|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dołączył: 19 Maj 2014
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 8:38 :02 , 08 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Super W takim razie czekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 13:13 :54 , 12 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Rozdział 8
- Nie zgadzam się- wypaliła bezpośrednio Megan nie zwracając uwagi na toczącą się w między czasie rozmowę szatyna z jak przypuszczała terapeutką- wariatka nie może być psychologiem!- Kobieta w szarym kostiumie spojrzała na nią zdumiona, po czym karcącym wzrokiem obdarowała blondynkę. Ben z kolei zdezorientowany zaistniałą sytuacją spoglądał niepewnie na wszystkie trzy Panie.
-Pani Parker- zwróciła się spokojnym głosem kobieta- to kwestia dyskusyjna…
-Co jest kwestią dyskusyjna?- wtrąciła się mało kulturalnie szatynka- To, że ona jest wariatką- wskazała palcem na Deborę- nieeeee droga Pani- powiedziała przeciągle machając przecząco palcem w powietrzu- to sama prawda i tylko prawda…
-Chodziło mi raczej o fakt w jaki sposób będziemy przeprowadzać terapię…- i już miała mówić dalej kiedy nagle uprzytomniła sobie, iż się nie przedstawiła- ale w ogóle gdzie moje maniery? Tytuł doktora a kultury za grosz- zaśmiała się, po czym wyciągnęła na przywitanie dłoń do Megan i Beniamina- Nazywam się Adelin Fedo i będę Państwa terapeutką - widząc niemą zgodę na dalsze kontynuowanie początkowego tematu ciągła- Z rozmowy telefonicznej z Panem Parkerem- wskazała otwartą dłonią w kierunku mężczyzny- wynika, że zależy Państwu na czasie- Megan słysząc te słowa osłupiała. Jak zależy im na czasie? to przecież jej zależy na czasie, a on miał upierać się przy swoim. Przecież miał być zagorzałym fanatykiem małżeństwa, który sam zainicjował terapię – Zresztą patrząc na Państwa i widząc brak obrączek sytuacja jest dość nagląca.- Meg spojrzała na swoją dłoń gdzie niby powinna znajdować się owa błyskotka, wówczas wyczuła na sobie badawczy wzrok szatyna. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony, a spojrzenie prawie przeszywający na wylot. – Niestety nie jestem wstanie w skumulowanej formie poświęcić Państwu czasu, ale całe szczęście z Deborą studiowałyśmy na jednym uniwersytecie –mówiąc to serdecznie uśmiechnęła się w kierunku blondynki, która do niej doskoczyła i objęła ramieniem- więc mogłaby mi posłużyć za pośrednika między mną, a Państwem….
-A niby jak się ma do siebie psychologia z administracją publiczną?- spytała złośliwie Meg nie oczekując odpowiedzi jednak Debs nie mogła się oprzeć i z rozpierającą ją dumą, że może pouczyć kumpelę w obecności osób trzecich zabrała głos:
-Bezpośredni kontakt urzędnika państwowego z szarym obywatelem tego kraju to prawdziwa szkoła przetrwania i psychologii- a wskazując na nią palcem dodała- już Ci mogę powiedzieć, że Twoja osobowość przypomina mi Panią Atkins, która jest starą panną z tuzinem kotów na głowie i średnio co tydzień donosi…
-Tylko póki co to Ty posiadasz już pierwszego kota na stanie- wcięła kąśliwie Meg piorunując kumpele gromkim spojrzeniem. Ben natomiast z nieskrywanym rozbawieniem przyglądał się całej wymianie zdań i już nawet sam zapomniał w jakim celu tak naprawdę tu przyjechał.
-Mam propozycję- odezwała się w końcu Adelin- bo widzę, że będzie ciężko dojść do kompromisu między Paniami- wskazała na przyjaciółki- więc zostawimy Państwa na chwilę samych- mówiąc to wzięła Deborę pod rękę- w celu swobodnego przedyskutowania mojej propozycji- a po chwili dodała znacząco patrząc na blondynkę- i bez wywierania zbędnej presji…
Doktor Fedo nie zwracając uwagi na dalsze protesty Debory, jak postanowiła tak też zrobiła. Wówczas w gabinecie w przeciągu paru sekund zapanowała cisza. Meg spojrzała na szatyna, który przysiadł na oparciu sofy i bacznie jej się przyglądał. Wyglądał na konkretnego, a to już plus starała się pocieszyć- przynajmniej nie wygląda na maminsynka- pomyślała. Pytanie tylko jakie są jego poglądy związane z małżeństwem zawartym na wariackich papierach o którym ona nawet nie miała pojęcia. Starała się wyczytać cokolwiek z jego ciemnobrązowych oczu, w końcu podobno są one zwierciadłem duszy. Jednak jego wzrok był równie intensywny wręcz przyprawiał ją o lekki dreszcz co rzadko jej się zdarzało do tej pory .
-Chyba jestem Twoim mężem- odezwał się Beniamin przerywając tym samym ciszę panującą w gabinecie. Od chwili wysłania pisma z pozwem rozwodowym wyobrażał sobie tę rozmowę, wówczas miał milion koncepcji jak ją zacząć, aby potoczyła się zgodnie z jego oczekiwaniami, a teraz? Totalna klapa.- „Chyba jestem Twoim mężem” tekst roku- dodał z sarkazmem w myślach.
-Na to wygląda- odparła zdawkowo Meg - aczkolwiek chyba nie mieliśmy jeszcze się okazji poznać- dodała i wyciągnęła w jego kierunku dłoń na przywitanie chcąc dać do zrozumienia iż jest kobietą interesu, konkretną i dąży do wyznaczonego celu- Megan Kennedy- Ben momentalnie podniósł się. Miał pocałować ją w rękę, jak to zwykł robić w stosunku do płci pięknej, jednak w ostatniej chwili uprzytomnił sobie, że jego celem nie jest zdobycie żony, a wręcz przeciwnie pozbycie się jej.
-Beniamin Parker – odpowiedział równie pewnie jak szatynka i zdecydowanie uścisnął jej dłoń nie spuszczając z niej wzroku. Musiał przyznać, że jak na przypadkową żonę mógł trafić o wiele gorzej, chociaż jak to mówią nie chwalmy słońca przed zachodem, nie? Zresztą nie ma o czym rozprawiać, bo dni tego małżeństwa są już policzone. - przyjmij moje kondolencje- dodał a dostrzegając zdumienie na jej twarzy wytłumaczył- Twoja przyjaciółka mówiła, że miałaś wczoraj pogrzeb i dlatego też nie mogłaś dotrzeć na czas…
-Aaaaaa no tak – rzuciła, przeklinając w myślach Debs- a lada chwila będzie kolejny- mruknęła pod nosem symulując kaszel.- dziękuję, ale może przejdźmy do konkretów Panie Parker- dostrzegając jego zaskoczenie oficjalnym zwrotem postanowiła iść za ciosem- wiem, że zgadzamy się na pewno w jednym, i Panu, i mi zależy na czasie, kwestia tylko obrania wspólnego celu…
-No i obawiam się, że mój cel nieco może odbiegać od Twojego- wtrącił Ben pomijając wszelkie formy grzecznościowe, w końcu chcąc nie chcąc rozmawia ze swoją małżonką.- Zdaję sobie sprawę, że ślub i małżeństwo są ważkimi wydarzeniami dla Was, kobiet…
-Stop!- przerwała tym razem energicznie Meg czując że powoli traci grunt pod stopami. Jej wewnętrzna intuicja mówiła głośno i dosadnie, że jest na straconej pozycji, jeśli nie uświadomi Bena, iż wkładanie jej do wora z innymi kobietami mija się z celem-nie traktuj mnie jak standardowej kobiety, powiedzmy… – zaczęła gestykulować rękami próbując tym samym dobrać odpowiednie słowa- mam umysł mężczyzny.
Beniamin w tym momencie czuł jak krew odpływa mu z twarzy, a w gabinecie robi się nieprzyjemnie duszno. Momentalnie jak stał tak musiał ponownie przysiąść na oparciu sofy. Oparł łokcie na kolanach i przecierając twarz dłońmi próbował zebrać wszystko razem do kupy. Spojrzał jeszcze raz na Meg, która z zaniepokojeniem spoglądała na niego. Przecież to niemożliwe, aby był tak zamroczony alkoholem i wziął za żonę transwestytę. Owszem była ładna, aż za ładna jak na przypadkową żonę, ale… no właśnie zawsze musi być jakieś „ale” albo haczyk. Takiej wersji to chyba nawet Pet nie przewidywał. Pewnie w pierwszej chwili roześmiałby się na cały ośrodek, jednakże Benowi wcale nie było do śmiechu.
-Wszystko w porządku?- spytała Meg podchodząc ostrożnie do szatyna- podać Ci wody?
-Nie- odparł mało przekonująco, w dalszym ciągu taksując ją wzrokiem. Wyglądała jak normalna zdrowa kobieta. Nogi do nieba, włosy prawie po pas, a do tego ładny biust i lekko zaokrąglone biodra. Prawdziwa „gitara”, a nie suchy „wieszak” na ubranie. Tylko pytanie czy ta idealna „gitara” nie powstała przy użyciu skalpela, silikonu i sztucznych włosów? - Debora zajmie się terapią- odparł zdecydowanie jednak wzrokiem już błądził po pokoju.
-Nie ma mowy- rzuciła zdeterminowana do walki o swoje Megan- ta wariatka nie będzie mieszać się dalej w moje życie- dodała przeczesując nerwowo włosy. Wówczas dostrzegała dziwne zachowanie Bena i postanowiła się upewnić czy, aby na pewno wszystko w porządku - Jesteś przekonany, że nic Ci nie jest?
Szatyn pokiwał przecząco głową, bo w końcu jak może być wszystko dobrze kiedy masz podejrzenie, że Twoja żona była mężczyzną.
- Szanuję twoją zaciekłość do walki o to małżeństwo- odparł dość oschło- jednak nie masz się co łudzić- ciągnął ze skwaszoną miną patrząc na Meg- nie jesteś w moim typie i wiedz, że nawet najlepsza terapeutka w mieście nie pomoże Ci zatrzymać mnie przy sobie.- Megan oniemiała na te słowa i delikatnie uszczypnęła się w rękę chcąc sprawdzić czy to wszystko dzieje się naprawdę. Przecież miała się dwoić i troić, zniechęcać go do siebie, a tu masz Ci babo placek od tak, da jej rozwód? Ale dlaczego? Przecież każdy facet chciał mieć taką żonę jak ona. Dowodem może być chociażby cała szkatułka pierścionków w jej pokoju, a on od tak pozwala jej odejść? Już miała się na jakich warunkach odzyska swoją wolność, jednak wtedy usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 0:03 :21 , 23 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Zapowiedź rozdziału nr 9
1) stypa czy wizyta towarzyska?
2) niereformowalna ciecierzyca
3) tolerancja przede wszystkim!
4) strach na wróble nokautuje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 22:05 :59 , 25 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
i kolejny
Rozdział 9
- Uśmiechnij się - rzuciła z optymizmem Debs dostrzegając w dalszym ciągu grymas niezadowolenia na twarzy przyjaciółki. Nie ma się co dziwić w końcu zazwyczaj to Meg stawiała na swoim, a ona po krótszej bądź dłuższej chwili ulegała jej pomysłom. Ale teraz musiało się to zmienić, w końcu jaka byłaby z niej terapeutka, jeśli dałaby się zmanipulować lub zastraszyć. Pierwsze spotkanie „zapoznawcze” małżeńskie miało się odbyć u Beniamina w domu i koniec, kropka. – Długo jeszcze będziesz się boczyć na mnie? – spytała. Widząc jednak zerową reakcję Megan szturchnęła ją, a kiedy mijały zakład pogrzebowy dodała z humorem – przecież nie idziemy na stypę…
- Jesteś pewna? - spytała podchwytliwie jednocześnie surowo spoglądając na blondynkę, którą rozpierała duma.- przecież nie dalej jak wczoraj byłam na pogrzebie, więc wypadałoby pojawić się na jakiejś stypie - przypomniała z sarkazmem, a po chwili ciszy powiedziała bardziej do siebie niżeli do Debi - ciekawi mnie kogo uśmierciłaś…
- Vivi - wypaliła bez większego zastanowienia Debs i momentalnie stanęła na środku chodnika, zakrywając usta. Gdy tylko poczuła mordercze spojrzenie kumpeli, zacisnęła mocno powieki, oczekując jej wybuchu gniewu.- Pamiętaj złość piękności szkodzi- dorzuciła, a słysząc jedynie gwar uliczny po chwili ostrożnie otwarła oczy.
- Chyba naprawdę zacznę się cieszyć, że zastępujesz tą całą Adelin - odparła nadzwyczaj spokojnie Meg zaskakując tym samym nie tylko siebie, ale również kumpelę. Trudno nawet stwierdzić, która z nich była bardziej zdumiona jej opanowaniem. Kennedy zlustrowała blondynkę z góry na dół, a po chwili dodała – To się nazywa geniusz… uśmiercić ciężarną przyjaciółkę, która jednocześnie jest moim prawnikiem… brawo – zaklaskała w dłonie – teraz nie mam wątpliwości, że moje małżeństwo w Twoich rękach rozpadnie się w ciągu najbliższych dni, a Ciebie
- Ej bez takich mi tu - rzuciła z oburzeniem odrzucając włosy do tyłu - ratowałam Ci tyłek, a jakbyś chciała wiedzieć z kursu psychologii stosowanej zwierząt dostałam nawet certyfikat psychologa zwierzęcego - na te słowa Megan wybuchła niekontrolowanym śmiechem, który wzbudził zainteresowanie przechodniów. Owszem zdawała sobie sprawę, iż przyjaciółka ma szeroki wachlarz zainteresowań, że ma na swoim koncie niezliczoną ilość zrobionych kursów od asystentki magika, skończywszy na hipnozie, ale kurs z psychologii zwierząt - Śmiej się, śmiej, wiedziałam, że tak zareagujesz dlatego też nic nie mówiłam - rzuciła dotknięta reakcją szatynki, jednak nie zwracając uwagi na jej zachowanie ciągła dalej pouczającym tonem - Posiadanie kota czy jakiegokolwiek innego pupila to duża odpowiedzialność, a dzięki temu kursowi zrozumiałam czego może ode mnie oczekiwać Afrodytka, jakie ma potrzeby i pragnienia…
- Tobie psychiatra już nie pomoże - wtrąciła Meg starając powstrzymać rozbawienie.- jesteś niereformowalna…
- Miło mi, że poprawiłam Ci humor - powiedziała z nieskrywaną ironią - a z tym psychiatrą to bym się wstrzymała - i wskazując palcem na szatynkę dodała - w końcu to nie ja roztrząsam się nad jednym głupim zdaniem powiedzianym przez swojego małżonka- wówczas dostrzegła błysk w oku Meg i już wiedziała, że trafiła w sedno, a tym samym zmieniła temat - Jeszcze chwila, a naprawdę pomyślę, że jesteś kobietą…
- Nad niczym się nie roztrząsam - zaoponowała stanowczo Megan piorunując Debs – po prostu staram się zrozumieć, czemu teraz chce tego rozwodu, a jeszcze zaledwie wczoraj prosił o terapię. Nie uważasz, że to ździebko dziwne?
- Bujać to my, ale nie nas - odparła blondynka zakładając ręce na biodra. Chciała zgrywać nieugiętą aczkolwiek przy Megan nie było to takie hop-siup jak przypuszczała. – obie wiemy, że ty wiesz to czego ja nie chciałam abyś wiedziała, ale wiedziałam, że jednak się dowiesz - powiedziała pokrętnie.
- Nie wiem o czym Ty w ogóle mówisz - rzuciła pośpiesznie szatynka, zbyt pośpiesznie jak na nią, co nie umknęło uwadze Debi - nie doszukuj się drugiego dna, bo go tu nie znajdziesz - dodała widząc zamyślenie na twarzy blondynki i jej analityczne spojrzenie z którym nigdy do tej pory się nie spotkała - zwykła ciekawość ot co…- wytłumaczyła, a następnie wyminęła ją i dodała z lekkim rozdrażnieniem - nie stój jak ta ciecierzyca tylko rusz się, bo nie planuję znowu się spóźnić - i nie oglądając się za siebie ruszyła na przód. Debora zatupała nogami w miejscu jak mała dziewczynka wymachując przy tym rękami wzdłuż ciała. Już miała wydać okrzyk swojego niezadowolenia oraz frustracji, ale w ostatniej chwili się pohamowała. Zdała sobie sprawę, że w dalszym ciągu jest na ulicy, w miejscu publicznym, a jak przyszło na Panią Psycholog takie zachowanie jej nie przystoi. Tak więc wzięła kilka głębszych wdechów chcąc zmniejszyć tym samym zniecierpliwienie do Meg, które powoli sięgało zenitu. Nie znała bowiem drugiej tak upartej i jednocześnie zamkniętej w sobie osoby, ale ona również nie planowała dać za wygraną - prędzej słoń przejdzie przez ucho igielne, niżeli odpuszczę Ci Kennedy…
- No to wpadłeś jak śliwka w kompot - podsumował z humorem Peter wyznanie brata dotyczące płci jego żony, sprawdzając czy ma wszystkie składniki do przygotowania obiadu - co jak co, zdaję sobie sprawę, że są różne upodobania, ale nie spodziewałem się czegoś takiego po rodzonym bracie – dodał i upewniwszy się, że ma wszystko rozpoczął krojenie warzyw - kuźwa spać z babą i nie zorientować się, że coś jest nie tak - roześmiał się na własne słowa, odłożył nóż na bok i spojrzał z politowaniem na niego - tytuł kretyna roku masz w kieszeni…
- Przystopuj trochę stary, bo się zagalopowałeś - zaoponował Ben ściskając mocniej szklankę, którą miał w ręku - nie powiedziałem przecież, że z nią spałem…- odparł stanowczo, przeczesując ręką włosy – Pet – rzucił widząc w dalszym ciągu uśmiech – wierz mi albo nie, ale ja tej laski nie znam…
- A patrz, jednak usidliła takiego Casanovę - odparł z rozbawieniem Peter siekając kolejne warzywa. Był przekonany, że musiało zajść jakieś nieporozumienie, jak już nie w kwestii samego ślubu to przynajmniej w kwestii „wybranki” serca. Spojrzał kątem oka na Bena i po raz pierwszy od dłuższego czasu dostrzegł przerażenie na jego twarzy, dlatego też postanowił utrzymać żartobliwy ton tej rozmowy – Teraz rozumiem czemu miał służyć ten wykład o tolerancji i luzackim podejściu do życia, którego mi udzieliłeś w drodze na mecz Mikiego. – odłożył ponownie nóż, podszedł do szatyna i położył mu dłoń na ramieniu – Wiedz, że bez względu na orientację czy upodobania seksualne, dalej jesteśmy rodziną…
- Humor Cię nie opuszcza - rzucił z ironią szatyn strzepując rękę brata i jednym haustem dopił resztę wody znajdującą się w szklance.
- Stosuję się tylko do Twoich cennych wskazówek – odparł Pet i wrócił do wcześniejszego zajęcia. Zazwyczaj to on przygotowywał posiłki, a już na pewno obiady, gdyż umiejętności kulinarne Bena ograniczały się do zrobienia herbaty, kawy i zamówienia pizzy z czego najbardziej cieszył się Miki.
- Tolerancja, tolerancją, luz, luzem, ale posiadać za żonę transwestytę? – spytał bardziej siebie, niżeli brata
- Jeśli jest ładny i ma wszystko co powinna mieć kobieta, to czemu nie?- rzucił jak gdyby nigdy nic zsypując pokrojone składniki do miski.
- Szlag mnie zaraz trafi z Tobą – rzucił zirytowany Ben. To on wyznawał zasadę „będzie co ma być- c’est la vie”. Peter natomiast zawsze go pouczał i wskazywał możliwe wyjścia z danej sytuacji, ale jednak nie tym razem…
- Widać, że brak tu kobiecej ręki – stwierdziła Debs przyglądając się nie zagospodarowanemu ogródkowi przed, całkiem przytulnym jak na kawalera, domem. W wyobraźni już widziała tu oczko wodne, które otaczałyby tulipany, a na parapetach znalazłyby się skrzynki z kwitnącą lawendą .
Meg zdawała się ignorować słowa przyjaciółki, gdyż sama była zainteresowana, tyle że nie ewentualnym urządzaniem ogródka przy wejściu do domu, a samochodem który stał na jego podjeździe. Czarny terenowy Huyndai dokładnie taki sam jak właśnie planowała kupić. Nie zwracając uwagi na dalszy wywód blondynki podeszła do „obiektu” swoich westchnień i przyglądała mu się jak małe dziecko.
- Megan! – warknęła Debi orientując się, że jej kumpela bynajmniej nie stoi razem z nią przed drzwiami, a przygląda się konserwie na czterech kółkach - chodź tu! – dodała ściszonym aczkolwiek stanowczym głosem, wskazując palcem miejsce obok siebie. Meg przewróciła oczami i powiedzmy, że przywołana do porządku podeszła we wskazane przez blondynkę miejsce. – Dobrze Debi- pochwaliła się w myślach - grunt to aby czuła respekt przed Tobą.
- Dzwoniłaś już? – spytała ustawiając się frontem do drzwi szatynka
-Boziu, gdzie ja miałam oczy puszczając Cię tak - westchnęła Debora pod nosem przyglądając się wytartym jeansom, których lata świetności dawno minęły. Koszula w czerwono-czarną kratę, z podwiniętymi niedbale rękawami, wyglądała jak po starszym bracie, a wypłowiała czarna czapka z daszkiem była dopełnieniem całego obrazu nędzy i rozpaczy. – Wyglądasz jak rasowy lump, weź się jakoś ogarnij - zmierzyła ją srogim wzrokiem - nawet strach na wróble lepiej wygląda…
- Toż to komplement z Twoich ust – odparła z sarkazmem Meg i nic nie robiąc sobie ze słów kumpeli zapukała do drzwi.
- Weź chociaż zdejmij tę czapkę – warknęła i nie zastanawiając się długo porwała ją z głowy przyjaciółki tym samym rozpuszczając jej kasztanowe włosy – teraz przynajmniej wiadomo, że jesteś człowiekiem…- Megan spiorunowała Debs wzrokiem godnym potępienia i zesłania do najgorszych czeluści piekielnych. Nie spuszczając z niej oczu, zacisnęła pięść i przekonana, że drzwi dalej są zamknięte, zamachnęła się chcąc w nie uderzyć i tym samym dać upust swoim emocjom. Jednak ostatecznie jej ręka nie spotkała się z takim oporem z jakim powinna. Wówczas odwróciła głowę z lekkim zdezorientowaniem w kierunku jak myślała drzwi, a dostrzegła w nich swojego męża trzymającego się za nos, wtedy momentalnie sama poczuła jak przeszywa ją ból w nadgarstku…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 21:26 :02 , 02 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
aaaaaaaaaaa zapomniałam wrzucić tutaj jeszcze zapowiedź 10 rozdziału xD
1) misiek w damskich fatałaszkach
2) stracisz na moment grunt pod nogami
3) zdeklarowany homoseksualista
4) czerwony neon
Myślę że wszystko jasne nie? xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Wysłany: 19:05 :26 , 07 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Rozdział 10
- krew…- usłyszała Megan szept przyjaciółki i w ostatniej chwili, nie zwracając uwagi na ból nadgarstka czy też poszkodowanego małżonka, przytrzymała ją mocniej ramieniem. Jednak, nie zdało to większego egzaminu, gdyż w kilka sekund obie runęły na wycieraczkę położoną przed drzwiami.- Debs – rzuciła Meg delikatnie klepiąc blade policzki przyjaciółki – Nie wygłupiaj się… Debs, tu ziemia, kapisz? – powtórzyła poddenerwowana całą sytuacją. Zwróciła swój wzrok na Beniamina, który właśnie wierzchem dłoni ścierał stróżkę krwi spod nosa. – No nie stój jak ten plankton i zrób coś – syknęła spoglądając na niego z wyrzutem za bark jakiejkolwiek reakcji. – woda, sole trzeźwiące, cokolwiek – dodała tonem bliskim rozkazującemu, mierząc go przy tym srogim wzrokiem. Ben stał jak oniemiały w drzwiach i niedowierzał własnym uszom, ani oczom. Nie dość, że został znokautowany z zaskoczenia, to jeszcze zero litości czy nawet grama współczucia. Przecież każda normalna żona natychmiast skakałaby wokół swojego misia. No tak tyle, że jego żabcia to misiek w damskich fatałaszkach, więc czemu on się jeszcze dziwił…
Kiedy tylko szatyn znikł Megan z oczu, ta ze zmartwieniem spojrzała ponownie na blondynkę, a następnie zaklęła pod nosem próbując ruszyć uszkodzoną ręką, która lekko nabrzmiała. – jak nie urok to sraczka – westchnęła z rezygnacją, zastanawiając się co jeszcze ją czeka. Znokautowany niechciany mąż, nieprzytomna zwariowana przyjaciółka i prawdopodobnie skręcona ręka, gorzej chyba być już nie może, chociaż kto to wie…
-Meeeeguch- odezwała się nie wyraźnie Debs przerywając tym samym rozmyślania szatynki. Zamrugała kilka razy powiekami próbując przypomnieć sobie bieg wydarzeń. Po chwili kiedy uzmysłowiła sobie wszystkie fakty i zorientowała się, że wraz z kumpelą leży na ziemi, zaczęła powoli mało poradnie się z niej zbierać w duchu przeklinając pomysł ubrania swoich najwyższych szpilek. Obraz przed oczami wirował jej jak po wizycie w wesołym miasteczku – Matko Boska Włoska, coś ty najlepszego zrobiła… - naskoczyła na Meg w między czasie mało poradnie próbując złapać pion. Jednak nie minęła minuta jakby ponownie leżała na podłodze. Na szczęście w zasięgu ręki pojawił się wysoki o piwnych oczach brunet, który w ostatniej sekundzie chwycił Deborę w pasie, chroniąc ją tym samym przed upadkiem. – Dziękuję – szepnęła zaskoczona klepiąc go po przedramieniu które znajdowało się tuż pod jej biustem. – ale ja dam radę… - powiedziała starając się brzmieć przekonująco, a chcąc dowieść swoich słów usiłowała się wyplątać z mocnego uścisku nieznajomego. Jednakże szpilki wcale nie chciały z nią współpracować, to też jej próba udowodnienia, spełzła na kolejnym utraceniu równowagi i ponownym przytrzymaniu się silnych ramion bruneta.
- Myślę, że jednak asekuracja się przyda…- odparł Peter ostrożnie odwracając Debs w swoją stronę. Była filigranową blondynką z burzą loków i dużymi niebieskimi oczami, które zahipnotyzowały go na ułamek sekundy. – policzę do trzech i stracisz na moment grunt pod nogami, ok.?- powiedział puszczając jej oczko. Że wygląd bruneta zaparł dech w piersiach Debi, nie mogła ona wykrztusić ani słowa. Kiwnęła jedynie głową i zamknęła oczy przygotowana na wszystko, jak jej się zdawało. I rzeczywiście straciła grunt pod nogami, jednak w sensie dosłownym, a nie jak myślała metaforycznym. Peter miał ochotę głośno się roześmiać widząc usta blondynki ściągnięte w subtelny dziubek, gotowe na pocałunek. Jednak jak na gentelmana przystało nie chciał wprowadzić jej w zakłopotanie dlatego też, zdusił rozbawienie w zalążku. Odliczył na głos do trzech po czym chwycił ją na ręce i wniósł do domu…
Megan z nie dowierzaniem przypatrywała się całej scenie, która się przed nią rozgrywała. – Więc chyba może być gorzej – powiedziała na głos kiedy już została sama na wycieraczce przed domem. Wpatrywała się tempo w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała jej przyjaciółka. Rozmyślała kim może być owy przystojny brunet dla jej małżonka. Po jego stroju, czyli białym podkoszulku, dresowych spodniach i fartuchu do gotowania wnioskowała, że jest przyjacielem domu, ale na ile bliskim? Może to jakaś rodzina, chociaż zestawiając sobie obu panów to jedynym dla niej czynnikiem ich łączącym był wzrost.- Obaj są wysocy, no i grzechem byłoby nie przyznać, że przystojni, jednak nic ponadto… Ale może to być bardzo daleka rodzina, piąta ciotka po kisielu… - pomyślała przenosząc wzrok na samochód jej marzeń, który stał na podjeździe przed domem. Wówczas spoglądając na owy cud mechanizacji w tle dojrzała po drugiej stronie ulicy dwóch mężczyzn trzymających się za ręce. - Dobry Boże…- jęknęła z przerażeniem na samą myśl jaka zrodziła się w jej głowie. Modliła się w głębi duszy, aby głupie domysły pozostały tylko domysłami. Starała się przekonać samą siebie, że przecież żaden zdeklarowany homoseksualista nie ożeniłby się. No chyba, że Ben byłby niezdeklarowany, a swoją odmienną orientacje odkryłby dopiero po sakramentalnym „tak”.- Chce rozwodu? – spytała sama siebie w dalszym ciągu rozmyślając – No chce… ale przecież to nie oznacza, że jest gejem, może równie dobrze mieć narzeczoną… Poza tym po cholerę mi to wiedzieć…
-Długo będziesz tak siedzieć?- rozmyślania Megan przerwał Ben, który oparty o framugę drzwi przyglądał się jej uważnie od kilku minut. – Debi chce już zaczynać ten cyrk, zresztą ja także. Im szybciej tym lepiej - Szatynka przełknęła głośno ślinę i nie zawracała sobie głowy tym co mówi do niej jej małżonek. Taksowała go wzrokiem z góry na dół, próbując znaleźć odpowiedź na swoje pytanie, bo przecież spytać wprost byłoby za prosto. Czarna bokserka ukazywała wysportowaną sylwetkę, jednak do stylu homoseksualisty było jeszcze daleko. Seksowanie rozczochrane włosy wraz z subtelnie muśniętą słońcem karnacją mogły wskazywać bardziej na faceta metro seksualnego, niż geja. Z kolei potargane i wybrudzone smarem jeansy, które miał na sobie, a przy tym wszystkim skwaszony wyraz twarzy, były jawnym zaprzeczeniem jednego i drugiego.
- Zjadłeś cytrynę? – rzuciła w dalszym ciągu analizując orientację swojego męża. – wygląda na hetero…- mruknęła pod nosem, ale coś wewnętrznie nie dawało jej spokoju i wtedy też wpadła na jedyny sposób rozwiania swoich wszelkich wątpliwości, a przy okazji zaspokojenia ciekawości.
- Słucham? Możesz powtórzyć…- odparł Beniamin udając, że niedosłyszał kąśliwej uwagi na temat swojego grymasu. Nie miał najmniejszej ochoty na bezsensowne dyskusje. Od uderzenia zaserwowanego przez żonę głowa mu pękała, a kłębiące się myśli na temat jej płci dodatkowo potęgowały ból. Teraz nie miał cienia wątpliwości, że wyszedł za kobietę, która kiedyś była mężczyzną i w dalszym ciągu ma ten swój pierwiastek męski w sobie. Powoli już zaczynał godzić się z tym faktem, bo cóż innego mu pozostało, aczkolwiek nie oznaczało to wcale, że da im szanse. Po jego trupie!
Megan wzięła głębszy oddech. Wstała ostrożnie i przystanęła tuż przed Benem, który zdawało się, że myślami jest gdzieś daleko. Dostrzegła zaczerwienienie u nasady jego nosa, którego była sprawczynią i jednocześnie przypomniała sobie o własnej kontuzji. Spojrzała ukradkiem na nadgarstek, którego wielkość zwiększyła się dwukrotnie, a ból z nim związany stał się już czymś „normalnym”. – Będzie szyna jak nic – pomyślała zirytowana swoją głupotą, impulsywnością i „szczęściem”. Jednak dopóki nie rozwieje swoich wątpliwości, pogotowie i szyna muszą poczekać. Policzyła do trzech i szybkim ruchem zarzuciła Benowi zdrową rękę na ramię, a sama przyssała się do jego ust jak pijawka. Czuła, że był zaskoczony, ale z samego początku nawet skory do poddania się pieszczocie. Niestety nie minęło więcej niż pół minuty, a poczuła, że odskakuje od niej jak oparzony. Ona z kolei ledwo pohamowała się od okazania swojej frustracji o którą nawet się nie podejrzewała.
-Odbiło Ci?!- wrzasnął na całe gardło, a jego skwaszona mina przybrała jeszcze bardziej wzburzony wyraz twarzy. Wewnętrznie czuł obrzydzenie i chęć uderzenia szatynki, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał, ale dłonie w dalszym ciągu miał mocno zaciśnięte w pięści.
- Masz narzeczoną? – spytała krótko Meg spoglądając na niego z przerażeniem i nadzieją zarazem, zagryzając przy tym nerwowo dolną wargę.
- Brońcie Panie Boże – odparł zdezorientowany tym pytaniem. Megan natomiast poczuła się jakby dostała obuchem między oczy. Zamrugała nimi kilka razy i potrząsnęła głową starając sobie to wszystko uporządkować. Dodatkowo uszczypnęła się w rękę chcąc upewnić się czy aby na pewno to wszystko dzieje się naprawdę. Wówczas nad głową Bena pojawił się czerwony neon z migającym napisem „ Czyli jednak jesteś gejem…”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|