekarstwa zresztą ty jesteś tego żywym dowodem…
-Debi!
-Zbieramy się?- spytała jak gdyby nigdy nic ucinając tym samym bezsensowną i bezowocną wymianę zdań- nie mamy zbyt wiele czasu-wytłumaczyła wskazując na zegarek. Kennedy wzięła kilka głębszych oddechów, aby powstrzymać się od rękoczynów na blondynce. Wyminęła ją i dziarskim krokiem ruszyła po odzyskanie swojej jak myślała niezależności.
-a do swoich racji jeszcze Cię przekonam- mruknęła cicho Debi i pośpiesznie opuściła pokój dodając pod nosem z przebiegłym uśmiechem- to tylko kwestia czasu…


-Cholera- zaklął zestresowany Ben przestępując z jednej nogi na drugą przed drzwiami do gabinetu sędziny. Nie pamiętał aby kiedykolwiek się tak denerwował, a ciągła niepewność prawie go zżerała żywcem - a jeśli ona nie przyjdzie?- spytał z przerażeniem brata który siedział spokojnie na drewnianej ławce- Albo co lepsze nie wyrazi zgody i zaciągnie mnie przed ołtarz?
-Beniamin- odezwał się Pet wstając z miejsca- w razie czego zawsze może zamieszkać z nami. Jakby nie patrzeć przyda się nam para kobiecych rąk …
-A idź ty- zgromił bruneta wzrokiem, który w ramach przeprosin i pocieszenia poklepał go po barku- umiesz dobić człowieka- syknął zrzucając jego rękę- która godzina?- spytał niespokojnie wyczekując ze zniecierpliwieniem odpowiedzi Pettera
-Ma jeszcze piętnaście minut- oznajmił łagodnie- Poza tym zauważmy fakt, że kobiety lubią trzymać nas w napięciu. Dlatego też zawsze dbają, aby spóźnić się chociaż o pół minuty na swój ślub…
-No patrz, a ta cholera jak na złość musiała być chyba punktualna- warknął Ben rozglądając się po korytarzu za swoją małżonką- nawet do diabła nie wiem czego mam się spodziewać. Może być przy kości, a tak samo wieszakiem ściągniętym z wybiegu…
-Chcesz znać moje zdanie?
-To jest ostatnia rzecz o jakiej w tej chwili marzę- wycedził przez zęby szatyn na tyle miło na ile mu nerwy pozwalały.
-Ręce przy sobie! –rozległ się kobiecy głos po całym holu. Panowie Parker z ciekawością wyjrzeli w stronę źródła dźwięku jaki dochodził od strony wejścia głównego, a dostrzegając średniego wzrostu szatynkę okładającą strażnika ochrony plecakiem uśmiechnęli się pod nosem.
-Biedak- westchnął Petter wracając na swoje miejsce- w takich chwilach cieszę się, że Gin zostawiła mnie samego z Michaelem. Jakbym miał przechodzić to samo co ten biedak ze swoją dziewczyną to dziękuję…
-Taka baba to skaranie boskie- przytaknął Ben, przypatrując się jeszcze przez moment z ciekawością młodej dziewczynie – a tak zmieniając temat- rzucił po chwili przysiadając się obok brata- nie jesteś ciekaw co się dzieje z Gin?- wiedział iż wkracza na grząski grunt. Aczkolwiek w obecnej sytuacji, jak to większość ludzi ma w naturze, wolał skupić się na rozterkach uczuciowych Peta, niż własnych, ewentualnych tarapatach, kiedy to okazałoby się iż jego małżonka nie ma najmniejszego zamiaru udzielić mu rozwodu.- no wiesz…- ciągnął usiłując sprecyzować pytanie- co robi? Gdzie pracuje?...
-A Ciebie interesuje co robi Twoja żona? Czym się zajmuje?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Wówczas Beniamin z widocznym zawahaniem zaprzeczył głową- no to znasz już moją odpowiedź…

-Pan sobie chyba kpi!- uniosła głos Megan wzbudzając tym samym zaciekawienie osób znajdujących się przy głównym wejściu do sądu- ja mam tu zaraz rozwód- powtórzyła po raz kolejny wskazując palcem na marmurową posadzkę- chyba rozumie pan słowo rozwód, czy może mam panu je jeszcze raz przetłumaczyć?- zapytała z ironią.
-Bynajmniej droga Pani- oznajmił łagodnie, dojrzały mężczyzna poprawiając sterczące kosmyki włosów, które w trakcie szarpaniny z szatynką uwolniły się spod szczelnej warstwy lakieru.- jednak nie mogę pozwolić aby weszła Pani w tym stroju na teren Sądu…
Debs przysłuchując się z boku całej sytuacji spojrzała z triumfem na przyjaciółkę, która gotowała się ze złości i ostatkiem sił powstrzymywała się przed kolejną napaścią na pracownika ochrony.
-Przecież jesteśmy w sławetnych Stanach Zjednoczonych gdzie jest wolność słowa, wyznania i ubioru- syknęła z oburzeniem Kennedy- w takim razie co mam niby podać jako powód nie wstawienia się na rozprawę? Brak odpowiedniego stroju?
-Takie są zasady…- odparł strażnik wzruszając przy tym bezradnie ramionami- proszę zrozumieć…
-Panie jakie zasady!- wcięła się mało kulturalnie Meg- To pod dyskryminację podchodzi…
-A ja twierdzę, że Pan- Dic spojrzała na plakietkę mężczyzny- Hugh ma rację. W końcu trzeba dbać o wygląd najwyższych organów państwowych…
-Dziękuję bardzo- odezwał się uprzejmie ochroniarz w kierunku blondynki posyłając jej przy tym uśmiech.
-Swój do swego ciągnie- skomentowała złośliwie szatynka, po czym zwróciła się władczym tonem do Debory- Brutusie rozbieraj się!
-Że co proszę?!- tym razem wrzasnęła Dic, której piskliwy głos rozszedł się po całym budynku w przeciągu ułamków sekund- ty chyba żartujesz…
-Ściągniesz po dobroci, albo sama to zrobię- ostrzegła kumpelę, która z niedowierzaniem wlepiła w nią swoje błękitne oczy- Więc Panie Hugh- zwróciła się do mężczyzny, nie przejmując się zbytnio zachowaniem Debory- gdzie mieści się najbliższa łazienka?...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 12:29 :39 , 21 Kwi 2014    Temat postu:

Rozdział 5
-d**a!- rzuciła rozwścieczona Megan mocując się na siłę z zamkiem od spódnicy przyjaciółki- nie mogłaś więcej jeść?- syknęła zgryźliwie po chwili spoglądając na swoje odbicie w lustrze- przecież nie mogę tak iść!- przyjrzała się dokładniej- wszystko mi widać! -Sądzę że twój mąż nie miałby nic przeciwko temu – rzuciła dowcipnie Debs, a czując złowrogie spojrzenie kumpeli na sobie dodała złośliwie- oj no tylko żartowałam… Gdybyś sobie darowała wczorajszą wieczorną pizzę…
-A gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem- wtrąciła się Kennedy, po czym ponownie zaczęła się siłować z suwakiem – no nie ma bata, nie pójdzie- oznajmiła z rozgoryczeniem po kilku sekundach, a w ramach rezygnacji oparła się o umywalkę
- i co teraz zrobisz geniuszu mój?- spytała Debi nie potrafiąc pohamować ironii. Była przekonana, iż Megan jest w potrzasku i nie ma wyjścia jak w końcu przyznać jej rację.- -Musisz się ze mną zgodzić- dodała pewna swego- czas najwyższy popracować nad sobą i swoim stylem odżywiania…
-Pójdziesz za mnie- rzuciła krótko i zdecydowanie Kennedy oddając spódnicę właścicielce. Debora z początku nie zrozumiała słów koleżanki, jednak przebiegły uśmiech Meg wszystko jej wyjaśnił.
-Jakie pójdziesz za mnie?!- obruszyła się zakładając w pośpiechu ubranie – Mają mnie zamknąć za podszywanie się? Już wolę Ciebie zamordować! Wówczas przynajmniej będzie mi się to kalkulować!
-uwierz mi ja też sporo ryzykuje- starała się naświetlić przyjaciółce swoje położenie- chociażby jestem zmuszona Ci zaufać, a to wyczyn ponad moje możliwości, ale dla dobra ogółu mogę się poświęcić…
-Ty nie przekręcaj kota do góry ogonem- warknęłam blondynka zapinając spódnicę- mogłaś się ubrać jak Pan Bóg przykazał, a nie wyręczać się teraz mną… Co ja mam niby powiedzieć temu Twojemu mężusiowi? Wybacz ale twoja żona nie mogła przyjść bo nawiązała romans z toaletą, albo lepiej jest tak gruba że nie mieści się w moją garsonkę, a nawiasem jest żebrakiem z Central Parku…
-Debiś, słoneczko ty moje- zaczęła słodko Meg – skończyłaś?- warknęła posyłając jej złowieszcze spojrzenie.
-Nie!- zaprzeczyła z całą stanowczością Debora zakładając bojowo ręce na biodra- ty zgłupiałaś do reszty! To jest sąd a nie plan filmowy wytwórni Warner Bros! Nie będę udawać kogoś kim nie jestem. Poza tym to wbrew prawu…
- Jakoś łamiąc w pięć minut wszelkie możliwe przepisy drogowe nie przejmowałaś się tym zanadto- burknęła pod nosem po czym postanowiła obrać inną taktykę gry- Debs posłuchaj ktoś kiedyś mądrze powiedział… Świat jest sceną a ludzie aktorami…
-Wiesz wolałabym już grać świadka na Twoim ślubie- mruknęła naburmuszona blondynka -No to patrz jak się dobrze składa możesz być świadkiem mojego rozwodu czy to nie wspaniale? … Debiś proszę- złożyła ręce do modlitwy- to jest ostatnia rzecz o jaką Cię proszę…- jęknęła błagalnie, aczkolwiek mimo to nie spostrzegła zdecydowania na twarzy koleżanki. Dlatego też pospiesznie, wiedząc, że czas nie jest w jej drużynie zresztą jak zwykle, wyciągnęła ze swojej torby magazyn sportowy. Zwinęła go w rulonik i symbolicznie dotknęła nim ramiona blondynki wypowiadając następujące słowa- Ja Ciebie mianuję na mojego pełnomocnika- rzuciła w kąt gazetę, a dostrzegając tym razem zdumienie Dic rzuciła ze znacznym podirytowaniem wypychając ją z toalety- Idź i czyń swoją powinność!

-Gdzieś się Panu śpieszy?- spytała z surowym wyrazem twarzy Sędzina, wystukując o blat mahoniowego biurka paznokciami równy rytm. Nie bez powodu była postrachem młodych małżeństw. Jej konserwatywność, którą emanowała przez sam wygląd, pozbawiała każdą parę złudzeń na szybki i bezbolesny rozwód. -Nie - zaoponował pośpiesznie z zakłopotaniem Beniamin jednocześnie żałując iż odesłał brata do domu - ja tylko…- już chciał wytłumaczyć jakoś powód niedyskretnego zerknięcia na godzinę, gdy do gabinetu weszła młoda drobna blondynka. -Najmocniej przepraszam- odezwała się nieśmiało nie zwracając uwagi na Parkera, który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jej postać- te dzisiejsze linie lotnicze…
-Proszę siadać-ucięła krótko kobieta wskazując na wolny fotel. Konkretność i stanowczość Sędziny wywołały u niej lekki dreszczyk przerażenia- Znowu dałam się wrobić w maliny – pomyślała i zajęła wskazane przez Sędzinę miejsce. Wówczas w końcu poczuła dość krępujące spojrzenie na swojej osobie. Powoli zwróciła głowę w stronę mężczyzny siedzącego obok. Zlustrowała go dokładnie przyglądając się przede wszystkim jego tajemniczemu spojrzeniu- Boziu czemu głupi ma zawsze szczęście?- spytała z rozżaleniem samą siebie pod nosem- przecież to grzech nie skorzystać z takiego męża?!
-Pani Megan Parker?- spytała rzeczowo kobieta znajdująca się po drugiej stronie biurka. - taaaaaaaaaaak- odpowiedziała przeciągle Debs pogrążona w rozmyślaniu nad brakiem sprawiedliwości na świecie, po czym momentalnie się ocknęła- to znaczy nie... - a widząc srogi wzrok starszej kobiety dodała pośpiesznie- Pani Sędzio jestem przyjaciółką Megan Kennedy, to znaczy Parker...
- A gdzie w takim razie podziewa się Pani Parker?- spytała Sędzina spoglądając znacząco na Deborę- bo z tych dokumentów– wskazała piórem na rozłożoną teczkę z papierami- to właśnie Pani Megan Parker jest żoną, obecnego tu- skierowała pióro w stronę szatyna- Pana Beniamina Parkera
-Tak, zdaję sobie z tego sprawę- rzuciła pośpiesznie blondynka i chcąc wymyślić naprędce jakieś usprawiedliwienie przypomniała sobie jak jej mama nie raz nie mając chęci uczestnictwa w jakimś spotkaniu wymigiwała się kłopotami rodzinnymi. Cóż raz kozie śmierć, zadziała to super, nie to już gorzej być nie może.- Zatrzymały ją pewne sprawy rodzinne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martusia14
Osobnik Kreatywny



Osobnik Kreatywny
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:29 :13 , 22 Kwi 2014    Temat postu:

Ja tu często wchodzę z nadzieją na jakiś nowy odcinek. Z chęcią poczytam dalszy ciąg tego opowiadania :-)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 23:39 :45 , 23 Kwi 2014    Temat postu:

Dzięki Martusiu Wesoly
mam nadzieję że nie zapomniałam jak to się robi Wesoly)

Rozdział 6

Ben siedział od jakiś 30 minut w samochodzie przed domem i wpatrywał się tępo w śnieżnobiałą wizytówkę na której widniał numer do specjalisty- cytując Panią Sędzinę- „od spraw beznadziejnych”. Przecież to spotkanie miało być początkiem drogi do odzyskania utraconej, notabene nie wiadomo kiedy, wolności, a de facto mało brakowało aby się przeistoczyło w terapię małżeńską. Do tego zamiast poznać swoją żonę, poznał jej przyjaciółkę, która gorąco przekonywała, iż Megan nie chce poddać się bez walki o to małżeństwo. Do diabła jasnego, przecież nawet się nie znali to o co ona chciała walczyć?
Rozmyślania szatyna przerwał dźwięk telefonu. Nie spoglądając na wyświetlacz odebrał go odruchowo
-Słucham- rzucił grobowym głosem do słuchawki
-Planujesz dzisiaj nocować w samochodzie?- rzucił wesoło Peter wyglądając przez okno i zamachał- Nie sądziłem, że kiedyś to powiem do Ciebie rodzinnego żarłoka, ale zbieraj tyłek bo obiad Ci wystygnie.- jednak Pet w ramach odzewu usłyszał tylko westchnięcie- aż tak źle?- spytał zmartwiony, spoglądając cały czas przez okno na brata.
-Myślałem, że będzie łatwiej…-odparł Ben opierając głowę od zagłówek fotela- Pet ja chcę tylko być znowu kawalerem, czy to tak dużo?
-Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo Młody- odpowiedział, a chcąc trochę podbudować brata dodał- ale przynajmniej ładna jest, nie?
-A cholera ją wie…- warknął uderzając wolną ręką o kierownicę- wyobrażasz sobie, że na spotkanie „pojednawcze” wysłała przyjaciółkę, która postulowała o jakąś terapię małżeńską, a że Sędzina od początku za mną nie przepadała to oczywiście przystała na pomysł tej wariatki…
-No to wpadłeś jak śliwka w kompot- podsumował brunet- a chociaż przyjaciółka była ładna?
-Boże co ty masz do tej urody?!- rzucił zirytowany Ben- baba jak baba, głowa, ręce i pieprzy głupoty, a co szukasz mamusi dla Mikiego?!
-Oj no już nie gorączkuj się tak- odparł rozbawiony- pytam, bo może ten fakt Cię jakoś pocieszy, że według badań Twoja żona w jakiś 40% powinna być podobna do tej swojej przyjaciółki.
-A z charakteru?- spytał z zainteresowaniem i nadzieją- powiedz, że będzie miała zdroworozsądkowe i realne podejście do tej sytuacji, że nie będzie usiłować bawić się w dom pomimo postulatów jakie przedstawiła jej kumpela…
-No niestety- westchnął Pet- tego nie mogę Ci powiedzieć ani zagwarantować…
-No to umarł w butach i pozamiatane…


-Jestem!- krzyknęła Debi otwierając mało poradnie drzwi do pokoju hotelowego obładowana siatkami- może pomogłabyś mi- syknęła słysząc jak Megan rozmawia z Alex’em przez skypa- Kennedy!
-Al wybacz ale wariatka przytaszczyła się- rzuciła z przepraszającym uśmiechem Meg- resztę treningu obejrzę jak tylko się z nią rozprawię.
-Pozdrów naszego nowego mistrza formuły dróg krajowych- odparł wesoło Alex- a jak będziesz miała jakieś pytania odnośnie nowej strategii to wal śmiało, zresztą komu ja to mówię…
- Parker!- wrzasnęła ile sił w płucach Debs
-Dobra lecę, bo zaraz ochrona się nam tu zleci i oskarżą mnie o znęcanie się- westchnęła z udawanym oburzeniem- trzymaj się i do usłyszenia- wyłączyła aplikacje i ruszyła w stronę drzwi, a kiedy ujrzała blondynkę z całym tobołem rzeczy stanęła w osłupieniu.
-No nie stój jak słup soli tylko mi pomóż- warknęła blondynka zgodnie z taktyką jaką postanowiła obrać. Wkurzona Debi to nieznana dla Meg Debi, tak więc przynajmniej zyska trochę czasu aby przygotować grunt pod wieści jakie ma do zakomunikowania przyjaciółce odnośnie jej rozwodu, a które jej na pewno nie przypadną do gustu.
-No chwilę- rzuciła z tłumioną irytacją powstrzymując się przy tym od przewrócenia oczami - Nikt nie kazał Ci wykupywać całego sklepu- dodała po chwili wziąwszy od Debory kilka siatek- może nie zdajesz sobie sprawy, ale moje mieszkanie ma ograniczony metraż i przy takiej częstotliwości zakupów to niedługo będziemy spać pod namiotem przed blokiem…
-Daruj sobie swoje błyskotliwe uwagi- rzuciła oschło Debs, co dla Megan było czymś niespodziewanym i położyła resztę siatek na łóżku – To są twoje ciuchy- oznajmiła z tłumionym uśmiechem triumfu, którym w innej sytuacji na pewno obdarzyłaby Meg- Kopnął Cię ten zaszczyt i kupiłam Ci normalne ciuchy, a te szmaty do podłogi- wskazała na rozwaloną walizkę z ubraniami przyjaciółki- wyrzucimy do śmieci, bo nawet biednym, aż wstyd je oddać…
-Nie wiem co Cię ugryzło Deboro Dic- odparła spokojnie szatynka, patrząc ze zdezorientowaniem na kumpelę- ale ja Cię o żadne zakupy nie prosiłam, a swoich rzeczy ani myślę wyrzucać, jasne?
-Jednak w czymś musisz iść do ośrodka- rzuciła zdecydowanie zgrywając w dalszym ciągu niezłomną.
-Mam spodnie i bluzkę, którą w ostatniej chwili wcisnęłaś mi do torby, za co muszę przyznać teraz jestem Ci do zgodnie wdzięczna…- odpowiedziała ze stoickim spokojem, a po chwili dotarły do niej słowa Debs- ale moment o jakim ośrodku ty mówisz?- spojrzała podejrzliwie na nią usiłując rozgryźć co miała na myśli.
-Pani Sedzina doszła do wniosku, że wysyła Was na terapię małżeńską- odpowiedziała jak gdyby nigdy nic i zaczęła wyciągać z poszczególnych siatek ubrania- Do jej powrotu z urlopu, macie odbyć jakieś 10 sesji terapeutycznych pod okiem fachowca w tej dziedzinie- dodała od niechcenia, aczkolwiek nerwy dawały znać osobie i górna brew delikatnie zaczęła drgać- A następnie odbędzie z Wami kolejne spotkanie na którym to postanowicie czy w dalszym ciągu obstajecie przy rozwodzie, czy też może jednak postanowiliście się porozumieć.
-I ty to mówisz tak ze spokojem?- rzuciła z nieukrywaną złością Kennedy i podeszła do blondynki- w co ty grasz?!- wrzasnęła jej prawie do ucha, a w ramach odreagowania wytargała jej bluzkę z rąk i rzuciła nią przez pokój- Wysłałam Cię tylko po to, abyś grzecznie powiedziała, że chcę uzyskać rozwód w możliwie jak najkrótszym czasie, a ty wysyłasz mnie do jakiegoś ośrodka dla psycholi w celu ratowania małżeństwa o którym nawet pojęcia nie miałam?!
-Jakbyś chciała wiedzieć Twój mąż chce ratować to małżeństwo i sam zaproponował terapię…
-A ty nie mogłaś zaprzeczyć?-rzuciła podniesionym tonem rzucając kolejnymi siatkami tyle, że tym razem pod nogi Debi- Boże jaką trzeba być kretynką aby wysłać jako swoją reprezentantkę wariatkę, która uważa, że pozjadała wszystkie rozumy?
-Meg…- zaczęła delikatnie blondynka- on naprawdę nie jest taki zły. Wysportowany, wyższy od Ciebie o jakąś głowę…
-Gdzie znajdę tą Sędzinę?- wtrąciła stanowczo Meg rozglądając się po pokoju za swoją torebką. Debs spojrzała na zegarek po czym odparła z obrazą majestatu
-Jest już w samolocie do Europy, wraca za miesiąc…- Megan na te słowa pobladła i usiadła na podłodze obok łóżka. Wysłała najlepszą przyjaciółkę, aby jej pomogła a ta jeszcze bardziej skomplikowała jej sprawy. Zamiast dostać rozwód na poczekaniu, ma chodzić na terapie małżeńską z facetem, którego na oczy nie widziała, a który jak wynika z papierów jest jej drugą „połówką”. Życie jawnie sobie z niej kpi i śmieje się jej prosto w twarz. Może i Debs nie chciała źle, ale zabawa w dom jej nie interesowała, nie teraz kiedy starała się wziąć udział w kluczowym wyścigu, kiedy jej kariera z wyścigu na wyścig nabierała rozpędu.
Po opadnięciu pierwszych nerwów spojrzała znacząco na przyjaciółkę i nie musząc pytać otrzymała odpowiedź
-Jutro o 11.00


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Debi dnia 23:54 :09 , 23 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 12:18 :32 , 24 Kwi 2014    Temat postu:

Oczywiście, że nie zapomniałaś co widać po tym rozdziale! Wspaniały! Na to czekałam i na to warto było czekać Wesoly W ogóle nie widać tej przerwy w pisaniu. Uwielbiam Twój styl i Twoje historie. Dobrze o tym wiesz Mega! Jak Ty to robisz, że tak dobrze Ci to wychodzi? Czekam na kolejny odcinek z niecierpliwością Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 19 Maj 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 9:43 :14 , 19 Maj 2014    Temat postu:

To jestem i tu Wesoly
Fajnie mogę Cię teraz podwójnie męczyć o rozdział Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:14 :45 , 19 Maj 2014    Temat postu:

Motywacji nigdy dość Wesoly i dziękuję Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 19 Maj 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:43 :36 , 19 Maj 2014    Temat postu:

Skoro mówisz, ze nigdy dość to pisz ten rozdział pisz Wesoly Bo ja już się nie mogę doczkekać co będzie się działo u tego terapeuty

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 13:47 :32 , 30 Maj 2014    Temat postu:

No i jest Wesoly mam nadzieję, że nie zawiodłam i proszę jeszcze o taryfę ulgową bo powrót do dawnej formy nie jest tak łatwy jak mi się zdawało Mruga

rozdział 7

-No i wyglądasz jak człowiek-podsumowała z zadowoleniem Debs przyglądając się końcowemu efektowi wyszykowania przyjaciółki- jak nie powalisz go na kolana to chyba musi być gejem- dodała w przypływie emocji, a po chwili czując na sobie wrogie spojrzenie przyjaciółki żałowała, że nie zachowała tej uwagi dla siebie.
-Jeszcze słowo, a zaraz to ja Ciebie powalę na kolana- burknęła pod nosem Megan przyglądając się uważnie swojemu odbiciu. Makijaż był delikatny, a włosy po przeszło godzinnej walce z Debs oraz szczotką, suszarką i lokówką wyglądały jak po wizycie w salonie fryzjerskim. Musiała przyznać rację przyjaciółce chociaż nie miała na to najmniejszej ochoty, może nie wyglądała jak milion dolarów, ale panowie będący wzrokowcami nie przejdą koło niej obojętnie. Czarne skórzane leginsy podkreślały długie zgrabne nogi, a biała pół prześwitująca koszula z szyfonu przez którą przebijał czarny stanik dodawała tylko seksapilu.- Mam nadzieję, że jest ślepy…
-Na to też mam sposób- rzuciła wesoło blondynka. Wyciągnęła z kuferka perfumy i nim jej kumpela zdążyła zaprotestować spryskała ją nimi z góry na dół- no teraz może być nawet ślepym gejem, a i tak poleci na Ciebie!- dodała wesoło robiąc szybki unik od poduszki, która leciała w jej kierunku.- Dawno nie grałam w dwa ognie, jednak to nie czas i nie miejsce- oznajmiła starając się pohamować euforię- daj mi 5 minut i możemy wychodzić…
-Ale chwila moment kto mówił, że ty idziesz ze mną- wtrąciła Meg sięgając po swoją torebkę- już raz skorzystałam z tej opcji i dzięki temu zamiast być po rozwodzie to udaję się na terapię małżeńską…
-To się nazywa wdzięczność- mruknęła Debs pod nosem i wówczas dostrzegła, że wizytówka z adresem oraz numerem kontaktowym do terapeutki leży na komodzie obok lusterka. Megan powiodła wzrokiem za przyjaciółką, a widząc jak ta rzuca się w owym kierunku, ona również doskoczyła jednak było już za późno. Debora w starciu siłowym nie miałaby szans z Meg, dlatego niewiele się zastanawiając włożyła sobie wizytówkę do ust.
-Jesteś niepoczytalna!- wrzasnęła Kennedy widząc jak jej najlepsza kumpela przeżuwa wizytówkę- wypluj to natychmiast!- Klepnęła ją po plechach, a następnie objęła od tyłu naciskając na brzuch, jednak ta mimo trudności nie dawała za wygraną i koniec końców ją przełknęła.- Przy Tobie pomyleniec to całkiem psychicznie zdrowa osoba…- podsumowała Meg wypuszczając ją z uścisku i przeczesała nerwowo włosy nie zwracając uwagi na godzinny trud przyjaciółki- Teraz geniuszu powiedz mi jak mam tam trafić bez adresu czy numeru telefonu?
-Może ty nie pamiętasz adresu, ale ja owszem…- uśmiechnęła się przebiegle Debs i postukała palcem w skroń- i dalej uważasz, że nie idę z Tobą?- spytała z nieskrywanym triumfem. Megan natomiast gotowała się od środka. Gdyby nie jej samokontrola i mocno zaciśnięte w pięści dłonie, już dawno rzuciłaby się na nią.
-Masz 5 minut i ani sekundy więcej…- rzuciła zirytowana dziecinnym zachowaniem przyjaciółki i energicznym krokiem wyszła z pokoju.



Cierpliwość i frustracja Beniamina sięgały zenitu. Od dobrej godziny siedział w poczekalni starając się zachować pozory opanowania. Jednak nie było to tak łatwe jak mogłoby się wydawać . Każde skrzypnięcie otwieranych i zamykanych drzwi wejściowych do holu w którym się znajdował przyprawiało go o jeszcze większe nerwy. Zdążył już wysłuchać historii kilku par i powodów dla których postanowili poddać się terapii, a jego żony nadal nie było. Jeszcze chwila a on równie dobrze mógłby być terapeutą. W końcu kiedy zapanował ogólny spokój i cisza podeszła do niego młoda rudowłosa dziewczyna z plakietką stażystka. Uśmiechnęła się uprzejmie i spytała:
- Pan Beniamin Parker?
-Tak- odparł i energicznie wstał z sofy. Już zakiełkowała w nim nadzieja, że może w końcu przyszła jego kolej. W końcu będzie miał okazje poznać swoją żonę, a przy okazji uzmysłowi jej, że ta terapia to jedynie marnowanie czasu.
-Proszę za mną- odparła dziewczyna i nie czekając na Beniamina ruszyła w głąb korytarza na którego końcu znajdowały się mahoniowe drzwi. – Proszę wejść do środka- dodała - Pani Doktor Fedo zaraz zajmie się Panem, a na razie proszę usiąść na kanapie i poczekać jeszcze 5 minut.
-A moja żona?- spytał zdezorientowany i zatrzymał się w połowie drogi do wskazanej przez dziewczynę sofy. Odwrócił się w jej stronę i dodał w ramach wyjaśnienia- to miała być terapia małżeńska prawda? Gdzie ona jest?
-Proszę spocząć, Pani Doktor Fedo wszystko wytłumaczy… - rzuciła uprzejmie, aczkolwiek widać było, że nie miała najmniejszej ochoty wdawać się w większe dyskusje i tłumaczenia. Brunet wzruszył z rezygnacją ramionami i zajął wskazane wcześniej przez dziewczynę miejsce. – podać coś do picia? Może kawę?
- Niestety muszę podziękować, gdyż ciśnienie mam już wystarczająco wysokie, a dodatkowa dawka kofeiny nie wydaje mi się, aby była wskazana.- odparł z nieskrywaną irytacją i zaczął rozglądać się po gabinecie. Dziewczyna puściła mimo uszu złośliwą uwagę klienta chcąc tym samym zachować pełen profesjonalizm. Widząc w pewnym momencie obawę na twarzy Bena już miała dodać mu otuchy zapewnieniem, że Doktor Fedo jest najlepszą terapeutką, a na swoim koncie ma same sukcesy, jednak w tym samym momencie w holu rozległy się jakieś krzyki.
-Przepraszam- odezwała się i wyjrzała na korytarz. Dostrzegając na nim dwie kobiety, z czego jedna zaczęła dość energicznie gestykulować, dodała- kolejna para przyszła, a widzę że nikogo nie ma w rejestracji, tak więc jestem zmuszona zostawić Pana- a na odchodne dodała nie mogąc się powstrzymać - i proszę się nie martwić, Pańskie małżeństwo jest w najlepszych rękach…




-No i nie mówiłam, że w końcu trafimy- powiedziała zadowolona z siebie Debs wchodząc do poczekalni- co prawda trochę dłużej to zeszło niż przypuszczałam, ale liczy się efekt końcowy, nie?- podsumowała rozglądając się za personelem ośrodka, jednak w zasięgu swojego wzroku nie dostrzegła żywej duszy, poza uchylonymi drzwiami na końcu długiego korytarza. Już miała ruszyć w ich kierunku kiedy to Megan chwyciła ją za łokieć i zaczęła jej wyrzucać:
-Trochę dłużej?-spytała nieświadomie z podniesionym głosem Megan- Boże, Ty widzisz i nie grzmisz- jęknęła wznosząc ręce do góry- Wiesz ile ta droga powinna nam zająć czasu?- spytała i nie czekając na odpowiedź odparła- w korkach góra 15 minut, a spacerkiem 30, a ile nam zajęła?
-Szczęśliwi czasu nie liczą Meg- odpowiedziała wesoło Debi czym jeszcze bardziej zirytowała kumpele, aczkolwiek ta zdawała się tego nie dostrzegać, a przynajmniej nie przejmować się tym – potem pobuczysz na mnie, a teraz lepiej chodź bo się jeszcze spóźnisz…
-Trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie- jęknęła Meg zaciskając dłoń na rączce od torebki – Spóźnić to już się spóźniłam, a to tylko przez Twoją „niezawodną” pamięć, która nie potrafiła spamiętać kolejności liter w nazwie ulicy, nie mówiąc o nazwie kliniki…
-Drogie Panie- wtrąciła się rudowłosa stażystka, której przybycie dla obu kobiet było dość niespodziewane.- bardzo proszę trochę ciszej jesteśmy na terenie ośrodka terapeutycznego na którym obowiązują pewne zasady. Terapeuta zaraz się Paniami zajmie, jednak proszę o cierpliwość- zmierzyła je niepewnym wzrokiem i dodała z przekonaniem- każdy przypadek jest trudny, ale nie do nierozwiązania…
-Jej to już nic nie pomoże - prychnęła pod nosem Megan patrząc znacząco na przyjaciółkę, po czym zwróciła się do dziewczyny- Mam prośbę do Pani, bo zostałam zapisana na terapię z mężem, jednak w natłoku spraw i obowiązków wyleciało mi z głowy do kogo.- dziewczyna spojrzała niepewnie na Debs- to jest mój prywatny Brutus- wyjaśniła Meg uśmiechając się na tyle życzliwie na ile była wstanie w obecnej chwili i machnęła ręką w stronę blondynki- nią proszę się nie przejmować…
-W takim razie proszę tu podejść- odpowiedziała rudowłosa stażystka wskazując na biurko z komputerem i telefonem. Kiedy już Megan i Debora znalazły się przy niej, poprosiła o podstawowe dane takie jak imię oraz nazwisko szatynki.
-Megan Kennedy- rzuciła, a czując przeszywający ból między żebrami zadany przez przyjaciółkę, skrzywiła się i poprawiła- to znaczy Megan Kennedy-Paker… -Peker…
-Parker?- wtrąciła stażystka
-A bardzo możliwe…- a dostrzegając zdumienie w oczach dziewczyny dodała pośpiesznie- to znaczy, tak, dokładnie tak Megan Parker- i przewróciła jednocześnie oczami z irytacji. W końcu po co ma zaprzątać sobie głowę zbędnymi informacjami takimi jak nazwisko jej męża, przecież nim się obejrzy z powrotem będzie wolnym ptakiem.
-Pani mąż już czeka, Doktor Fedo zaraz przyjdzie…
-Gdzie go znajdę?- spytała konkretnie Megan czując jak adrenalina jej się podnosi, a palce zaciskające rączkę torebki powoli stawały się zimne jak sopel lodu. Stażystka wskazała drzwi w głębi korytarza, a szatynka szybkim krokiem, na ile to było możliwe w wysokich szpilkach, udała się w ich kierunku. Zatrzymała się tuż przed nimi gdyż wówczas zdała sobie sprawę, że za plecami ma blondynkę. Odwróciła się i zlustrowała ją gromkim wzrokiem.
-Zapomnij…- i nim Debs zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Megan wpadła z takim impetem do gabinetu, że gdy zatrzaskiwała blondynce drzwi przed nosem, straciła równowagę i zleciała mało zgrabnie na podłogę przy okazji wysypując zawartość torebki- cholera jasna- zaklęła pod nosem i zaczęła zbierać rzeczy z podłogi, nie zwracając przy tym uwagi na to czy ktoś jest w pomieszczeniu. Wówczas dostrzegła czubki męskich butów tuż przed sobą. Podniosła głowę do góry. Mężczyzna zdawał się być wysoki do samego sufitu, a jego śnieżnobiały uśmiech z nutką kpiny, jak to wydawało się Meg, jeszcze bardziej ją rozjuszył - uważaj bo szczęka Ci wyleci…- syknęła nie spuszczając z niego wzroku.
-Że co proszę?- spytał lekko zdezorientowany Beniamin, gdyż odzywka, którą przed momentem usłyszał nie pasowała mu do kobiety, którą widział albo może chciał widzieć przed sobą. Obie były eleganckie i seksowne o intensywnej zielonej barwie oczu, jednak ta w jego wyobrażeniach była ciut onieśmielona jego uśmiechem, osobą, jak to większość Pań z którymi się spotykał. Niestety rzeczywistość okazała się być brutalna, gdyż ta „niewinna” istotna bynajmniej do „niewinnych” nie należała i na pewno nie była podatna na jego wdzięki – na bank byłem pijany… - pomyślał i spojrzał uważniej na kobietę, która posłała mu złowieszcze spojrzenie- pijany w cztery dupy jak panda po eukaliptusie…
-Pomożesz czy będziesz się tak gapił jak sroka w kość, a przy okazji śmiał się jak głupi do sera?- rzuciła uszczypliwie kontynuując zbieranie porozrzucanych rzeczy - A już się pocieszałam, że mój mąż będzie chociaż gentelmanem… - odparła pozbierawszy wszystkie drobiazgi z podłogi.
-A ja sądziłem, że moja żona będzie chociaż damą…- odgryzł się i wyciągnął rękę chcąc pomóc jej wstać z podłogi, jednak Meg odrzuciła owe wsparcie i o własnych siłach się podniosła. Poprawiła bluzkę i przeczesała palcami włosy odrzucając je tym samym do tyłu. Czuła jak mężczyzna bacznie lustruje ją wzrokiem, co już miała skomentować. Jednak nie wiedząc dlaczego w pewnej chwili poczuła, że straciła równowagę i poleciała do przodu wprost na szatyna, który w ostatnim momencie podtrzymał ją, tym samym ochraniając, od ponownego bliskiego, spotkania z podłogą.
-Matko kochana!- dało się słyszeć krzyk Debory, która od razu przystanęła obok przyjaciółki, która podtrzymując się jedną ręką szatyna drugą masowała sobie obolały bok pleców- przepraszam ja nie wiedziałam- tłumaczyła pośpiesznie z lekką paniką, a po chwili z bojową nutą w głosie dodała- no ale kurka belka, ale kto stoi zaraz przy drzwiach mając sofę obok…
- Pani Parker- odezwała się młoda kobieta o kruczoczarnych włosach w szarej garsonce- wszystko w porządku? Może wezwać lekarza? –spytała z troską i jednocześnie upomniała blondynkę - Debs mówiłam Ci, ostrożnie z tymi drzwiami…
-Oj no wiem, wiem…- jęknęła - Meguch spokojnie do wesela się zagoi…- powiedziała z przejęciem blondynka, a widząc złowieszcze spojrzenie kumpeli rzucające w jej stronę gromy momentalnie się rozpromieniła i szepnęła jej do ucha- ty czekaj z tym mordem w oczach jak usłyszysz rewelację, że będę waszą terapeutką…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 19 Maj 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 19:27 :52 , 05 Cze 2014    Temat postu:

hahahahaha Wesoly Juz czuję co tam się bedzie działo Wesoly Deb terapeutką no no Wesoly
I oczywiście nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie, biedny chłopak teraz to juz na pewno bedzie chciał uciekać gdzie pieprz rośnie Wesoly

No ale Deb ty nie trzymaj nas w niepewności i dawaj następny Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 11:53 :51 , 06 Cze 2014    Temat postu:

Dzięki Lenka ;D

Następny jest w trakcie tworzenia Mruga może z końcem przyszłego tygodnia albo na długi weekend czerwcowy ud mi się go opublikować Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Romans Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin